Polityka i codzienność, czyli zgaduj-zgadula z Ukraińcem

Obrazek użytkownika Lotna
Kraj

Trzeba zacząć porządki od własnego podwórka

Wczoraj wysłuchałam bardzo ciekawego wykładu dr Stanisława Krajskiego na temat jego ostatniej książki "Masoneria Polska 2017". Dużo mówił na temat Mateuszka i banku, który nam tenże przesympatyczny Morawiecki jr sprowadził na kark. Dużo było o hipokryzji i prezydenta i premiera i PiSu, co zresztą nikogo myślącego dziwić nie powinno.

]]>https://youtu.be/Gj4eS7SHvkU]]>
 

Było też o głodzie rynku pracy. Ponoć tak wielu Polaków wyemigrowało, że brakuje rąk do pracy, co przy normalnej polityce stanowiłoby o podwyższeniu płac i poprawie bytu Polaków i - o powrotach Polaków z zagranicy. Niestety, nasi dobroczyńcy z dobrej zmiany z otwartymi rękami przyjmują miliony pracujących za pół darmo Ukraińców, co efektywnie uniemożliwia domaganie się godziwego wynagrodzenia ze strony rodzimych pracowników. O tym wszyscy wiedzą. 

 

Ten sam pan Krajski narzekał, jak to nie może się dogadać w niegdyś doskonałym osiedlowym sklepiku, bo pracujący tam Ukraińcy nie mówią po polsku. Ukrainiec ( czy Ukrainka) przyniósł mu z 10 różnych produktów, bo nie rozumiał, co jego klient chce kupić. I co? I nic. A przecież taka sytuacja urąga zdrowemu rozsądkowi! Czy nie łaska złożyć skargę u kierownika/właściciela sklepu? Gdyby pan Krajski i każdy klient tego sklepu, którego Ukrainiec nie rozumie i bawi się z nim w zgaduj - zgadulę, zawetował, to z pewnością ten kierownik czy właściciel sklepu przynajmniej by przepytał Ukraińców ze znajomości języka polskiego przed przyjęciem ich do pracy. 

 

Podejrzewam, że nie jest to odosobniony przypadek i tego typu sytuacje zdarzają się w wielu sklepach, jak również w innych miejscach pracy, gdzie normalnie jest koniecznie wymagana znajomość języka i że to się dzieje w wielu miastach Polski. A co na to Polacy? Co Polacy na to, że nie są rozumiani przy zakupie podstawowych produktów we własnym kraju w sklepach, w których kupują od dekad? 

 

Zasadą jest, że jeśli klient nie jest zadowolony z usług, ma prawo złożyć zażalenie, czyli skargę i nie ma w tym niczego zdrożnego, nieetycznego czy niemoralnego. Nikt nie dostaje niczego za darmo, ani produktów, ani usług i ma prawo wymagać, aby był obsłużony uprzejmie i we własnym języku. Czy to tak trudno Polakom zrozumieć? 

 

Mowa tu często o pobudkach, o przebudzeniu, o działaniu. Proponuję zacząć od osiedlowych sklepików, a tym bardziej wielkich supermarketów, gdzie za psie pieniądze pracują nie mówiący po polsku Ukraińcy, zamiast Polaków, którzy powinni tam pracować za godziwą pensję.

Twoja ocena: Brak Średnia: 3 (7 głosów)