Zaciekła obrona knotów wolności

Obrazek użytkownika coryllus
Kraj

Od dłuższego czasu pojawia się w salonie niejaki Mostol, który jak większość prowokatorów i zdrajców usiłuje się jakoś uwiarygodnić. Zwykle agenci czynią to dopisując sobie jakąś budującą sentencję, albo myśl głęboką wyrażoną w języku zagranicznym lub wymarłym. Mostol poszedł dalej, on umieścił na swoim blogu obraz Rembrandta pod tytułem „Jeździec polski”. Ma to świadczyć o tym, że Polak z Mostola co najmniej taki jak z tego jeźdźca na obrazie. Człowiek ten, choć słowo człowiek jest w tym miejscu całkiem nie a propos, poświęca co jakiś czas notkę mojej osobie sugerując, że ja się zajmuje w salonie działalnością zmierzającą do likwidacji wolności słowa w Polsce. Niszczę jakieś „knoty wolności” czy je czymś zalewam, już dokładnie nie pamiętam, w każdym razie on o tych knotach napisał, a potem notkę tę wyrzucił. Później wrzucił drugą, w której znalazła się sugestia, dotycząca mojej niedoszłej współpracy z nowym „Uważam Rze”. Otóż Mostol sugeruje, że sam fakt iż Jan Piński do mnie zadzwonił pogrąża mnie w oczach ludzi uczciwych. Opinii tej przyklaskuje doktor filozofii z Krakowa (;-) Jerzy Bukowski podpisujący się nickiem sowiniec. Ponieważ ja nie znam Jana Pińskiego, nie wiem czy jest on uczciwy czy nie i nigdy nie przeczytałem ani linijki jego tekstu, nie umiem sam ocenić czy ów kontakt z nim pogrążył mnie w oczach ludzi uczciwych czy nie. Przyznam się, że niewiele mnie to obchodzi. Chciałem jedynie nadmienić, że jeśli pod nickiem Mostol kryje się ktoś z administracji salonu, jakiś znajomy braci Karnowskich lub ich współpracownik, ewentualnie ktoś zatrudniony w jakimś innym „niezależnym” medium, albo wręcz jakiś kolega Rafała Ziemkiewicza, to dobrze mu radzę, żeby przestał. Straszył nie będę, ale uważam, że dobra rada od doświadczonego blogera to jest cenna rzecz i nie warto jej lekceważyć. Szczególnie jeśli się kogoś nazwało łajdakiem.
Nie poświęciłbym Mostolowi ani linijki tekstu, gdybym nie przeczytał ostatniej notki napisanej przez giz3 miasto. Notka ta poświęcona jest ostatniemu numerowi Rzeczpospolitej, której przewodzi Bartosz Węglarczyk. Giz z niejakim zdziwieniem, którego próżno szukać u Mostola, konstatuje, że wśród autorów starego-nowego dziennika znajdują się takie nazwiska jak Igor Janke, Filip Memches, Piotr Semka, Robert Mazurek, Jacek Bartyzel. Nazwiska te umknęły jakoś uwadze strażnika knotów wolności podpisującego się nickiem Mostol. Najpewniej dlatego, że część owych obrońców wolności słowa i czystości doktryn jest mu doskonale znana i uważa on, że oni i tylko oni powinni mieć dostęp do pieniędzy generowanych przez przedsiębiorstwa działające w prawicowej niszy, mają bowiem na to certyfikaty wydane im przez „niewiadomokogo”. Jeśli pojawia się ktoś inny, kto radzi sobie bez pośrednictwa, bez wsparcia tych mędrców oraz ich znajomych wtedy wysyła się na niego Mostola strażnika knotów.
Ponieważ ja nie mam zamiaru ani na jotę zmieniać zdania na temat tak zwanych „naszych”, mogę jedynie potraktować mostola i jego kawałki jako próbę osłabienia mojej pozycji na rynku i zdeprecjonowania jej, czyli mówiąc wprost jako działanie na szkodę spółki. I tak to właśnie potraktuję.
Dlaczego tak, a nie inaczej. Wezmę przykład z braci Karnowskich, którzy zapowiedzieli, że odwołają się do sądu ponieważ nowe-stare Uważam Rze nosi podtytuł „tygodnik autorów niepokornych”. To jest według Karnowskich niedopuszczalne, ponieważ nie ma tam już autorów niepokornych, zostali sami pokorni. Niepokorni zaś, to ci co odeszli, a więc przede wszystkim oni, Paweł Lisicki no i cała reszta. Będzie więc mam nadzieję sąd, w którym rozstrzygnie się już definitywnie i raz na zawsze czy Semka z Mazurkiem są niepokorni, pokorni czy jacyś może jeszcze inni. Być może dojdzie nawet do demaskacji jedynej prawdziwej natury Mazurka, Semki, Bartyzela i Jankego, a ona okaże się ani pokorna, ani niepokorna, tylko całkiem inna. Czekam z utęsknieniem na ten pozew. Tym bardziej, że Karnowski zarysował całą sytuację wokół Uważam Rze w sposób mistrzowski i dramatyczny, napisał jak to przez utworzeniem tygodnika Urze, zobaczył błysk w oku Lisickiego, jak zmagali się długo z niepewnością, jak kalkulowali ryzyko, po to by wreszcie odnieść sukces. Czytałem to i czytałem i wyjść z podziwu nie mogłem, albowiem przypomniało mi się, że mój kolega Rysio, który nie potrafił skończyć technikum leśnego. On właśnie w identyczny sposób opisywał na sprawdzianach z biologii toki cietrzewi, zakończone kopulacją samca z samicą. No, ale Rysio miał poważne deficyty, o które ani Karnowskiego, ani Lisickiego podejrzewać w żaden sposób nie można.
Na koniec zarysujmy sytuację: mamy oto prawicowy rynek mediów, z jednej strony stoją bracia Karnowscy, którzy chcieliby się podzielić tym tortem z Tomaszem Sakiewiczem i z nikim więcej, albowiem on się tak wyraźnie od nich różni, że nie ma niebezpieczeństwa iż wchodzić sobie będą w paradę. Jest jednak Hajdarowicz, który jak gdyby nigdy nic zajmuje się wydawaniem tygodnika autorów niepokornych i dziennika takich samych autorów, w którym znaleźć można popularne na prawicy nazwiska. I tu już robi się nerwowo, bo jakoś trzeba zdezorientowanych ludzi do siebie przekonać, a każdy czytelnik jest ważny. No i są jeszcze blogerzy, którzy odnoszą się do tego wszystkiego bez krzty zrozumienia i powagi, bo nie obchodzi ich los ojczyzny udręczonej i nie rozumieją, że wszystko co czynią dziennikarze z wymienionych wyżej pism, to czyny patriotyczne i gesty wykonane wprost po to, by uratować z otchłani ojczyznę naszą udręczoną. I ja tu chciałem przypomnieć jedną mało śmieszną anegdotę przedwojenną dotyczącą IKC, takiej gazety – Ilustrowanego Kuriera Codziennego. Otóż wyśmiewano się z tego pisma w ten sposób: aktor kabaretowy stawał przed mikrofonem i podniosłym głosem mówił: Przyjmujemy ogłoszenia....tu głos zawieszał, a po chwili tonem jeszcze bardziej grobowym dodawał....O Polsko! Dziś jest jeszcze gorzej, co można oczywiście interpretować w sposób skrajnie pesymistyczny wieszcząc, że nadchodząca wojna będzie znacznie gorsza od ostatniej, bo też i deprawacja „naszych” jest znacznie większa. Interpretacja taka nie jest jednak jedyną i można się też po prostu z nich wszystkich pośmiać.

