Czy pieniądze uratują naukę w Polsce?

Obrazek użytkownika Józef Wieczorek
Kraj

Od kilku tygodni świat akademicki protestuje, domagając się podwyżek płac dla etatowych pracowników szkół wyższych. Protesty organizują związki zawodowe różnych orientacji. Tak Solidarność jak i ZNP mówią jednym głosem – dajcie nam więcej pieniędzy, bo nam się należy, a przy tym – jak my dostaniemy więcej, to wszystkim się polepszy, bo taki mamy wpływ na gospodarkę i na wszystko to, co potrzebne do osiągnięcia dobrobytu społeczeństwa.

Polski system akademicki jest systemem tytularnym i jednocześnie autonomicznym oraz samowystarczalnym, jeśli chodzi o jego rozwój tytularny, tzn. tak jest skonstruowany, że dla oceny (tak na poziomie osobniczym jak i instytucjonalnym) najważniejsze są dyplomy, stopnie i tytuły.

Im więcej wydają dyplomów uczelnie, tym mają większe szanse na wyższe dotacje, a im więcej dyplomantów sformatują akademicy, tym wyżej są oceniani i mają większe szanse na awanse. Aby zostać profesorem, trzeba wypromować doktorów, więc produkcja doktorów (i w konsekwencji profesorów) idzie pełną parą. Uczelnie wydają coraz więcej dyplomów, profesorowie/kandydaci na profesorów promują coraz więcej doktorów i pod względem tytularnym jesteśmy potęgą światową.

Nie widać jednak poprawy kiepskich wskaźników pozycji polskich uczelni wśród uczelni światowych, nie widać poprawy katastrofalnego poziomu innowacyjności polskiej gospodarki opartej na wiedzy akademików, nie widać zainteresowania powrotami polskich naukowców, którzy wyemigrowali w ciężkich czasach i zostali uformowani na zagranicznych uczelniach, nie widać zainteresowania wypędzonymi z uczelni w czasach komunistycznych, choć nadal aktywnych w nauce, dającej oparcie gospodarce. Ale tym związki zawodowe, rzekomo walczące o uratowanie rzekomo głodującej nauki, się nie interesują. Mają tylko argument: dajcie nam więcej pieniędzy, to będzie dobrze.

Punktem odniesienia do płac ma być płaca minimalna profesora, która ma wynosić trzykrotność płacy minimalnej w Polsce. Pozostali mają dostawać odpowiednio mniej od profesorów zależnie od stopni, jakie posiadają, ale zależności płac od realnych efektów pracy jakoś nikt nie postuluje. Nie jest to łatwe taki system skonstruować, ale u nas nawet się tego nie próbuje.

Mniemanie, że każdy profesor jest lepszy od doktora, jest niemal powszechne, choć z faktami nie ma to wiele wspólnego. Niejeden profesor plagiatuje niejednego doktora, dopisuje się do doktorskiej, a nawet magisterskiej działalności, wymusza dostawy obowiązkowe ich płodów intelektualnych na swoje konto, więc chyba powinno być jasne, że niejeden profesor jest w tym systemie gorszy niż niejeden doktor, a przy tym działa szkodliwie dla nauki.

Przenoszenia w stan nieszkodliwości szkodliwych profesorów niemal nikt nie postuluje. Niemal, bo sam taki kierunek działania postulowałem jeszcze w czasach jaruzelskich, ale uznano, że to ja szkodzę szkodnikom, co jest dla systemu szkodliwe, bo na tych szkodnikach jest oparty, więc od tego patologicznego systemu jestem trzymany z dala.

Żaden związek zawodowy, w tym Solidarność, którą na szczeblu mojego instytutu tworzyłem, nie ma nic przeciwko temu i postuluje, aby wszystkim, bez względu na to czy prowadzą działalność pożyteczną, czy szkodliwą, dawać więcej w zależności od stopni i tytułów. Rzecz jasna nikt się nie zajmuje (tak jak się nie zajmował przez upływające już dziesięciolecia) tymi, którzy żadnej płacy, nawet minimalnej nie otrzymują za swoją pracę i to czasem bardziej efektywną od profesorskiej.

Gdyby takich na uczelniach zatrudniano, byłoby dla nauki lepiej, ale przecież chodzi tylko o to, aby było lepiej tym, co są na etatach zwykle zasiedlanych po ustawianych konkursach.  

Jeśli są badania prowadzone w tej kwestii, a podważają to, co ja piszę, to proszę o informacje, które chętnie rozpowszechnię. Póki co nie mam dowodów na to, że jest inaczej.

