Śpiesz się! Promocja!

Obrazek użytkownika Krispin
Kraj

Zacznę banalnie. W demokracji, która - jak wiemy nie jest systemem idealnym (ale najlepszym, jaki dotąd wymyślono) - ludzie wybierają swoich przedstawicieli i oni sprawują za nich rządy. Wybierają tych, którzy ich zdaniem najlepiej wypełniają plan, zwany też programem - najpierw wyborczym, potem partii lub koalicji rządowej. Trzeba koniecznie zaznaczyć, że rozliczyć jesteśmy w stanie tych, którzy takowy program mają. Jak wiemy, niektórzy kandydaci takiego programu nie mają... Pani Kidawa, na przykład, wciąż szuka kluczyka do szuflady z programem i gotowymi ustawami – już od 2007 roku (za wiadomość jest NAGRODA! Można zostać członkiem jakiejś rady nadzorczej – pod warunkiem, że umiesz długo czekać). Niektórzy udają, że program mają – taki Siniak (w starciu z żoną KO), co trafił na kamysz i kosa mu się zła – bo mała, albo w ogóle zła była...
 

Nie jesteśmy świadkami żadnej kulminacji rządów kast – może komuś pomyliło się z grami liczbowymi – ale właśnie z odsunięciem od władzy kasty (skoro już ktoś upiera się, żeby tak nazywać bandę nieudaczników i złodziei) w roku 2015 przez partię, która istnieje co prawda dość długo, ale nigdy nie była w stanie skutecznie realizować swojego programu. Wcześniej podejmowane próby zwykle napotykały na zbyt silną opozycję i były w większości przypadków skutecznie udaremniane lub - po przejęciu władzy – robiło się wszystko, "żeby było tak jak było" (cytuję klasyka prof. Pierdu-Pierdu).

 

W 1992 zostało to udaremnione po raz pierwszy w wyniku intrygi lustracyjnej. Choć warto wspomnieć, że to rząd Jana Olszewskiego ma na koncie kilka sporych sukcesów:

- zastopował lawinową prywatyzację i uwłaszczanie się dyrektorów i tzw. akcjonariatu pracowniczego na państwowym majątku, co de facto storpedowało plan SSB (bynajmniej nie SBB), czyli Sorosa, Sachsa i Balcerowicza prowadzący m.in. do przejmowania polskich firm przez kapitał zagraniczny;

- podjął decyzje (lub kontynuował prace) dotyczące m.in.: koncesji na import paliw, cen gwarantowanych dla rolników, ceł na żywność, wprowadzenia płacy minimalnej, wprowadzenie dopłat do rolnictwa, wstąpienia Polski do NATO i wycofania z naszego kraju sowieckich wojsk;

- zanegował koncepcje noblisty Wałęsy w sprawie NATO-bis i EWG-bis;

- zablokował tworzenie spółek polsko-rosyjskich (czyli agentury wywiadu GRU/WSI oraz zagłębia finansowego postkomunistów i kumpli zza „okrągłego stołu”) w dawnych bazach wojsk sowieckich, co gwarantował traktat o mały włos nie podpisany w Moskwie przez noblistę.
(rozwinięcie tego akapitu tutaj: https://niepoprawni.pl/blog/krzysztofjaw/dlaczego-dystansuje-sie-od-j-korwin-mikkego)

 

Wspomniana intryga to oczywiście ustawa lustracyjna zgłoszona 28 maja 1992 roku przez Janusza Korwin-Mikkego (JKM, ale właściwie powinienem zacząć stosować akronim JKP – ja kurna p..., przepraszam za prymitywne refleksje, czyli PZP... o!... JKP) i przyjęta tego samego dnia. Kiedy ją przygotował? Bóg raczy wiedzieć. Wygląda na to, że chodził sobie po świecie i miał ją w kieszeni, a tego akurat dnia wyjął. A może wypadła mu jak wyjmował z tej kieszeni chusteczkę (z nadrukiem JKP). Zarówno ustawa jak i potężna fala krytyki – fala to może za mało powiedziane, raczej tsunami (ale tego pojęcia jeszcze wtedy nie znaliśmy, więc skąd można było przypuszczać, że to właśnie to) – sprawiły, że skutecznie zabetonowano kwestię lustracji i dekomunizacji, a idea oczyszczenia Polski z komunistycznej bezpieki trafiła do zamrażarki. Kto ośmieli się głośno o tym mówić jest oczywiście oszołomem – takim samym jak ten, kto wierzy w zamach w 2010 roku. Albo nawet większym. Nie, może mniejszym. Nie... Dobra, czasem to ten sam oszołom, więc w sumie nie ma o co kruszyć kopii. Chwila, kopie chyba też spalono?

