Beta-blokery – może nie świństwo tylko paskudztwo
Pierwsza prawdziwie wiosenna niedziela. Powinno być lekko, łatwo i przyjemnie. Niestety... Będzie grubo. Lecz muszę to powiedzieć, czego większość lekarzy wam nie powie.
Dlaczego?
Bo są leniuchy? Nie chce im się stale uczyć i doskonalić? Bo takie są oficjalne procedury na świecie, więc również przyjęte przez urzędników księcia Radziwiłła?
Zapewne wszystko po trochu.
O czym w ogóle mowa. Każdy z nas, kto ma kłopoty z nadciśnieniem, sercem, cholesterolem, a wśród ludzi po 60-tce to ponad połowa populacji, ma do czynienia z lekiem, który jako pierwszy przypisze mu lekarz i który jak się zwał, tak się zwał, bo jest ich mnóstwo pod różnymi nazwami, lecz niewątpliwie należy do grupy tak zwanych beta – blokerów.
Podaję tu za Wikipedią, z czym mamy do czynienia [1]:
"Leki beta-adrenolityczne (inaczej β-blokery, leki β-sympatykolityczne; ATC (medycyna) (link is external) : C07 (link is external) ) – grupa leków działających antagonistycznie (link is external) na receptory β1 (link is external) i β2 (link is external) adrenergiczne. Hamują aktywność układu współczulnego (link is external) , wywierając działanie na niemal cały organizm. Jest to jedna z najważniejszych grup leków stosowanych w kardiologii (link is external) , a zwłaszcza w chorobie niedokrwiennej serca (link is external) i nadciśnienia tętniczego (link is external) . [...] "
Takie suche bla,bla, bla, z jakim mamy zazwyczaj w medycynie i farmacji.
Tylko, że miliony ludzi na całym świecie (a może nawet miliardy, nie wiem) łykają to codziennie dosłownie tonami. Czynią tak dlatego, że międzynarodowe gremia lekarskie zalecają leki z tej grupy, jako lek pierwszy do stosowania w powyższych bardzo pospolitych schorzeniach.
I czynią to od 1964 roku, gdy na rynek wprowadzono propranolol – pierwszy z tej grupy.
Czyli, powiem to bezczelnie, już 50 lat szkodzimy sobie tym paskudztwem.
Macie państwo pojęcie, jakie grube miliardy przez te pięćdziesiąt lat zarobiła międzynarodowa mafia medyczno – farmaceutyczna?!
Oczywiście lek działa tak, jak powinien i do czego został skonstruowany.
Ale...
- Zapomnieliście państwo o seksie?
- Co więcej, jeśli nawet chcecie, to nie możecie, bo...
- Macie kłopoty ze spaniem? W tym także "dziwne" sny?
- Dopadła was paskudna depresja?
- Tyjecie?
- Nagle jestęcie zagrożeni cukrzycą?
- Coraz większe kłopoty z pamięcią?
- Zaburzenia koncentracji
- Zawroty głowy
Wystarczy? A nie dojechałem nawet do połowy...
A to jeszcze nie najgorsze. Ostatnie poważne badania wykazały, że tak na prawdę beta – blokery zwiększają o 16% ryzyko wylewu krwi do mózgu [2].
W rezultacie, coraz bardziej, poważne instytucje i medyczne kręgi naukowe zaczynają poważnie się niepokoić i zalecają coraz mocniej wycofywanie się z powszechnego stosowania tych pospolitych leków.
Amerykańska administracja zdrowia oficjalnie już wydała zalecenie, by nie stosować beta – blokerów u ludzi po 60-tym roku życia.
A u nas, to właśnie oni konsumują tego najwięcej!
I starsi faceci, jak im się kurczy, to myślą, że jest to naturalne z powodu wieku.
Wyguglałem parę tysięcy poważnych artykułów naukowych wypowiadających się przeciwko tym lekom, albo mających poważne wątpliwości.
Panowie doktorowie wątpiący i inni typowi niedowiarkowie mogą sobie sami sprawdzić, wpisując hasło:
negative effects of beta blockers,
a w pół sekundy dostaną 1 210 000 odpowiedzi, w tym poważną grupę:
Artykuły naukowe dla negative effects of beta blockers (link is external)
… approach in high-risk patients undergoing major … (link is external) - Poldermans - Cytowane przez 401
… effectiveness of perioperative beta-blocker use for the … (link is external) - Schouten - Cytowane przez 76
The effects of beta-adrenergic blocking agents on … (link is external) - Kaplan - Cytowane przez 80
Proszę bardzo – każdy może sobie zobaczyć.
