O naszym matriksie jeszcze inaczej
Chyba niewiele jest wpisów w NP na tematy ściśle naukowe. Ale warto czasem zajrzeć i w te dziedziny, w których nawet najgłośniejsi politycy przestają być kompetentni. Zwłaszcza że można tu zdobyć wiele praktycznie wykorzystywalnej wiedzy.
Na pewno nie tylko fachowcy, ale praktycznie wszyscy słyszeli o wspaniałych, olbrzymich zwierzętach - dinozaurach, które po wielu milionach lat rozwoju zaznały globalnego kataklizmu i wyginęły na skutek "wielkiego wymierania". Na temat tej - i innych w geologicznych dziejach Ziemi - historii napisano nie tylko tysiące puhblikacji ale spopularyzowano ją także w ciągu ostatnich trzydziestu lat we wszelkich możliwych produkcjach popularnonaukowych literackich, kinowych,
telewizyjnych...
Na ten cel wydano miliardy dolarów oraz zarobiono na nim również miliardy dolarów. Teza o wielkim impakcie w rezultacie którego dinozaury (i wiele innych grup zwierząt) wyginęły jest popularyzowana i wykorzystywana komercyjnie przez ostatnie trzydzieści lat od przedszkola po uniwersytety trzeciego wieku.
Rzecz zaczęła się w zasadzie w 1980 roku. Wtedy to w znajdującym się na szczytach rankingów popularności czasopiśmie "Science" ukazał się kilkunastostronicowy zaledwie artykuł czworga autorów: Luisa W. Alvareza, Waltera Alvareza, Franka Asaro oraz Helen V. Michel. Warto wiedzieć że tylko jedna osoba (Walter Alvarez) była wśród nich zatrudnina w instytucji zajmującej się geologią; pozostałe związane były z Lawrence Berkeley Laboratory; wśród nich Luis W. Alvarez, członek
wielu stowarzyszeń naukowych, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki w roku 1968. Publikacja która stała się później nieomal biblią wszystkich badaczy postulujących obecność w historii geologicznej Ziemi nie była jednak wolna od podstawowych błędów i na dobrą sprawę stanowiła przykład jak nie należy pisać prac naukowych z tej dziedziny geologii. Data jej powstania jest trochę nieprzypadkowa: w 1977 roku pracownik koncernu naftowego Peter Vail wraz z kolegami opublikował podstawy tak zwanej stratygrafii sejsmicznej której założenia stały się z kolei podstawą tak zwanej stratygrafii sekwencji. Nie wnikając w szczegóły i historię rozwoju tych tez chciałbym tylko stwierdzić, że w praktyce cofnęły one rozwój stratygrafii do połowy dziewiętnastego stulecia wprowadzając nadmiernie uproszczone i niedostatecznie
uzasadnione merytorycznie modele. Uproszczenie to spowodowało natomiast pojawienie się wielu atrakcyjnych rozwiązań problemów stratygraficznych oraz wielu atrakcyjnych hipotez naukowych. Niestety, nie wolnych od błędów, jako że opierały się na fałszywych tezach. Było to jednak przyczyną sukcesu zarówno "naukowego' jak
medialnego tez, których pojawienie się nie miało podstaw naukowych. Co więcej, publikacja Alvareza i innych w 1980 roku była jedną z podstaw uzasadniających pojawienie się hipotezy "zimy nuklearnej" której historia - jsk i historia ludzi którzy ją stworzyli - jest jak dobra powieść sensacyjna, z wątkami szpiegowskimi, KGB, CIA a nawet "znikaniem" związanych z nią ludzi. W ten sposób publikacja stworzona przez niezbyt odpowiedzialnych ludzi wpłynęła - mimo ewidentnych błędów merytorycznych - na losy świata.
Dlaczego o tym piszę?
