Tu leży pies pogrzebany

Obrazek użytkownika kokos26
Blog

„Panie prezydencie Macron, ile razy negocjował pan z Putinem, i co pan osiągnął? Czy powstrzymał pan którekolwiek z tych działań, które miały miejsce? Ze zbrodniarzami się nie negocjuje, zbrodniarzy trzeba zwalczać” – powiedział premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej po ujawnieniu bestialskich zbrodni w odbitym z rąk rosyjskich okupantów ukraińskim mieście Bucza. Myślę, że ojciec pana premiera, śp. Kornel Morawiecki z dumą spoglądał z góry na syna, bo przecież hołdował tej samej zasadzie sprzeciwiając się negocjacjom ze zbrodniarzami Jaruzelskim i Kiszczakiem w Magdalence i przy okrągłym stole. Negocjacje ze zbrodniarzami zawsze są łamaniem zasad moralnych i etycznych. Wcześniej czy później wywołują one poczucie winy i wyrzuty sumienia wyrządzonym złem na skutek paktowania z diabłem.       

Wiele osób zadaje sobie pytanie, dlaczego w obliczu tak zbrodniczej wojny prezydent Francji Emmanuel Macron i kanclerz Niemiec Olaf Scholz ciągle wydzwaniają do zbrodniarza Putina i z uporem sprzeciwiają się radykalnemu zaostrzeniu sankcji nakładanych na zbrodniczy kremlowski reżim? Dlaczego głosi się, że Zachód w obliczu rosyjskiej agresji jak nigdy jest zjednoczony skoro tak nie jest? To bezduszne kunktatorstwo, głównie Niemiec i Francji, według większości komentatorów i ekspertów ma wynikać z potężnych nacisków tamtejszych przemysłów od lat współpracujących z Rosją. Całe stado niemieckich ekonomicznych i finansowych autorytetów bije na alarm i ostrzega, że embargo na import surowców z Rosji przyniesie nieuchronną recesję i długoterminową inflację. Podsumowując te zimne nieludzkie kalkulacje można powiedzieć, że Niemcy mówią Ukraińcom: Sorry, ale musicie ginąć, ponieważ zyski naszej gospodarki oraz wysoka stopa życiowa Niemców są ważniejsze niż wasza wolność, niepodległość i los waszych obywateli mordowanych przez naszego gospodarczego partnera i przyjaciela Putina. Ja jednak stawiam dolary przeciwko orzechom, że ten opór Berlina, Paryża i Brukseli przeciwko prawdziwie radykalnym sankcjom wynika z czegoś zupełnie innego. Wszystkie wyżej wymienione powody, są tak naprawdę tylko pretekstami, czyli zmyślonymi powodami serwowanymi europejskiej gawiedzi w celu ukrycia prawdziwych przyczyn tej powściągliwości w karaniu faszystowskiego zbrodniczego putinowskiego reżimu.

Bardzo często w moich felietonach nie pozostawiam suchej nitki na niemieckich mediach, ale dzisiaj zrobię wyjątek. Niemiecki dziennik „Die Welt” napisał: „Zmiana kursu przez Olafa Scholza 27 lutego była spowodowana strachem, a nie odwagą. Ukraina była okłamywana, a za kulisami nadal utrzymywano bliskość z Rosją. To jeden z powodów, dla którego masakra w Buczy była możliwa. Rząd niemiecki ponosi teraz część winy za masakry w Buczy i Mariupolu. […] Przed wojną Niemcy były bliżej Kremla niż ich zachodni sojusznicy – i nadal są, mimo wszystkich zbrodni popełnionych na Ukrainie. Staje się to oczywiste, gdy ponownie przyjrzymy się minionym kilku tygodniom – oraz temu, jak rząd federalny zachowywał się w kwestii dostaw broni. […] Dostawy broni zadecydują o tym, czy Niemcy, które dopuściły się najgorszych zbrodni w historii ludzkości, będą miały odwagę zrobić to, co Scholz zapowiedział w swoim przemówieniu: stanąć po właściwej stronie historii”.