Jest dobra wiadomość – są wreszcie leki (u nas od 2006), które z powodzeniem mogą zastąpić tą całą, liczną grupę pastylek.
Tylko... Mafia czuwa!
Po co wprowadzać coś nowego, gdy jeszcze stary pięćdziesięciolatek sprzedaje się tak świetnie? I lekarze mają na stałe zakodowane, że pierwsze są beta – blokery.
Więcej, nowy lek jest drogi. Ulga jest wyłącznie w przypadku przewlekłej niewydolności serca, co jest decyzją, co najmniej tajemniczą. Tylko urzędnicy pana Radziwiłła wiedzą, dlaczego nie za liczna grupa pacjentów może kupić lek za 3,20 zł, a reszta, zapewne parę milionów Polaków, gdy zechce zrezygnować z beta – blokerów, musi płacić od 100 do 200 zł. I powtórzę – mimo, że międzynarodowe gremia zalecają by nie stosować blokerów u ludzi po 60-tce.
Leki to nie są zabawki. Należy je traktować bardzo poważnie. Lecz niestety jest to także drugie najpotężniejsze źródło biznesu na świecie. Co pozwala wątpić w pełną uczciwość sektora medycznego i zastanawiać się, czy czasami nie jesteśmy po prostu oszukiwani.
Jedzenie może nam po prostu nie smakować i z niego rezygnujemy.
A pastylki łykamy bez zastanowienia, jak małpa kit.
Bo ufamy. Czy aby czasem nie zbyt pochopnie?
.
,,,,,,,,,
[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Leki_beta-adrenolityczne (link is external)
[2] http://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(05)67573-3/fulltext (link is external)
[ ] 97 stron tytułów naukowych prac https://scholar.google.pl/scholar?start=10&q=negative+effects+of+beta+blockers&hl=pl&as_sdt=0,5&as_vis=1 (link is external)
[ ] Effects of beta-blockers on sexual performance in men
http://search.proquest.com/openview/0dbfa4dc871ea0d731a552fda0363283/1?pq-origsite=gscholar&cbl=46833 (link is external)
.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 9958 odsłon
Komentarze
Januszu! - Biznes farmaceutyczny kwitnie...
14 Maja, 2017 - 19:30
... naszym kosztem. Kwitnie nie tylko pod względem finansowym, ale przede wszystkim pod kątem naszego zdrowia. Chodzi o to, by Polak "nafaszerował" się lekiem i... wcześniej zszedł z tego świata lub zatracił kilka funkcji jemu przysługujących w jego dorosłym życiu.
Bierzemy na przykład leki na obniżenie ciśnienia tętniczego krwi, bo tak zalecił lekarz i przepisał receptę na stosowny (według niego) lek, a nie zastanowił się (bądź jest niedouczony lub celowo go przepisuje!) że ma uboczne skutki jego stosowania.
Całe szczęście, że Opatrzność Boża czuwa nad moim zdrowiem, bo mimo tego że jestem w wieku 60+, - nie stosuję żadnych leków! Owszem, mam najnowszej generacji aparat do mierzenia ciśnienia tętniczego krwi i je kontroluję przynajmniej raz w tygodniu, a z pomiarów wynika że nie mam powodów do niepokoju. Miałem kłopot z gardłem, ale w grudniu roku... 1981 (stan wojenny). Ostatni raz byłem u lekarza w roku 1998, a tego nie mogę powiedzieć o moich rówieśnikach-przyjaciołach. Mają nadciśnienie i korzystają z leków je obniżających. Lek pomaga, - jak twierdzą - ale dwa z pośród dziewięciu skutków ubocznych jego stosowania które wymieniłeś, - u nich zaobserwowałem. Nie przypisuję tego z racji ich wieku 60+, bo nie ma tak, że z kwartału na kwartał pojawił się u nich nagle aż taki kłopot z pamięcią i koncentracją. Coś w tym jest.
Ponieważ sprawy związane z lekami i ich stosowaniem są bliższe Tobie niż mnie - wszak Twoja Małżonka jest farmaceutą, - to dziel się z Niepoprawnymi informacjami, które - jak przypuszczam - wielu Niepoprawnym i Czytelnikom pozwolą uniknąć niepotrzebnych komplikacji zdrowotnych na życzenie skorumpowanych przez mafie farmaceutyczne lekarzy.
