Pseudo-miłosierdzie

Obrazek użytkownika miarka
Idee

  We wpisie:http://niepoprawni.pl/blog/myslidar/zaprzanstwo z zaprzaństwem zostaje skojarzone „zbyt łatwe wybaczanie zdrajcom”. Autor tu widzi winę w:  „Pseudo-miłosiernych poglądach o konieczności wybaczania zdrajcom”.

Koniecznym jest się zatrzymać przy tej dość trudnej materii, łatwej do zakłamana, do wymieszania, a trudnej do wyprostowania i ujednoznacznienia. Są to jednak sprawy, które się nagromadzały przez kilkaset lat – już za czasów księdza Skargi uwidoczniły się silne problemy obyczajowe, a teraz to już są zagrożeniem dla cywilizacji życia. Trudne nie trudne, ale przekopać i zrozumieć to trzeba – to już warunek, byśmy przeżyli.

Miłosierdzie to jedna z cech braterstwa – jednego z filarów sprawiedliwości wspólnotowej, nierozerwalnie jak odpowiedzialność, czy solidarność związana z wolnością i własnością. Tu tak jak i w przypadku braków odpowiedzialności mamy do czynienia z fałszem. Pseudo-miłosierne poglądy, to fałszywe miłosierdzie. Fałsz tutaj polega na zamianie miłości z miłosierdziem.

Obie cnoty – miłość i miłosierdzie - są wprawdzie łaskami, ale tylko miłość dotyczy wybaczania. Tylko miłość uzdalnia do brania na siebie win swojego winowajcy, aby on będąc w ten sposób wolny od niewoli grzechu mógł zacząć normalne życie człowieka godnego zaufania, prawego i zorientowanego na przyszłość (miłosierdzie bierze na siebie tylko część skutków naprawy winy tego, kto skrzywdził osobę obcą, ale nie oznacza wybaczania mu winy – nie wolno np. wybaczać w imieniu „zdradzonych o świcie”).

To wielce znaczący aspekt tego fałszywego miłosierdzia – wzięcie na siebie ciężaru naprawy krzywd. Okazuje się, że nie można wziąć na siebie ciężaru czyichś krzywd, gdy nie wyschnie ich źródło, gdy winowajca nie zaprzestanie czynić zło, gdy nie wyrzeknie się złych skłonności i to w sposób wiarygodny – uznając się winowajcą w sprawie popełnionego złego czynu lub zaniechania dobrego czy obrony dobra, przepraszając i obiecując, że tego więcej nie zrobi, naprawiając krzywdy na ile jest w stanie.

W pełni możliwe jest to tylko w relacji miłości.

Gdyby chodziło o miłość, to darować winowajcy obowiązek rekompensaty za spowodowane krzywdy w sytuacji gdy nie jest on zdolny do ich naprawienia jak najbardziej można. Miłosierdzie jednak nie dotyczy relacji z krzywdzicielem poza przypadkiem, gdy to on sam siebie skrzywdził świadomie i dobrowolnie. Wtedy najpierw ratujemy go jako ofiarę, a później traktujemy jak winowajcę, któremu nie możemy przebaczyć – przebaczyć to on może tylko sam sobie – wejść w relację miłości musi sam ze sobą. (Przebaczenie samemu sobie jest też warunkiem prośby o przebaczenie kierowanej do osoby skrzywdzonej – przebaczenie sobie kończy akt wewnętrznego nawrócenia).

W przypadku zdrady doznanej osobiście mogę swojemu zdrajcy przebaczyć i żyć w dalej z nim w przyjaźni i zaufaniu.  Są jednak warunki udzielenia mu tego przebaczenia, które musi spełnić i jak każdy winowajca, i jak ten, który chce odzyskać zaufanie po jego zawiedzeniu - po zdradę, bo bez nich nie ma mowy o przyjaźni i zaufaniu. Tu nie wchodzą w rachubę układy, kompromisy, poprawności, względy na innych, zasady, czy nakazy, albo mody. Na coś takiego pozwala tylko miłość prawdziwie ofiarna, wielkie poświęcenie i odwaga przeciwstawienia się całemu światu, który ma tu swoją mądrość: „raz zdrajca, zawsze zdrajca”. Żeby mu wybaczyć, trzeba by mieć pewność, że się nawrócił, i że to trwałe nawrócenie. Nikt normalny nie wybacza zdrajcy. Przebaczanie zdrajcy jest w zasadzie aktem wiary, że po nawróceniu dotychczasowego zdrajcy żyje już w nim Chrystus. Dodatkowo trzeba być człowiekiem wierzącym w Chrystusa i w to, że Chrystus takiego zawierzenia temu zdrajcy ode mnie oczekuje.

 

Inaczej też jest, kiedy winowajca jest indywidualny, a którego poprawę jesteśmy w stanie śledzić, a inaczej, gdy winowajców jest cała grupa, kiedy każdy z nich ma inne cechy indywidualne, a inne grupowe. Tak jak nie mamy zasady odpowiedzialności grupowej, tak nie może być i przebaczenia zbiorowego, a więc i miłości zbiorowej. (Miłość dotyczyć może i dużej ilości osób, ale zawsze jest wyróżnieniem indywidualnym i każdemu inna). Natomiast może być miłosierdzie zbiorowe, ale tylko świadome i dobrowolne i bez pośredników - już domaganie się jakiegoś obowiązku, czy konieczności, albo poprawności w tym zakresie to oczywiste szukanie frajerów do oskubania. To, co się dzieje wokół WOŚP Owsiaka, to megaafera organizatorów, ale i pseudo-miłosierdzie składających ofiary ( w Caritasie tego nie ma).

 

„Konieczność wybaczania” to wymysł, to podpowiedź naszych wrogów, osób które nam źle życzą – błędna interpretacja przykazań nakazujących miłość, nadto z rozszerzeniem ich na miłosierdzie. Nakaz miłości nie oznacza że miłość jest obowiązkiem (tak samo  i miłosierdzie obowiązkiem być nie może – nakaz świadczeń to np kontrybucja, czy podatek).

Są one zawsze łaskami udzielanymi świadomie i dobrowolnie, oraz indywidualnie. Nakaz miłości to tylko tyle, co żądanie, by nie oczekiwać za miłość wzajemności, by nie wiązać miłości z jakąkolwiek interesownością, nawet miłością wzajemną. To samo z wyrażającą miłość łaską przebaczenia (nie ma umów resetowych, że ja ci przebaczam twoje winy, a ty mi moje – każdy musi się ze swojego grzechu nawrócić), czy łaską miłosierdzia. Koniecznością w tych kwestiach jest tylko wystrzeganie się wszelkiej interesowności z tym związanej. Nie ma mowy o żadnym automacie, o żadnym przymusie.

