Poeta bez Muzy cierpi katusze. Natchnienie nie przychodzi (a rachunki tak), pustka dudni w głowie, a konkurencja nie śpi. Moim szczęściem (jako poety) jest to, że moją Muzą jest sam prezydent Komorowski. Poświęciłem Jemu już dwa wiersze, ale to zdecydowanie za mało jak na Niego. Niczym piłeczka na głowie „Pomysłowego Dobromira” przypominał o sobie miłościwie nam panujący Bronisław, abym wiersz na...