Ucz się Jasiu, ucz!
Znowu obudził się we mnie belfer. Nie mam pełnej kontroli nad tym blokiem w mózgu i ta belfrowszczyzna wyskakuje sama i to znienacka, w różnych nieodpowiednich momentach. Jak jest impreza ze znajomymi, którzy mnie dobrze znają, to oni wtedy wstają od stołu i idą tańczyć.
Tu, na portalu raczej młodych i otwartych do tego stopnia by wchłonąć wiedzę od notorycznego nudziarza raczej nie ma. No może Genosse Trikolor, ale wydaje mi się, że to raczej dziad jak ja, który pewnie nie dojrzał i już do końca będzie chłopakiem. Sam mówi, że bawi się łódeczkami i jeździ na deskorolce. Jak się zastanowię, to chyba mu nawet zazdroszczę.
Wiem, że tu wszyscy są ponadprzeciętnie mądrzy, ale co tam, spróbuję eksternistycznego, krótkiego nauczania. Oto pierwsza lekcja z tak modnych obecnie seriali.
******
Desygnowany przez Reichstag na Gauleitera Ost Provinz. Rudi Donad Erpel von Zoppot, osobiście i poufnie dostał od samego głównego sekretarza (Chefsekretär) Helmuta Klopke, kancelarii kanclerza, plan realizacji w podległym mu wkrótce dystrykcie, ważnych i priorytetowych zadań do niezwłocznego wykonania. Będę je krótko po kolei opisywał.
Pierwszym punktem będą polecenia zmiany struktury finansów Ostprovinz. Trzeba tam "posprzątać" i zmienić wszystko tak, by to pasowało do systemu zgodnego z Europäische Zentralbank, EZB we Frankfurcie nad Menem.
Przypomnę: "Według artykułu 282 TFUE: „1. Europejski Bank Centralny i krajowe banki centralne stanowią Europejski System Banków Centralnych (ESBC). Europejski Bank Centralny i krajowe banki centralne Państw Członkowskich, których walutą jest euro, tworzące Eurosystem, prowadzą politykę pieniężną Unii.”
Żeby było jasne i raz na zawsze zapamiętane: - Centralny Bank Unii we Frankfurcie jest bankiem niezależnym i to tylko on prowadzi politykę pieniężną państw Unii. Nawet zwracać się do niego – czy to banki krajowe, czy rządy państw – nie wolno. Sprawdź Jasiu, jak nie wierzysz.
No to już wiemy – Gauleiter Erpel von Zoppot musi natychmiast po objęciu stanowiska wypieprzyć w kosmos tzw. "złotówkę" (PLN) i zacząć wprowadzać do obiegu walutę Euro.
W ostatecznym rozwiązaniu wycofa się z obiegu banknoty i monety, a transakcje będzie się wykonywać elektronicznie. Obywatele za pomocą osobistej, imiennej, jednej karty. A potem może jeszcze mały implant wszczepiony pod skórę?
ESCB zakłada, że proces przejścia na wspólną walutę zakończy się w ciągu jednego kwartału. Oczywiście, jak zawsze są pewne perturbacje i spadek wartości starej waluty, oraz nieuchronnie związany z tym wzrost cen. Lecz jest to tylko okres przejściowy.
NBP – Narodowy Bank Polski, jako główny dyspozytor krajowych finansów w takim układzie staje się niepotrzebny i ulegnie likwidacji.
I jeszcze jedno w tym temacie – prezes NBP, prof. Glapiński jest podejrzany o poważne nadużycia. Zostanie zatrzymany do przesłuchania i prawdopodobnie zostaną mu przedstawione zarzuty.
W Unijnej architekturze z bankiem centralnym we Frankfurcie, jest prawo nakazujące przekazanie wszystkich zasobów krajowego banku centralnego do aktywów ESCB.
Musimy się więc pożegnać ze skwapliwie gromadzonymi rezerwami państwa w postaci 314 ton złota, o obecnej wartości 80 mld 718 mln zł.
To oczywiście musi wpłynąć na wiarygodność finansową Polski i pewnie odstraszy inwestorów. Lecz tu raczej nie ma co się martwić, bo przyszłe inwestycje będą nam gwarantowały Niemcy.
Zrozumiałe jest, że taka transformacja z likwidacją NBP i wejściem w ESCB, musi również objąć restrukturyzacją cały sektor bankowy.
Obecnie wygląda on tak:
"30 banków komercyjnych, a razem z nimi funkcjonują 503 banki spółdzielcze oraz 35 oddziałów zagranicznych banków i instytucji kredytowych. Kompletna sieć liczy aż 5206 oddziałów bankowych oraz 2574 filie i inne punkty obsługi klienta, w których pracuje ponad 142 tys."