 

W rezultacie to pseudo-miłosierdzie jest zdradą – zawsze – zdradą ofiar bezpośrednich, nawet zdradą człowieczeństwa. Jest i zdradą siebie, swojego rozumu, swojego zdrowego rozsądku przez udzielającego takiego „miłosierdzia”.

 Jest zarazem udzieleniem przebaczenia – tak jak w miłości i jednoczesną niezdolnością do wywiązania się z niego, poniesienia kosztów naprawy win, typowych dla miłości.

Mało tego – jest nieegzekwowaniem obiecanej poprawy przez winowajcę – w tych warunkach każdy udzielający łaski ma obowiązek łaskę wycofać, cofnąć przebaczenie, a więc i powrócić do egzekucji odpowiedzialności za grzech wcześniejszy, za krzywdę, którą przebaczający usiłował brać na siebie, jak i za ten nowy grzech, który świadczy o tym „braku poprawy”,

Pseudo-miłosierdzie wiąże się z - obrazowo mówiąc - nie leczeniem rany otwartej przez winowajcę, a jedynie ocieraniem łez pokrzywdzonemu, czy płynącej krwi, zmiąną opatrunku na ranie, króra jest wciąż rozszarpywana kolejnymi krzywdzeniami. Jest ciągłym ponoszeniem kosztów, ale pozostawianiem krzywdziciela bezkarnym. Nie ma naprawy win – krzywdziciel, zbój, gwałciciel, czy pasożyt może wieść spokojne życie i uprawiać swój proceder, nawet majątek gromadziś i w sprawowaniu władzy brać udział 

Miłosierdzie jest działaniem doraźnym, ale prowspólnotowym. Wybawiona z opresji ofiara ma stać się zdolną do normalnej aktywności życiowej, ale dana wspólnota ma się po takiej akcji przeorganizować i zabezpieczyć przed podobnymi niesprawiedliwościami na drodze przywrócenia sprawiedliwości i ukarania winnych. Miłosierdzie jakiejś osoby wobec innej będącej w potrzebie, a nieznajomej, to zawsze wielki wstyd dla wspólnoty – dowód że nie funkcjonują jej służby strzegące sprawiedliwości.

Niestety jest to dziś raczej nagminne, bo atak protestantyzmu i bizantynizmu zrywa transmisję sprawiedliwości na prawo. Wydaje się, że i judaiści też preferują prawo. Robi się z tego poważny problem cywilizacyjny. Grozi, że będzie coraz bardziej nieludzko i samozatraceńczo. Dzisiejsze służby państwowe, tam gdzie jeszcze funkcjonują, są przeważnie służbami strzegącymi prawa stanowionego przez waadze, a nie strzegącymi najpierw sprawiedliwości i człowieczeństwu, jak to powinno być w zdrowej i prożyciowej społeczności.

By przywrócić sprawiedliwość trzeba pokonania bestii w winowajcy, trzeba ustanowić nowe prawo zabezpieczające przed naruszeniem sprawiedliwości takim, jakie nastąpiło i podobnymi jemu naruszeniami. To jest potrzebne, by móc zacząć traktować krzywdziciela jak człowieka, po czym dać mu możliwość powrotu do społeczeństwa, jeśli przyjmie warunki życia według prawa sprawiedliwego, czyli chroniącego, normalnych, prawych i moralnych, nastawionych na życie. Te sprawy to już rola państwa. Kiedy państwo się z tego obowiązku nie wywiązuje, a państwa robią to nagminnie, zwłaszcza w aktualnych zakłamanych i spiskowych czasach, pojawiają się takie dziwne zalecenia o „konieczności wybaczania” motywowanej „religijnie”, „miłosierdziem”, albo interesownością, czy satanizmem ideologii poprawności politycznej, czy faszyzmem (korporacyjnym) lewactwa

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.5 (12 głosów)

Komentarze

Po ocenie tego wpisu myślę,że mało kto zrozumiał o czym piszesz i o co Ci chodzi.Zastanawia mnie sprawa przebaczenia zbiorowego, które biskupi polscy wystosowali do biskupów niemieckich.Czyżby nie wiedzieli o tym, że takowe nie istnieje?  Pozdrawiam

Vote up!
5
Vote down!
-5

Verita

#1462994

Co do trudności tematu, to sam to zastrzegałem. Trudno jest prostować i ujednoznaczniać coś wykręcane długotrwale i przez wielu - po to, by im w takiej właśnie formie służyło.

Co do biskupiego "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie" to była jakaś rozpaczliwa próba nawiązania dialogu między Kościołami.

Jak piszę: 

"Nakaz miłości to tylko tyle, co żądanie, by nie oczekiwać za miłość wzajemności, by nie wiązać miłości z jakąkolwiek interesownością, nawet miłością wzajemną. To samo z wyrażającą miłość łaską przebaczenia (nie ma umów resetowych, że ja ci przebaczam twoje winy, a ty mi moje – każdy musi się ze swojego grzechu nawrócić), czy łaską miłosierdzia".

Umowa resetowa w żadnym przypadku nie mogła przełożyć się na miłość wzajemną warunkującą wzajemne odpuszczenie sobie win.

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
5
Vote down!
-6
#1463001

Pędzące w złości bez widoku odnowy

Miłość to nie jest seks , ani pożądanie

To własne przebaczenia , z Bogiem jednanie

By to zrozumieć potrzeba być Wierzącym!

W wierze trwałym , w Modlitwie nie ustającym

Same obligowanie to słowa puste

Czyny decydują , gdy gromią rozpustę

Pozdrawiam

Vote up!
8
Vote down!
-2

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1463016

"Same obligowanie to słowa puste

Czyny decydują , gdy gromią rozpustę"

 

Tą prawdę zwłaszcza nam trzeba odnowić

- Przed chwilą o tym samym pisałem marusiowi:

http://niepoprawni.pl/comment/1463018#comment-1463018

 

A przebaczenie prawdziwe to wielka jest potrzeba

Bo bez niego, w dobrze pojętej miłości, nie pójdziem do nieba.

 

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
5
Vote down!
-6
#1463021

Nie wszyscy potrafią się skupić na myśleniu

Bo tylko wtedy podążą ku oświeceniu

Modlitwa może  ich ku Bogu prowadzić

Lecz potrzebują się na diabła obrazić

Pozdrawiam

Vote up!
9
Vote down!
-1

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1463022

Myślenie, to szukanie precyzji,

By myśl wyrazić słowem i dojść do decyzji

Decyzji niezłomnych - do postanowień dla serca własnego,

Co robić, a co wstrzymać – dla przyszłości życia i życia wiecznego.

