Humanitaryzm, terroryzm,retusz historii w penej zgodzie

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

zależnie jak on historię traktuje, potrafi pogodzić te antypody. Wszakże niejeden czyni to na naszych oczach. Nie szkodzi, że nie jest traktowany poważnie. Tu w grę wchodzi wykonanie zamówienia, albo jego własne przekonanie, że jeśli fakty mu przeczą, tym gorzej dla faktów.

Stokroć gorzej dzieje się, kiedy artysta się za to bierze. On ma licencję, a często także talent. Nieważne, czy idzie na kompromis z prawdą, czy w imię swoiście pojmowanych ideałów humanitarnych koligaci się z terroryzmem w jakiejkolwiek ten byłby postaci. Zwłaszcza jeśli stoi za nim państwo. Artysta z własnego upodobania, z chęci przysłużenia się komuś, a komuś innemu dając kopniaka, godzi ze sobą te przeciwieństwa i przedstawia prawdę już tylko w swojej wersji, zwykle na czyjeś zamówienie. Znamy to aż nadto dobrze, a koniec PRL bynajmniej nie oznacza końca tej obrzydliwej chałtury.

Ona nadal ma popyt. Nadal często powtarza się filmy Czterej pancerni i pies – być może ze względu na aktorów. A przecież jest to żenująca parodia wojny i braterstwa broni z „autorami” Katynia. Nadal idzie serial Stawka większej niż życie. Choć każdy myślący człowiek musi zadać sobie pytanie, jak to było, że Niemcy tak głupi, jak w tym filmie pokazani, potrafili zawojować niemal całą Europę? A przecież produkcja takich propagandówek nie tylko do takich obrazów się ograniczała.

Proceder ten nadal kwitnie, choć inne cele mu przyświecają i komu innemu służy. Niedawno na internacie rzucał się w oczy napis :

Prima Aprillis już był, więc to, niestety, prawda? Agnieszka Holland przygotowuje film o... migrantach z granicy polsko-białoruskiej?

filmie jeszcze nic pewnego nie można powiedzieć, ale „Gazeta Wyborcza” informuje, że ma on opowiadać o sytuacji migrantów na granicy polsko-białoruskiej. Już samo nazwanie atakujących granicę polską „uchodźcami” wskazuje na tendencyjność. Przygotowanie do filmu jest okryte dość szczelną tajemniczością. Zdjęcia w podwarszawskich lasach mają przekonać widzów, że „reżim pisowski” w nieludzki sposób traktuje ludzi szukających schronienia, a znajdujących na granicy polskiej cierpienie i śmierć. Co sama reżyserka o tym myśli widać z wywiadu jaki udzieliła ona dziennikarzowi TVN: „Gdyby spojrzeć na to z tego punktu widzenia, to można powiedzieć, że wojna w Ukrainie została też wywołana w tym celu i te 8 mln ukraińskich uchodźców, którzy przeszli przez granicę Polski, jest bronią hybrydową Putina i Łukaszenki”. W ten sposób potraktowała pani Holland skądinąd oczywisty fakt trwania wojny hybrydowej Łukaszenki przeciw Polsce. Ktoś kto rzekomo chce stworzyć rzeczowy film na temat tragedii rozgrywającej się na granicy państwa, które nie tylko we własnym interesie, ale także ze zobowiązania wobec Unii Europejskiej ma obowiązek strzec tej granicy, a wypowiada taką przewrotną opinię dowodzi, że czerpie inspirację zarówno od Łukaszenki jak i od Putina.

Coś takiego może nie dziwić u takiej Ohojskiej czy jej podobnych, choć jak by nie było, niby polskich polityków ale reżyser filmu powinien mieć rozeznanie sprawy, którą się zajmuje oparte na materiale obiektywnym i wiarygodnym.

Joanna Lichocka o filmie mówi, że "to jest element walki z polskim rządem", a zarazem element wojny z polskim państwem w obliczu wojny hybrydowej, jaką Rosja prowadzi z Polską". Lichocka dalej mówi o „naiwności i dobroduszności różnych osób po lewej stronie, po liberalnej stronie świata kultury”, a także o braku u nich „mądrości politycznej”. Dodałbym, że bardziej jeszcze brakuje im zwyczajnej ludzkiej uczciwości. Ale w opluwaniu Polski zawsze ważną rolę grało i gra wyrachowanie. Zresztą działalność Agnieszki Holland pod tym względem odnosiła sukcesy, gdyż pani ta pod tym względem przewyższa wielu domorosłych twórców i potrafi tę łyżkę dziegciu zręcznie wsączyć do beczki miodu.