Moim zdaniem, przy zachowaniu obecnych patologii systemowych i zwiększonemu ich finansowaniu razem z ideologią gender (sic!), nauki w Polsce się nie uratuje.

Podobnie zamykanie kopalń nie tylko nie poprawi klimatu, ale naszą gospodarkę jeszcze pogrąży, choć profesorowie, i to śląscy, domagają się jak najszybszego zamykania kopalń, aby poprawić sytuację na Śląsku. Tacy „profesorowie” po spełnieniu żądań związkowców oczywiście dostaliby za swoją szkodliwą także dla gospodarki działalność trzykrotną wartość pensji minimalnej pożytecznych pracowników (sic!). 

Problem pieniędzy w nauce to temat rzeka i nie da się go w krótkim felietonie wyczerpać, a przy tym trzeba mieć na uwadze, że 3 minuty czytania to maksimum, aby ktokolwiek cokolwiek przeczytał (tak jestem pouczany), a ze zrozumieniem to przeczytają tylko jednostki i to na ogół te z systemu naukowego skasowane, aby swoim głębokim pojmowaniem istoty sprawy nie peszyli przełożonych.

Tekst opublikowany na portalu ABC Niepodległość 4 stycznia 2022 r.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (12 głosów)

Komentarze

Autor bezsprzecznie ma rację, a koncepcja wynagradzania naukowców "po rankam" wydaje się kompletnie absurdalna.

Zdarza mi się czytywać naukowe publikacje, głównie historyczne, opatrzone masą przypisów i cytatów, a tak bezdennie głupie w sensie braku logicznego związku pomiędzy przytaczanym materiałem a wysnuwanymi wnioskami, że powątpiewam w intelektualną wydolność autorów w zakresie tego, co się określa krytycznym myśleniem.

Moja córka, trochę naukowiec ścisłowiec powiada, że na jej chemicznym poletku nie jest dużo lepiej.

Mądry Lenin uczył, a wielki Stalin powtarzał, że kadry decydują o wszystkim. Kiedyś, przy rozmowie o formowaniu kadr w polskich tajnych służbach i dyplomacji zdałem pytanie: czy trzech facetów - bandytów i złodziei - dokooptuje do swojego grona człowieka przyzwoitego, czy też raczej wybierze kogoś sobie podobnego? Mam wrażenie, że kooptacja w nauce polskiej, będącej w istocie systemem synekur, działa podobnie i daje równie opłakane rezultaty.

Vote up!
5
Vote down!
0

Tiwaz

#1639921

Jest określenie stanu zapaści w polskiej nauce, ale jakie wnioski aby ten stan zmienić? Czy zlikwidować profesorów, czy zlikwidować uczelnie, czy dać trzykrotne (10-cio krotne) podwyżki?

Czy macie Panowie recepty, czy cała inwencja kończy się na krytyce i jest po prostu krytykanctwem.

Chętnie bylibyśmy się (my, prostaczkowie) dowiedzieli.

Ps. Pytam, mimo iż nie mam tytułu naukowego, ale nauczyli mnie : teza, dowód, wniosek. Więc pytam. Gdzie wnioski!

Vote up!
1
Vote down!
-1

Apoloniusz

#1639933

Zaganianie do badań, jak na najlepszych amerykańskich uczelniach. Synekury (tenure) dostępne tylko dla naukowców z poważnym dorobkiem, skupionych na dydaktyce i jednocześnie dających rękojmię niepopadania w lenistwo i nieróbstwo. Generalnie wzorce amerykańskie z akcentem na przerwanie łańcucha patologicznej kooptacji.

Vote up!
3
Vote down!
-1

Tiwaz

#1639935

Patologia profesorsko-uczelniana rozpoczela sie po 89 roku i coraz lepiej sie rozwija potrzymujac bezzasadne zadania typu dajcie wiecej pieniedzy bo mi sie nalezy.Co prawda jest tzw wolnosc slowa i moga mowic co chca,ale to nie zwalnia ich do samorozwoju i dociekliwosci sensu ich absurdalnych zadan finansowych.Nie jeden glupek sie doktoryzowal na piramidach i nie jeden jeszcze sie doktoryzuje a prawda jak zwykle lezy obok i jest widoczna.

Vote up!
2
Vote down!
-1

Jeszcze zaświeci słoneczko

#1639942

"Nie widać poprawy marnych pozycji polskich uczelni, nie widać poprawy marnego poziomu innowacyjności polskiej gospodarki, nie widać zainteresowania powrotami przepędzonych kiedyś polskich naukowców....."