Pozdrawiam,
Satyr
___________________________
"Pisz, co uważasz, ale uważaj, co piszesz".
© Satyr
@Satyr
15 Maja, 2017 - 05:25
Janku!
Tylko ci pozazdrościć zdrowia. Świadczy to o tym, że wiodłeś nobliwe życie, a Bóg Ojciec wyposażył ciebie we wzorcowy zestaw genów. Tylko ci powiem - taka kombinacja nie jest częsta, a i tak, często członkowie tej grupy umierają na nagły wylew, lub zawał (odpukać). Lecz to także świadczy o tym, że nigdy nie byłeś specjalnie wysportowany. Kolana ci nie wysiadły, bo raczej nie biegałeś za dużo. Nie masz złamanego nosa, albo wybitego barku, bo omijałeś sporty walki. I także prostata, hemoroidy i reszta z tych okolic są w porządku, bo nie dałeś się zwariować roweromanią.
Czyli widzisz - nawet źle pojąty sport może być szkodliwy, a nawet zabójczy.
Niestety, przeważająca część ludzkości nie ma tak dobrze i musi przyjmować jakieś leki. Choćby tylko aspirynę.
Pozdrawiam
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
Januszu! -
15 Maja, 2017 - 21:43
Napisałeś między innymi tak, cyt.: "(...) że nigdy nie byłeś specjalnie wysportowany. Kolana ci nie wysiadły, bo raczej nie biegałeś za dużo. Nie masz złamanego nosa, albo wybitego barku, bo omijałeś sporty walki. I także prostata, hemoroidy i reszta z tych okolic są w porządku, bo nie dałeś się zwariować roweromanią".
Otóż Januszu - nie jest to prawdą. Już jako nastolatek w ramach SKS-ów trenowałem biegi na 400 m i 5 km oraz biegi przełajowe, zdobywając dla mojej szkoły kilka medali i pucharów. Gdy byłem 16-latkiem, mój nauczyciel WF-u - będący także trenerem piłki ręcznej juniorów - zaproponował mi, bym zaczął trenować "bramkarstwo" w trenowanym przez niego zespole, a będący zapleczem I-ligowego klubu Wisła Płock. Już po kilku tygodniach morderczych treningów trener dał mi szansę i stanąłem między słupkami w podstawowym składzie w meczu z juniorami Iskry Kielce (dzisiaj nazywającej się "Korona"). Chyba byłem dość dobry, bo od tego wygranego meczu - na dobre "załapałem się" do podstawowego składu drużyny.
Kiedyś na jednym z treningów, a polegającym na tym, by nie wpuścić w światło bramki... piłek palantowych (z lanej ciężkiej gumy!) rzucanych z odległości 15 m przez lewo- i praworęcznych szczypiornistów (co 5 sekund) - jedna z piłek trafiła mnie w tętnicę szyjną. Padłem na parkiet tracąc przytomność, jako że potylicą "rąbnąłem o glebę". Doznałem wówczas wstrząśnienia mózgu i miałem 4-tygodniową pauzę w treningach. Po powrocie do treningów ciężko mi było osiągnąć formę, jaką miałem przed urazem. Osiągnąłem ją dopiero po około pół roku morderczych treningów, a przede wszystkim po wyzbyciu się lęku przed piłką lecącą prosto w twarz. Moją przygodę z piłką ręczną zakończyłem tuż po tym, jak nasza drużyna zdobyła wicemistrzostwo Polski juniorów, bo poczułem nowego bakcyla... kolarstwo szosowe. Ale główną przyczyną był po prostu brak czasu na treningi, bo chciałem się dalej kształcić, by mieć w przyszłości dobry i popłatny zawód. W tamtych czasach bowiem nie było sportowego zawodowstwa, gdzie mógłbym się zrealizować.
Kolarstwo szosowe uprawiałem z pasją, choć na pierwszych treningach nie szło mi tak, jak bym sobie tego życzył. Ale szybko się uczyłem taktyki, rozłożenia sił na etapach itd. Sprawiało mi wielką przyjemność, a jezdnie kilkunastu tysięcy przejechanych kilometrów skropiłem swoim potem. I historia się powtórzyła. Po osiągnięciu sukcesu w zdobyciu drużynowego wicemistrzostwa Polski - rozstałem się z kolarstwem.
