Kundlizm

Obrazek użytkownika Traczew
Kraj

Kundelki są to inteligentne pieski, miłe i wierne, ale  pojęcie "kundlizm" wprowadził do "obrotu" publicystycznego Melchior Wańkowiicz przed wojną, po to, aby chłostać przywary społeczeństwa polskiego. Wywiódł ten termin od kundelków. Szkoda że użył tego terminu obrażając sympatyczne pieski. W rozumieniu Wańkowicza kundlizm oznacza podporządkowanie, strachliwość, brak godności, czy płaszczenie się przed władzą, zwierzchnikiem czy obowiązującą opinią.

Pomijając więc źródło tego terminu, czyli sympatyczne pieski, pozostańmy przy znaczeniu tego terminu które nadał mu Wańkowicz.

Kilka dni temu, Konsul Generalny RP w Norwegii Sławomir Kowalski został uznany za persona non grata i poproszony o opuszczenie Norwegii w ciągu tygodnia. Norwegia już wcześniej zabiegała od odwołanie Kowalskiego, ale polskie MSZ stwierdziło, że Konsul pozostanie do końca swej czteroletniej kadencji, czyli do czerwca br. (Trzeba wyjaśnić, że dyplomacji akredytowani są na ściśle określony czas, trzy lub cztery lata i na taki okres otrzymują exequqtur, czyli zgodę państwa przyjmującego na pełnienie misji. Jeśli państwo wysyłające chce przedłużenia misji na kolejny okres, to wnosi wniosek o przedłużenie zgody na kontynuację misji). Konsul Sławomir Kowalski wielokrotnie angażował się w obronę obywateli polskich, którym norweski  Barnevernet odbierał dzieci z błahych powodów. Znana jest sprawa sprzed lat, jak zabrano rodzicom dziewczynkę, bo "była smutna" w szkole. Była smutna, bo jak się okazało, dowiedziała się że Jej Babcia w Polsce zachorowała. Trudno oczekiwać, aby była wesoła. Dziecko zostało skonfiskowane przez Barnevernet i przekazane "rodzinie zastępczej". Dziewczynkę jednak "odbito" przy udziale detektywa Rutkowskiego z rąk "rodziny zastępczej" i sprowadzono do Polski, gdzie jest już bezpieczna. Sprawa była głośna swego czasu. Takich spraw jest sporo i konsul Kowalski interweniował w 150 podobnych przypadkach. Miał do tego oczywiście prawo, ponieważ o statutowym obowiązkiem konsula, jest sprawowanie opieki nad obywatelami polskimi na terenie państwa przyjmującego.

Dlaczego więc rząd norweski nie zdecydował się poczekać 5 miesięcy, do czasu zakończenia misji Kowalskiego.w czerwcu. Gdyby polski MSZ podjął starania aby misję Kowalskiego przedłużyć, to wówczas mógłby usłyszeć, że władze Norwegii nie dadzą mu exequatur na następne trzy czy cztery lata i sprawa by się skończyła. Takie rzeczy się zdarzają wcale nierzadko i nikt nie robi z tego problemu. Państwo przyjmujące "mówi", wasz dyplomata "który pełnił misję, pełnił ją dobrze, ale przyślijcie kogoś nowego". Wszystko idzie drogą dyplomatyczną i nikt o sprawie nie wie. Dlaczego więc norweskie MSZ wybrało inną drogę postępowania? Bardziej konfrontacyjną". Wytłumaczenie jest proste. Dwa miesiące temu władze Polski udzieliły azylu Norweżce pani Silje Garmo i Jej 18 miesięcznej córeczce, na którą Barnevernet zastawił "paści". Pani Garmo odebrano wcześniej 12 letnią córkę, pod błahym pretekstem, więc po raz drugi nie chciała ryzykować. Przypomnieć wypada, że nasz MSZ najpierw kręcił i nie zgodził się na przyznanie azylu mimo pozytywnej opinii Urzędu ds Cudzoziemców, ale starania Ordo Iuris i petycja w tej sprawie pomogła. Pani Garmo Jej córka są bezpieczne, a w kolejce czeka na decyzję UdsC i MSZ pięć innych wniosków o azyl złożone przez obywateli Norwegii, z tych samych powodów co pani Garmo. Wydalenie konsula Kowalskiego jest więc pewną demonstracją i "badaniem" jak zareaguje strona polska. Nasze MSZ zachowało się właściwie i kilka godzin po odebraniu w Oslo noty tamtejszego MSZ, że Kowalski jest persona non grata, poinformowano ambasadora Norwegii w Warszawie, że pani Konsul Generalna Norwegii w Polsce, rezydująca w Warszawie w gmachu Ambasady Norwegii, ma tydzień na wyniesienie się z Polski. Tryb identyczny jak w sprawie Kowalskiego. Pani Konsul stała się również persona non grata i ma się wynosić. Sprawa jest zakończona.