Może jest tak, że zależność wysokości płac od realnych efektów pracy w ogóle nie występuje, Bardziej liczy się np. tzw. poprawność polityczna, zawsze brana pod uwagę przy różnych nominacjach, wynagrodzeniach itp., co jest sprawą ogólnie znaną, występującą już od wielu lat na polskich uczelniach.

Jak można określić zachowanie, prof. dr hab. inż. arch z Katedry Urbanistyki Politechniki Gdańskiej, która tuż przed wręczeniem nominacji profesorskiej przez Prezydenta Polski w jego pałacu, idzie do kibla, gdzie przebiera się w przemyconą koszulkę z napisem "Konstytucja" i zadowolona z siebie razi tym napisem po oczach wszystkich. Oczywiście nie tylko w Gdańsku, otrzymuje pełne poparcie dla tego swojego żałosnego występu, utwierdzające ją w przekonaniu, że "zachowała się jak trzeba". Takich dzisiaj mamy profesorów 

 

Vote up!
3
Vote down!
-1
#1639943

A dokładnie temu, co oni robią na naszych uczelniach, tak na co dzień, w czasie swojej pracy ?

Bo odnoszę dziwne wrażenie ( przynajmniej na PWR ), ze protestują tylko ci, których praca nikomu nie jest potrzebna.

Np. na moim ulubionym wydziale budownictwa nikt nie narzeka na swoje zarobki. Nawet pracownicy najniższego, robotniczego szczebla - zatrudnieni na stawce 3300 zł /m-c.

Po prostu 1 - nie mają na to czasu, zajęci wykonywaniem prób zleconych przez firmy, 2 - zarabiający na tych zleceniach tyle, że na swoich PITach mają kwoty innego rzędu, niż ta wynikająca z ich podstawowego wynagrodzenia.

O ile wiem, to mój kolega z wydziału chemicznego na UWR też nie ma czasu na pierdoły, zajęty wykonywaniem całej masy badań, za które ma dodatki do pensji, potrafiące przekroczyć wys. 300% wartości podstawy, na której jest zatrudniony.

Możliwe, że protestują ci, których osiągnięcia i wiedza nie są nikomu w Polsce potrzebne. Pozostaje biedactwom goła pensja, za którą wygodnie żyć się nie da.

Pewnie na spotkaniach z rodziną, lub przyjaciółmi są wyśmiewani - w stylu: po ci ci ten dyplom, biedaku ? - i popadają we frustrację, która zmusza ich do walki o swoje lepsze jutro: " - Dajcie mi kasę, bo to skandal, że profesor zarabia tyle, co glazurnik !!"

W pewnym sensie to zrozumiałe, ale wystarczy takiego profesora odwiedzić w jego pracy i zapytać - a co pan takiego ważnego robi, że ma się panu należeć wyższa pensja ?

Może pan minister Czarnek powinien dokonać takiej weryfikacji ? Możliwe, że sama jej zapowiedź zakończyłaby protest ?

Pozdrawiam

 

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1640176

"Np. na moim ulubionym wydziale budownictwa nikt nie narzeka na swoje zarobki. Nawet pracownicy najniższego, robotniczego szczebla - zatrudnieni na stawce 3300 zł /m-c."

Tyle, że płaca minimalna wynosi...3010,- PLN. A Biedronce oferują ponad 4 tysiaki. Miłego dnia, "bogaczu". ;)

 

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1640178

Jak na PWR masz 3000 zł. brutto, to masz 3000 zł do wypłaty. Ot masz zawsze 20% premii, oraz procent od wysługi lat, tak też do 20%.

Pani w Biedronce ma 4000 zł brutto, więc pewnie dostanie 2700 zł wypłaty. No chyba, ze nadgodzin na trzaska.

Na wspomnianym wydziale chłopaki siedzą za 3300, a wykonując zlecone PWR badania dostają dodatkowe pieniądze i np. wychodzi takiemu nie 3300, a 4700 zł do wypłaty.

Dlatego nie narzekają na swoją zasadniczą pensję.

To samo dotyczy profesorów i doktorów zaangażowanych w takie badania, na których zarabiają wielokrotność swej podstawowej pensji.

Ale to dotyczy tych, co są potrzebni naszemu przemysłowi i budownictwu.

Cała reszta swoje etaty na PWR traktuje jako ucieczkę przed strasznym światem.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1640183