 

Moim zdaniem to cale niezdecydowanie w przyciskaniu Rosji do muru wynika przede wszystkim z tego, że przez długie lata współpracy Putina z Zachodem zdołał on na niespotykaną w historii skalę skorumpować zachodnie polityczne elity, a rosyjskie służby dokonały masowej infiltracji wszystkich ważnych opiniotwórczych i decyzyjnych europejskich środowisk. Czy to może być powodem strachu kanclerza Niemiec, o którym pisze „Die Welt”? Przecież Olaf Scholz stoi na czele SPD – najbardziej prorosyjskiej partii w Europie. Z tej samej partii wywodzi się obecny prezydent Niemiec, Frank-Walter Steinmeier, który w rządzie putinowskiego agenta, kanclerza Gerharda Schrödera był ministrem spraw zagranicznych.

To nie przypadek, że na czele Nord Stream AG stanął były oficer Stasi, Matthias Warnig, stary przyjaciel podpułkownika KGB Władimira Putina jeszcze z czasów jego służby w enerdowskim Dreźnie. Kolokwialnie mówiąc Kreml dysponuje dzisiaj kwitami nie tylko na unijnych polityków, ale także na wielu różnego szczebla urzędników z Brukseli, Berlina, Paryża, Rzymu, Londynu, Wiednia, Madrytu, Amsterdamu czy Kopenhagi. Jawnie współpracujący z Kremlem byli europejscy kanclerze, premierzy i ministrowie to tylko czubek wielkiej góry lodowej, pod którym skrywa się cała europejska proputinowska dobrze naoliwiona agenturalna machina. Gerhard Schröder, Wolfgang Schüssel, François Filon, Esko Aho, Paavo Lipponen, Karin Kneissel odcinają już tylko kupony od działalności w interesie Kremla, zaś pałeczkę po nich przejęli inni, równie wpływowi europejscy politycy, którzy dzisiaj przedstawiają się jako Bogu ducha winne ofiary oszusta Putina.

Niemcy mają jeszcze inny powód, do wielkiego niepokoju i strachu w związku z wojną na Ukrainie. Cały ich wielki plan przywództwa i hegemonii w Europie oparty był na ścisłej współpracy z Moskwą. Niemcy miały stać się nie tyle największym, ile głównym dealerem rosyjskiego gazu w Europie, od którego uzależnione byłyby państwa członkowskie UE w związku z „zielonym ładem” i „ratowaniem planety”. Oba te projekty zakładały, że rosyjski gaz będzie „paliwem przejściowym” przez bliżej niesprecyzowany okres czasowy rozciągany zapewne w nieskończoność. Te projekty forsuje wiceprzewodniczący KE, Frans Timmermans nazywany „adwokatem Gazpromu”. Co ciekawe Timmermans w latach 1990-1993 pracował jako drugi sekretarz w ambasadzie Holandii w Moskwie. Szepcze się, że już wtedy mógł zostać przez rosyjskie służby zwerbowany.

A jak wygląda sytuacja w Polsce? Wystarczy przyjrzeć się wszystkim polskim strategicznym decyzjom służącym naszemu bezpieczeństwu i mającym nas uniezależnić od Moskwy i Berlina. Wszystkie one począwszy od projektu Baltic Pipe, terminalu LNG, Centralnego Portu Komunikacyjnego po przekop Mierzei Wiślanej były przez PO i lewicę atakowane, torpedowane, wyszydzane lub celowo opóźniane. Warto przyjrzeć się interpelacjom poselskim parlamentarzystów PiS z czasów rządów koalicji PO-PSL. Jeszcze na miesiąc przed tragedią smoleńską poseł Joachim Brudziński pytał ministra skarbu Aleksandra Grada:  „Czy Pan Minister wyraża potrzebę kontynuowania prac nad budową portu gazu skroplonego w Świnoujściu, czy też zaszły w tej sprawie zmiany, o których opinia publiczna nie jest informowana?”

„Dlaczego Pan Minister nie podejmuje żadnych działań związanych z budową terminala i chroniącego go falochronu w sytuacji wciąż aktualnej potrzeby dywersyfikacji źródeł dostaw gazu ziemnego do Polski?”