 

W 2007 po raz drugi próba wyjścia na prostą zakończyła się skrętem kierownicy wykonanym po przejęciu władzy przez koalicję PO-PSL. Przez dwa lata (2005-7) PIS rządził w arcytrudnej sytuacji, a okoniem stawał między innymi Trybunał Konstytucyjny, i dwukrotnie próbował doprowadzić do ponownych wyborów – pierwszy wniosek o samorozwiązanie Sejmu został złożony już po 5 miesiącach od zaprzysiężenia rządu Marcinkiewicza. PIS nigdy nie trzymał się kurczowo władzy, ale chciał - co chyba zrozumiałe, bo po to przecież się rządzi – przeprowadzić choć cześć planowanych zmian. Niestety, będąc w koalicji nie do pozazdroszczenia, musiał się w końcu poddać.

 

Profesor Bogusław Wolniewicz o powodach, dla których głosował na kandydatów Prawa i Sprawiedliwości:
"Trzeba jednak PiS-owi oddać co mu należne. Rząd Jarosława Kaczyńskiego podjął trzy bardzo ważne sprawy. Pierwsza to walka z korupcją, którą na serio podjął, z tym rakiem toczącym wszystkie demokracje wschodnie, a może zachodnie też. Jedyny podjął na serio i dlatego pewnie go obalono. Po drugie, zastopował tę szaleńczą zupełnie wyprzedaż majątku narodowego, którą od dwudziestu lat w Polsce się prowadzi. I po trzecie, to był jedyny rząd, od kilkudziesięciu lat, który podjął serio próbę przywrócenia w szkole elementarnej dyscypliny. Te trzy zasługi są dla mnie wystarczające by głosować na nich, ale mówię to tylko za siebie".

 

Dopiero obecna stabilna większość sejmowa daje możliwość realizacji zapowiadanych wcześniej zmian. Choć są one rozłożone w czasie. Stąd z różnych stron pojawiają się zarzuty, że rząd powinien to czy tamto. Albo, że tego lub tamtego zaniechał. Myślę, że niczego nie zaniechał, ale sporo się przez ten czas nauczył, choć wciąż popełnia mniejsze i większe błędy – jak to w życiu, i nie rzuca się na wszystko od razu. Planuje i realizuje plany zgodnie z priorytetami. Walka na wielu frontach zwykle kończy się klęską.

 

Na wiele spraw będzie czas po wyborach prezydenckich, dlatego też nie warto odkładać ich w nieskończoność. Uważam, że wybór prezydenta Dudy na drugą kadencję byłby wyborem dla Polski najlepszym. Umożliwiłoby to zakończenie już rozpoczętych reform (w tym sądowniczej – przydałoby się) i podjęcie nowych. Wybór innego kandydata (patrząc na stosunek wszystkich do urzędującego prezydenta i PIS) oznaczałby spowolnienie lub stagnację na pewnych odcinkach, moim zdaniem ze szkodą dla nas wszystkich. Tak, ten akapit trochę jak z PIS-owskiej ulotki, ale nic nie poradzę, tak mam zoraną czachę po TVP. To nic, że nie oglądam od lat, ale telewizor stoi, więc orka i tak trwa.

 

Wszystkim, którzy chcieliby „prezydenta spoza kasty” – che, che – odpowiadam podobnie: Tak, prezydent powinien częściej wetować ustawy, powinien częściej występować przeciw obozowi politycznemu, z którego się wywodzi, negować to, w co wierzy, obrażać uczucia religijne wierzących, częściej chlać, bredzić jak potłuczony... więcej grzechów nie pamiętam. O czymś zapomniałem? Dziś w promocji: HOŁOWNIA.

 

A co do rozbioru słowa „demokracja” = demos + kratos, czyli rządy ludu (które notabene kojarzy mi się z rewolucją francuską, brrr), preferuję inny rozbiór. Słowo „demosracja” po rozczłonkowaniu na „demos” + „racja” nie zawsze jest prawdziwe, niestety. Ale istnieje inna możliwość podziału tego wyrazu. I w tym miejscu pojawia się ten przykry zapach, „demo” zapach, który wymaga świeżego powiewu – co każdy chyba rozumie. Może ten powiew pozwoli odzyskać także świeżość spojrzenia na pewne sprawy bez konieczności nawoływania do rewolucji.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.3 (13 głosów)

Komentarze

"....ale nigdy nie była w stanie skutecznie realizować swojego programu.".....sama!

