Rozrywki sporo, ale jaka?

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

            Ostatnio zaczynam się gubić w śledzeniu różnych wydarzeń na naszej scenie politycznej. Jednym okiem śledziłem występy pana Niesiołowskiego w Sejmie. Co z takim zrobić? Pobyt w zakładzie naprawczym (systemu psychicznego) nie mógłby być orzeczony bez sądu, a sądy nasze, wiadomo, w najlepszym przypadku za kilka lat mogłyby coś orzec. Inne środki zapobiegawcze właściwie nie istnieją. Istnieje natomiast immunitet czyli zielone światło dla każdego świra, którego Polacy wybiorą i któremu  zachce się w Sejmie używać języka spod budki z piwem i rozbawiać swoich partyjnych kumpli łasych na taką chamską retorykę. Słyszałem kogoś bagatelizującego występy tego pana, bo, jak twierdził, bronią go żółte papiery? Ale przecież Sejm, to nie wariatkowo. Tu nie tylko chodzi o występy Niesiołowskiego, bo od niego nikt nie oczekuje rozumu, przyzwoitości w wypowiedziach, taktu czy jako takiego wychowania.  Ale ta basująca mu publika sejmowa! Ona wystawia sobie świadectwo! Czyli kogo mamy w  Sejmie?  Czy propozycje totalnej opozycji sprowadzają się do  delegowania z mową programową takich osobników, jak pan N.? Już samo pojęcie „opozycja totalna” jest tak cynicznym łotrostwem, iż naród, mający jako takie rozeznanie, powinien odwrócić się od ludzi tak się zabawiających kosztem ogółu i odmówić im jakiegokolwiek poparcia. Nikt kierujący się zdrowym rozsądkiem nie zgadza się świadomie na swą własną szkodę. Dlatego wszędzie w świecie opozycja  występuje nie z kretyńską błazenadą w rodzaju takiego, jak pana N. przemówienia, ale z twórczym programem przeciwstawionym poczynaniom rządu. Wulgarne i chamskie występy, jak pana N. w stosunku do min. Macierewicza, powinny skutkować odebraniem mu mandatu poselskiego, a w Sejmie spotkać się z jednogłośnym potępieniem, a nie z zadowolonym chichotem typów równie zbrakowanych, jak mówca.  

            Nie dziw, że słuchając tego wszystkiego zaczyna człowiek zastanawiać się czy jest jakieś wyjście z matni, w jaką wtrąciła Kraj mafia za wszelką cenę chcąca odzyskać władzę stanowiącą dla niej źródło łatwego pieniądza? Przecież to nie jest mafia mająca korzenie w Polsce. Widać to najlepiej, śledząc siły, jakie ją wspierają już nie tylko w Unii, ale w świecie. Jeśli dodać do tego rodzime latorośle tej trującej rośliny, to jest nad czym dumać. I jest się czego bać.

             Ostatnio przeczytałem w „Wyborczej utwór p. t. List polskich intelektualistów i polityków: Bracia Ukraińcy. Nieraz człowiek staje wobec jakiegoś faktu, który najłatwiej przyrównać do czynu o podwójnym skutku, n. p. ratując życie dopuszcza się możliwość zaistnienia jakiegoś zła, n. p. nie zamierzoną utratę innego życia.  Tak jest także z tym listem. Jestem całkowicie za pojednaniem i dobrym sąsiedztwem z Ukrainą i to z wielu względów, nie tylko utylitarnych. Ale to pojednanie z naszej strony, żeby znowu użyć porównania, byłoby w warunkach obecnie istniejących, podobne do pojednania z Niemcami, podczas gdy oni n. p. wystawiliby pomnik Hansowi Frankowi. Przecież wiadomo, że żaden szanujący się Polak nie mógłby pod takim pojednaniem się podpisać. Niestety, władze Ukrainy uznały za swoich bohaterów narodowych, a nawet współtwórców niezawisłej Ukrainy ludzi, którzy inspirowali, kierowali lub osobiście dokonywali rzezi Polaków na Wołyniu i gdzie indziej. I tu leży kamień obrazy. Moim zdaniem, należy czekać chwili, kiedy uzna się, iż historia ma tu coś do powiedzenia. I wtedy taki list, jak ten, o którym tu mowa, będzie jak najbardziej na miejscu. W chwili obecnej nie jest. Tak, jak nie był na  miejscu doktorat honoris causa na Katolickim Uniwersytecie Katolickim Jana Pawła II dla prezydenta Juszczenki. W obu przypadkach mamy to do zawdzięczenia intelektualistom, a chyba przy owym hc maczali także palce politycy.  Dla mnie samo pojęcie intelektualista posiada wydźwięk jakiejś autopromocji, płytkiego i śmiesznego zarozumialstwa i zwyczajnej fikcji; jest po prostu bombastyczne i śmieszne.  N. p., salva reverentia, biorę jedno z nazwisk sygnatariuszy: ks. Kazimierz Sowa. Do jakiej kategorii go zaliczyć? A może do obu? Nie wspominam innych duchownych tamże podpisanych, dominikanów (rzecz jasna?) o. Dostatniego, Wiśniewskiego, jezuitę o. Opielę. Na szczęście w tej litanii to jedyni duchowni.

            Nie chcę nikomu ubliżać, ale czytając listę sygnatariuszy, trudno się oprzeć wrażeniu, iż trudno byłoby ich szukać w jakimkolwiek przedsięwzięciu mającym na celu dobro tego kraju, Polski, a więc i nas wszystkich, Polaków. Owszem, wielu z nich walczyło o zmianę systemu rządów w Polsce, ale według własnego scenariusza, który jakoś do polskiej rzeczywistości nie mógł się dopasować. Określonej grupie służył wydajnie i podpisy niektórych z tej grupy widnieją pod listem.

            Ten ostatni wzgląd przeważa nad wszystkimi innymi. Niech sobie p. Wałęsa będzie politykiem, intelektualistą, ikoną (?), nawet mędrcem Europy, ale to byłyby tylko nazwania, nic więcej. O jego podwójnej roli w czasie PRL nawet nie wspominam. Zbyt  łatwy temat.  I podobnie jest z innymi, których nazwiska znalazły się pod owym listem, choć nie każdemu można przywiesić metkę TW. Ani to smutne, ani wesołe, tym mniej dziwne, bo od tych ludzi niczego innego nikt się nie spodziewał. Dla mnie osobiście list ten jest jednak także źródłem pewnej pociechy. Bo wśród podpisów brak nazwisk, których obecność bym tam przeczuwał. Jedno z dwojga, albo zaczynają czuć i myśleć jak trzeba, albo nie opuścił ich spryt. Wiedzą, i pamiętają jaką hipotekę zaciągnął KULJPII doktoratem hc dla Juszczenki. Ale przeto w końcu myślą o sobie, a nie o sprawie. I to jednak dobre.  W obu przypadkach trzeba więc wyrazić pewien podziw, choć w istniejącej sytuacji nie przychodzi to łatwo.

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)