 

Mądrość i rozum, to dary Świętego – dary Ducha

One są w sercu i serca trzeba słuchać

A Bóg w modlitwie najgłośniej mówi wtedy, gdy jest cisza

Kiedy podszeptów złego już całkiem nie słychać,

 

Cała sztuka życia – i o to wiedziem boje,

By znać wolę Bożą i mieć ją za swoją

Bóg słowo prawdy wciąż do nas kieruje

Lecz tylko ten, co diabłu milczeć każe ją odnajduje.

 

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
5
Vote down!
-5
#1463027

 

 

Wiedza naszego społeczeństwa na temat wiary jest znikoma. Wprawdzie ponad 90% rodaków deklaruje wiarę w Boga, ale na na eucharystię niedzielną uczęszcza już tylko około 30% wierzących. A przecież wiara ze słuchania i czytania jest. Pojęcie wybaczenia u tych, którzy nie poznali znaczenia Bożego miłosierdzia często rozumiane jest jako nadstawiania drugiego policzka, co jest błędem. Wokół owego "drugiego policzka" operowali i operują dziś (również nie rozumiejący czym jest przebaczenie) różni żurnaliści z gazet mainstreamowych.

 

Redaktorzy i żurnaliści zasugerowali narodowi z nazwy katolickiemu hurtowe przebaczenie wszystkich win z okresu przed "transformacją" posiłkując się argumentem "drugiego policzka". Głównym wyznacznikiem przebaczenia obrano nie pytając narodu sławetną grubą kreskę i tak to to się za nami ciągnie.

 

Należałoby ludziom wyjaśnić ten problem łopatologicznie, językiem prostym i zrozumiałym dla przeciętnego Kowalskiego. Obawiam się miarko, że powyższe wywody tak jak moje rozważania o zaprzaństwie są dla wielu osób zbyt hermetyczne.

 

Przyczynę zaprzaństwa (o czym nie wspomniałem we wpisie) upatrywałbym również w braku uwłaszczenia majątków wielu obywateli na ich dobro. Człowiek uwłaszczony czuje się mocniej osadzony w swoim środowisku, podczas gdy człowiek wywłaszczony, pozbawiony nawet możliwości zarobkowych na tyle by zabezpieczyć podstawowe potrzeby rodzinne, czuje się jak bezpański pies. Dlatego tracąc orientację szuka sobie innego pana. To tak na marginesie. Nie chodzi mi tu o usprawiedliwianie zaprzaństwa!

 

W społeczeństwach, gdzie rządzący dbają o obywatela zapewniając mu godziwe wykształcenie i propaństwowe czyli patriotyczne wychowanie, a później zarobkowanie, tylko łotry i zwyrodnialcy nie czują się przywiązani do swego środowiska, a w efekcie i państwa, a to jest mniej niż margines. Takiego państwa się nie zdradza, więc i zaprzaństwa mniej. To takie moje "głośne myślenie".

 

Bo pomyślmy: praca jest przywilejem wybrańców Właściciel nieruchomości jest na każdym kroku uzależniony od urzędnika, który mu wyznacza sposób postępowania na niby swoim. Na każdy ruch (np wycięcie starego niepotrzebnego drzewa swojej posesji) należy otrzymać zgodę urzędnika, który udziela, bądź nie, stosownego pozwolenia, a przy tym konstytucja mająca go chronić jest fikcją. Czy w takim państwie obywatel czuje się uwłaszczony.

 

We wspomnianych prze Ciebie czasach Piotra Skargi obyczaje wprawdzie zaczęły się psuć, ale wiara w Boga była prawdziwa, nie tak zagrożona i rozmyta jak dzisiaj. Człowiek wierzący w Boga prawdziwie gdy nawet pomyślał o zdradzie (bo jednak zaprzaństwo jest zdradą - chociażby ideałów) miał przed oczami Judasza, a określenie zaprzaniec było gorzej niż pejoratywne.

 

Można by tak ciągnąć dalej, ale i tak zbyt wiele napisałem.

 

Pozdrawiam

 

Myślidar

 

 

* * * * * * * * * * * *

 

BROŃMY POLSKICH LASÓW PRZED ZŁODZIEJAMI!!!

 

 

Vote up!
7
Vote down!
0
#1463042

Jak najbardziej, Twoje głośne myślenie, ma bardzo głęboki sens!

Vote up!
4
Vote down!
0

viki

#1463045

Dziekuję!

Żeby to myślenie chociaż kogoś ruszyło, nie byłoby zasiewem między ciernie...

Pozdrawiam

Myslidar

Vote up!
5
Vote down!
0
#1463051

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika miarka nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

 

Wszystko co piszesz zgadza się i z moją opinią. Podkreślę parę spraw.

 

- „A przecież wiara ze słuchania i czytania jest”. Jest nawet bardziej ze słuchania. Słowo Boże z wiarą czytane ma nawet moc egzorcyzmu.

 

-  Tematykę „nadstawiania drugiego policzka” próbowałem tu przedstawiać kilkakrotnie – począwszy od motywacji dla Klubu Antypałkarskiego, po motywację dla kierowania się wyborami ludzkich wartości wyższego rzędu, a poświęcania na ich rzecz potrzeb i wartości niższego rzędu. Mam wielkie wrażenie, że mało kto szuka wiedzy w tym temacie, a nie brakuje i takich, co mnie atakują personalnie tylko za to, że głoszę coś, co od kogoś przejęli inaczej poukładane.

A temat jest bardzo, bardzo ważny – bo to i „dawanie drugiej szansy” i tolerancja, a nawet równouprawnienie dla zła, dla demoralizacji, to życie wśród kłamstw, rządów przestępców i spiskowców, wybory ponowne polityków skompromitowanych, to wreszcie superzaprzańskie wyrzeczenie się patrzenia dalekowzrocznego na rzecz mentalności „byle tu i teraz” i „byle z tym, co obiecuje dawać” – to wielkie zaburzenie zdrowego rozsądku, roztropności i odpowiedzialności, a wraz z nią i wolności i własności.

 

- „gruba kreska” to nie jest sprawa przebrzmiała. To też nieodcinanie się od pierwiastków negatywnych http://niepoprawni.pl/comment/1463029#comment-1463029

To brak zdecydowanej nienawiści zła, to wreszcie kłamstwa obrastające temat „mowy nienawiści”.

