Czy, a właściwie kiedy, Ziobro opuści Zjednoczoną Prawicę.

Obrazek użytkownika jazgdyni
Kraj

 

 

 

 

 

 

Sześć lat sprawuje władzę konserwatywna konstrukcja Jarosława Kaczyńskiego, nazwana Zjednoczoną Prawicą.

W tym czasie nawet ludzie sympatyzujący z PiSem i prawidłowo oceniający ferajnę Tuska, dodatkowo podpartą komuchami, charakteryzujący się wrodzonym kpiarstwem i podśmiechujkami patrioci, plus notoryczne marudy i czarnowidy, psy wieszali na Kaczyńskim, a potem również Morawieckim, za ich mniemaną nieudolność sprawowania władzy i nie realizowania szybkiej sanacji Rzeczpospolitej. Ich rozbudowane żale i krytyki miały by sens i uzasadnienie tylko wtedy, gdyby Prawo i Sprawiedliwość samodzielnie sprawowało władzę. Niestety, rządziła koalicja, a to już inna broszka.

 

Pierwszy nie wytrzymał właściciel super-ego i ambicji (bo mi trochę przypominał Benito Mussoliniego) Jarosław Gowin. Już dwa lata temu, w 2019 pan wicepremier zaczął knuć i paktować z polskim piekłem, by podobno wpierw zostać marszałkiem Sejmu, a potem, gdy już rozwalą PiS, nawet prezydentem, albo premierem. Czy jakoś tak. Ambitny " małżonek stanu" przypłacił swoją podłość polityczną anihilacją, a nawet, jak mówią, ciężkim załamaniem psychicznym. Oczywiście na tle kowidowym.

Jak już tutaj Prezes Kaczyński, zwany Naczelnikiem, wyczyścił prawą część sceny politycznej, niestety podpierając swe chore kolana cienką laseczką, jaką jest Kukiz15, a dokładniej sam artysta młodzieżowy, uaktywnił się kolejny, wewnętrzny podpierdzielacz.

 

Gdy przez całe sześć lat pierwszej i drugiej kadencji tak zwana opozycja totalna, co należy rozumieć jako skrajną głupotę, arogancję i wrzaskliwość, niestety potężnie dotowana z zagranicy przez światowy neo-bolszewizm, nie pozwalała spokojnie realizować założonego programu prawicy, to jeszcze PJK musiał nieustannie mieć czujność i oko na swoich nieszczęsnych koalicjantów.

Gdy Jarosław Gowin zmarł śmiercią polityczną, wydawało się, że można spokojnie odetchnąć, choć totalniacy i ich tuby, bez przerwy bełkotały o przyspieszonych wyborach. Lecz jednak konserwatyści nie mogą jeszcze spać spokojnie, bo na scenie pozostał jeszcze jeden koalicjant – ugrupowanie Zbigniewa Ziobro, też w swoim mniemaniu, człowiek wyjątkowy.

 

Nie lubiłem obecnego ministra sprawiedliwości i prokuratura generalnego, praktycznie jak zaistniał w świecie dużej polityki, czyli około roku 2006. Czułem się mocno zażenowany bezsensownymi oskarżeniami lekarzy, gdy oskarżał ich o spowodowanie śmierci swego ciężko chorego ojca w trakcie operacji serca. Zarzuty i zaangażowanie przeróżnych instancji prawnych, łącznie z Sądem Najwyższym, ciągnęły się kilkanaście lat. Efekt końcowy – niewinność lekarzy została wielokrotnie potwierdzona. A ZZ pokazał, że jest małostkowy i nieprzytomnie uparty. A także po raz pierwszy – nieskuteczny.

Sytuacja się powtórzyła nieco później, gdy Ziobro usiłował skazać warszawskiego lekarza za rzekomą korupcję, przy okazji organizując medialny szoł, godny samego Napoleona Bonaparte, albo takiego Maxa Kolonko. To już była prawdziwa błazenada i reszta mojego szacunku dla tego polityka utopiła się w pobliskim Bałtyku.

 

Popatrzmy jednak tylko na minione sześć lat, gdzie pan minister sprawiedliwości, ocierając pot z czoła walczy na wielu frontach: a to ścigając bezdyskusyjnych przestępców, a to reformując potężnie gnijący system sprawiedliwości w Polsce, sprytnie zaopiekowany przez bolszewików z PRLu.