Uważam, że naturalnym dążeniem człowieka - oprócz dążenia do szczęścia - jest dążenie do poznania prawdy o świecie i o nim samym. Odkrywanie zaś jest przyjemnością, radością i satysfakcją. Czasami z atrakcyjnym wątkiem materialnym. Każdy z nas ma jakiś swój osobisty obraz tej rzeczywistości. Obrazem moim była świadomość zafałszowania prawdy przez autorów przytoczonej publikacji oraz tych którzy rozwijali opublikowane tezy i dodawali własne. W tym także światowej sławy naukowców, którzy swoją karierę na nich zbudowali, lub istotną jej część poświęcili badaniu tego co chcieli widzieć, choć to realnie nie istniało. Z filozoficznego punktu widzenia popełnili grzech pychy.
Ostatnio - w grudniowym numerze polskiego wydania "National Geographic" ukazała się krótka notka wskazująca na błąd autorów publikacji z 1980 roku. W "zwykłej" sytuacji byłoby to odkrycie jakie zdarza się raz na długi czas, wpływające na dalszy rozwój nauki. Z obiektywnego punktu widzenia jest to jednak zaledwie nieśmiała sugestia powrotu do stanu wiedzy sprzed 30 lat.
Ach, ci uczeni...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1752 odsłony
Komentarze
Drogi Panie
2 Stycznia, 2011 - 11:18
Aby uchronić się od błędu wiary w "odkrycia amerykańskich naukowców" należy posiadać "intuicję" bądź "chłopski rozum", choć prawda którą się dysponuje z ekonomią nie ma nic wspólnego wówczas. :)... i tu rodzi się dylemat dla "inteligencji".
Pozdrawiam nieśmiało.
Drogi Andersonie,
2 Stycznia, 2011 - 12:53
W tym przypadku jest szansa poznania prawdy. Oprócz intuicji i "chłopskiego rozumu" (pod tym pojeciem rozumiem logikę) jest jeszcze obiektywna wiedza (nie jej czasem dość dowolna interpretacja) którą posiąść można, oczywiście zawsze w stopniu mniej lub bardziej ograniczonym ilościowo.
Tekst ten spłodziłem czując się nieco kompetentnym, a chcąc na NP zwrócić uwagę na fakt że kłamstwo i/lub niekompetencja, wszechobecne w każdej dziedzinie i w każdym kraju czy systemie politycznym mogą nas "dopaść" z każdej strony. To jest pesymistyczny oczywiście punkt widzenia. Niemniej także analogia do naszej rzeczywistości politycznej, w każdym sensie. Człowiek który ma coś innym do powiedzenia musi być traktowany jak saper: jesli raz się "pomyli" - przestaje być wiarygodny na zawsze. To powinno działać i w nauce i w polityce.
Dlatego między innymi Bigosław K. poległ już dla mnie na zawsze jako równoważny Wojciechowi J., Stanisławowi K., Donaldowi T., Sławomirowi N. i innym takim. I co by nie zrobił, nie ma juz dla mnie znaczenia. To samo dotyczy publikacji "Alvarez i inni, 1980".
Cóż odpowiedzieć?
2 Stycznia, 2011 - 13:18
Mam taki sam pogląd. W tytule wspomniał Pan Matrix. Ponieważ jestem tylko zwykłym dyskutantem, specjalistą w zupełnie innej dziedzinie niż polityka czy nauki biologiczne, mam tego świadomość, to jednak pozwolę sobie tutaj przytoczyć "słowa poety" ;):
"Można oszukiwać wielu ludzi jakiś czas, a niektórych ludzi cały czas, ale nie można oszukiwać cały czas Narodu." zmieńmy Naród na Świat i będziemy mieli to o co mi chodzi. Wcześniej czy później musi dojść do kolapsu. Prawda to jedyna rzecz, której nie trzeba udowadniać, której nie da się zaprzeczyć, wystarczy ją widzieć. A kłamstwa może przestalibyśmy nazywać pomyłkami? ...bo to zły przykład dla kolejnych pokoleń. :)
Pokazywać szczeliny, które się widzi, to bardzo słuszna idea.
Pozdrawiam
Andersonie,
2 Stycznia, 2011 - 20:19
Nawiasem mówiąc, jestem Honic, nie Pan :-)))
Dzięki za słowa otuchy.
