"New York Times" o Sprawiedliwych

Obrazek użytkownika Tomasz Sokolewicz
Kraj
Poland Leads Wave of Communist-Era Reckoning Cieszy mnie artykuł w NYT o Sprawiedliwych zilustrowany zdjeciem Kazimierza Świtonia, założyciela niezależnych Związków Zawodowych. Obserwujemy przebieg procesów sądowych, szczególnie tych, które dotyczą zabójstw działaczy niepodległościowych. Nie mamy nic wspólnego z KOR ani KOS :-) Można nas spotkać na fb: ]]>http://www.facebook.com/groups/173677226073124/]]> Na zdjęciu z 1981 prawdopodobnie mozna znależć i mnie. Dołączam link do artykułu ]]>www.nytimes.com/2012/02/21/world/europe/poland-leads-wave-of-communist-e...]]>
Brak głosów

Komentarze

Dziekuję za wazne linki.

Pozdrawiam serdecznie,

TJ.

Vote up!
0
Vote down!
0
#229158

Panie TSokolewiczu,

wiele razy pisał Pan, że dzieci komuchów nie mają udziału w winach ojców - np. pod tekstem "Krew generała".
W takim razie w odniesieniu do procesu o ochronę dóbr osobistych Mieczysława (nie żyje) i Jacka Pszonów kontra Roman Graczyk pytam:

Dlaczego potomkowie upominają się o nieskazitelność swoich przodków, skoro w żadnym razie nie wolno obarczać ich winami przodków? Czy nie jest to duuuuuża niekonsekwencja?

http://wpolityce.pl/wydarzenia/23568-rusza-kolejny-niepokojacy-proces-roman-graczyk-czuje-sie-celem-nagonki-srodowiskowej-zemsty-zmusic-do-milczenia

Graczyk mówi:
"Pozew jest sformułowany w ten sposób, że choć rzekomo nie piszę iż Pszon był tajnym współpracownikiem SB, to w istocie to piszę. A skoro tak to rzekomo naruszam dobra osobiste Jacka Pszona polegające na możliwości czci pamięci ojca. Taka jest ta konstrukcja. Publicysta podkreśla, że w książce używał bardzo precyzyjnych sformułowań i czuje się celem ataku i zemsty środowiskowej:
Chcą by pamięć o nich była nieskalana. Nie interesuje ich wiedza o jakiejkolwiek skazie na tych wizerunkach. A po co ten proces? Chodzi o ukaranie mnie. To element represji indywidualnej. Ale chodzi też o represję ogólną, by nie znalazł się nikt inny, kto podniesie rękę na ich świętości...
Instytut Pamięci narodowej, choć książka powstała w ramach jego prac, nie zainteresował się sprawą pozwu, nie zaoferował żadnej pomocy".

http://tarnowskikurierkulturalny.blox.pl/html
"Pracując nad portretem Pszona, mającym ukazać się na 10. rocznicę śmierci – spotkałem się z jego synem Jerzym, historykiem pracującym w krakowskim oddziale IPN. Chciałem nagrać jego wspomnienia o ojcu. Podczas rozmowy Jerzy Pszon nieoczekiwanie powiedział, że ojciec figuruje w archiwum SB jako tajny współpracownik, pod dwoma pseudonimami: „Geza” i „Szary”. Wyciągnął dokumenty, do których dotarł. Kłopot polegał na tym, że wynikały z nich wnioski sprzeczne. W jednych Mieczysław Pszon figurował jako „Szary” i „Geza”. Ale istniał też dokument, w którym mowa była o tym, iż nie udało się go zwerbować.
Jerzy Pszon próbował wyjaśnić, co kryje się za faktem, iż ojciec przez kilkanaście lat był zarejestrowany jako TW. Jak mówił, istniała możliwość, iż zgodził się on na współpracę z SB, aby ratować przed więzieniem jego, Jerzego. Za co? Miał dwie hipotezy. Pierwsza: że esbecja zaszantażowała ojca po tym, jak pod koniec lat 60. Jerzy wdał się w bójkę w krakowskiej restauracji z pracownikiem sowieckiego konsulatu. Druga: że esbecy namierzyli Jerzego podczas demonstracji w marcu 1968 r. Podczas rozmowy odniosłem wrażenie, jakby Jerzy Pszon miał poczucie winy wobec nieżyjącego już ojca. A w każdym razie, że opowiedzenie jego historii traktuje jako swoje zadanie".

******** Czy dzieci wszelkiej maści donosicieli powinny pracować w IPN? Ilu z nich uczciwie przyzna się do haniebnej przeszłosci ojców?
Czy uważa się Pan za sprawiedliwego, a jeśli tak, co
Pan sądzi o tym konkretnym procesie? Czy nadal pan utrzymuje, że dzieci nie mają udziału w winach przodków? A czy mają udział w chwale przodków?

