Prasa dozor czyni
Przeciętny czytelnik prasy nie zdaje sobie sprawy z mnogości tytułów dostępnych na rynku prasowym. Co więcej, nieprzeciętny czytelnik też nie zdaje sobie z tego sprawy. Aby nabrać wiedzy o istnieniu jakiegoś niecodziennego tytułu trzeba się z nim zetknąć osobiście. Na przykład na początku łańcucha dystrybucji, czyli przy powstaniu takiej prasy. Albo w środku, czyli przy kolportażu. Albo na końcu, czyli po prostu zobaczyć u kogoś taką gazetę.
Hiobowskim zdarzyło się to ostatnie.
Dziadek Łukaszka był pierwszym, który zobaczył to w gablocie na ogłoszenia na parterze bloku. Dziadek codziennie czytał wszystko co było w tej gablocie, aby jakaś ważna informacja mu nie umknęła. No i kiedy to się pojawiło, od razu to zauważył.
Wszedł do mieszkania dygocząc z oburzenia.
- Widzieliście to? Widzieliście to? - pytał w kółko.
- Nie, a o co chodzi? - odezwała się siostra Łukaszka.
- Jak można najpierw powiedzieć, że nie a dopiero potem pytać... - zaczął tata Łukaszka, ale mama i babcia go uciszyła pytając co dziadek ma na myśli.
- Tam... W tej gablocie... - jąkał się oburzony dziadek. - Tam wisi straszny paszkwil na lokatorów... Że my jesteśmy tacy a nawet owacy... Sikamy w windach i sramy na schodach... Że śmiecimy i hałasujemy, palimy papierosy po piwnicach i wyjadamy trutkę na szczury... Na paszkwil jak za Gomułki!
- Co ty tam wiesz! - żachnęła się babcia. - Za Gomułki to dopiero były paszkwile! nie to co teraz. E...
- Kto to napisał? - zapytała mama Łukaszka. - "Wiodący Tytuł Prasowy"?
- Nie, mówiłem, to wisi w gablocie na parterze bloku!
- To dozorczyni wkleja materiały do tej gabloty - poinformował tata Łukaszka. - Trzeba będzie ją spytać.
- O, właśnie idzie do bloku! - zawołała babcia stojąca przy oknie.
I wszyscy Hiobowscy jak jeden mąż runęli na klatkę schodową.
Udało im się zdybać panią Sitko pod rzeczoną gablotą.
- Co to ma być?! - krzyczał dziadek Łukaszka. - Jak pani nie wstyd wypisywać takie rzeczy!
- To nie ja pisałam - odezwała się z godnością pani Sitko. - Tak, to ja zamieściłam tu ten tekst. Uważam go za ważny w relacjach dozorca - lokator. Dość fałszowania i zakłamywania! Dobre stosunki wzajemne można budować tylko na szczerej relacji! Czas odkłamywać białe plamy z historii lokatorstwa! Niech wiedzą! Niech się wstydzą!
- Jeśli nie pani pisała to kto? - odezwał się tata Łukaszka.
- Nie wiem.
- A skąd to pani wzięła?
- Skserowałam naszej gazety branżowej...
- Jak to??? To dozorcy mają swoją gazetę???
- Mają, owszem - pani Sitko dumnie uniosła głowę. - I to niejedną! Ta akurat, która wychodzi w naszym mieście nazywa się "Głos dozór czyniący, dozór ubezpieczający".
- Przecież pani tam pisuje - strzeliła mama Łukaszka.
- No tak - pani Sitko się zaczerwieniła. - Ale to nie ja pisałam. To kolega z redakcji. Jest dozorcą w centrum miasta. I proszę zobaczyć, gdyby pan się mniej podniecał a bardziej przykładał do czytania - wbiła szpilkę dziadkowi Łukaszka - zobaczyłby pan, że jest to omówienia artykułu z innego naszego czasopisma branżowego. To miesięcznik, Wychodzi w Pawełkowicach. Tytuł "Outdoor House Manager". A tego artykułu wcale nie pisałam!
- A... - powiedzieli Hiobowscy.
- No co ja na to poradzę - rzekła pani Sitko z satysfakcją. - Lokatorzy mają taką opinię. A opinie, proszę państwo nie biorą się znikąd. Oni po prostu już tacy są...
Zrezygnowani Hiobowscy udali się do mieszkania i trwali w tym nastroju do wieczora. Bo wieczorem przyszedł do domu tata Łukaszka z wielce zadowoloną miną.
- Pamiętacie jak byliśmy pod gablotą? Tak coś czułem, że śmierdzi... - zaczął, ale przerwała mu babcia Łukaszka:
- To ta nasza dozorczyni od siedmiu boleści. Zamiast zająć się robotę i porządnie umyć podłogę to ona do gazet pisuje. Widział to ktoś! Nie dziwota, że potem śmierdzi!
- Nie potem, tylko moczem - sprostowała siostra Łukaszka.
- Śmierdzi w sensie, że coś jest podejrzane - wyjaśnił tata Łukaszka i ruchem prestigitatora wyjął zza pazuchy jakieś czasopismo.
- Czy to... - zaczęła zdumiona mama Łukaszka.
- Tak! To najnowszy numer "Outdoor House Manager" z Pawełkowic! I zobaczcie to!
Tata Łukaszka rozłożył czasopismo na stole i zaczął przewracać kartki. Trafł wreszcie na artykuł pod tytułem "Lokator to stonka, czyli pasożyt na zdrowym ciele dozorostwa".
- Zobaczcie podpis pod artykułem... - szepnął tata Łukaszka. Rodzina odszepnęła:
- Pani Sitko...
--------------
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2038 odsłon
Komentarze
@ Marcin B. Brixen
8 Lipca, 2015 - 07:42
Zawsze bardzo mnie smieszyły odwołania do prasy azjatyckiej ! Po sprawdzeniu okazywało się, że są to miejskie gazetki reklamowe, okraszone paru artykułami "krajowymi" i "światowymi". Taka gazetka, będąc stricte reklamową, nie musi zaznaczać, że ten "światowy artykuł" jest w stu procentach ogłoszeniem płatnym. Na tej samej zasadzie działają rosyjskie "sputniki" , " neonowe bluszcze*", "Orange County Chronicle". Tak, tak! Amerykańskie miasteczka nadają się nawet lepiej.
Śpiewa Stacha
8 Lipca, 2015 - 09:07
Bóg - Honor - Ojczyzna!
Do PiS-u...
8 Lipca, 2015 - 11:31
Katowice..jak słyszę z relacji 13 paneli..
eksperci..dyskusję..same wspaniałości..
I GDZIE TO JEST ?
Para w gwizdek?
czemu na bogpressie ..czy innych portalach nie ma z ogromu,
śmiem się domyślam -pracy?
W ta lukę weszła WŁADZA..z przekazem POwątpiewania..co do
500zł na dziecko..
macie materiały..Macie argumenty..-czemu one są tajne?
poko