„Dlaczego rząd Donalda Tuska zaprzepaszcza niekwestionowany dorobek rządów Prawa i Sprawiedliwości, który zdecydował się na budowę gazoportu, co jest gwarancją uniezależnienia Polski od dostaw gazu z kierunku wschodniego?”

Na krytykowanie przez totalną opozycję budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego trzeba dzisiaj spojrzeć z perspektywy wojny na Ukrainie. Dowództwo NATO przyznało, że ta inwestycja jest niezbędna z uwagi na potrzebę szybkiego reagowania wojsk sojuszu na wschodniej flance NATO. A co na to prezydent Warszawy i wiceprzewodniczący PO, Rafał Trzaskowski? To on twierdził, że: „Mamy gigantomanię premiera Mateusza Morawieckiego, który proponuje lotnisko w szczerym polu. W Berlinie udało się po latach, i będziemy mieli lotnisko, no trudno będzie z nim konkurować”. A co o przekopie Mierzei Wiślanej, który skróci o 100 km szlak wodny na Bałtyk z pominięciem kontrolowanej przez Rosję Cieśniny Pilawskiej mówił europoseł PO Janusz Lewandowski? On o tym przełomowym projekcie z punktu widzenia interesów Polski mówił: „Dlaczego wyrzuca się w błoto 2 mld zł? Nie mówiąc o ogromnych kosztach ciągłego pogłębiania toru wodnego, bo taka jest zachcianka Kaczyńskiego. W istocie jest to największy nonsens gospodarczy i największa szkoda ekologiczna od czasu pomysłu odwracania biegu rzek z epoki Związku Radzieckiego”. A co o gazociągu Baltic Pipe, który okazuje się dzisiaj kluczowym projektem uniezależniającym Polskę od rosyjskiego gazu mówili premier Donald Tusk i wicepremier Waldemar Pawlak? Oni ogłosili, że: „Dodatkowy gazociąg do Polski nie jest potrzebny. W 2010 roku podpisaliśmy aneks do umowy z Rosjanami, który pozwolił na rewers wirtualny na gazociągu jamalskim. Następnie zaczął działać także rewers fizyczny. Mamy możliwość importu gazu z kierunku zachodniego. Budowa nowego gazociągu jest bezzasadna”.      

„Da liegt der Hund begraben” – to fragment epitafium z siedemnastowiecznego niemieckiego psiego nagrobka znajdującego się w miejscowości Winterstein. Stąd wzięło się powiedzenie, Tu leży pies pogrzebany, którego używamy chcąc wskazać, w czym tkwi sedno jakiegoś problemu. Myślę, że to powiedzenie idealnie pasuje do wskazanych przeze mnie przyczyn takiej, a nie innej reakcji najbogatszych państw UE po ataku Rosji na Ukrainę. Rosyjska i niemiecka agentura oraz skorumpowani europejscy politycy i urzędnicy są głównymi hamulcowymi działań, które dzisiaj pozwoliłyby się rozprawić ze zbrodniczym reżimem Putina. Te same siły od siedmiu lat sterują atakami Brukseli na Polskę. Europejska klasa polityczna to niepodlegająca resocjalizacji zdemoralizowana i zdeprawowana śmierdząca zgnilizna. Stary Kontynent wpadł w pułapkę dostając się pomiędzy rosyjski sierp i niemiecki młot. Zbrodniczy atak Putina na Ukrainę mimo całej grozy i tragedii ukraińskiego narodu daje UE szansę na wyjście z tej pułapki poprzez osłabienie na długie lata Rosji oraz powstrzymanie niemieckich dążeń do panowania nad Europą, do których jak widzimy Niemcy nie mają ani moralnego, ani politycznego prawa. Niestety może się okazać, że procesy korupcyjne i uwikłania europejskich elit w niemiecko-rosyjski plan zaszły już tak daleko, że nawet wojna na Ukrainie niczego nie zmieni. Wydaje się, że niemiecko-rosyjska wspólnota dążeń, interesów i ideologii jest tak silna, że nie wiele da się zmienić.  Dlatego z pesymizmem powtórzę, że niestety tu leży pies pogrzebany.