Przychodzi mi tu na myśl film „W ciemności”. Film szeroko znany i chwalony. Jako dokument odnotowujący wprost heroiczny ratunek dla Żydów zagrożonych śmiercią, podobnie zresztą a jak ze śmiercią igrali pomagający. Film jednak zaledwie półgębkiem przyznaje, że Socha, główny bohater to może nawet kiedyś trochę pijaczek i cwaniak, ale potrafił wznieść się na wyżynę bezinteresownej filantropii. Całą społeczność polską prezentuje film jako nie odbiegającą od tych pracowników kanalizacji miejskiej.

To, co zaskakuje – czytamy w jednej z recenzji (Piotr Zychowicz)– , to groteskowe, wykrzywione przedstawienie narodu polskiego. O ile Żydzi z "W ciemności" są ludźmi wysokiej kultury i dobrych manier, oczytanymi, a nawet mają tytuły naukowe, to wszyscy Polacy są przedstawicielami warstw niższych. Robotnikami, kanalarzami, chłopami. Holland nie pokazała ani jednego polskiego inteligenta czy przedstawiciela podziemia niepodległościowego. Polacy to po prostu masa prymitywnych ludzi o grubej fizjonomii, starających się jakoś przetrwać okupację”. Czyż dziwota, że wśród takich wyrósł Socha, jego pomocnicy, ale także szmalcownicy, geszefciarze? Co prawda byli wszędzie, nie wyłączając Żydów, ale matecznikiem ich były te polskie niziny.

Czyż można się zatem dziwić, że na granicy z Białorusią kiełkuje ludobójstwo (masowe groby)? Nie, podobnie jak nie można się dziwić, dowiadując się, że Łukaszka i Putin to zwiastuny pokoju i humanitaryzmu, a pani Holland i także Polacy, ci z totalnej, to ich wierni sojusznicy. To, że Łukaszenka każe pędzić owych „uchodźców” na druty, to już tylko problem czysto techniczny.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (11 głosów)

Komentarze

Vote up!
1
Vote down!
0
#1651425

prof. Jerzy Robert Nowak

  • Reżyser filmowa Agnieszka Holland należy do najbardziej fanatycznych wyrazicielek fobii antyreligijnych i antypatriotycznych. Łączy je z ciągłym tropieniem antysemityzmu, zajadłą wrogością do prawicy i grubiańskimi atakami na rządzących dziś polityków PiS.

W wywiadach udzielanych przez Holland wciąż spotykamy się z negatywnymi uogólnieniami na temat Polaków jako Narodu, który jest rzekomo niedojrzały, antysemicki i ksenofobiczny, przesycony płytką nierozumną religijnością, etc., etc. Z taką werwą karcąca Polaków A. Holland faktycznie kontynuuje metody fanatycznej agitacji komunistycznej swych rodziców Henryka Hollanda i Ireny Rybczyńskiej. Ta para stalinowców z zajadłością uczestniczyła w nagonkach na nonkonformistycznych naukowców, m.in. w haniebnym donosie na znakomitego polskiego naukowca – profesora Władysława Tatarkiewicza.

23 grudnia 2006 r. Agnieszka Holland udzieliła obszernego wywiadu dziennikarzowi „Gazety Wyborczej” Romanowi Pawłowskiemu dla dodatku „Wysokie Obcasy”. Wywiad zatytułowany eufemicznie „Wszystko o moim ojcu” stanowił w znaczącej części stek kłamstw na temat ojca A. Holland. Prawdziwie rzetelny tytuł wywiadu mógłby brzmieć raczej: „Wiele kłamstw o moim ojcu”. Jaskrawym kłamstwem jest chociażby stwierdzenie dziennikarza „Wyborczej” R. Pawłowskiego sugerujące, że Henryk Holland jakoby tylko „Przez chwilę był wierzącym stalinistą (…)”. Otóż ta rzekomo króciutka „chwila” trwała w życiorysie Hollanda aż dziewiętnaście lat – od jego związania się w 1934 r. ze zdominowanym przez stalinistów polskim ruchem komunistycznym aż do jego brutalnego ataku w 1953 r. na naukowe dokonania nieżyjącego wówczas od wielu lat słynnego filozofa Kazimierza Twardowskiego.