Jako dorosły facet - w dodatku dalej się kształcący na uczelni (podyplomówka) - nie miałem czasu na wyczynowe uprawianie sportu w klubie. Ograniczyłem się tylko do amatorskiej gry w halową piłę nożną. Ale przełomowym dla mnie w kwestii sportu był rok 1984, kiedy to mój kuzyn zaproponował mi, bym był jego pilotem na rajdach samochodowych. Przystałem na tę propozycję. Zacząłem z nim trenować na Audi Quatro - najpierw jako pilot. Po dwóch miesiącach także za kierownicą. Mój pierwszy rajd to Rajd Kormorana na Warmii i Mazurach (dwa OS-y jechałem za kierownicą, bo kuzyn miał potężne grypowe łamanie w kościach). Wówczas to poznaliśmy Krzyśka Chołowczyca, który w tym roku debiutował. Ale sport samochodowy wymaga dobrego sponsora, bo koszty są bardzo wysokie. A jak go nam było zdobyć w tamtych czasach? Po kilku latach "rajdowania" zrezygnowaliśmy z tego sportu. Zbyt dużo środków pochłaniał, a szczególnie po rozpoczęciu się złodziejskiej prywatyzacji tuż po Okrągłym Stole w roku 1989, gdzie firmy - potencjalni sponsorzy - walczyły o przetrwanie.
W roku 1997 powróciłem do amatorskiej gry w halową piłę nożną w tzw. piątkach halowych - grając na bramce. Rozgrywki były prowadzone między dzielnicami miasta. Pracując wówczas na uczelni i w biurze projektowym - trudno mi było w tak "osiadłym" trybie pracy utrzymać kondycję i odpowiednią do wzrostu i wieku wagę Ale dzięki grze w piłkę, a także bieganiem po parku w zacisznej dzielnicy miasta (średnio 3 razy w tygodniu po 5 km) - cieszę się dość dobrą jak na mój wiek (60+) kondycją i zdrowiem, - mimo iż jestem (niestety!) palaczem.
Ale największą frajdę sprawia mi do dzisiaj - "ślizganie się" na autodromie moim Focusem Gija 1.8. I w błędzie jest ten, kto twierdzi, że taka jazda wyczynowa na torze nie jest wysiłkową, a... relaksacyjną. Po jednej godzinie takiej ostrej jazdy"łapki" bolą tak, jak byś wrzucił 10 ton węgla do piwnicy.
To tyle i... aż tyle w kwestii wyjaśnienia.
Pozdrawiam serdecznie,
Satyr
___________________________
"Pisz, co uważasz, ale uważaj, co piszesz".
© Satyr
@Satyr
16 Maja, 2017 - 05:26
Ja do dzisiaj mam uraz psychiczny i nawet w kinie automatycznie uchylam głowę przed wyobrażeniem lecącej piłki. Tak to już jest. Dostałem prosto w twarz i padłem. Co więcej, było to z pełną premedytacją i zawodnik został wykluczony.
No dobrze. Wszystko to dobrze i pięknie, lecz, jak sam piszesz:
- byłeś młodzieńcem. Wtedy organizm jest tak plastyczny, że ja na przykład zakładałem sobie obie nogi za głowę, a czy to w biegu przełajowym, czy narciarskim, po jednym kilometrze wpadałem w autentyczny trans. To praktycznie niewyobrażalne, jak wielka jest możliwość regeneracji młodego organizmu. Ale ... do czasu i gdy nie przekroczy się pewnych granic. To fajne, co piszesz i ja sam też to robiłem. Lecz, czy zdajesz sobie sprawę, jak teraz sportowcy się żyłują. Taki chociażby free climbing, czyli swobodna wspinaczka bez zabezpieczeń. Chcesz spróbować? To podejdź do drzwi. złap się u góry tylko opuszkami palców i zawiśnij na 5 minut. Widziałem to, jak kolega - wariat wielokrotnie to robił. Piłkarze euro-ligi padają trupem na boisku. Padają też trupem kolarze. I tak dalej, i tak dalej. Całą Rosję wyklucza się z olimpiad.
Nie chcę być złym prorokiem, lecz nadmiernie uprawianie sportu, lub złe uprawianie, może dać paskudne efekty po kilkudziesięcu latach.
Przypomnę ci końcówkę jednego z największych bokserów Muhammda Ali.
Serdeczności
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
Januszu...
14 Maja, 2017 - 22:55
Taki piękny dziś dzień był. Słońce, wiosna, pierwsze komunie św.... a Ty tak go zepsułeś. Nie masz serca :)
A poważnie. Temat farmaceutyków i przemysłu farmaceutycznego to "puszka Pandory". Mam w rodzinie czterech lekarzy i jedną emerytowana pielęgniarkę. Znam tez osobiście wielu lekarzy (nawet chciałem być lekarzem, ale po technikum było ciężko, więc zostałem ekonomistą :).
