Trotyl jednak jest?!
Wprawdzie nie w oświadczeniu osławionego płk. Szeląga z NPW ale w wynikach badań naukowców z USA, którym rodzina śp. Ewy Bąkowskiej, niezbyt ufając różnym Parulskim, Klichom i moskiewskim sejfom, przekazała do badań fragmenty ubrania i inne rzeczy ze Smoleńska. Z ekspertyzy jaką dziś opublikował na swoim blogu, współpracujący z Zespołem Parlamentarnym, prof. Kazimierz Nowaczyk (znany również pod nickiem Kano, ten sam którego administracja s24 pogoniła gdy ujawnił swoją tożsamość) możemy dowiedzieć się o wykryciu śladów TNT w trzech przebadanych próbkach. To wstępne badania wymagające jeszcze potwierdzenie ale w świetle ostatniej burzy wokół artykułu Cezarego Gmyza bardzo ważne dla opinii publicznej.
Link do publikacji na stronie Kazimierza Nowaczyka:
http://naszeblogi.pl/33530-trotyl-wyniki-pierwszego-testu
PS
Na Obserwator.com ciekawy artykuł Marka Dąbrowskiego, potwierdzający wnioski nt. operacji „Trotyl”. http://obserwator.com/blog/autor:5049f14c-b854-41f9-a10d-74e55bd6007b/obserwacje/kombinacja-operacyjna-tnt
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1711 odsłon
Komentarze
Re: Trotyl jednak jest?!
2 Listopada, 2012 - 13:02
tekst Marka Dąbrowskiego pojawił się na Niepoprawnych znacznie wcześniej niż na Obserwatorze
http://niepoprawni.pl/blog/2140/kombinacja-operacyjna-tnt
pozbywanie się blogerów przez s24 pokazuje jakie to "niezależne forum publicystów" oraz wskazuje, że nie zależy im na odsłonach i zarabianiu kasy
Wuj Mściwój
2 Listopada, 2012 - 13:25
Przegapiłem ten tekst na niepoprawnych, to drugi taki przypadek.
Co do s 24, przypadek Kano (Kazimierza Nowaczyka) obrazuje najlepiej sytuację.
Gdzie są nasi pasterze - tak naprawdę po której stronie
2 Listopada, 2012 - 13:25
Oto dobry tekst Jan Pospieszalskiego
Eminencjo! Wielebny kardynale.
To święte słowa! Od 30 miesięcy wielu wiernych czekało na takie właśnie pasterskie pouczenie. Jestem przekonany, że ta myśl nie dawała księdzu spokoju już 10 kwietnia 2010 r. gdy dziennikarze i politycy przemycali tezę o błędach pilotów, co zeszli we mgle poniżej dozwolonej wysokości. Myślę, że jeszcze bardziej wstrząsnęły Kardynałem słowa: „Pozostaje pytanie – kto ich do tego zmusił?” Refleksja o potrzebie odpowiedzialności za słowo, szczególnie gdy nie ma się „pewności zdarzeń” musiała z całą mocą powracać z każdym newsem: o „debeściakach”, o strasznie twardej brzozie, potem o pijanym generale, który podobno jako pasażer miał zwyczaj siadać za sterami samolotów. Tylko wielkim opanowaniem i kulturą osobistą, tłumaczyć należy brak reakcji księdza Kardynała, gdy zanim cokolwiek oficjalnie ogłoszono, pan prezydent Komorowski publicznie obciążył pilotów, mówiąc, że przyczyna katastrofy jest „arcyboleśnie prosta”.
Domyślam się, ile Kardynała kosztowało, by powstrzymać się od zwołania w Kurii konferencji prasowej, gdy ogłoszono raport ministra Millera. Przecież każde dziecko wie, a już biskupi na pewno, że komisja Millera nie dysponując dowodami, bez badań wraku, bez czarnych skrzynek, mając niekompletne zapisy stenogramów, wobec zmienianych, różnych wersji zeznań kontrolerów z lotniska w Smoleńsku, nie mogła mieć „pewności zdarzeń”. Nie mieli też „pewności zdarzeń”- (co Kardynał zapewne bardzo boleśnie odczuł) dziennikarze i politycy, którzy natychmiast po wiadomości o śmierci śp generała Petelickiego i śp chorążego Remigiusza Musia, wyrokowali o samobójstwie. Gdy dziś Kardynał mówi o tym, że „każde wypowiadane – zwłaszcza przez dziennikarza czy polityka – słowo powinno budować” domyślam się, co ksiądz musiał przeżywać czytając i słysząc ataki, ironię i szyderstwa wobec tych, co ze względu na brak „pewności zdarzeń” odrzucali rządową, czyli rosyjską wersję katastrofy.
Jak bardzo musiały ranić Kardynała okładki tygodników z krzyżem, samolotem, z wielkimi tytułami „Sekta smoleńska”. Czy takie okładki mogą budować? Jak daleka od budowania była wypowiedź znanej księdzu dziennikarki tvn – Katarzyny Kolendy Zaleskiej, która cytowała słowa Jarosława Kaczyńskiego o „prawdziwych Polakach”. A przecież mamy pewność, że zdarzenie to wyglądało zupełnie inaczej, że te słowa nigdy nie padły. Wyobrażam sobie ten ból Eminencji, gdy premier Tusk, wobec wdów smoleńskich, pozwalał sobie na sugestie, iż ich aktywność wynika z chęci uzyskania odszkodowań. Jakim zaprzeczeniem budowania były słowa Donalda Tuska z mównicy sejmowej, gdy obciążał śp prezydenta Kaczyńskiego winą za przymuszenie tak wielu osób do udziału w tragicznym locie. Domyślam się, że wiele nie wymienionych tu przykładów urągających idei budowania i nie mających nic wspólnego z odpowiedzialnością za słowo, kardynał jeszcze zauważył. Że w milczeniu, samotnie, w zaciszu Kurii, trzeba to było wszystko znosić. Sądzę, że to trudne doświadczenie.
Nie mogę tylko pojąć, dlaczego teraz Kardynał przerywa milczenie?
Jan Pospieszalski