Ale jeszcze o prawdzie: dostrzeżenie jej jest pewnego rodzaju zaszczytem w świecie gdzie jest równo pomieszana z kłamstwem. Jest wartością którą trudno przecenić. Więc jest rzeczą naturalną dzielenie się nią z innymi, którzy jej być może nie znają. Ale wtedy trzeba jej niestety dowodzić, bo jak inaczej ci inni w nią uwierzą?
Racja natomiast, kłamstw nie należy nazywać "pomyłkami". Pomyłka jest skutkiem niekompetencji, kłamstwo zaś - złej woli.
Matrix w znaczeniu, że świat wygląda coraz bardziej inaczej niż nam się wydaje. Niektóre zjawiska można opisać, ale po pierwsze, tu raczej nie miejsce na to; po drugie - objętość takiej wypowiedzi musiałaby być taka jak książki; po trzecie - w niektóre tezy "nikt by nie uwierzył".
No, może prawie nikt. Po czwarte i ostatnie, część informacji dotycząca tematów "ciekawych" jest "tajna/poufna" i raczej dla nas niedostępna. Zdarza się więc, że gdy dwóch wielkich uczonych wypowiada sprzeczne relacje, oznacza to że jeden z nich musi kłamać.
Jako ciekawostkę tylko powiem, że w czasach zimnej wojny Rosjanie dużą wagę przykładali do klimatologii i innych dziedzin z nią związanych (mówię o latach 70-tych czy 80-tych ubiegłego stulecia)także w aspekcie militarnym. Amerykanie zresztą też, ale raczej byli za Rosjanami, nie przywiązując do tego nigdy aż tak dużej wagi. Tak czy inaczej, dopóki nie będę absolutnie pewny wszystkiego co chcę wiedzieć na temat katastrofy smoleńskiej, ta mgła zawsze będzie dla mnie podejrzana. Ach, gdybyż wśród nas był jakiś klimatolog czy meteorolog z dużą wiedzą...
Pozdrawiam serdecznie
Honic
Re: Andersonie,
2 Stycznia, 2011 - 21:57
"Amerykanie zresztą też, ale raczej byli za Rosjanami, nie przywiązując do tego nigdy aż tak dużej wagi." -nad tym bym jeszcze popracował... a wie Pan, myślałem, że to niemożliwe a kominek się sam- dosłownie!: sam!- rozpalił. No tak, ale o czym myśmy rozprawiali, o katastrofie, no jasne, że jeżeli nie jest się pewnym to raczej lepiej się nie wypowiadać. Tutaj na NP chyba nikt nie grzeszy w ten sposób. Co zaś się tyczy mgły... no trzy! słownie 3! ;) teorie powstania: ... ale co ja będę tutaj truł, Pan pyta, Pan poszuka, Pan znajdzie ;)
Mówi Pan meteorolog... wie Pan co, ja myślę, że wystarczyło tam być wtedy, komu się "udało" ( :/) ten wie.
Równie serdecznie pozdrawiam
Anderson
Andersonie,
3 Stycznia, 2011 - 01:19
Kontynuuję jeszcze, bo podoba mi się nasza rozmowa. Historię badań klimatu w aspekcie wykorzystania do celów militarnych można dość dokładnie odtworzyć, nawet nie mając dostępu do informacji "tajne/poufne". Rosjanie byli "pierwsi"; co więcej wykazali olbrzymią, choć specyficzną inwencję w tej materii. Z towarzystwa które dowodziło pracami, żyje jeszcze akademik Golicyn (Golicynów było kilku). Carl Sagan (główny zainteresowany ze strony USA) nie zyje już prawie 20 lat. Ta sprawa zdaje się złamała mu karierę...
Mgła powstaje w specyficznych warunkach temperatury, ciśnienia i wilgotności powietrza. Oczywiście w związku z układem pogody na większym obszarze. Niestety, jestem za krótki żeby weryfikować stan pogody wtedy i na tamtym obszarze w aspekcie możliwości powstania mgły. Ale wiem że to jest możliwe. I są odpowiednie bazy danych. Myślę że można stwierdzić czy mgła powstała tam w sposób naturalny, czy też "nie powinno" jej być. Nie myślę o mgle jako o przyczynie katastrofy, bo szanuję poczucie honoru lotników. Myślę o mgle która pomogła ukryć rzeczywiste ukształtowanie terenu i umożliwić wprowadzenie ich w błąd co do rzeczywistego położenia samolotu.