Temat rzeka... ale dziś już nie chce więcej sobie psuć humoru :)
Pozdrawiam, ale pisz o tym jak coś wiesz...
krzysztofjaw
@krzysztofjaw
15 Maja, 2017 - 05:30
Witaj
Chciałem tylko wykazać, że środowiska medyczne są bardzo konserwatywne i często idą na łatwiznę. Nie chodzi mi o wiodące kliniki i ośrodki akademickie, czym lubimy się tak chwalić. Chodzi mi o powszechną praktykę.
Schematy i standardy wypierają wiedzę i zdrowy rozsądek. A to jest przykre.
Pozdrawiam
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
Statyny
15 Maja, 2017 - 00:14
Największy dochód kartelom farmaceutycznym przynosi sprzedaż statyn. Są to tzw. "leki" na obniżenie cholesterolu. Leki, które niczego nie leczą, tylko ogromnie szkodzą powodując ciężkie choroby. Cholesterol jest nam potrzebny i to w wiekszych ilosciach niż wskazują sztucznie zaniżone bez żadnych badań normy.
Dzięki za poruszenie tematu. Został zaledwie dotknięty a jest szeroki jak ujście Amazonki i siła by gadać.
Zdrowie jest najważniejsze. "Ten o tym się dowie, kto je stracił..." A może lepiej zanim?
ość
-----------------------------------
gdy prawda ponad wszystko, życie bywa piękne
wtedy żyć się nie boisz i śmierci nie zlękniesz
@Ość
15 Maja, 2017 - 05:36
Problemu statyn nawet nie chcę ruszyć. Świadome długoletnie wprowadzanie do organizmu trucizny, która m.in. niszczy wszystkie mięśnie, więc także serce, jest skrajną głupotą i tylko chciwością firm farmaceutycznych.
Co więcej - normy dotyczące parametrów cholesterolu (całkowity, LDL, HDL i trójglicerydy), własnie okazało się, są kontrowersyjne. Więc nie wiadomo, czy faszerowanie statynami, czy fibratami ma jakikolwiek sens.
Pozdrawiam
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
Ość
15 Maja, 2017 - 11:35
Z tym cholesterolem to wielka ściema, ale przez te wszystkie lata firmy dorobiły się na tych lekach.
Tematów z tym związanych jest mnóstwo. Od cen leków i ich różnorodności, przy tej samej substancji czynnej (typowy przykład: kwas acetylosalicylowy, czyli aspiryna, polopiryna, copiryna, "z krzyżykiem", itd: ceny za 6 sztuk - od 1,50 do 10-12 zł) poprzez problem leków przewlekłych: czy one leczą czy tylko zaleczają tak, aby trzeba było je brać cały czas (typowe przykłady: właśnie leki na cholesterol czy leki psychotropowe, w tym depresanty lub stabilizatory nastroju) aż do problemu wpływu na zdrowie ludzi (czy czasem nie powodują więcej zła niż dobra).
Każdej firmie zależy na zysku, czyli sprzedaży, czyli na posiadaniu nowych, stałych klientów a najlepiej klientów dokonujących ponownych zakupów. Więc dla firm farmaceutycznych najlepiej by było, żeby wszyscy chorowali i nigdy się do końca nie wyleczyli, tak aby musieli dalej brać leki... Poza tym jeden specyfik powoduje skutki uboczne, które nieraz trzeba leczyć innymi specyfikami, które tez powodują skutki uboczne, które należy leczyć innymi specyfikami, które... koło zamknięte - kołomyja. To tak dla producentów alkoholi najlepiej by było, aby wszyscy byli alkoholikami :).
Pozdrawiam
krzysztofjaw
"Pastylki lykamy bez zastanowienia"...
16 Maja, 2017 - 02:46
Lekarze - rowniez bez zastanowienia - przepisuja pastylki pacjentom. Najchetniej te najnowsze i najdrozsze (bo z ich przepisywania sa najwieksze "obrywy" np. szkolenia na Hawajach.
Tymczasem zdecydowana wiekszosc uzywanych dzisiaj lekarstw ma wiele szkodliwych dzialan ubocznych, ktore zwylke opisane sa w broszurce dodawanej do leku tak malymi literami, ze przecietny czlowiek po 40-tce nie jest w stanie przeczytac nawet w okularach.