To oczywiście spowoduje trochę chaosu. Przeliczenie aktywów na Euro zajmie trochę czasu. Można się spodziewać nawet chwilowe niewypłacalności, a nawet zablokowanie na pewien okres kont obywateli i przedsiębiorstw. Pewnie spowoduje to to jakąś, daj Boże krótkotrwałą perturbację w gospodarce.
Niestety można się spodziewać, że pewne banki zagraniczne uciekną z Polski. Kraj nasz przestanie być atrakcyjny, bo po co gadać z Polakami, jak i tak, że o wszystkim decyduje Unia (konkretnie Berlin).
Dosyć przykrym dla obywateli działaniem Centrali i jej namiestnika Rudiego Empela von Zoppot, będzie dostosowanie podatków, akcyz, opłat obowiązkowych itp. Stop zerowym VAT-om na żywność, koniec ze spryciarzami unikającymi płacenia podatków. Sektor kontroli skarbowej musi być potężnie wzmocniony. Cała Unia musi mieć jednolity system podatkowy.
Oczywiście jest zrozumiałe, że to zadanie obejmuje również system emerytalny i rekonstrukcję ZUS – Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Jeżeli Jasiu myślisz, że to bzdura wyssana z palca i nowi władcy RP nic takiego nie zrobią, to przypominam – sprawdź sobie – Gauleiter Rudi Donald Erpel von Zoppot, dawniej, kiedy był zwykłym premierem Polski, jako rudy Donald Tusk, już w roku 2008 uroczyście ogłosił, że za trzy lata, 2011, w kraju walutą będzie Euro [ 10 wrz 2008 — Donald Tusk zapowiedział, że celem jego rządu będzie wejście Polski do strefy euro do 2011 roku. @bankier.pl ]
Dzisiaj Berlin i Frankfurt są już poważnie wściekli na niego, że minęło 12 lat, a on nie dotrzymał obietnicy i nic z walutą nie zrobił. I on teraz wie, że to jego ostatnia szansa.
No dobrze, to na koniec uspakajająca bajeczka
******
Tuż po północy, pod skarbiec Narodowego Banku Polskiego, zaczęły z dwóch stron podjeżdżać specjalne, pancerne ciężarówki, w asyście sił specjalnych. Było ich bodajże piętnaście, każda o nośności 30 ton. Do tego parę pojazdów z różnym sprzętem i wspomniana, profesjonalna, polsko – niemiecka ochrona.
Praktycznie cały sektor pobliskich ulic został zamknięty dla ruchu drogowego, a panowie z pieskiem na smyczy, czy rozbrykane pary wracające z imprezki, były odstawiane poza obszar strzeżony. Teren cały czas był kontrolowany z powietrza przez ciche drony z kamerami i innymi czujnikami ruchu, dźwięku i podczerwieni.
Dowódcy akcji nie tylko posiadali wszystkie potrzebne klucze i kody, ale również przywieźli ze sobą naczelnego skarbnika banku, aby nie mieć problemów z czujnikami biometrycznymi, jak odciski palców, czy skan tęczówki oka.
Po cichu i spokojnie weszli, do środka, otworzyli wszelkie kodowane bariery i zabezpieczenia. Kamery również zostały zablokowane. Pełna konspiracja, by wywieźć polski skarb narodowy.
Stanęli przed masywnym, wielotonowym wejściem do skarbca. Naczalstwo, ze spoconym i trzęsącym się ze strachu skarbnikiem, który nie wiedział, jaki los go czeka, na czele, a tuż za nimi grupa z dużymi wózkami do przewozu zawartości skarbca.
Otworzyli wrota i zamarli. Czerwony rumieniec zdumienia i wściekłości powoli zaczął ogarniać ich twarze. Skarbiec był kompletnie pusty.
Niemalże rok temu, ścisłe grono zaufanych przyjaciół "naczelnika" Kaczyńskiego, minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak, europoseł i były wicemarszałek i minister, Joachim Brudziński, który w młodości był człowiekiem morza w czasach, kiedy należało potrafić kombinować, by nie głodować na marnych zarobkach. Ostatnim gościem był Mariusz Kamiński, szef MSWiA, odpowiedzialny za bezpieczeństwo Polski, spotkało się na tradycyjnych rozmowach, w miejscu tak dobrze ukrytym i zabezpieczonym, że nawet przyjaciele z Ameryki nie mieli bladego pojęcia o jego istnieniu.
Swobodnie rozparci w fotelach i popijając słynną w pewnych kręgach, wzmocnioną kawkę prezesa, już rozluźnieni, zaczęli, jak to zwykle bywa, gadać w stylu "co by było, gdyby". Tym razem chodziło o to co robić, gdyby mimo wszystko przegrali wybory i totalna opozycja objęła władzę.