Czy ktokolwiek z internautów potrafi wskazać choć jeden znaczący sukces osiągnięty przez obecnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego? Przykro mi – ja nic takiego nie zauważyłem. A naprawa sądownictwa w RP a'la Ziobro jest jątrzącą raną, którą brukselskie bakterie żywią się już parę lat.

 

Zaufani ludzie, którzy wiedzą co w prawicowej trawie piszczy powtarzają się, że pan Ziobro się na prawdę wściekł, gdy PJK na premiera powołał Mateusza Morawieckiego i jakby tego było mało, MM stał się ulubieńcem prezesa, bo zaczął odnosić tak oczekiwane sukcesy. Od tego momentu minister Ziobro patologicznie nienawidzi swojego rządowego szefa. TO PRZECIEŻ ON MIAŁ BYĆ DELFINEM! Co za niewdzięczność i niesprawiedliwość.

Zapomniał ten nasz Napoleon, że w sferach polityki określany jest on ludowym przysłowiem – krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje.

 

W końcu w takim nieciekawym historycznie momencie, szczególnie dla naszej ciągle przyjmującej ciosy nie tylko z zewnątrz ojczyzny, dochodzimy do kolejnego krytycznej chwili. Zdajemy sobie sprawę, że sytuacja Prawa i Sprawiedliwości dzierżącej faktyczną władzę jest krucha i praktycznie utrzymanie się u steru państwa opiera się na paru poselskich głosach. Przymierze z Pawłem Kukizem, było nie było, jak ich większość, chimerycznym artystą, nie gwarantuje dostatecznego bezpieczeństwa pełnienia władzy. Toteż, jak już napisałem, mała i uparta postać ministra sprawiedliwości, która ma w nosie rację stanu, czy dobro państwa i Polaków, zaczyna brykać i pokazywać rogi Koziołka Matołka.

Nabrzmiewający konflikt dotyczy publicznej krytyki przez ZZ, oczekiwanego przez naród Polskiego Ładu, który także ma zabezpieczyć obywateli przez indukowane przez fanatycznych kretynów z Brukseli, przed nieuchronną drożyzną i nawrotem biedy. Chyba jedynym powodem takiej postawy jest zwierzęca nienawiść Ziobry do Morawieckiego, który zyska duże punkty, jeżeli ten projekt odniesie sukces.

Drugim jądrem konfliktu jest obecnie wykształcony przez prezesa Kaczyńskiego i premiera Morawieckiego, po obserwacji dotychczasowej skuteczności działania, pogląd, że stworzona przy aktywnej współpracy ZZ Izba Dyscyplinarna SN, to pomyłka, która do niczego się nie nadaje. Taka strata czasu i pieniędzy. Lecz jednocześnie istnienie tej nowej izby w SN jest głównym powodem, przez który, przynajmniej werbalnie, Unia Europejska jeździ w sprawie tzw. "praworządności" po Polsce, jak po łysej kobyle. Więc chyba jest logiczne i pożyteczne, by ten śmierdzący pasztet wyrzucić na śmietnik i go zutylizować. Wtedy to zamknie dziób sępom z Brukseli, a my sobie potem według szkoły Machiavellego, skonstruujemy faktycznie skuteczny bicz na śliskich kastowców w togach. Lecz Zbyszek minister wrzeszczy NIE! On już się przyzwyczaił i polubił Izbę Dyscyplinarną, bo chyba jest to jedyne coś materialnego, czego się min. i genprok dorobił i będzie się mógł chwalić przed wnukami.

 

Tak więc prezes i premier mają nową zagwozdkę, choć konflikt tlił się już parę lat. Nie mam żadnych wątpliwości, że najlepiej byłoby pozbyć się raz na zawsze Zbigniewa Ziobro z okolic PiSu i niech sobie idzie grać w oczko z Gowinem.

Tylko jak to zrobić, by wilk był syty i owca cała? Ewentualne oddanie władzy poprzez wcześniejsze wybory byłoby dla kraju i Polaków ciosem nokautującym.

 

.

 

 

2
Twoja ocena: Brak Średnia: 1.8 (6 głosów)

Komentarze

Ale chłopaki z jego ekipy to i owszem.

To dzięki nim nasz MM nie podłożył się całkowicie UE.

Kto wie, czy dzięki nim jesteśmy wciąż Polską, a nie Polin.

Vote up!
3
Vote down!
-2
#1640169