Pod obcą banderą...
Trwająca cisza wyborcza to okazja, by napisać parę słów na inny temat- o Polakach za granicą, pływających pod wszystkimi banderami świata, niestety, pod polską chyba akurat najmniej. Już na egzaminie na kapitana zostałem zaskoczony pytaniami na temat polskiego prawa pracy obowiązującego na polskich statkach, co skontrowałem kontrpytaniem- a po co mi to wiedzieć, skoro kilka lat wcześniej zapakowałem dyplom i paszport do kieszeni i wyruszyłem w szeroki świat, a na polskie statki z powrotem się nie wybieram, zresztą, byłoby to trudne, bo zostało ich tyle, co kot napłakał.
Na każdym statku obowiązuje prawo bandery, Code of Conduct kompanii, czyli armatora, tudzież porozumienia związków zawodowych. To wszystko akurat muszę znać na pamięć, bo muszę je egzekwować na codzień.
Kapitan, czy Staff captain, taki drugi kapitan, zastępca od czarnej roboty jest właśnie od tego, by tych nieszczęśników, co to wypili za dużo, czy zjedli za mało, w związku z czymnabradziażyli, czynnie, lub słownie, spóźnili się do pracy, albo na wyjście statku, zniewolili koleżankę, albo ( fuj!!) kolegę, czy tez ukradli im mp3, odpowiednio do ich przewiny karać. Dawniej przeciągało się gościa pod kilem, chłostało dziewięciopalczastym batem i był porządek- komu to przeszkadzało???? No, komu????
Dzisiaj trzeba urządzać sąd, wysłuchiwać cierpliwie wersji takich, ze sam podsądny się czerwieni, takie naiwne, zapraszać świadków, tłumaczy, bo towarzystwo czasem nie posiada języków, poza rodzimym dialektem z wioski nad Jangcy, spod Tegucigalpy, albo znad Wisły. Tu należy przyznać, ze tych, co władają tylko nadwislańskim angielskim jest, niestety, aż za dużo i wiele na tym tracą, bo, nawet, jeśli pracują ciężko i są w tym dobrzy, to nie mogą tego odpowiednio sprzedać.
Nieraz musiałem wylewać na nich kubeł zimnej wody ( nie, żeby ich cucić po pięćdziesiątym uderzeniu batem, nie,te czasy już minęły, jak wspominałem. Niestety mineły, jak również już wspominałem ;-)), ale w przenośni, żeby im przekazać zaskakującą dla nich wiadomość, ze mówienie tym samym językiem, co pan kapitan nie daje im żadnych specjalnych przywilejów, powiedziałbym nawet, że przeciwnie. Muszę ich karać surowiej, żeby nie wyglądało, ze jestem stronniczy. Bo nie jestem. Sorry, Winnetou, jak się mówiło czasach pacholęctwa.
No, więc zamiast chłosty jest ustne ostrzeżenie, dwa pisemne i bilet do domu. Jak zasłuży, to i po pierwszym razie można pojechać. Bilet płacony przez delikwenta, ma się rozumieć. Niekiedy płaci też za bilet za zmiennika, ale to już jak naprawdę cos złego zdobi, jakiś gwałt, kradzież, złośliwe uszkodzenie sprzętu, czy ciała.
Polacy na statkach to temat na wielką i długą opowieść. Szczerze mówiąc, nie ma ich już tak wielu, jak kiedyś. Po prostu stali się zbyt drodzy, od czasu, gdy Polska weszła do Unii, od czasu, gdy Solidarność podpisała, wśród wielkich wiwatów, porozumienie, że Polacy maja mieć te same płace i system socjalny, co marynarze, czy stewardzi z Unii. Skoro tak, to proszę bardzo- w jedną noc przyjechały pod statek autobusy pełne Ukraińców, a rano pojechały ze statku pełne Polaków. I tak już zostało- to znaczy Ukraińcy na statkach, a Polacy w domu. Tak to strzeliliśmy sobie w stopę.
"Silver Wind"- stąd wlasnie piszę!