Wiedzieli, że może być ciężko. Poziom rozbudzonej nienawiści do Zjednoczonej Prawicy, ciągle od ośmiu lat u władzy, był potężny, stworzony przez fachowców od psychologii społecznej i public relations z zachodu i z Kremla. Trzeba koniecznie rozważyć wszystkie możliwe scenariusze, gdyby taki wynik wyborów rzeczywiście zaistniał.
Strzeżonego Pan Bóg strzeże – w swoim stylu podkreślił prezes.
Sporo dyskutowali o sprawach politycznych i obywatelskich, sporo o zagranicy, aż wreszcie Brudziński jako doświadczony marynarz rzucił temat dotyczących się niebezpieczeństw w przypadku utraty władzy. Oczywiście zaczęto rozmawiać przede wszystkim o możliwej utracie majątku narodowego. Co robić, aby jak to było, by kraj ponownie nie został rozkradziony. Historia pokazała, że Niemcy i Rosjanie mają zawsze duży talent w rozkradaniu Rzeczpospolitej. A co prosto i łatwo rozkraść? To co można bez demontażu i ceregelii, zapakować i wywieść. Czyli skarb narodowy. W tym oczywiście gromadzone przez NBP finansowe aktywa. Z dziełami sztuki będzie już dużo trudniej. Prezes Glapiński nie uczestniczy w tym tajnym konklawe, bo choć to fajny i niegłupi gość, ale straszny papla i gaduła. Choć tutaj by się przydał. Trzeba go będzie wtajemniczyć w ostatniej chwili, bo bez jego wiedzy byłoby ciężko.
Wstępnie podzielono zadania. Prezes będzie czuwał nad wszystkim. Joachim Brudziński będzie organizatorem całości. A Kamiński i Błaszczak zapewnią konspirację, bezpieczeństwo i zaufanych ludzi.
Długo rozważali lokalizację miejsca ukrycia. Była nawet mowa o Pustyni Błędowskiej, o wydmach Łeby, Tatrach i sprawdzonych przez Niemców Górach Stołowych. Prezes był niezadowolony, bo to wszystko było tak oczywiste. Aż wreszcie pan Joachim w klasycznym stylu cwanego marynarza znalazł rozwiązanie. I to takie, że Prezesowi zaświeciły się oczy, a reszta natychmiast entuzjastycznie się zgodziła. Pomysł był prosty, tani i łatwy do zamaskowania.
W kraju przecież prowadzi się setki inwestycji, w tym dużo w inwestycji w infrastrukturze. Pół Polski jest przeorane przez dokończenie autostrad, oraz tworzenie dróg szybkiego ruchu. Tysiące ludzi pracujących przy tym, hałdy kruszcu, ziemi i innych materiałów, a do tego masa ciężkiego sprzętu dla zwykłego widza jak piekielny chaos. Łatwo pod jakimś pretekstem można było do planów jakiejś inwestycji dołożyć nie rzucający się w oczy element – jakiś podziemny schron, czy solidne pomieszczenie, jako stacja pomp, specjalny węzeł energetyczny, magazyn bezpieczeństwa, czy cokolwiek, co razem wymyślą i co nie będzie rzucało się w oczy i ktoś będzie coś podejrzewał, a co z kolei będzie miało łatwy i dyskretny dojazd, a zaufani planiści i inżynierowie stworzą solidny i dyskretny schron.
No to do roboty! Rzucił hasło Prezes.
Nowa tajna lokalizacja, zamaskowana i anonimowa została wykonana w parę miesięcy, dosłownie pod skomplikowanym, trzypoziomowym węzłem drogowym. Komandosi Błaszczaka i cichociemni Kamińskiego, przy pomocy amerykańskich fachowców, wybudowali solidną halę, z niemożliwym dla zwykłych ludzi, nawet o wysokiej specjalizacji, zdolnych pokonać najnowsze cyfrowe zabezpieczenia i sforsować wejścia do tajnej przechowalni.
Na wielkiej budowie, co potwierdzili wywiadowcy, nie było kogokolwiek, kto by się zainteresował, co się buduje i po co. Jak to oznajmił Brudziński: - Czysta droga. Zaczynamy przeprowadzkę.
Skarb narodowy wozili na raty niedużymi porcjami samochodami chłodniami, gdzie towar był zamaskowany świeżymi rybami. Były to auta cywilne dyskretnie konwojowane najlepszą ekipą anty-terrorystów.
Tak jak sobie w tajnej chacie zaplanowali, całą akcja zakończona została, zanim blady świt zaczynał się już o czwartej rano. Polski skarb, niemalże bilion zł, czyli niemalże tysiąc miliardów zniknął z oczu.
O wszystkim wiedziało tylko pięć osób. Prezes partii, prezes banku i trzech zaprzyjaźnionych ludzi – kolegów znanych i zaufanych od dziesięcioleci.
Teraz niech oni bawią się w poszukiwania Bursztynowej, czy Złotej Komnaty, lub równie Złotego Pociągu nazistów.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 358 odsłon