Polityka historyczna

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

         Pojawiło się w obiegu społecznym to nowe pojęcie. Może nie tyle jego treść, ile ujęcie słowne budzi zastanowienie. Samo słowo „polityka” ma tak wiele sprzecznych ze sobą definicji wyrażanych często tzw. żargonem naukowym czy pseudonaukowym, że nawet nie warto ich tutaj przytaczać. Wynika z nich kilka funkcji, jakie mogą występować w działaniu określanym jako „polityka”, gdyż niewątpliwie o działanie tu chodzi.  Wśród tych funkcji na czoło zdaje się wysuwać kształtowanie określonych sytuacji według przyjętych zasad. A te sytuacje i te zasady podlegają pewnym zapotrzebowaniom i  interesom określonych osób i środowisk.

            Taką politykę w stosunku do historii uprawiały i uprawiają wszystkie reżimy i bloki ideologiczne i nic w tym dziwnego. Nawet znane hasło: historia magistra vitae nie stanowi tu wyjątku, gdyż inaczej nauczać ona musi n . p. niewolnika, a inaczej jego właściciela.  Jeśli komuś przyjdzie na myśl, że jest to porównanie nie mające odpowiednika w rzeczywistości, niech sobie poczyta o obozach koncentracyjnych i łagrach, już nie mówiąc o dziejach III Rzeszy, Związku Sowieckiego i ich pochodnych, różnych reżimów w Afryce, Azji i gdzieś jeszcze.

            Polityka historyczna towarzyszyła mi niemal od kiedy w 1945 r. na ławie pierwszej klasy gimnazjalnej otwarłem zeszyt z naklejką „historia”. Po prostu dowiadywałem się, że o pewnych rzeczach nie należy mówić, o innych można, ale tylko tak, jak podano do wierzenia w kazionnych podręcznikach. Z kolei, w bardziej świadomych rzeczy rodzinach, mówiono jeszcze inaczej, bo jedni wierzyli w mit Piłsudskiego, inni Dmowskiego – bo takie na ogół obowiązywały podziały w społeczeństwie tradycyjnym. Inni wreszcie czekali na wyzwolenie przez wodza rewolucji – Stalina. O każdej z tych grup można powiedzieć, że miały one swoją politykę historyczną. I dlatego, dawno przekroczywszy osiemdziesiątkę, mając przez całe życie do czynienia z historią, boję się polityki historycznej. Obawiam się że znowu jakaś racja stanu nakaże o jednym mówić, coś innego przemilczeć, jeszcze coś odpowiednio przyozdobić. Nie są to strachy na lachy.  Najnowsza wersja „sławy” Wałęsy potwierdza to niebezpieczeństwo. Jeśli Bogdan Lis kwestionował wiarygodność zwyczajnych, poddanych krytycznej obróbce archiwaliów, jeśli syn Wałęsy mówił, że to materiały bezwartościowe, jeśli pan Rulewski mówił o wypuszczeniu z IPN stada szczurów, jeśli pan Paczkowski mówił o wielkościach mających swe słabsze chwile, jeśli pan Tusk mówi o odgrzewaniu starych spraw, to czuj duch! Obawa jest ante portas. Tak, to jest właśnie polityka historyczna. A piszący to ma pewną, wcale nie tak radosną, satysfakcję. Otóż w ostatnich dniach pewne dawno mu znane osoby przypomniały, że w 1980 r., kiedy Wałęsa był w sławie swej  bodajże czy nie większy od Chrobrego, wypowiadałem, jak na owe czasy herezję, twierdząc, że od tego człowieka bije nieprawdziwość. Ileż ja się wtedy nacierpiałem, czułem się jak bolszewik, wróg najszczytniejszych wartości narodowych, po prostu jak nie Polak. A dziś jakże mi przyjemnie, kiedy to ten, to ów, z jeszcze żyjących podchodzi do mnie i mówi: przepraszam, a skąd wtedy wiedziałeś. Nie wiedziałem, ale czułem, bo trochę znałem ten typ ludzi, cwanych, gotowych brać ze wszystkich źródeł.

            Ale nie o tym miało być, to tylko przykład. Miało być o polityce historycznej. Oczywiście zinstytucjonalizowanej. I to jest najgorsze. Panowie, rozumiem,  że  nikt już o nic nie pyta kogoś wykopsanego nawet z ławki rezerwowych, a do takich należę, ale opamiętajcie się,  na chwilę odpocząwszy od najbardziej nawet  zbożnych zamysłów i pomyślcie, gdzie historia dostaje u nas największe cięgi? Napisałem na ten temat  niewielką książeczkę[1], ale któż by sięgał, po coś spoza kręgów celebryckich? Dobrze, nie sięgajcie, ale wobec tego rozejrzyjcie się po uczelniach – nie wszystkich, to prawda, bo są jeszcze nieliczne miejsca prawdziwego studiowania –  ale zobaczcie kto i jakie programy nauki historii układa dla szkół? Co rusz, nowe, tzw. e-podręczniki – jedna z bardziej rażących głupot – idą na przemiał, bo istnieją granice dla każdego nieprzekraczalne.  A więc nie nowy instruktaż, co ma być w pensum, a co nie i jak ma być i jak nie, ale przywrócenie historii powagi, na jaką ona,  bardziej niż każda inna gałąź wiedzy, zasługuje, to jest najważniejsze, a tego nie widać. Znowu, tak jak za czasów PRL, pojawiają się dyżurne twarze i powoli ten sam, jak tamte wywołujące skutek. Po prostu ani się chce patrzeć, ani słuchać.