Oczywiście, upraszczam, generalnie, nastąpiło to samo, co w Niemczech, czy UK dziesięciolecia temu. Płace na lądzie stały się na tyle atrakcyjne, ze pływanie za grosze na statkach przestało się opłacać. To znaczy wyżyć można, owszem, ale czasy, gdy po dwóch kontraktach stawiało się dom, minęły bezpowrotnie. Teraz trzeba tyrać na okrągło, chyba, ze się ucieka do przodu, awansując i negocjując indywidualnie wyższe kontrakty. Swego czasu powziąłem poważne postanowienie, że nauczę tych z zachodu, że jak jestem z Polski, to nie znaczy, ze będę pracować za grosze. Chcecie oficera tanio- proszę dzwonić do Kazachstanu, albo Mongolii. Chcecie dobrego oficera- trzeba zapłacić. No money- no honey.
Trzeba przyznać, że oficerowie radzą sobie znakomicie, nie chwaląc się, mamy solidne wykształcenie, znamy języki, mamy to „coś”, inteligencję, spryt, smykałkę, dzięki czemu nadal opłaca się nas trzymać i awansować. Natomiast talerze może zmywać każdy. Na najniższych stanowiskach Polaków się prawie nie spotyka, w każdym razie ja ich nie widuję. Na przykład na Prince Albert było nas dwóch, ja i pewien steward, zamieniliśmy może trzy zdania, na „Silver Wind” jest trzech oficerów, 2 stewardow i kucharz- na 230 osób załogi. Poprzednio jeszcze była recepcjonistka i sous chef.
Czyli są, ale nie za dużo. Ich miejsce od lat zajmują Ukraińcy, Rumuni, Bułgarzy, Rosjanie z Rosji iPribaltiki, Węgrzy, Słowacy- zdumiewająco dużo Słowaków i Słowaczek spotkałem, a ileż maja do najbliższego morza! Przy tej okazji przekonałem się, ze słowacki to zdecydowanie najbliższy nam język, swobodnie można rozmawiać, pamiętając jedynie, że „szukać” po słowacku oznacza cos zupełnie innego, niż w polskim ;-). Łatwo o nieporozumienie. A i w gębę można dostać, jak się na zły dzień trafi.
No, nie mówiąc już o tym, że zdecydowana większość współczesnych marynarzy pochodzi z Filipin. Pracują dobrze, tanio, nie mogę na nich narzekać, choć, oczywiście trzeba wiedzieć, jak z nimi pracować, bo psychika bardzo się różni od naszej. Nie tylko psychika, sposób absorbcji alkoholu również, generalnie, idzie im do głowy, wywołując różne niepożądane skutki. Azjaci, co jest dowiezionym naukowym faktem, trawią alkohol inaczej, niż biali. Alkohol im się nie rozkłada, lecz zamienia w trujący aldehyd, czy jakoś tak. No, nie jestem chemikiem, może się ktoś wypowie dokładniej.
Niestety, z czasów, kiedy jeszcze Polacy pływali gremialnie, jako fitterzy, plumberzy, marynarze, niezależnie od tego, ze trawią alkohol prawidłowo, zyskaliśmy sobie niedobrą sławę, jako pijacy, sławę zasłużoną, niestety. Żeby było smieszniej, tacy Angole wcale nie pija mniej, ale piją inaczej, pracują, cały dzień, po 20.00 regularnie piją parę piw, czy whiskaczy, a rano znowu do roboty. Polacy pracują, jak wół cały tydzień, a piątek wieczór otwierają „krowę” , czyli butelkę 1.75 litra i hejże! Na dwa dni znikają. A na statku nie ma świąt, nie ma dni wolnych, nie ma zmiłuj się. Jak ty nie robisz swojej roboty, to ktoś inny musi zrobić swoja i twoją. No, chyba, ze ktoś chory, oczywiście i ma zwolnienie od lekarza.
Ileż to razy byłem wołany, jeszcze, jako, dajmy na to safety oficer, bo wielki, jak szafa, pijany w sztok polski fitter narozrabiał. Siedzi taki zwalisty gość, nie rozumie, co doń mówią, wiec musze mu tłumaczyć, wściekły, bo mnie obudzili, żeby dmuchnął w alkomat.
„A dlasszzzzego” pyta z trudem. „A , @$#@, dlatego, że ja tak mówię, @$%^@$!!!” – odpowiadam uprzejmie.
No, dmucha, dmucha, raz, drugi, za słabo, za mało, wreszcie jest wynik , który zasłużenie wedruje do Listy Guinessa. Szczerze mówiąc, nie bronię takiego gościa, zasłużył, niech wyp… do domu i niech nie przynosi mi wstydu. Nie, że bym był abstynentem, co to to nie , na „pasażerach” nie da się funkcjonowac bez kieliszka wina, czy koktailu, to jest w obowiązkach służbowych. Jak ktos wznosi toast wodą, to nieomylny znak, ze mamy do czynienia z weteranem klubu AA, który trafnie ocenia swoje zdolności do utraty panowania nad toastami.