Na koniec wiadomość: do końca roku „Baśń jak niedźwiedź” sprzedawana będzie w pakiecie pod dwa tomy, w cenie 60 złotych plus koszta przesyłki. Taka świąteczna promocja, a do końca roku dlatego, żeby prawosławni też mogli sobie kupić pod choinkę tę piękną i potrzebną książkę. W promocyjnej cenie jest również „Atrapia” - 15 złotych plus koszta wysyłki. Zapraszam www.coryllus.pl

Brak głosów

Komentarze

I po co Ci to było,Coryllusie? Zobacz,ile knotów zebrało się pod Twoim wpisem.Podobno najdzielniejsza armia świata ma  karabiny do strzelania zza węgła.Mają zagiętą lufę. 

"Nie lękajcie się!" J.P.II

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie lękajcie się!" J.P.II

#312844

Po bełkocie uzupełnianym reklamą,
nareszcie coś wielce sensownego.
"Podobno najdzielniejsza armia świata ma karabiny do strzelania zza węgła.Mają zagiętą lufę."
Bo to jest pierwsze wytłumaczenie samobójstwa policjanta,
zabijającego się strzałem w kark.

Vote up!
0
Vote down!
0

Tylko ta myśl ma wartość, która przekona kogoś jeszcze

#312846

No jak to po co? Chodzi o reklame wlasnej ksiazki, wiec im temat bardziej kontrowersyjny, tym wiecej przeczyta i dowie sie o nowej pozycji. Ja nie kupie! Tekst mi wystarczy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#312857