Zasłona dymna

        Przed referendum, które miało zadecydować o wejściu Polski w struktury unijne, z każdej strony bombardowano polskie społeczeństwo prounijną propagandą. Każdy konsument rynku medialnego dowiadywał się na każdym kroku o dobrodziejstwach, jakie na Kowalskich i Nowaków spadną z tego tytułu. Unia daje, Unia radzi, Unia...Od początku jednak, obraz Polski w strukturach UE wygląda nieco inaczej. Obok gigantycznej emigracji, regulacje unijne doprowadziły nie tylko do dużego wzrostu cen, ale także do przejęcia- głównie przez Niemcy- całych segmentów polskiego rynku. Do tego system "pomocowy" uzależnił wielu polskich przedsiębiorców od unijnych dotacji, przez co ich niezależność została najzwyczajniej w świecie kupiona.  Dziś słyszymy o widmie likwidacji w Polsce sektora transportu, który- dzięki pracowitości polskich kierowców- polskie przedsiębiorstwa niemalże w Unii zdominowały. Lamentowi nie ma końca, jednak dziwi mnie to, gdyż przecież za tym owi ludzie głosowali w referendum, więc tak jak górnicy czy stoczniowcy, są poniekąd sami sobie winni, jednak ja chciałbym wskazać, na zupełnie inne przyczyny forsowania przez A. Merkel płacy minimalnej w Niemczech, która ma obowiązywać również tych, którzy tak jak nasi kierowcy wykonują swoją pracę, będąc zatrudnionymi w innych krajach Unii. Cały klangor dotyczących transportu  przysłania rzeczywiste przyczyny i skutki wprowadzenia niemieckiej płacy minimalnej.

        Przez tych kilka lat, jakie minęły od polskiej rezygnacji z suwerenności na rzecz Brukseli czyli Berlina, wiele rzeczy zmieniło się i nadal będzie ulegać zmianie, choć my sami nie koniecznie musimy je dostrzegać. Jedną z takich zmian jest fakt, iż wiele małych niemieckich przedsiębiorstw przeniosło lub otworzyło swoje filie w Polsce, na Słowacji etc. Początkowo nie budziło to żadnych reakcji Berlina, jednak bardzo szybko, sprytni Niemcy doszli do wniosku, że pracowników fizycznych można najmować w Polsce za grosze i wozić rotacyjnie na roboty do Rzeszy, co znacznie obniża koszta pracy. Polacy byli szczęśliwi, bo zawsze dostawali "za delegację" ze dwa złote więcej, nawet jeśli sypiali w namiotach, kurnikach, czy gdzie tam ich umieszczono. Dwa- trzy tygodnie dało się w takich warunkach wytrzymać, a pieniądz jest pieniądz. Oczywiście nie wszyscy byli trzymani w tak spartańskich warunkach, jednak wcale nie o warunki bytowe tu chodzi, lecz o ukazanie pewnego mechanizmu, który stosowali z resztą nie tylko Niemcy, jednak Niemcy mają najbliżej i to Niemiecy ze względu na skalę, owa praktywa najbardziej bodła, szczególnie w wymiarze ubezpieczeń społecznych i podatków. Tak się nie godzi, nie będzie tu Polska niemieckiego budżetu uszczuplać, więc problem stał się naglący.

      Drugi problem trapiący Niemcy, to fakt, iż obcokrajowcy stanowią na niemieckim rynku pracy konkurencję dla obywateli Niemiec ( co nie oznacza, że dla Niemców, bo nie każdy obywatel Niemiec jest Niemcem. Znam sporo niemieckich obywateli- którzy pomimo obywatelstwa- są takimi samymi Niemcami jak Kozakiewicz czy Hitler). W momencie wprowadzenia pensji minimalnej większość pracodawców będzie faworyzowała obywateli niemieckich, gdyż ci przynajmniej znają język niemiecki. Tak czy owak, zatrudnianie obywateli innych państw stanie się niopłacalne, a co za tym idzie, więcej mieszkańców Niemiec (szczególnie tych korzystających z usług niemieckiego państwa opiekuńczego) będzie musiało zakasać rękawy, gdyż zaczną być poszukiwani na rynku pracy. Gdyby Niemcy w chwili obecnej znalazły się w sytuacji gospodarczej podobnej do tej w Grecji czy w Polsce, to natychmiast by z płacy minimalnej zrezygnowały, gdyż mądrzy Niemcy wiedzą, iż ważniejsze jest utrzymanie zakładu pracy, aniżeli przywilejów. Jednak Niemcy mają się dobrze, więc pilnują własnego ogródka.

