O „wartościach unijnych” i ich obronie

Obrazek użytkownika Stary Belf
Świat
Donald Tusk zaapelował o obronę „wartości unijnych”. No, tak hasło piękne, tylko należy postawić pytanie – czym są te „wartości unijne”? Jakie one są? Czy „wartościami unijnymi” są prawa do małżeństwa osób tej samej płci? Czy „wartościami unijnymi” jest prawo do aborcji (ostatnio tak rozbudowane, że ma obejmować nawet dzieci do trzeciego roku życia)? A może „wartościami unijnymi” jest eutanazja dla osób powyżej 65 roku życia, chorych na depresję, załamanych kalectwem lub upośledzonych umysłowo, którymi nikt w UE nie chce się zajmować? Może „wartości unijne” to obowiązkowa indoktrynacja seksualna, nazywana „wychowaniem” dla dzieci od 5 roku życia (gdy rodzic nie godzi się posyłanie dziecka na takie „zajęcia”, grozi mu kara grzywny lub areszt)? Czy „wartości unijne” to przymus uczestnictwa w marszach LGBT? Czy to może zakaz ustawiania choinki w czasie Bożego Narodzenia, by „nie raziła uczuć innych, wyznających inne religie lub nie wyznających żadnej religii”? A może „wartości unijne” to przymus stosowania tzw. żarówek energooszczędnych, wypełnionych oparami rtęci? A może to przymus gaszenia światła na godzinę „w imię łączności z naturą i przeciwstawianie się ocieplaniu klimatu na Ziemi”? Może to również przymus „dnia bez samochodu”? Albo może to zakaz wędzenia wędlin? A może to nakaz stosowania „czasu letniego” i „czasu zimowego”? Tak więc, dopóki Donald Tusk wyraźnie nie zdefiniuje czym są te „wartości unijne”, do których obrony wzywa, to nawet nie wiem czego mam bronić. Bo jeśli miałbym bronić takich wartości, o których napisałem powyżej, to lepiej, żebym zastosował receptę aktorki Marii Peszek i w imię obrony tych „wartości unijnych” spieprzał gdzie pieprz rośnie. Ciekawe tylko, czy aktorkę Peszek „wartości unijne” skłoniłyby do narażenia życia.
5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)