 

- czy nasze wywody są hermetyczne?

Oczywiście – dla tych, co ulegli emocjonalizmowi nadmiernego – a przecież to jest mowa odczłowieczających mainstreamowych mediów masowych.

Oczywiście – dla tych, co nie mają „woli politycznej”, by szukać jakiejś zmiany, co żywią złudzenia, że samo się coś poprawi, że starczy biernie „przetrwać”, że „... bieda musi pofolgować”

 

- własność.

Temat ten napocząłem we wpisie http://niepoprawni.pl/blog/miarka/lasy-panstwowe-a-wlasnosc. Na pewno trzeba kontynuować. Jest wielki problem zamiany własności w posiadanie, po czym zaraz przychodzi zniewolenie.

 

- temat uwłaszczenia

„Wałęsa. Gdzie jest mije 100 milionów?”. Teraz nie ma już z czego. Możliwe, że jedyną receptą będzie nacjonalizacja wszystkiego co jest Państwu niezbędne i przejście do traktowania państwowego jak swojego z wielką odpowiedzialnością obywatelską za wszystko, za całe dobro wspólne Narodu, który odzyska w ten sposób suwerenność. Dopiero przy funkcjonującym gospodarczo i ekonomiczie dobru wspólnym otwarcie szerokich możliwości budowy własności prywatnej obywateli. W tak urządzonym państwie nie będzie klimatu do zaprzaństwa.

 

- co do czasów Piotra Skargi

To już były czasy protestantyzmu. Polska miała tu już wielkie zaniedbania. Mając dość siły, by przejąć państwo krzyżackie, pozwoliła nie tylko na powstanie z czasem wrogich Prus, ale i to protestanckich – pierwsze protestanckie państwo w Europie. Z tą naszą katolicką wiarą było już mocno nie tak. Nauki księdza Skargi to przejęła praktycznie tylko drobna szlachta, a odżyły dopiero pod zaborami.

Nie tak długo po księdzu Skardze był potop szwedzki i ogrom zdrady, ogrom zaprzaństw... Mało tego – pochopnie wybaczonych, przez co Polska już tylko słabła, a demoralizacja rosła...

 

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
2
Vote down!
-5
#1463060

Gdy pochylam się nad tematem przebaczenia,
moje myśli bezwolnie biegną do istoty sakramentu pokuty.

Poprzez pryzmat pięciu warunków sakramentu pokuty,
przebaczenie postrzegam jako twórczy proces
eliminowania ze swojego serca głodu zemsty.
Głodu zemsty, nie głodu sprawiedliwości.

Zauważam przy tym, że łatwiej jest mi myśleć o krzywdzicielu,
odkąd potrafię zamienić się z krzywdzicielem krzesłami.
Dzięki temu dostrzegam już w swoim krzywdzicielu
człowieka nieszczęśliwego.
Choćby dlatego, że złość i zawiść
zadają mu gromadę cierpienia.

Gdy pochylam się nad tematem wymiaru sprawiedliwości,
swoje rozważania zaczynam od pochylenia się nad pojęciem kary.
Kara jest konsekwencją konkretnego wyboru.
Podobnie jak nagroda.
Nagroda dopinguje do pozytywnego działania,
kara zaś, jako środek ze swej natury wychowawczy,
zmusza do takiegoż działania.
Obowiązkiem człowieka jest więc dopomaganie
tak w nagradzaniu, jak i w karaniu.

Za ideał uważam wymierzanie sprawiedliwości
przez ludzi uzdolnionych do przebaczenia.

Pozdrawiam.
dratwa3

Vote up!
5
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1463054

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika miarka nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

Pięć warunków sakramentu pokuty – tu dotyczy mojego sakramentu. To ryzykowne próbować to przenosić na swojego krzywdziciela. Ja tu raczej biorę pod uwagę, że w cnocie sprawiedliwości najsilniejszą jest cnota miłości i skupiam się na relacji mojej miłości do krzywdziciela, na tym, czego brakuje, by ona mogła trwać i przyczynić się do jego rzeczywistego nawrócenia, do pomocy jemu w odzyskaniu przez niego miejsca w naszej społeczności gwarantującego pokojowe współżycie, wierność, przyjaźń, zaufanie... – w ogóle jakie gwarancje z jego strany mogą mnie przekonać, że dalsze nasze współżycie jest możliwe. A dopiero takie stwierdzenie będzie oznaczało przebaczenie.

Jak już dojdzie do przebaczenia, to i sprawiedliwość będzie przywrócona. Krzywdziciel zrealizuje swoje postanowienia, swoją „pokutę i zadośćuczynienie” – czyli to, co mi obiecał, a obiecał na ile tylko go stać, a resztę zadośćuczynienia, dla przywrócenia stanu sprzed krzywdy biorę na siebie – i to realnie, bez darowania mu jakiegoś elementu (grozi samemu wchodzenie przez to w nędzę), tylko samemu wypracowując utracone dobra, jeśli tylko jestem w stanie nadrobić to, czego on nie był w stanie nadrobić, czy zrekompensować, a jeżeli nie jestem, to modlę się o pomoc Bożą, czy ludzi z otoczenia.

Z kolei wymiar sprawiedliwości w formie kar i nagród to już dotyczy sprawiedliwości. Jej stan to przede wszystkim: Każdemu co mu się należy, zasługa i uczciwa zapłata, praca i płaca na uzgodnionych warunkach, a gdy bez uzgodnień, to na zasadach typowych. Kary i nagrody mają przywracać sprawiedliwość, czy stanowić optymalny stan sprawiedliwości – tu litera prawa musi się dostosować (dziś najczęściej jest odwrotnie – to prawo jest usztywnione, przez co jest co najwyżej praworządność, ale nie sprawiedliwość).

Dopiero kary sprawiedliwe mają wymiar wychowawczy i odstraszający dla innych, a także przywracania pokrzywdzonym utraconych dóbr – to dziś jest kpiną, że za karę wychowaczego klapsa rodzic jest karany, a przestępcy mają liczne złagodzenia wyroków i brak kary śmierci za najgorsze zbrodnie – to nie sprawiedliwość, a i praworządność kulawa. Dziś faktycznie to ofiary utrzymują system „praworządności”, kłamliwie zwanej też sprawiedliwością, albo, że wobec przestępcy stosuje się „prawa człowieka” dokładnie w tym samym zakresie, co do jego ofiary jeszcze zanim zostanie przywrócona sprawiedliwość, bądź co bądź podstawa dla człowieczeństwa.

Piszesz: „Za ideał uważam wymierzanie sprawiedliwości przez ludzi uzdolnionych do przebaczenia”.

