Skąd weźmiemy króla, czyli w oczekiwaniu na rok 1914

Obrazek użytkownika Krzysztof Zagozda
Kraj

          Któż z nas na lekcjach historii nie zżymał się na osiemnastowiecznych Polaków i ich irytującą bezradność wobec nieuchronnie zbliżających rozbiorów? Któż wtedy nie miał ochoty krzyknąć do nich: Opamiętajcie się, nim będzie za późno!? Dziś sami znajdujemy się w analogicznej do nich sytuacji. Obecna formuła naszego państwa za zgodą większości Polaków utraciła sens i rację bytu. Kolejne demokratyczne akty wyborcze zaakceptowały ostateczny zgon polskiej państwowości i tylko niebezpieczny wariat może mieć dziś nadzieję, że tzw. mądrość zbiorowa doprowadzi do zmartwychwstania Polski. To nasza własna głupota wykopała ojczyźnie głęboki grób i skrzyknęła się w radosny kondukt pogrzebowy, a kadisz rozbrzmiewa nad nami wraz z pierwszą, skrywaną jeszcze zwrotką hymnu niemieckiego. Nawet jeśli bieda wyprowadzi Polaków na ulice, to i tak ich ślepy korowód ponownie poprowadzony zostanie wprost w obślizgłe objęcia wielkich tego świata, a fikcja biało-czerwonego szyldu będzie trwać dopóty, dopóki będzie on korzystny dla Berlina.

 

          Tragizm dzisiejszego położenia Polski polega na tym, że jej przyszłość w niewielkim stopniu uzależniona jest od ewentualnego pozytywnego wysiłku samych Polaków. O jej dalszych losach decydować będzie kto inny. Jeśli w Europie utrzyma się dotychczasowe status quo, sterta kamieni na naszej zbiorowej mogile będzie rosła, a o wolną Polskę nie upomni się nawet pies z kulawą nogą. Naszą szansą jest europejski konflikt. Tylko on może zmienić katastrofalną dla nas logikę rozwoju wydarzeń. W tym, co piszę, nie ma niczego niemoralnego: na wybuch i eskalację tego konfliktu nie będziemy mieli żadnego wpływu. Możemy jednak go z korzyścią dla nas rozegrać, tak, jak uczyniło to środowisko Romana Dmowskiego w latach 1914-1919. Aby było to realne, niezbędny jest wysiłek organizacyjny poczyniony w wielu obszarach życia publicznego. Musimy pójść drogą patriotów wielkopolskich z XIX i XX wieku, którzy po kolejnych zimnych prysznicach (najpierw niespełnionych pruskich obietnic, potem epoki napoleońskiej i rewolucyjnej Wiosny Ludów) zrozumieli, że tylko spokojna odbudowa ekonomicznej pozycji żywiołu polskiego funkcjonującego we wrogim państwie (taki stan mamy i dzisiaj) może w sprzyjających okolicznościach stać się podstawą skutecznego upomnienia się o niepodległość (idea ta pozytywnie zweryfikowała się przy narodzinach II Rzeczypospolitej).

 

          Głupotą byłoby w formule publicznego artykułu ujawniać szczegóły konceptu szytego na czasy dzisiejsze. Niech za nie przemówią słowa księdza Augustyna Szamarzewskiego, które rozbrzmiały w listopadzie 1875 r. podczas Walnego Zebrania Spółek Zarobkowych: Nie ma złota - są tylko miedziaki, którre jeszcze rdza długów upadku majątkowego i niegospodarstwa zjada. Położenie się zmieniło - z przeszłości pozostały nam tylko miedziaki, a obecność w rezultacie za pracę znowu daje miedziaki. Cała zagadka naszego położenia będzie rozwiązaną - gdy nie będziemy się łudzić i pojmiemy, że w epoce miedzi żyjemy, gdy będziemy umieli gospodarować miedziakami. Małymi kapitalikami musi nasz świat pracować - przywrócić sobie byt, mienie, stanowisko i znaczenie, harcować z różnorodną konkurencją. Cała zaś trudność naszego położenia polega na tym, że małymi groszami mamy ten sam cel osięgnąć, który kapitaliści z łatwością wielkimi zasobami zdobywają; mamy większą jeszcze trudność, bo mamy żyć, a kapitaliści mają tylko ten cel, by używać. Zadanie wielkie, zadanie wiekowe, bo drobny nasz grosz, jak krople w naszych rzekach, ma się wspólnymi siłami zlać w wielki prąd, aby nigdy nie przestał nazywać się prądem. Jednym z sposobów gospodarowania tymi miedziakami jest, by wszyscy, bez różnicy wieku i stanu, wszędzie i zawsze siłami złączonymi i groszami, o ile zbędą na nieodzownych wydatkach życia i gospodarstwa, zgromadzili sobie nieprzepadły kapitał, skąd nasza ekonomia gospodarcza, przemysłowa i rzemieślnicza, czerpałaby zasoby do podniesienia gospodarstwa i nadania znaczenia i wartości pracy. Przy takiej zbiorowej pracy muszą ustać anormalne stosunki, praca żywiona oszczędnością podnieść się musi w wartości, a uronione mienie i przygasły byt nowym źródłem zasilane, muszą wyjść na korzyść duchowych i materialnych stosunków.

 

          Trudno przewidzieć, ile czasu pozostało do otwartego, wojennego konfliktu w Europie. Musimy być gotowi na długotrwałą pracę u podstaw i cierpliwe wyczekiwanie pierwszych symptomów zmiany układu sił na naszym kontynencie. Pewne jest jedno: gdy ten czas nadejdzie, nie będziemy potrzebować polityków, ale mężów stanu. Prośmy Pana Boga, byśmy w tych – być może – ekstremalnych warunkach wojennej pożogi odnaleźli to, co utraciliśmy przed stuleciami: Koronę Królestwa Polskiego z katolicką monarchią dziedziczną jako gwaranta Polski wielkiej i sprawiedliwej, opartej na nauce Jezusa Chrystusa.

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 4 (9 głosów)

Komentarze

Czas obecny rzeczywiście przypomina "saskie zapusty",- "elita" Po-PSL całkowicie się wynarodowiła, sprzedała interes narodowy na rzecz szklanych paciorków z UE. Tusk, Kopacz, Komorowski itd zyją w świecie, gdzie miejsca dla polskiej racji stanu nie ma. Praca organiczna to smiertelne niebezpieczeństwo dla sitwy PO-PSL. Programowe niszcznie klasy średniej Polaków trwające 25 lat pokazuje najlepiej ich intencje. Zgadzam się z Autorem,że tylko gwałtowna zmiana międzynarodowej sytuacji na kontynencie / jak w latach 1914-18/ przynieść może Polakom odmianę. Na wyborczy sukces liczyć nie można - to "oni" liczą głosy...

Vote up!
5
Vote down!
0

Yagon 12

#1454056