Vote up!
0
Vote down!
0

Petronela

#229300

Na próżno szukać dzisiaj miejsca pochówku profesora Bolesława Franciszka Łazarskiego, chociaż do drugiej połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku jego grobowiec znajdował się na starym cmentarzu w Tarnowie. Sam grobowiec, co prawda pozostał, ale zniknęła z niego tablica nagrobna profesora i ślad po niej zaginął. Również, pomimo wielu poszukiwań, nie zdołaliśmy odszukać zdjęcia Bolesława Łazarskiego, jakby ktoś w dalekiej przeszłości postarał się o zatarcie pamięci po wielkim tarnowianinie. Był rok 1914, gdy do naszego miasta przyszli rosyjscy okupanci i wbrew najczarniejszym scenariuszom, okazali się ludźmi bardzo spokojnymi, nie szczędzącymi wysiłków na rzecz naszego grodu i okolicy. Wybudowali most na Białej i pomagali miejscowym, na ile pozwalało im żelazne prawo wojny. Po kilku miesiącach zostali wyparci przez wojska austriackie, które z całą bezwzględnością zaczęły rozliczać mieszkańców za zbyt przychylne stosunki z poprzednikami. Nastały krwawe czasy tak zwanej szpiegomanii, które doprowadziły do śmierci kilka tysięcy Polaków zamieszkałych w Galicji. Posypały się donosy, w których sąsiad donosił na sąsiada, brat na brata, syn na ojca, a sąd wojenny w Rzeszowie pracował niemal od świtu do świtu. Profesor, z racji posiadania zięcia, rosyjskiego oficera, stanął przed tym bezdusznym sądem wraz z czterema towarzyszami niedoli, jako jeden z pierwszych i po ekspresowym zbadaniu sprawy został skazany na śmierć przez powieszenie. Tuż obok niego zawisł na szubienicy inny tarnowianin, znany kamieniarz i twórca wielu nagrobków na cmentarzu starym, Paweł Musiał. Do Rzeszowa poszli na piechotę, ponieważ pociągi osobowe ze względu na wojnę nie jeździły i tam już pozostali. Profesor Łazarski podczas procesu nie chciał się rozpaczliwie bronić i tłumaczyć, a w swoim ostatnim słowie powiedział: „Byłem zaproszony na raut przez mojego zięcia, a przez wzięcie udziału w uroczystościach nie widzę zdrady stanu. Nigdy nie byłem żadnym szpiegiem i nie będę nim. Moim dążeniem było zawsze zjednoczenie narodów słowiańskich i widzieć wolną i niepodległą Polskę. Niewinny jestem, a winni są ci, którzy mnie obwinili.”.

Poznając podobne historie innych ludzi z opisywanego okresu, można dojść do pewnej i śmiałej konkluzji, że tymi słowami profesor Łazarski wydał sam na siebie wyrok, albo przyczynił się do własnej śmierci w sposób znaczny. Otóż, w czasie I wojny Austriacy z całą bezwzględnością swojej siły tępili na każdym kroku wszelkie objawy prosłowiańskich idei, które wywodziły się historycznie z wrogiej im Rosji. Jednakże skazani na śmierć, w takim samym pośpiechu jakim zostali zaprowadzeni na szubienice, byli ułaskawieni i oczyszczeni z winy szpiegostwa. Szczątki Bolesława Łazarskiego sprowadzono do Tarnowa dopiero w 1925 roku.

Bolesław Franciszek Łazarski urodził się w dzień Wigilii, w Tarnowie, 1865 roku, jako syn Ignacego i Agnieszki z domu Bogdas, której ojciec był jednym z pierwszych chłopskich posłów do austriackiego parlamentu. Po ukończeniu szkółki wydziałowej rozpoczął naukę w tarnowskim gimnazjum, a po zdaniu egzaminów maturalnych dostał się bez żadnego trudu na wydział prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po zaliczeniu pierwszego roku musiał porzucić studia ze względu na początkującą gruźlicę i powrócił do rodzinnego Tarnowa. Swoją karierę nauczycielską rozpoczął od stanowiska w szkole wiejskiej, w Juszczynie, a następnie w Tuchowie. Po spokojnym i stabilnym okresie życia powrócił do zdrowia i zdecydował o kontynuowaniu studiów prawniczych, co zaowocowało ukończeniem wydziału prawa i filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Miał wtedy zaledwie trzydzieści lat.