Zawsze jej podrzucano "kukułcze jajo"(np."Kaziu, Kaziu, Kaziu- zakochaj się" ) albo WSI-owy produkt w postaci SO+LPR a w ostatnim okresie "Porozumienie" J.Gowina, co to "sprytnie" się ewakuował z tonącej PO do PIS-u, wypływającego po kilkuletniej kwarantannie, na geopolityczny ocean.

Zagadka tych rządów PIS-u, tkwi w interesach reżysera "transformacji ustrojowej", który jako największy geopolityczny mistrz gry, gra na kilku fortepianach na raz, uderzając w danym czasie w klawisze, które wydają dla jego uszu idealnie brzmiący dźwięk/interesy..

 

 

Vote up!
6
Vote down!
-2
#1629638

"Podrzucone" jajo to w istocie wybór PIS, czy też prezesa. Wybór, który umożliwia stworzenie rządu i rządzenie, realizowanie programu. Polityka to między innymi sztuka rządzenia państwem. Lepiej by było mieć mądrzejszego koalicjanta niż ten czy tamten, ale wybiera się z tych, którzy są, a nie z tych, których chcielibyśmy mieć.

Vote up!
3
Vote down!
-2

Krispin z Lamanczy

#1629710

Przez "wziecie" rozumiem pozbycie sie sedziow z nadania PRL-owskiej Rady Panstwa, oraz zmarginalizowanie czesci patrycjatu sedziowskiego uwazajacego sie za "nadzwyczajna kaste"

Najlepszym przykladem sedzia Laskowski (rzecznik prasowy SN), ktory nie tak dawno podtrzymal wyrok SO zse Szczecina skazujacy na 5 lat wiezienia faceta, ktory... kupil kilka dzialek od znajomego pani sedzi ze Szczecina. Ten znajomy po jakims czasie rozmyslil sie - i podal do sadu kupujacego - oskarzajac go o sfalszowanie umowy. 

Facet dostal 5 lat - i siedzi - a podstawieni swiadkowie przyznaja sie, ze zeznawali za pieniadze... nawet SN nie pomogl... a w zasadzie pomogl - utrzymac wyrok przekupnej sedzi i jej znajomym...

Dlatego bedzie ogromny jazgot - na cala UE (wlacznie z TSUE), bo to ostatnie rubieze ukladu postkomunistycznego.

A tak na marginesie: ktory sad jest bardziej zalezny od politykow:

TSUE - do ktorego po dwoch przedstawicieli kieruja... rzady panstw czlonkowskich na 6-o letnia kadencje (uposazenie... 20 tys Euro miesiecznie)

czy

polski sedzia SN - wybierany przez KRS zlozony z poslow, senatorow, sedziow, ministra sprawiedliwosci ( w wiekszosci w sklad KRS wchodza sedziowie), mianowany przez Prezydenta?

Vote up!
9
Vote down!
0

mikolaj

#1629647

To sędzia do zadań specjalnych - gość sprawdzony. Orzekał w sprawie kłamstwa lustracyjnego osławionego Tomasza Turowskiego - fałszywego jezuity, organizatora wycieczki do Katynia w 2010 r. Wtedy SN orzekł, że Turowski owszem skłamał, ale nie może być pociągnięty do odpowiedzialności, bo "działał w stanie wyższej konieczności"...
W tym samym składzie orzekającym był słynny sędzia Płóciennik z Koszalina - stary wyrobnik komunistyczny skazujący w stanie wojennym wielu związkowców. Jak widać do sprawy Turowskiego wyznaczono odpowiednich sędziów. W takich przypadkach w esbeckich papierach pisano "skład orzekający zabezpieczony".

Vote up!
6
Vote down!
-1

Leopold

#1629659

Nie nazywałbym tego "wzięciem", bo na niektórych działa to jak płachta na byka. Przypominam, że z nominacji PIS do KT jeden z sędziów stanął potem po stronie buntowników.

Śmieszy mnie zawsze to opozycyjne bajanie o zachowaniu równowagi. To znaczy, że pan w swojej firmie nie może zatrudnić samych mężczyzn, których na dodatek pan zna i im ufa (w tym ma zaufanie do ich kompetencji), ale musi pan tam wsadzić 50% kobiet (nawet jeśli ich pan do końca nie zna i nie wie pan, czy można im zaufać) oraz 50% zwolenników innych idei niż te, które pan wyznaje (w tym osobistych wrogów). Ciekaw jestem, kto chciałby być prezesem takiej firmy.

A Polska to właśnie taka "firma". Przychodzisz rządzić i masz wokoło wrogów, nieudaczników, ludzi z poprzedniego nadania, którzy są, bo są. A jak chce się ich wymienić, to krzyk, że swoimi się obsadza. A czyimi ma się obsadzać?

Vote up!
7
Vote down!
-1

Krispin z Lamanczy

#1629711