Otóż przy przebaczeniu nie ma kary, bo pominięty jest cały wymiar sprawiedliwości – jest on sprowadzony do umowy przebaczenia. (co nie znaczy, że aparat prawa, jeśli już zostanie zaangażowany, nie może się doszukiwać „interesu publicznego”). A to „uzdolnienie” to miłość – miłość prawdziwa, bezinteresowna, a nawet ofiarna.

 

Natomiast za bardzo niebezpieczny uważam ten fragment Twojej wypowiedzi:

„Zauważam przy tym, że łatwiej jest mi myśleć o krzywdzicielu,
odkąd potrafię zamienić się z krzywdzicielem krzesłami.
Dzięki temu dostrzegam już w swoim krzywdzicielu
człowieka nieszczęśliwego.
Choćby dlatego, że złość i zawiść
zadają mu gromadę cierpienia”.

To już pachnie pseudo-milosierdziem; żle, ideologicznie, pojętym humanitaryzmem; faktyczną rezygnacją z przebaczenia mimo kłamliwej retoryki - tym, co jest przemiotem niniejszej całej notki.

Te złość i zawiść, co  zadają mu „gromadę cierpienia” mogą rodzić współczucie, ale nie uprawniają do okazywania litości, szukania dla niego ulgi – to jego „boli, bo ma boleć”, bo ma przypominać mu o przyczynie bólu, którą trzeba usuwać, o „złości i zawiści”, które są przez niego zawinione, o jego nagannym postępowaniu i wadach charakteru (brakach cnót). Sprawiedliwość to zdolność do życia w społeczności, a nie brak cierpienia. Bez tej „gromady cierpienia” nie miałby motywacji do nawrócenia, do szukania pojednania  z członkami swojej społeczności.

 

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
3
Vote down!
-6
#1463071

Myślę, że mamy dwa różne spojrzenia na definicję przebaczenia.
Uważam, że przebaczenie jest elementem miłości.
Jeśli tak, to podobnie jak miłość nie ma względu na osoby.
I podobnie jak miłość, jest bezinteresowne.
Więc nie oczekuje od krzywdziciela poprawy.

Prawdziwe przebaczenie jest wolne od lęku.
A lęk przed powtórką nie pozwala przebaczyć.
Najłatwiej wychodzi nam przebaczanie zmarłym.
Bo już nie skrzywdzą.
Czy jednak możemy mówić tu o prawdziwym przebaczeniu?
A może tylko o wyeliminowaniu lęku?
I to tylko w tej konkretnej relacji?

Gdzieś, w jakiejś modlitwie przeczytałem:
"Sprawiedliwość bez miłości jest przykra".
Uważam, że miłość, czyli również przebaczenie,
jest ponad sprawiedliwością.
Jednak nie wyklucza sprawiedliwości.
Sprawiedliwość robi to, co do niej należy.
Przebaczenie zaś kontroluje sprawiedliwość,
by nie przerodziła się w akt zemsty.
Przy tym uzdalnia do nie przekreślania krzywdziciela.

Warto pochylić się nad działaniem wymiaru sprawiedliwości.
Sędzia, któremu wcześniej zgwałcono córkę,
automatycznie odsuwany jest od sprawy za gwałt.
Bo jego wyrokowanie w tym przypadku
może być nie do końca sprawiedliwe.
Z braku przebaczenia krzywdzicielowi swojej córki,
wyrok może być namiastką zemsty.

Sędzia powinien być człowiekiem przebaczenia.
Bo tylko taka postawa jest postawą bezstronną.

Przed odczytaniem wyroku
sędzia dopuszcza również akt miłosierdzia.
Uwarunkowany jest on jednak
szczerym aktem skruchy oskarżonego.
Często wówczas ogłoszony wyrok
złagodzony jest do wyroku w zawieszeniu.
I daje szansę oskarżonemu na poprawę.

Przy uzdrawianiu naszej rzeczywistości
powinniśmy poprawiać błędy sędziów,
nie zaś same założenia wymiaru sprawiedliwości.

Pozdrawiam.
dratwa3

Vote up!
4
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1463106

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika miarka nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

Z pierwszym zdaniem się zgadzam w zupełności - przebaczenie jest elementem miłości.

W drugim się nie zgadzam - widzę jakiś poważny błąd. Bo miłość ma wzgląd na osoby. Miłość jest bowiem łaską, wyróżnieniem szczególnym osoby, którą się do niej wybiera, osoby której się jej udziela, a zawsze udziela się „ze swego”, więc śledzi się postępy tej osoby w przyjmowaniu tej łaski, aby w przypadku jej przyjęcia obdarzać ją stosownymi darami łaski, które przyjęte i użyane w wolności, ale zgodnie z przeznaczeniem, przyniosą tej kochanej osobie owoce duchowe, których potrzebuje.

Razem to długi proces, ale zwróć uwagę, że cały ciąg wydarzeń zapoczątkowanych udzieleniem łaski jest ze strony łaskawcy naznaczony bezinteresownością, a nakierowany jest na dobro osoby obdarzonej łaską.

Mało tego – miłość to również gotowość do ponoszenia ofiar i poświęceń przez osobę kochającą dla dobra osoby kochanej, aby ją ratować z opresji, ratować przed atakami zła, by służyć swoją pomocą, pracą i walką, brać na siebie ciężary dla niej aktualnie nadmierne, aby nabywała sił niezbędnych do normalnej aktywności, do samodzielnego funkcjonowania w społeczności.

Sama miłość jest zawsze zwrócona ku dobru osoby kochanej, jest relacją między dobrami osoby kochającej i kochanej – więzią między nimi, po zdolność do tworzenia jedności i wspólnoty (ludzi dobrych), służy powiększaniu dobra u osoby obdarzanej łaską miłości, oraz jej zdolności do obrony przed złem, przed jego szkodzeniem, krzywdzeniem, ale i pokusami, prowokacjami, czy namowami ze strony zła (ludzi źle nam życzących, zdradzieckich), np. atrakcyjnymi na „tu i teraz”, a zabójczymi w przyszłości.

Tak więc miłość ma jak najbardziej wzgląd na osobę wybraną na jej obiekt, osobę szczególnie wyróżnioną. Człowiek dobry kocha wszystkich ludzi, bo w każdym odnajduje dobro z którym jego dobro wchodzi w relację, ale każdego kocha inaczej, bo każdy człowiek jest inny, inne ma zdolności, cele potrzeby, i uwarunkowania zewnętrzne. Tu równości nie ma.