Po studiach powrócił do Tarnowa i rozpoczął pracę w seminarium nauczycielskim, gdzie uczył przedmiotów ścisłych, aż do swojej tragicznej śmierci i został zapamiętany przez uczniów jako wybitny matematyk i fizyk. Pisał podręczniki szkolne, a poziom naukowy owych dzieł spowodował, że szybko został zauważony przez władze szkolne i za swoje uzdolnienia naukowe był powołany w skład komisji egzaminacyjnej dla nauczycieli szkół ludowych. Nadmiar pracy i zbyt intensywne angażowanie się spowodowało, że odnowiła się profesorowi Łazarskiemu gruźlica. Po rocznym pobycie na kuracji w Bukowinie pod Zakopanem powrócił do Tarnowa bez reszty zafascynowany pięknem Tatr i zaczął propagować turystykę górską w naszym mieście. Przewędrował całe Tatry, a nawet, jak podają luźne informacje, także Alpy.

Zajął się również raczkującą w tamtych latach fotografią, robiąc zdjęcia z każdej wyprawy, tworzył albumy i wystawiał je na licznych konkursach fotograficznych, zdobywając medale uznania. Być może, ta pasja przywróciła profesorowi zdrowie na tyle, że mógł powrócić do pracy pedagogicznej w seminarium nauczycielskim. Pisał piękne sonety, które cieszyły się uznaniem u czytelników, ale choroba i silny wstrząs spowodowany śmiercią kilkunastoletniego syna – zmarł na zapalenie płuc – profesor popadł w depresję i zaczął szukać pomocy w spirytyzmie. Od tego czasu zaczął uchodzić w tarnowskich kręgach nauczycielskich za dziwaka, a nawet był postrzegany jako psychicznie chory. Był niesamowicie aktywny, działał w licznych organizacjach i towarzystwach, głównie demokratycznych. Był narodowym demokratą, propagował postępowość ruchów demokratycznych i jednocześnie słowianofilskich i panslawistycznych. To szerokie spektrum polityczne i rozdwojenie poglądów sprawiało, że profesor Łazarski co raz bardziej zagubiał się w swoich poglądach, które, jak pisaliśmy wyżej, sprowadziły na niego śmierć.

Aresztowany i powieszony w maju 1915 roku, w Rzeszowie, powrócił do Tarnowa po dziesięciu latach i spoczął na starym cmentarzu, pochowany w rodzinnym grobowcu, leżącym w kwaterze VII. Osierocił pięcioro dzieci, a jedna z jego córek była znaną przedwojenną pisarką, podpisującą się pseudonimem artystycznym Stella Olgierd, której po II wojnie wszystkie dzieła nakazano zniszczyć bezpowrotnie, bowiem okazało się, że Stella pisywała w czasie okupacji hitlerowskiej do niemieckich „gadzinówek” – ile w tym prawdy? – Zmarła w 1958 roku, w Warszawie. Była przyjaciółką książąt i dam z pierwszych stron gazet. Tę jakże dziwną prawdę, lub półprawdę o życiu profesora Bolesława Łazarskiego starali się opisywać niemal wszyscy historycy tarnowscy, ale po której stronie ona leży? Jedyną pamiątką po profesorze Łazarskim jest stojący do dzisiaj jego dom przy ulicy Nowy Świat i PCK, zaprojektowany prawdopodobnie przez Janusza Rypuszyńskiego, miejskiego budowniczego.

Jerzy Reuter – Gazeta Krakowska( za - A. Sypek, Bolesław Franciszek Łazarski [w:] S. Potępa, A. Sypek, M. Trusz, Cmentarz Stary w Tarnowie)

Vote up!
0
Vote down!
0
#229288

Wklejam fragment tej długiej historii:

Był rok 1914, gdy do naszego miasta przyszli rosyjscy okupanci i wbrew najczarniejszym scenariuszom, okazali się ludźmi bardzo spokojnymi, nie szczędzącymi wysiłków na rzecz naszego grodu i okolicy. Wybudowali most na Białej i pomagali miejscowym, na ile pozwalało im żelazne prawo wojny. Po kilku miesiącach zostali wyparci przez wojska austriackie, które z całą bezwzględnością zaczęły rozliczać mieszkańców za zbyt przychylne stosunki z poprzednikami. Nastały krwawe czasy tak zwanej szpiegomanii, które doprowadziły do śmierci kilka tysięcy Polaków zamieszkałych w Galicji. Posypały się donosy, w których sąsiad donosił na sąsiada, brat na brata, syn na ojca, a sąd wojenny w Rzeszowie pracował niemal od świtu do świtu. Profesor, z racji posiadania zięcia, rosyjskiego oficera, stanął przed tym bezdusznym sądem wraz z czterema towarzyszami niedoli...

******** PANIE, CO TO ZA JEZYK I PROPAGANDA?!!!! z którego roku jest tekst? Coś pan miał na myśli, wklejając toto?

Vote up!
0
Vote down!
0

Petronela

#229305