Tekst ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”            

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (18 głosów)

Komentarze

Putin zdecydował się na tę wojnę mając agenturalnie opanowaną zachodnią Europę (media, politycy). Teraz wspomina się o "naiwności" czy "błędach" zachodnich polityków, ale mało kto (jak Kokos) mówi otwartym tekstem o zależnościach agenturalnych, a jest to najważniejsze. Dziś pod wpływem opinii publicznej zachodni przywódcy krytykują Rosję, ale widać, że ruscy mają na nich "lewarowanie".

Vote up!
9
Vote down!
0

Leopold

#1643732

I przepis na super materiał: weź to o czym wszyscy wiedzą.

Maksymalnie rozciągnij i zamieść w przyjaznym periodyku.

"No i sztosik" jak jeszcze mówią pryszcze.

Tylko że całość- lustrzane odbicie tekstów z GW.

Cudnie.

GW versus WG.

Napisz coś o czym wszyscy już wiedzą.

Przepis na gabinet luster.

Krzywych.

Niestety.

Krzywych.

Dopóki Polacy tkwią w uścisku dwóch zwalczających się środowisk i jest brak wyboru.

Jesteśmy zgubieni.

A każda świeża siła będzie niszczona.

(casus Kukiza).

 

Vote up!
5
Vote down!
-1

brian

#1643733

Ale o co chodzi? Nie rozumiem wierszy białych (z reguły).

Vote up!
1
Vote down!
0

Brawo dla mnie!

#1643742

psów makronowych ci u nas dostatek.

I w całej ich pełno jewropie.

tuskich, komoruskich, makrelskich

myckowych, i szkop pogrzebany na szkopie.

 

Dzięki Redaktorze za wnikliwą analizę tego, tego burdelu, który zaowocował dziś zbrodniami na Ukrainie. Gdyby nie te psy pogrzebane, nie byłoby dziś wykarmionego cara ruskiego. A tak, to jest jak jest. 

Gazeta Warszawska TO jest Nr. 1 w Naszej Polsce. Pod każdym względem. Zawsze jak odwiedzam tutaj za oceanem polonijne sklepy, to pierwsza rzecz, którą biorę do ręki jest Gazeta Warszawska. Dopiero później są Polskie Smaki.

Pozdrawiam.

Vote up!
4
Vote down!
-1
#1643749

...chęć przewodzenia innym krajom i posiadania władzy nad innymi, ale w sytuacji, w której za 30-40 lat kraje te staną się zakładnikami swoich muzułmańskich mniejszości (a może już większości), komu właściwie przypadnie ta władza? W czyich rękach się znajdzie i w którą stronę te ręce będą ciągnąć - również nas? To oczywiście uwaga dotycząca Francji i Niemiec.

Wydawać by się mogło, że jeśli jakieś zmiany są korzystne dla wszystkich, to są korzystne również dla liderów UE. Jednak logika coraz częściej przegrywa z chciwością. Jeśli ktoś widzi nieco większe korzyści dla siebie, to wystarczy, żeby działać wbrew wspólnocie. Taka unia w istocie jest innego typu kolonizacją. Solidarność nie znaczy nic w tym układzie - to tylko slogan, puste słowo.

Jeśli nie uda się przywrócić światu wartości - nie "europejskich", ale tych autentycznych - nie uda się powstrzymać działań Macronów i Szolców. Jeśli prawda nie będzie prawdą, wolność wolnością, a sprawiedliwość sprawiedliwością, nie można oczekiwać zmian na lepsze. Jeśli w Europie nadal będzie się walczyć z Bogiem, efekt będzie ten sam. Nie można oczekiwać zmiany, jeśli idzie się wciąż w tym samym kierunku i powtarza się te same błędy. Tu leży pies pogrzebany.

Vote up!
4
Vote down!
-1

Krispin z Lamanczy

#1643753

 Po przeliczeniu 52% głosów we Francji.

 

Macron - 52,34% Le Pen - 47,66...

Vote up!
1
Vote down!
0
#1643767