Donald Tusk punktuje

Donald Tusk dwoi się i troi by wykreować siebie na głównego aktora igrzysk o nazwie Euro 2012.

Były więc loty helikopterem nad piaszczystymi traktami zwanymi w Polsce przejezdnymi autostradami, była nie pamiętana od zamierzchłych czasów podróż pociągiem ekspresowym II klasy, był propagandowy mecz piłkarski w Rzymie między starannie wyselekcjonowanymi parlamentarzystami polskimi i ich odpowiednikami włoskimi, w czasie którego nasz maestro, ku zachwytowi kilkunastu widzów, strzelił aż dwie bramki, niczym Messi.

Teraz, po oddaniu przejezdnego odcinka autostrady, niezmordowany Donald osobiście odcinek ten przejechał i sprawdził, w jakich warunkach będą kibice jechali na mecze Euro 2012. Ten ostatni wyczyn został przez dziennikarkę gazety Polska the Times Anitę Czupryn nazwany „zapunktowaniem” u kibiców. Jak w przypadku boksera Adamka.

Oto skala naiwności i dziennikarskiego poddaństwa. Wbrew wyobrażeniom niektórych kibice nie są tak durni jak pani ta sądzi. Również ta lepsza część, nie nazywana przez władzę bandytami, propagandowe posunięcia premiera ma w głębokim poważaniu. Bo nie liczą się tanie gesty, a stosunek do ruchu kibicowskiego jako całości. A ten jest powszechnie znany i przez kibiców właściwie oceniany.

Sugeruję, by Donald Tusk w dniu otwarcia mistrzostw ubrał się w kostium piłkarski z Orłem na piersi i przed meczem otwarcia pożonglował trochę piłką. Ku uciesze jego miłośników i gawiedzi. Dajmy widzom dużo najtańszej rozrywki. Może znowu zapunktuje, nie tylko u kibiców?