No, ale trzeba przyznać, ze to dotyczyło jeszcze weteranów z socjalistycznej floty,kiedy to komuna udawała, ze nam płaci, a my udawaliśmy, ze pracujemy i , że nam zalezy. Potem się wykruszyli, a zostali ci, którzy pracowali naprawdę i za prawdziwe pieniądze.
Logika , która wymiotła ze statków niemieckich stewardów i kucharzy, czy norweskich, pozostawiajac jedynie oficerów, nieuchronnie wymiecie także , od dołu, Polaków. Bo, skoro będą zarabiac tyle samo, zmywając te same talerze, czy sprzątając podobne pokoje hotelowe, na ladzie, także zagranicą, w UK, czy Niemczech ( a niedługo otwarte będą granice, tak samo, jak kiedyś w Irlandii, czy UK) , to po co się bujac na statkach?
http://seawolf.salon24.pl/
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2327 odsłon
Komentarze
Oficerowie Polscy też już nie ci co kiedyś
5 Grudnia, 2010 - 20:41
w latach 80 na jedno miejsce na Wydziale Nawigacyjnym było 7 kandydatów a na Wydziale Mechanicznym 4 ( piszę o WSM Szczecin) teraz do Akademii Morskiej można się "zapisać" a wykładowcy nie mogą kosić jak kiedyś bo nie będą mieli kogo uczyć
Kazek
Kazek
na razie nie narzekam
6 Grudnia, 2010 - 06:42
Zapewne tak, ale nie narzekam na swoich oficerow. Przewaznie sa OK.
Pozdrawiam ;-)
seawolf
Pozdrawiam ;-) seawolf
Re: Pod obcą banderą...
5 Grudnia, 2010 - 20:59
Widać po tym co piszeszs, żeś się ustawił na tych morzach i oceanach. Zachowujesz się jednak, co wynika z tekstu, tak samo jak polscy lądowi szefowie, na zagranicznych etatach zarabiający dla obcych, i traktujesz rodaków gorzej, jak Turek czy Arab na twoim miejscu. Piszesz o tym z takim przekąsem i dumą, że widać, trochę władzy przewróciło ci w głowie. Uważasz siebie za jakiegoś utalentowanego wychowawcę?, który nie wstydzi się pijanego Rosjanina czy Azjaty, ale Polaka to już się wstydzi. Poznałem takich zadufanych w sobie "rodaków". Widać bardzo się wstydzisz, skoro na tak dużym terminalu, przy dośc duzym zatrudnieniu wogóle, pracuje u ciebie kilku Polaków i to dobrze, bo u kogo szukac pomocy??? Wiem, że chciałeś trochę zaszumieć swoją pozycją, ale po tym tekście, będę inną miarą, mierzył twoje notki!!! Pzdr.
Niestety
5 Grudnia, 2010 - 21:20
na statku z międzynarodową załogą wybryk osobnika jakiejś narodowości przekładany jest na wszystkich jego rodaków.
Jeżeli polski fitter pije to znaczy, że piją wszyscy Polacy.
Polaków nikt gorzej nie traktuje ale jeden pijaczyna na burcie robi opinie wszystkim tak, że czasami ręce opadają.
Kazek
Kazek
przesadzasz
5 Grudnia, 2010 - 23:46
Ja tez bardziej sie wstydze za pijanego (rozrabiajacego) Polaka za granica niz za kogos innej narodowosci. To tak jakby siary narobil ktos z twojej rodziny.
A Seawolf niech sie chwali, zasluzyl. Nie zmywa garow na zmywaku w Irlandii jak "mlodzi wyksztalceni", tylko ma powazna, szacowna prace. Z takich ludzi jestem dumny i tacy ludzie przynosza nam zaszczyt.
Dzieki Seawolf, nie zrazaj sie glupimi tekstami.
Nie przypinaj komuś łatki
6 Grudnia, 2010 - 00:38
nie lojalnego Polaka, tylko dlatego że wywalił na zbity pysk pijaka.Na jego miejscu zrobiłbym to samo.A może lubisz się balsamować i dlatego jesteś oburzony?