Podobna sprawa z tym „względem na osoby” jest ze sprawiedliwością. Nawet mówi się, że „Temida jest ślepa”. Ale tak naprawdę to nie jest w nią w przypadku osób, a szans – każdy dostaje szansę, aby być jednakowo traktowanym. W łasce (tu łasce miłości) tego nie ma. Akt łaski jest zawsze czynem wolnym – jest w wyłącznej gestii łaskawcy. W przypadku miłości mówimy nawet „Serce nie sługa”.

Dalej piszesz: „Prawdziwe przebaczenie jest wolne od lęku”.

Raczej chodzi o zaufanie (w nim nie ma lęku) – boimy się, że osoba, której przebaczymy zawiedzie nasze zaufanie - a że przebaczenie wiąże je z powrotem do zaufania do osoby, której wybaczamy, to i Twoje zdanie samo w sobie jest prawdziwe. Chodzi jednak o zaufanie nie tylko co do tego, że drugi raz nie skrzywdzi mnie, ale i kogoś innego i siebie samą.

Lęki te mają swoje uzasadnienie i nie wolno się ich wyzbywać jakimś automatyzmem, tylko przebaczeniu trzeba stawiać warunki. Tu też widać, dlaczego nie ma przebaczeń zbiorowych – bo każdy z nas jest inny i warunki przebaczenia dla każdego muszą być inne.

Lęki zostaną zawsze i zawsze będą słuszne, gdy o te warunki nie zadbamy, aby były spełnione budząc zaufanie, że zadziałają niezawodnie, że obietnice zostaną dotrzymane, że dobry duch będzie miał swoją kontynuację.

Piszesz: “Uważam, że miłość, czyli również przebaczenie, jest ponad sprawiedliwością”.

Chodzi o “wymiar sprawiedliwości”, który zostaje sprowadzony do “umowy przebaczenia” (pisałem powyżej). Jednak sama w sobie cnota miłości jest tylko jedną z wielu cnót, które składają się na cnotę sprawiedliwości.

Piszesz: „Sędzia powinien być człowiekiem przebaczenia. Bo tylko taka postawa jest postawą bezstronną”.

Rozumiem Cię. Twój pogląd, to konsekwencja powyższego o wyższości miłości ponad sprawiedliwością. Nie zgadzam się z tym. Sędzia ma być obiektywny, a więc i ponad miłością, bo miłość jest zawsze zaangażowaniem osobistym. Tylko sędzia, który jest zaangażowany osobiście jest skłonny do przebaczenia, albo zemsty. Przebaczenie należy tylko do pokrzywdzonego, zemsta tylko do Boga. Obie te postawy są u sędziego naganne.

Kiedy sędzia ogłasza „wyrok złagodzony ... do wyroku w zawieszeniu. I daje szansę oskarżonemu na poprawę”

- to nie jest to żaden “akt miłosierdzia“ (a raczej mógłby być aktem “pseudo miłosierdzia”, czy destrukcji wymiaru sprawiedliwości). To w założeniu jest tylko element wychowawczy kary – płynący z docenienia tego, iż winny rokuje poprawę i szybki powrót do zgodnego życia w społeczności ludzi dobrych. Jednak przebaczeniem to nie jest, gdyż przebaczenie jest łaską, a łaska jest zawsze udzielana, a więc może i być cofana, w zależności od postępów w jej przyjęciu i współpracy z nią. Natomiast sprawiedliwość wiąże się z wyrokiem, a ten jest nieodwołalny. Wyrok “złagodzony” (również “zaostrzony”) w stosunku do “widełek kodeksowych”, to tylko zwycięstwo sprawiedliwości nad praworządnością.

A z tym ostatnim zdaniem:

“Przy uzdrawianiu naszej rzeczywistości powinniśmy poprawiać błędy sędziów, nie zaś same założenia wymiaru sprawiedliwości”, to już się całkiem nie zgadzam.

Na sędziów mamy wybierać sobie ludzi prawych i służebnych wobec moralności, a w tym i wobec morale wspólnotowemu - czyli nam, wspólnocie. Sędziów, którzy popełniają błędy mamy zwalniać, a nawet karać, a nie poprawiać ich błędy – zresztą kto miałby to robić? Mamy raczej eliminować byty zbędne – administracje, biurokracje, urzędy, a nie je mnożyć.

Założeniem wymiaru sprawiedliwości jest służba na rzecz sprawiedliwości i innych ludzkich wartości wyższego rzędu – tu rzeczywiście nie ma co poprawiać. Jest natomiast co poprawiać w systemie praw, aby służyły jak najlepiej rozumianej sprawiedliwości (a nie praworządności, jak to się często dzieje, czy “literze prawa”, albo w ogóle ideologii, czy jakiejś “poprawności politycznej”, lub widzimisię różnego rodzaju kacyków, tyranów, czy uzurpatorów, nawet jak potrafią swoją wolę ubierać w “akty prawne”).

Uważam, że nie powinniśmy nigdy dopuszczać do rozsądzania swoich spraw sędziów nie tylko podejrzanych o stronniczość, o przekupność, czy bycie zastraszonym, ale i o możliwość popełniania błędów. Sędzia to zawód społecznego zaufania, więc jeżeli nie ufam danemu sędziemu powinienem mieć prawo skutecznego protestu, aby go zmienić.

 

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
3
Vote down!
-5
#1463122

W swoim komentarzu poruszasz wiele wątków.
Każdy z nich, choć ważny, wymagałby odzielnej notki,
by te pojęcia choć odrobinę przybliżyć.

Również uważam, że miłość jest łaską.
Dodam, że łaską Boga dla człowieka.
Czy natomiast łaską jest
miłość człowieka do człowieka?
Tego to ja już nie byłbym taki pewien.
Raczej jest "spłacaniem zaciągniętego długu".
W myśl zasady - darmo dostałeś, darmo oddaj.

Jeśli zakładamy, że miłość jest bezinteresowna,
to wzgląd na osoby byłby jej zaprzeczeniem.
Bo byłby najzwyczajniej interesowny. Wybiórczy.
A miłość nie koncentruje się na sortowaniu.
Jako "ofiarna troska dla zbudowania drugiego człowieka"
koncentruje się tylko na czynieniu dobra.
Na ofiarnej trosce.
Dla każdego potencjalnego biorcy.
Jeśli ten ma wolę ją do siebie zaprosić.

Często wydaje nam się,
że miłość zarezerwowana jest tylko dla ludzi
sobie bliskich i ewentualnie uczciwych.
Niektórzy dokonując takiego wyboru,
myślą sobie nawet po cichu, że to łatwiejsze.

