Kto zagraża Tuskowi?
Utarło się mniemać, że tylko Jarosław Kaczyński spędza sen z oczu Tuska, aliści teraz już nie wiadomo, czy nie to kto inny? Inimici hominis domestici ejus (Mich. 7,6) (domownicy twoi, twoimi wrogami), Już w Starym Testamencie prorok ostrzegał przez fałszywymi przyjaciółmi. Oczywiście ani Tusk, ani jego domestici nie czytają Starego Testamentu, ani, zapewne, Nowego, gdyż pani Nowacka zmyła by im głowę, a Gawkowski (pan czy towarzysz?), nie mówiąc o innych komunistach, przypomniałby im dyscyplinę światopoglądową.
Nie jest tajne, że wybór Trzaskowskiego na fotel prezydencki, to be or not to be Tuska i jego ferajny. Prezydent po myśli Narodu wykluczyłby powrót Polski do czasów bierutowskich (tak, tak, ani gomułkowskich, ani gierkowskich). Tymczasem dla Tuska pilną rzeczą jest zamknięcie Polakom ust, zwłaszcza likwidacja Republiki, by móc osadzić na fotelu prezydenckim Trzaskowskiego, który by nie ograniczał jego dyktatury, a jako prezydent byłby mu posluszny.. Jak zwykle Tusk kłamliwie wsuwa w buty opozycji tzw. hejt (czysto polskie słowo) mające zakleić treść właściwą – nienawiść, której wyznawcami są ludzie Tuska, przy tym tak ubodzy w polszczyźnie, że musieli sobie dobrać Owsiaka, który ma repertuar ośmiogwiazdkowy imponujący. Zresztą stronnicy Tuska i jego reżimu bez słów publicznych nie mają nic do powiedzenia, dlatego ich występy słowne nie są uznawane za hejt, bo to mowa ich codzienności. To, że Tusk uznaje wolność słowa wyłącznie jako swój przywilej jest notoryczne. Zabezpiecza on ten przywilej wykluczaniem dziennikarzy opozycji z konferencji z jego udziałem. Inni jego paladyni po prostu przed nimi uciekają, niekiedy rzucając publiczne słowo na odczepne. Niestety, pewne osoby z establishmentu nie chcą lub nie potrafią zrozumieć, że nawet oni nie mają wolności słowa, bo dysponuje nim tylko Tusk (jak kiedyś Stalin) i ci, którym on nakaże mówić to, co on uznaje za słuszne. Takim członkiem PO okazał się Paweł Lech, który uparcie chce bronić stanowiska rządu i partii przed kamerami Republiki. Nieważne kogo on przekonuje, ale stara się o to. Jest odosobniony, bo Republika traktowana jest jak za komuny Wolna Europa, zatem idąc śladem władz PRLu, Paweł Lech, tak jak wtedy każdy sympatyk WE, musi ponieść karę. Lech stwierdza: „zostałem zawieszony w prawach członka Klubu Radnych KO w Radzie m. st. Warszawy. Rozwiewając wszelkie wątpliwości, tak chciałbym potwierdzić, że na 6 miesięcy zostałem zawieszony w prawach członka Klubu Radnych KO w Radzie m. st. Warszawy”. „Nie wolno mi jest wypowiadać się w imieniu klubu i generalnie PO, której członkiem jestem”. Zobaczymy jak długo uda się Lechowi trzymać się tego, co wyraża słowami: „zapraszam Państwo do audycji w różnych mediach, gdzie prezentuje swoje poglądy i zdanie o otaczającej nas rzeczywistości oraz przedstawiam najlepsze w mojej ocenie rozwiązania dla Polski, Polek i Polaków. W swoim imieniu oczywiście”. Ostatnie zdanie jest znamienne. Właściwie zwiastuje ono, że Paweł Lech, jako czynny członek partii nie może się wypowiadać w jej imieniu. Tego nie było w PRL po roku 1956. Przynajmniej jawnie.
Okazuje się, że Tuskowi mogą zagrażać nawet członkowie jego partii, o ile zachowali resztki własnej tożsamości i swobodę myśli i jej wyrażania. Nie zagraża mu Kosiniak Kamysz, bowiem on nie wyraża poglądów mas ludowych, a tylko biurokratów posługujących się logo PSL. Kosiniak Kamysz w niczym nie zagraża kandydaturze Trzaskowskiego. Co innego Holowania. Ten uwierzył, że jest mężem stanu i drażni Tuska swą ambicją, by zasiadać na fotelu prezydenckim. W komentarzu czytamy o Tusku: „Chce on nie tylko rozbić koalicjanta, ale także doprowadzić do rezygnacji uśmiechniętego Szymona z wyścigu prezydenckiego. Dzięki temu Rafał Trzaskowski mógłby mieć większe szanse na wygranie w I turze. Coraz więcej badań wskazuje, że w II turze Karol Nawrocki może go pokonać, a to oznaczałoby koniec rządu Donalda Tuska”.
Ma Tusk kłopoty, bo jak się wytłumaczyć przed von der Leyen, jak domknąć system, skoro poza betonem PO, Polacy może w końcu zrozumieją co jest dla nich dobre, a co mirażem ubarwionym coraz to nowymi kłamstwami. W końcu jeśli się zaczęło jechać na zaczarowanej miotle jakieś „demokracji walczącej”, na własnym widzimisie, zamiast na prawie i Konstytucji i małpować system już dawno złożony do lamusa, autorstwa Stalina, Hitlera i innych dyktatorów, to trzeba iść dalej, zdelegalizować wolność słowa, stosując wulgarną nienawiść wobec przeciwników politycznych, jednocześnie wywrzaskując fałszywe hasła walki z hejtem. Iść tym torem aż się szyny skończą. Niech to będzie katastrofa Tuska i jego wyznawców, byle nie była klęską Polski i Narodu.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 47 odsłon