Ziola czy suplementy diety, zdrowa dieta - kto by sie tam dzisiaj przejmowal, gdy wystarczy zazyc pare pastylek - i czlowiek bedzie zdrow jak... ryba w szambie.
Przyklady rodzinne: kobieta po 60-tce zglosila sie do lekarza bo... czula sie dobrze. Doszla do wniosku, ze w tym wieku nalezy sie przebadac. Lekarz przepisal badania, a po otrzymaniu wynikow zestaw pastylek, po ktorych po kilku tygodniach kobieta zaczela sie bardzo zle czuc, odwiedzila lekarza -zmienil jedne pastylki na inne - a zdrowie coraz gorsze... wiec przepisal jeszcze pastylki na cukier i nerki... Na szczescie kobieta zorienowala sie, ze przeciez do niedawna czula sie dobrze, odlozyla pastylki, zaczela zwraca uwage na zdrowa zywnosc, zaczela uzywac ziola (samodzielnie zbierane i hodowane) ... przestala... chodzic do lekarza - i dzisiaj czuje sie swietnie... bedac grubo po 70-tce...
Coz powiedziec? Chyba tyle, ze malo dzisiaj lekarzy "leczacych", wiecej "przepisujacych". A Pacjenci? "Sami sobie zgotowali taki los...?"
mikolaj
@mikołaj
16 Maja, 2017 - 05:10
Żeby to wszystko było takie proste!
Lecz kilka nieścisłości muszę sprostować.
To nieprawda, że lekarze przypisują tylko drogie leki. Choć właściwie częściowa nieprawda. Lekarza są ograniczeni kontraktami z NFZ i właśnie teraz unikają przepisywania drogich leków, chyba, że jako leki pełnopłatne, tzw. 100-procentowe. I pacjent się zastanowi, czy kupić pastylki za 100 - 200 - 400 - ... zł. Lekarze przepisują leki, które są w tzw. schematach, lub procedurach leczenia. Poza tym mają swoje ulubione. No i niestety, nierzadko mają cichą umowę z jakąś apteką, gdzie pacjentów odsyłają. Generalnie - często leki ordynowane są nieuczciwie.
Druga sprawa - w końcu niedawno na poważnie zaczęto badać zioła. A chyba każdy wie, że wiele ziół to śmiertelne trucizny. Lecz okazało się, że nawet te uważane za lecznicze, źle używane mogą poważnie szkodzić. Nawet zwykła herbata, czy czarna, czy zielona szkodzi. Mięta nie powinna być używana przy schorzeniach żołądka, a taki dziurawiec, to kilkadziesiąt objawów ubocznych. Więc z ziołami też ostrożnie. Kiedyś tak nie szkodziły, bo były dosyć rzadkie.
I na koniec - podstawowy problem jest taki, że mamy dosyć marnych i często nieuczciwych lekarzy. Na szczęście, to się powoli zmienia. W końcu zaczęli dobrze zarabiać i ci najlepsi są autentycznie na poziomie światowym. Tylko trzeba do nich trafić i zapłacić. Na przykład, ja znalazłem fantastycznego okulistę po wielu nieudanych rozczarowaniach.
A do tego trzeba wiedzieć - gdzie, co i jak. Guz mózgu to tylko Szaserów Warszawa, a raki przewodu pokarmowego i odbytu - wyłącznie Bydgoszcz.
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
Pastylki ( i nie tylko) lykamy bez zastanowienia
16 Maja, 2017 - 20:12
A tu efekt :
Podobna historia
18 Marca, 2018 - 09:48
Czytając to do głowy od razu przyszła mi historia dr Burzyńskiego, który w USA opracował lek na raka który nie ma efektów ubocznych. Ze strony rządowego FDA i koncertów spotkały go jedynie nieprzyjemności - tak lekko mówiąc. Biznes farmaceutyczny trzyma się mocno.
Mój blog: http://www.naturalniepozdrowie.pl
Eeech, z tym "lekiem bez efektów ubocznych"
18 Marca, 2018 - 21:13
to też wielka ściema.
"Każdy lek nieznany - to rewelacja, każdy lek poznany - to lek zwyczajny."
Ten "lek" to substancja uzyskiwana z moczu zdrowych ochotników. Efekty - tak, jak po wielu innych lekach przeciwnowotworowych - czasem bywają skuteczne. A "efekty uboczne" - podobnie, jak po wszelkich innych lekach - zdarzają się zawsze.
_________________________________________________________
Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie
katarzyna.tarnawska