Chyba jednak tylko pozornie łatwiejsze.

Napewno łatwiej jest wspierać dobre działania
bliskich sobie osób, niż osób sobie obcych,
trudniej natomiast jest nie wspierać
u bliskich sobie osób działań złych.

Choć trudniej wspierać działania dobre
u obcych sobie osób,
jednak łatwiej przy tym jest nie wspierać
działań złych u tychże obcych sobie osób.

Przebaczenie, jako element miłości jest bezwarunkowe.
Natomiast droga do pełnej postawy przebaczenia
usłana jest pokusami warunkowania przebaczenia.

Warunkowanie przebaczenia zawsze posiada egoistyczne źródło.

Pozdrawiam.
dratwa3

Vote up!
1
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1463148

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika miarka nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

Zgadzasz się, że “miłość jest łaską”. “Dodajesz, że łaską Boga dla człowieka”.

Jednak w Twoim “darmo dostałeś, darmo oddaj” w odniesieniu do człowieka jest dar Boży to poprzedzający (dostałeś od Boga). I miałbyś rację co do słuszności tutaj tej zasady, gdyby Boża miłość była darem.

To by wyglądało tak: “Biorę, przenoszę, jestem bezinteresowny, nic sobie nie zostawiam, jestem jak automat, “darmo dostałem, darmo daję” - sam nie kocham”.

Widzisz absurd? Widzisz, że miłości się nie da dawać, bo miłość to nie dar, tylko łaska? Tak samo łaska Boża udzielana człowiekowi, jak łaska człowieka udzielana drugiemu człowiekowi?

Zasadniczym elementem łaski jest jej udzielanie, czyli nie zbywanie się jej na rzecz osoby, której została udzielona, a przeciwnie – ścisły nadzór nad jej wykorzystaniem. Znamy takie: “Jestem Bogiem zazdrosnym”.

Osoba, która ma w niej udział tylko z niej korzysta, ale jej nie zawłaszcza, nie może z niej robić użytku dowolnego, tylko taki, który jest jej przeznaczony. Nie może jej komuś “dać”. Za tym idzie i “wycofanie łaski” przez łaskawcę, czy inaczej mówiąc “utrata łaski”, kiedy się jej nie przyjmie zgodnie z jej przeznaczeniem.

 

Co do “względu na osobę” w miłości, to obszernie opisałem powyżej. Dodam, że wzgląd na osobę musi być, bo nie byłaby to łaska jej udzielana, tylko norma.

Dla obrazowego przedstawienia tego pozwolę sobie na mały żart z zamianą paru słów w twoim tekście:

“A ku..estwo nie koncentruje się na sortowaniu.
Jako "ofiarna troska dla zbudowania drugiego ku...wiarza"
koncentruje się tylko na czynieniu seksu.
Na ofiarnej trosce.
Dla każdego potencjalnego biorcy.
Jeśli ten ma wolę ją do siebie zaprosić”.

A to wszystko przez “brak względu na osobę”.  

No i jeszcze tu się upierasz: “Warunkowanie przebaczenia zawsze posiada egoistyczne źródło”.

Już o tym pisałem powyżej w temacie lęków. Dodatkowo można się przyjrzeć tym warunkom:

-      Ma nazwać zło, którego się dopuściła, ma tego żałować (i to ze względu na zerwaną relację miłości), ma pragnąć powrotu do normalnych, prospołecznych i jakie by tam nie były zakłócone relacji, jest gotowa zadośćuczynić za wszystko zło, które powstało bezpośrednio i pośrednio przez jej uczynek zły, czy zaniechanie dobrego, obiecuje zrobić wszystko, żeby więcej żadnym złem nie zakłócić wzajemnych relacji, starać się odzyskać zaufanie, być osobą uczciwą i lojalną...

Gdzie więc tu widzisz egoizm przebaczającego? Czy on tu cokolwiek zyskuje w stosunku do tego, co było zanim została skrzywdzona? Przecież to wszystko było i wcześniej.

Jest wprost przeciwnie – to osoba przebaczająca, jeśli odnajdzie w sobie miłość prawdziwą, uzdalniającą ją aby przebaczyć (a nadto wziąć na siebie część kosztów zadośćuczynienia) wciąż może pozostać faktycznie skrzywdzoną. A tak będzie jeśli osoba której przebaczamy nie wywiąże się ze wszystkich warunków, a osoba przebaczająca nie znajdzie dość siły by wycofać przebaczenie, po czym realizację warunków przebaczenia, ewentualnie pełnego zadośćuczynienia, a nadto kary egzekwować np.sądownie.

Tu jeszcze dodam drugi element uzasadniający konieczność stawiania warunków osobie, której przebaczamy: “równanie w górę” – niekoniecznie do swojego poziomu, ale do poziomu pozwalającego na samodzielne i bezkonfliktowe funkcjonowanie w społeczności, kiedy już z danej osoby zostanie zdjęty “parasol”, czy “inkubator” łaski przebaczenia, a przynajmniej do poziomu poprzedzającego przebaczany zły czyn.

Takie przebaczanie bezwarunkowe prowadzi do “równania w dół” – osoby skrzywdzonej do poziomu osoby krzywdziciela. To element socjalizmu, czy komunizmu – tylko że tam to się nazywa: “równać inteligenta z robotnikiem, robotnika z chłopem, a chłopa z ziemią”.

Wciąż mamy ten wielki problem zbyt łatwego przebaczania. Nie stawianie przebaczeniu warunków i to konkretnych skazuje nas na bycie zawsze ofiarami, cierpiętnikami, frajerami, niewolnikami.

 

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
2
Vote down!
-4
#1463201

Komentarz niedostępny

Komentarz użytkownika Verita został oceniony przez społeczność bardzo negatywnie i jest niedostępny. Nie można go już odkryć. Bardzo nam przykro.. :(

Verita

#1463128

W swoim pierwszym komentarzu pod notką napisałem, że
"przebaczenie postrzegam jako twórczy proces
eliminowania ze swojego serca głodu zemsty".

Tylko tyle i aż tyle.

Myk z przebaczeniem polega na tym,
że ktoś uparł się przebaczenie traktować
jako część składową sprawiedliwości.
I w ten sposób sprawiedliwość rozwodnił.
Tak pojawiła się "gruba kreska".

Sprawiedliwość rządzi się swoimi prawami.
I bacznie pilnuje tych praw.
Jest krótka i zimna.
Starotestamentowa.
Przebaczenie zaś rządzi się swoimi prawami.