Wyjątkowo bezczelnym kłamstwem jest stwierdzenie Holland na temat udziału jej ojca w relacjonowaniu dla Polskiego Radia sfabrykowanego procesu politycznego László Rajka w 1949 roku. A. Holland stwierdziła, broniąc zachowania jej ojca: „Wiem od mamy, że doświadczenie tego procesu było dla niego przełomowe”. Sugerowała w ten sposób, że H. Holland pod wpływem doświadczeń procesu zmienił się w sposób „przełomowy”, czyli nabrał głębokiego krytycyzmu wobec stalinizmu. Prawda była z gruntu odmienna. Właśnie po procesie L. Rajka w 1949 r. doszło do największych stalinowskich świnień w życiu H. Hollanda, m.in. do udziału w 1950 r. w podłym donosicielskim liście otwartym do prof. W. Tatarkiewicza, „zdemaskowaniu” w tymże 1950 r. jednego ze studentów jako „niebezpiecznego wroga” czy do późniejszego o trzy lata, brutalnego, paszkwilanckiego ataku H. Hollanda na twórczość prof. K. Twardowskiego (1953 r.).

Stalinowiec Henryk Holland

Cofnijmy się jednak na chwilę do wcześniejszego okresu życia Henryka Hollanda. Urodził się 8 kwietnia 1920 r. w Warszawie w ubogiej zasymilowanej rodzinie żydowskiej jako najstarsze dziecko Wiktora Hollanda i Franciszki z domu Likier. Według książki Krzysztofa Persaka „Sprawa Henryka Hollanda” (Warszawa, 2006 r., s. 133): „Od dwunastego do czternastego roku życia Holland należał do lewicowej syjonistycznej organizacji skautowej Haszomer Hacair, a w 1934 r. związał się z ruchem komunistycznym, wstępując do Rewolucyjnego Związku Młodzieży Szkolnej, który był przybudówką Komunistycznego Związku Młodzieży Polski. Rok później został przyjęty do KZMP. (…) Od jesieni 1936 r. Holland przez pół roku pełnił funkcję łącznika pomiędzy kierownikiem Centralnej Redakcji Krajowej KPP Abramem Kaganem a redakcją znajdującego się pod wpływem tej partii jednolitofrontowego „Dziennika Popularnego” (…)”.

Po wybuchu wojny H. Hollandowi udało się przedostać na tereny okupowane przez Związek Sowiecki – do Lwowa. Tam m.in. współpracował z osławioną sowiecką gadzinówką „Czerwonym Sztandarem” i z redakcją „Młodzieży Stalinowskiej”. W czerwcu 1943 r. wziął udział w pierwszym zjeździe Związku Patriotów Polskich, powołanego przez Sowietów dla przygotowywania działań na rzecz późniejszej stalinizacji Polski. 14 czerwca 1943 r. został przyjęty w stopniu porucznika do dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Od lutego 1944 r. był instruktorem w Wydziale Polityczno-Wychowawczym 2. dywizji. W listopadzie 1944 r. awansował na kapitana. W grudniu 1944 r. wstąpił do PPR. Już w kwietniu 1945 r. uzyskał pierwszy bardzo znaczący awans. Został redaktorem naczelnym tygodnika wspierającego komunistów pod nazwą „Walka Młodych” wydawanego przez Związek Walki Młodych. Kierował nim do września 1947 roku. W 1948 r. wybrano go do Rady Naczelnej i Zarządu Głównego Związku Młodzieży Polskiej. Pod koniec 1948 r. został członkiem komitetu redakcyjnego jednej z najbardziej ponurych gazet partyjnych sowietyzujących kraj – „Trybuny Wolności”. (...)

II Rzeczpospolita ze wszystkimi swoimi błędami i ograniczeniami była i tak prawdziwą oazą demokracji na tle sowieckiej krainy gułagów i wielkich czystek. Tylko ogromna ślepota i zacietrzewienie mogły decydować o wybraniu stalinowskiej Rosji kosztem Polski. Dodajmy, że to optowanie na rzecz Związku Sowieckiego za każdym razem oznaczało równoczesną zdradę Polski, wejście na drogę czerwonej Targowicy.

Wbrew kłamliwym tłumaczeniom Agnieszki Holland nie ma żadnego usprawiedliwienia dla wieloletniego związania się jej ojca ze stalinizmem i szkodzenia przezeń tym wszystkim, których uważał za wrogów systemu. Pamiętać trzeba jednak, że sam Henryk Holland w końcu zapłacił bardzo wysoką cenę za swój prokomunistyczny wybór. (...)

Cytaty za: https://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/czerwone-dynastie-fobie-agnieszki-holland/

Vote up!
0
Vote down!
0

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1651504