Można uznać, że to jest incydent w stosunkach polsko-norweskich, niezbyt ważny i nie pisałbym o tym, gdyby nie reakcja niektórych polityków opozycji. Pojawiły się głosy różnych "mądrali" na Twitterze, że to niepotrzebne zaostrzenie stosunków z przyjaznym  państwem skandynawskim. Rekord pobił europoseł Rosati (TW Bruer), który napisał w internecie, że "nie zna innego państwa które ma konflikt z Norwegią" i zarzucił rządowi RP, że niepotrzebnie skłócił nas z tym krajem. I tu mamy przyczynę, że tę notkę rozpocząłem od definiowania pojęcia "kundlizm". Kundlizmem jest bowiem, dbanie o "dobre" stosunki z jakimkolwiek państwem, ze szkodą dla praw naszych obywateli mieszkającym i pracującym na terenie owego państwa. To właśnie jest przejawem kundlizmu, i mentalności już nawet nie niewolnika, ale raba. Trudno oczekiwać, że Rosati (TW Bruer) będzie zabiegał (czy popierał) o działania rządu na rzecz praw obywateli RP za granica. On ma mentalność niewolnika i jest gotów poświęcić prawa obywateli RP zamieszkałych za granicą, za mit "dobrych stosunków" z Oslo, Hagą czy Berlinem. Przypomnieć można, że za rządów PO/PSL, konfiskata dzieci polskim rodzinom zamieszkałym w Niemczech przez tamtejszy Barnevernet, czyli Jugendamt. Takich wypadków były setki, a "polski rząd" Tuska dzielnie milczał, rozzuchwalając te pomioty post hitlerowskie. Zdaniem Rosatiego (TW Bruer) wszystko było w porządku. Oto podręcznikowy obraz "kundlizmu" w stosunkach Polski z zagranicą.

Ale sprawa ma ciąg dalszy. Okazało się bowiem, że wczoraj masz MSZ zaprosił urzędników Barnevernet, do złożenia wizyty w Polsce, aby zapoznali się z formami opieki władz RP nad dziećmi i panującą w Polsce zasadą, że rodzina ma pierwszeństwo w tych sprawach przed państwem. Moim zdaniem pomysł ten, który zalągł się w pustych głowach mądrali z MSZ RP jest idiotyczny. Przede wszystkim dlatego, że nie przekona się tych debili ze Skandynawii ze sformatowanymi mózgami, ze rodzina, jeśli chodzi o wychowanie dzieci, stoi prze państwem. W Norwegii i Szwecji (nie wiem jak w Danii) od dawna praktykowana jest zasada, że państwo ma więcej do gadania w tych sprawach niż rodzice biologiczni. Dzieci są odbierane nie tylko imigrantom (np. pracującym i mieszkającym w Norwegii obywatelom polskim) ale także etnicznym Norwegom. W internecie można przeczytać sporo relacji, iż w Norwegii, tym pięknym i bogatym kraju, panuje więc psychoza wśród Norwegów, że Barnevernet, może skonfiskować dzieci rodzicom biologicznym i "przekazać je rodzinom zastępczym. Tak więc zaproszenie urzędników tej organizacji do Polski jest całkowicie zbędne, gdyż durniów nie przerobi się na mądrych. Poza tym szerokie uprawnienia Barnevernetu to nie przypadek. Mimo szczytnych hasełek o "wzorcowej" demokracji w państwach skandynawskich, kraje te, biorąc pod uwagę uprawnienia władz państwowych wobec obywateli, sa de facto quasi totalitarne. Taki Barnevernet jest straszakiem. Jeśli "będziesz podskakiwał" i krytykował władze, to zabierzemy ci dzieci. Jeśli będziesz krytykował politykę multi kulti i wpuszczanie tysięcy imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, to stracisz pracę, nawet jeśli pracujesz w firmie prywatnej (wystarczy, że właściciela firmy postraszy się że nie dostanie zlecenia od władz samorządowych na remont drogi czy cokolwiek). Zaraz zwolni swego pracownika który nie podoba się władzom. A więc nie należało zapraszać urzędników Barnevernet do Polski, ale przyznać azyl obywatelom Norwegii, którzy czekają na decyzję władz polskich. Azyl dla pani Garmo przyznany w Polsce, odbił się szerokim echem w Norwegii w mediach oficjalnych i społecznościowych. Jest to podobno pierwszy wypadek po II wojnie, że jakieś państwo przyznało azyl obywatelowi Norwegii, który skarżył się na prześladowanie przez rząd swojego państwa. 

Choć należy pochwalić MSZ z zgodę na przyznanie azylu pani Garmo i właściwą postawę w związku z wydaleniem polskiego konsula z Norwegii, to "romanse" z urzędnikami Barnevernet są całkowicie zbędne, bo nikt nie zdoła zmienić ich totalitarnych mózgów. 

I na koniec wątek osobisty i wytłumaczenie dlaczego napisałem tę długą notkę. Moja żona cierpiała na migrenowe bóle głowy, Po urodzeniu naszego syna uległy one wzmocnieniu i wręcz uniemożliwiały Jej czasem normalną egzystencję. Lekarze byli bezsilni (jak to z migrenami bywa) i poradzili w końcu, że jeśli ból będzie nie do wytrzymania, to "proszę wypić fiolkę Pyralginy". Fiolkę, którą normalnie wstrzykiwano "w żyłę" aby stłumić ból. Pani Garmo chciano zabrać córkę bo "nadużywała" środków przeciwbólowych. Gdybyśmy mieszkali w Norwegii, w tym dzikim kraju, to .......

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)