     Trzeci problem dopiero nadchodzi. To niemieckie rolnictwo. Niebawem niemieccy Bauerzy staną się kułakami w Polsce.  Zagarną całkiem pokaźne areały, a co za tym idzie, będą musieli zatrudnić poskich parobków, aby te areały obrabiać. I znów, tak jak fabrykanci, tak i bauerzy, korzystaliby z możliwości wysyłania prawie darmowych parobków na roboty w Rzeszy. Tego Berlin się bardzo obawia, gdyż z tego tytułu, dla budżetu Niemiec, to same straty. Pal licho te straty, gdyby istniała możliwość szybkiego przywrócenia wschodniej granicy niemieckiej, do której dzisiejsze Niemcy odwołują się w swojej Konstytucji, czyli granicy z 1935 roku. Prawdę powiedziawszy, to Niemcy "już były w ogródeczku, już się z gąską witały", zainwestowali w swoje "kresy pod polską administracją tymczasową" kupę "Ojro", gdy plany im pokrzyżował zimny kagiebista Putin, który rozpętał piekiełko na Ukrainie, budząc z cudownego snu Stany Zjednoczone z jednej strony, a z drugiej wysyłając memento do Berlina, memento w postaci niezwyciężonej Armii Czerwonej, która rozpoczęła manewry na "unijnych granicach wschodnich", co dla Niemiec oznacza tyle, że jakiekolwiek próby zmiany granic w Europie Środkowej ze strony Niemiec, będą natychmiast oznaczać identyczne zmiany ze strony Rosji na wschodzie, czyli powrót ziem utraconych przez ZSRR do Matuszki Rosji. To już jest jednak temat na inny wpis i nie będę nadmiernie wątków mieszał.  

    Polski transport jest w tym wszystkim tylko odpryskiem. Wiadomo przecież, że gdzie drwa rąbią...Ostatecznie, jedynym wyjściem dla tych firm będzie przeniesienie działalności do Niemiec i przyjęcie "jedynie słusznych" niemieckich stawek za transport, lub zatrudnianie kierowców będących na "własnej działalności", przez co owe stawki zostaną ominięte. W końcu jednoosobowego przedsiębiorcy nie obowiązuje stawka minimalna, bo nie jest pracownikiem najemnym, lecz najemnym przedsiębiorcą, czyli z roli proletariusza przechodzi do kasty wyzyskiwaczy, nawet jeśli w ten sposób wyzyskuje samego siebie jedynie. Wilk będzie syty, owca cała, jedynie niemieccy bauerzy i fabrykanci podniosą nieco ceny swych wyrobów, by jakoś zrekompensować sobie ponoszone koszta. Niemcy tego tak bardzo nie odczują, jak...Polacy czy Słowacy, którzy już są zalani niemieckim eksportem. 

    Kolejny raz przekonujemy się, że wiele musi się zmienić, aby wszystko pozostało po staremu, a także, iż rację miał Gary Lineker mowiąc, że na końcu zawsze wygrywają Niemcy, i to nie tylko w piłce nożnej jak się okazuje. Nawet jeśli czasem zwycięstwo przychodzi trochę później niż zakładali. Tytułowa zasłona dymna jaką jest polski transport skutecznie przykrywa prawdziwe intencje Niemiec. Wystarczy wspomnieć, że nawet dziennikarze nie chcą zauważyć prawdziwych przyczyn zmian w niemieckim prawie pracy. Przecież większość z nich w taki czy inny sposób pracuje za pieniązki z Niemiec lub Unii, są to ludzie roztropni, więc wolą nie kąsać ręki, szczególnie, że ta ręka nie tylko karmi, lecz i skarcić może. I przestańmy się łudzić, że jakakolwiek partia polityczna będąca partią prounijną cokolwiek zmieni. Przecież te partie są w tej samej pozycji ( pozycji wypiętej), co i owi dziennikarze.

   Obrazek pobrano z:   ]]>http://www.polonia.org/list0404.htm]]>