Re: Nie przypinaj komuś łatki
6 Grudnia, 2010 - 00:56
Do pewnych postaw trzeba jednak dorosnąć, a raczej czekać co najmniej trzy pokolenia. Ci z awansu posłuszeństwa, jeszcze dłużej, Pijakowi, tym bardziej rodakowi należy pomóc uwolnić się z nalogu własnym zaangażowaniem i inteligencją, a nie arogancją i manią wielkości na małej wyspie!!! Pzdr.
pogielo cie?????
6 Grudnia, 2010 - 06:57
Twoj komentarz jest tak absurdalny i zdradza tak kompletna , stuprocentowa ignorancje i nieznajomosc realiow morskich, ze wlasciwie nie wiem , co odpowiedziec.
nie uwazam sie za "utalentowanego wychowawce" ( pogielo cie???) ) , tylko za dowodce, kumasz roznice? Wychowawcy, to sa w szkole i przedszkolu, na statku nie zatrudniamy dzieci, tylko doroslych, odpowiedzialnych za swoje decyzje ludzi. Na statku taki pijany czlowiek jest grozny dla siebie i dla kolegow. Za 15 minut moze bedzie musial isc z kolegami w ogien, jako strazak, albo opuszczac szalupy. Mam czekac, az ktos przez niego zginie?
"po tym tekście, będę inną miarą, mierzył twoje notki!!!"
No, to mam przerabane ;-)))A najlepiej nie mecz sie i nie czytaj.
Pozdrawiam
seawolf
Pozdrawiam ;-) seawolf
bujanie się na morzu...
5 Grudnia, 2010 - 21:05
bywa czasami bujaniem się w necie...
rekompensatą za brak bezpośredniego kontaktu z rodziną...
===
... to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
... to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
Seawolf...
6 Grudnia, 2010 - 04:57
nie jst żadnym wyjątkiem. Sam pracuję często poza granicami kraju i wiem jak trudno wyegzekwować dobre zachowania od naszych rodaków. Nie napiszę tu jakie zajmuję stanowisko, ale powiem tylko że kto nie pracował jako szef odpowiedzialny za zatrudnianie ludzi (pracowałem na takim stanowisku przez kilka lat) ten nie wie jak Polacy potrafią zaleźć człowiekowi za skóre i jakiego gnoju potrafią narobić. Skądinnąd doskonali fachowcy, których we współczesnym świecie można jedynie ze świecą szukać. Niestety potrafią wszystkie swoje talenty dosłownie utopić w wódce. Tak jak pisze Seawolf, zamiast parę szybkich po pracy, wolą ubzdryngolić się w piątek i zrobić bydło po pijanemu licząć na łagodny wymiar kary "bo to było w łykend". Ale muszę przyznać że jest nieco lepiej niż kiedyś. Choć dziś nie zajmuję się bezpośrednio zatrudnianiem to jednak widzę że większość Polaków potrafi się prezentować i mają coraz lepszą "średnią" z zachowania. Potrafią się coraz cześciej prawidłowo cenić jako fachowcy i coraz częściej znają dość dobrze języki. Wielu Polaków pracuje na bardzo ważnych stanowiskach choć daleko nam jeszcze do niektórych nacji. Ciągnie się za nami ta zła opinia sprzed lat, i czasami kompromitujące braki językowe. Zwłaszcza starszych pokoleń. Jesteśmy też postrzegani jako pazerni na zaszczyty wynikające z naszego zaangażowania, które sami u siebie uważamy za niezwykłą cechę, która powinna być dostrzegana i doceniana. Jednak większość pracodawców nie widzi lub nie chce widzieć w tym niczego nadzwyczajnego. Dajemy się tym samym wpuścić w pułapkę. Polega on na tym że dajemy z siebie wszystko i niejako automatycznie oczekujemy gratyfikacji. W zależności od osobowości, albo się obrażamy albo odpuszczamy sobie to zaangażowanie i wtedy dopiero pracodawca widzi nas takimi jak wszystkich - jako przeciętnych. A tu trzeba pokazać że stać nas na więcej (ale nie wszystko), potem popracować tak jak wszyscy by przejśc do ataku wtedy gdy jest szansa aby to zostało docenione. Niektórzy już potrafią. Większość nie zna wystarczająco języka aby móc się dobrze sprzedać. Tu Seawolf ma zupełną rację.