Jeszcze o prawdzie: każdy ma jakieś zdolności, ale nie każdemu los pozwala dostąpić odkrycia jakiejś części Prawdy. No, ale pracujemy nad tym wszyscy :-)
Więc jeśli uda się coś odnaleźć, to tak jakby pokonać trudnego przeciwnika (więc zaszczyt). Bo co za satysfakcja pokonać słabszego od siebie... :-)
Pozdrawiam
Honic
"tajne/poufne":)
3 Stycznia, 2011 - 12:43
Otóż były tutaj dokładne analizy zamglenia w okolicach Smoleńska "w analogicznym okresie"- zestawienie z innych lat. Oczywiście- jak się wydaje, są to info, do których można dotrzeć przy odrobinie samozaparcia.
cyt.:
"Mgła powstaje w specyficznych warunkach temperatury, ciśnienia i wilgotności powietrza." Otóż niekoniecznie :) Można postawić parę generatorów 65 (teemce) i jest mgła jak malowanie. Ale nie w tym rzecz- pytanie czy taka, wygenerowana mgła, działa jak prawdziwa? to znaczy czy ta podrobiona zachowuje wszystkie właściwości tej prawdziwej?
Mnie się rozmowy na temat katastrofy nie podobają. Myślę, że Golicyn byłby jak najdalszy od rozprawiania na ten temat i kreowania wniosków ... na forum internetowym.
Dalej- gdyby to wszystko było takie proste, rozwiązalibyśmy to w dwa dni. Gdybym miał dać komukolwiek wskazówkę- powiedziałbym: wróć do swojej pierwszej reakcji, przeanalizuj co myślałeś przez pierwsze 60 minut. Wczoraj- czy nawet na dziś przeniosła się dyskusja, że sprawa jest arcyprosta:
http://www.tvn24.pl/-1,1688143,0,1,palac-tvp-wprowadzila-premiera-w-blad,wiadomosc.html
i faktycznie pewnie tak jest. My to rozwiązujemy od dziewięciu miesięcy. Czy Pan sobie zdaje sprawę ile potencjalnych zamachów dzięki tym rozważaniom można wykonać przez następne tysiąc lat?! pod warunkiem oczywiście, ze TU 154 nie wyjdą z obiegu... na co się zanosi:
http://www.tvn24.pl/2402916,28377,0,0,1,wideo.html
Przepraszam, okłamałem Pana. Nie chodzi o TU 154 tylko o reakcje.
Może jednak wróćmy do dinozaurów albo zajmijmy się mamutami, chociażby, zawsze bliższe to bo też ssaki ;)
Talmud mówi: są cztery rzeczy/ pytania, których nie powinien stawiać człowiek, jeśli je stawia byłoby dla niego lepiej gdyby się nigdy nie urodził, a to: co jest nad, co jest pod, co jest przed i co jest za. ;) Kto nas zatem na wieczny ogień piekielny skazuje jak nie my sami?
Niech Pana nie zwiedzie ta niby pokrętna odpowiedź. Mnie zastanawia, tak naprawdę, wykres podejścia do lądowania. Ja się na tym nie znam, nie powinienem się wypowiadać; wykres zbudowany na tekście stenogramu. Gdybym miał czas zrobiłbym doświadczenie- spróbowałbym "zrobić" taki stenogram aby z niego wynikała poprawna ścieżka- poprawny wykres podchodzenia do lądowania- symulacja.
Pozdrawiam
Prawda.
2 Stycznia, 2011 - 22:05
"Ale jeszcze o prawdzie: dostrzeżenie jej jest pewnego rodzaju zaszczytem w świecie gdzie jest równo pomieszana z kłamstwem." ... to nie zaszczyt a zdolność.
Pozdrawiam
Proszę mi wybaczyć to zdaniotwórstwo- tak, chciałem coś powiedzieć, nie mogłem się opanować- i to jest prawda.
:)