Stary Testament kojarzy mi się ze sprawiedliwością.
Chrystus w swojej Ewangelii
nie zniósł Starego Testamentu, ale Go ożywił.
Przebaczenie nie jest więc zniesieniem,
a ożywieniem sprawiedliwości.

Jako element miłości jest ponad sprawiedliwością.
Nadaje sprawiedliwości głębszy sens.
Jako korektor emocjonalnych stanów z przeszłości
wpływa na sprawiedliwość, ale jej nie niszczy.
Czyni ją jedynie bardziej czystą.

Pozdrawiam.
dratwa3

Vote up!
1
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1463175

Ukryty komentarz

Komentarz użytkownika Verita został oceniony przez społeczność negatywnie. Jeśli chcesz go na chwilę odkryć kliknij mały przycisk z cyferką 2. Odkrywając komentarz działasz na własną odpowiedzialność. Pamiętaj że nie chcieliśmy Ci pokazywać tego komentarza..

przy przebaczeniu.Mamy przecież KKK.Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
-3

Verita

#1463203

Również uważam, że nie powinniśmy wiele majstrować przy przebaczeniu. Nawet wogóle przy nim nie powinniśmy majstrować. Bo egoistyczna ludzka natura jest bardzo pomysłowa. Z krzywdą dla tej drugiej, duchowej natury człowieka.

"Mamy przecież KKK". Tylko jaki procent (poza lekcjami religii) z niego korzysta?

Co do wcześniejszego Twego pytania o mój światopogląd...
Od ponad piętnastu lat jestem pod wrażeniem duchowości św. Franciszka z Asyżu.

Serdecznie pozdrawiam.
dratwa3

Vote up!
1
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1463212

są darem dla kościoła, w zależności od czasu i miejsca , o ile są zgodne z KKK.On obowiązuje wszystkich katolików,niezależnie od tego czy go znają czy nie.Powinniśmy go stosować zawsze i wszędzie.Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
-2

Verita

#1463217

Z całym szacunkiem Verito do Ciebie, do Twoich dobrych intencji i Katechizmu KK, ale przełożenie nauki Kościoła na język polityki nie jest sprawą prostą, bo wielu jest tak zlewaczonych, że od razu dostaje białej gorączki jak się ktoś za to bierze, tłumacząć, że jakoby Kościół nie powinien się „wtrącać do polityki”. Chodzi bowiem o w kwestie, w których diabeł majstruje od dawna, a nadto ma pomocników w modernistycznych i lewackich satanistach, a nadto zna jego zapisy i komentarze do niego, włącznie z czterotomowym. Katechizm rzadko podlega aktualizacjom, zaś moderniści i lewacy atakują nas ciągle swoimi nowościami. My zaś nie potrafimy KKK "stosować zawsze i wszędzie" i nie nadążamy. Więcej powiem - wciąż dajemy się ogrywać.

Ciut wyżej dratwa3 pisze:

"Myk z przebaczeniem polega na tym, że ktoś uparł się przebaczenie traktować jako część składową sprawiedliwości.I w ten sposób sprawiedliwość rozwodnił.Tak pojawiła się "gruba kreska"".

Trochę to inaczej wychodziło z wcześniejszej dyskusji, ale bardzo słusznie podkreśla to “majstrowanie” przy definicjach sprawiedliwości i przebaczenia, oraz problem z “grubą kreską”.

Zresztą w tym temacie i ja wcześniej pisałem:

"- „gruba kreska” to nie jest sprawa przebrzmiała. To też nieodcinanie się od pierwiastków negatywnychhttp://niepoprawni.pl/comment/1463029#comment-1463029

To brak zdecydowanej nienawiści zła, to wreszcie kłamstwa obrastające temat „mowy nienawiści”.”

Majstrowanie więc trwa na całego i to majstrowanie nie przez nas, a przez nastających na nas i chcących nas doprowadzać do błędnych decyzji naszych wrogów najgorszych.

Tak w ogóle to ani we wpisie, ani w poprzedzającym go wpisie Myślidara, ani w naszych komentarzach nie było naszego „majstrowania przy przebaczeniu” – były jedynie próby zrozumienia i wytłumaczenia o co chodzi.

Czas więc zdać sobie sprawę, że nawet znając to, co nam głosi Katechizm jesteśmy przynajmniej o krok wyprzedzani przez naszych wrogów w jego znajomości, więc i łapiemy się na jego „postępowe innowacje” typu „gruba kreska”, „pierwiastki negatywne”, „tolerancja dla zła”, „zwalczanie nienawiści zła”, „mowa nienawiści” – a wszystko obrośnięte kłamstwami poprawności politycznej.

Chcąc się obronić, to my musimy lepiej od nich znać definicje, posługiwać się nimi z tak dużą wprawą, by widzieć wszelkie przemycane do nich kłamliwe interpretacje i intencje i łapać ich na nich już w chwili, kiedy je zechcą wprowadzać. Lewactwo zwalcza Kościół nie dla jego wad, a dlatego, że ma potencjał do zwalczania kłamstw i oszustw lewaków, modenistów, new-age, sekt, itd. Ale tu jast właśnie nasza rola, żebyśmy całe te mądrości chcieli na codzień praktycznie stosować w naszym życiu publicznym i osobistym z całą świadonością co, po co, w imię czego i dlaczego. To nie są rzeczy „od święta”. To nie są rzeczy „dla kruchty”, to nie są rzeczy dla prywatnoęsi domowej.

Tak w zakresie pseudo-miłosierdzia, jak zaprzaństwa ujawniło się mnóstwo problemów obnażających naszą nieznajomość tematu, nieznajomość zasad, brak doświadczenia w powrotów do niezłomnego patriotyzmu, brak ćwiczeń w zdolności do samoobrony, skłonność do dawania się manipulować, samomanipulować, zniewalać, wchodzić w uzależnienia, czy nałogi, nabywać wad zamiast cnót, czystości i zalet... Gorzej, że przeważnie nie mamy w tym wszystkim dobrze ukształtowanego przekazu rodzinnego – nasze elity ducha zostały praktycznie wymordowane.

Jak to zrobimy – czy starczy internet – czy trzeba bezpośrednich kółek samokształceniowych to już sprawa dyskusyjna. Chcąc przeżyć i uratować nasz byt narodowy, nie możemy już dawać się w tych tematach ogrywać.

A wracając do tematyki katechizmowej to dla uściślania naszych dociekań na pewno nie obejdzie się bez okresowych konsultacji księdza. Czy Niepoprawnych stać na szukanie takiego  wsparcia, takiego wzmocnienia dla naszej niepoprawnej politycznie misji?

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
0
Vote down!
-1
#1463231