            Nie zapomnijmy o tym, jak polityka historyczna wygląda w wydaniu Salonu III RP. Otóż polega ona na tym, że grono „poprawnych’, nie mając w swej dyspozycji najmniejszego nawet argumentu rzeczowego opluwa bezkarnie historyka, który zadał sobie wielki trud i posiąść musiał  pokaźną wiedzę, żeby skonstruować obraz trudny do zatarcia, a co dopiero obalenia. Taki los spotkał Cenckiewicza, Gontarczyka i każdego, kto tylko chciał dać wiarę ich ustaleniom. To jest polityka historyczna dekadenckiej klasy. Ale jakąż wielką stwarza ona pokusę do naśladownictwa, kiedy jakaś wygoda o nie się upomni? Warto o tym pamiętać. 

            Polityka historyczna! Zostawcie to, to oklepany, zużyty frazes znany z najgorszych czasów. Zacznijcie po prostu pisać prawdę. O niej mówić i jej uczyć. A więc, jak pisał ongiś Leopold  Ranke: jak to właściwie było? Przywróćcie powagę studiom historycznym, żeby brali się za nie ci, naprawdę dobrzy i żeby takimi byli ich preceptorzy. Jeśli tego zabraknie, na nic puste hasła, narady i deklaracje. A historia mająca atest prawdy jest bezwzględnie konieczna, żeby naród zrozumiał czym jest, jaka jest jego tożsamość i przestał szukać sensacji, a stanął do pracy, by odrobić to, co bezpowrotnie zostało stracone przez różnych majsterkowiczów.


[1] Kłopoty z tożsamością. Historia na wysypisku, Adam Marszałek, Toruń 2014, s. 175.

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (13 głosów)

Komentarze

artykul, dalem max.ilosc punktow. Od razu widac kto napisal ! "Stara szkola" chyle czola i pozdrawiam serdecznie. Nic tak nie cieszy, jak zdolnosc wyciagania syntezy i pisaniu poprostu prawdy...Prawdy -  jaka by ona nie byla...

Szczesc Boze

Krzysztof

Vote up!
7
Vote down!
0

chris

#1507420

Również całkowicie się zgadzam z tym artykułem, trafia w moją czułą nutę. Też od samego początku nie wierzyłem p.Wałęsie zarówno w to co mówił i to co robił. Też wielu moich dawnych znajomych odsądzało mnie od czci i wiary. Jestem też już nie młodym człowiekiem(69) i wątpię czy doczekam chwili kiedy prawda zwycięży. Wiem - jako katolikowi zawsze trzeba wierzyć i mieć nadzieję, ale w niektórych ludziach jest tyle draństwa, niegodziwości, dwulicowości i nie liczących się z nikim i z niczym, że trudno mi wierzyć. Nie mogę pojąć co 50 lat komunizmu zrobiło z ludzkim sumieniem i moralnością.

Vote up!
5
Vote down!
0

NorDez

#1507431

prawda zwyciąza powoli, bo wielu jest beneficjentów 8 lat, a w zasadzie ponad 25 lat zakłamania, manipulacji i zdrady. \

Dlatego prawda o tym, co się w Polsce działo w czasach transformacji i jaką rolę odgrywali poszczególni zdrajcy-manipulanci, będzie się przebijac powoli do naszej zbiorowej świadomości i całe tabuny jej przeciwników stana w obronie fałszywego i wrogiego Polakom układu III RP.

Vote up!
3
Vote down!
0

Cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos --- Poznajcie prawdę, a prawda was wyzwoli.

#1507453

nie nadążam za moim koputerkiem, zanim posprawdzam juz zaakceptowane :)))

Vote up!
3
Vote down!
0

Cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos --- Poznajcie prawdę, a prawda was wyzwoli.

#1507455

Zawsze ją wywyższa i przy niej stoi

Ci co ze złym pod rękę chodzą w parze

Omijają Prawdę i komentarze

Pozdrawiam

Vote up!
5
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1507432

04.05.1993 - Największym wrogiem Prawdy są jednak półprawdki lub prawda przykrojona na miarę i według potrzeb.

~ ks. Kazimierz Kubat SDS  Afryka - Zair -1992 - 1996

Pozdrawiam serdecznie

Vote up!
7
Vote down!
-4

casium

#1507439

Miałem wtedy trzydziestkę na karku. Do dziś pamiętam opinię naszego przedstawiciela (Politechnika Szczecińska), który spotkał się z Wałęsą. Kruszyński (ten!) ocenił Wałęsę jako "gigantyczny balon sodowej wody", balon który z niewiadomych przyczyn nie zostaje przebity. Zasadniczym pytaniem było: kto go chroni. Nikt z nas nie sądził, że jest w stanie chronić go Kościół.

Vote up!
2
Vote down!
0

#1507484

zblizone do "demokracji socjalistycznej". Historia czy demokracja nie potrzebuja dodatkowych okreslen...

Niestety: polityke historyczna prowadza w Polsce wszystkie partie polityczne - a przeciez historia winni zajmowac sie historycy a nie politycy.

Vote up!
1
Vote down!
0

mikolaj

#1507514