Świat akademicki zachowuje dystans

Obrazek użytkownika Józef Wieczorek
Kraj

W czasach zarazy zachowanie odpowiedniego dystansu to większa szansa na przeżycie. Strategia obowiązkowa i rokująca nadzieje. Świat akademiki nie zawsze taką drogą podążał i podczas panowania czerwonej zarazy niemało akademików skracało wręcz dystans do nosicieli zarazka komunistycznego. Inni trzymali się z daleka, lecz z obojętnością, preferując zachowania konformistyczne, rokujące nadzieje na kariery akademickie. Kiedy nonkonformistów z systemu eliminowano, zachowywali dystans, aby nie wypaść z obiegu awansowego. Siłą rzeczy tradycyjna wolność akademicka i odpowiedzialność uczonych za losy społeczeństwa zostały poważnie zredukowane.

Kiedyś akademicy byli w awangardzie tych, co walczyli o Niepodległą i służyli odrodzonej Polsce. Obecnie raczej zachowują dystans społeczny, chętnie maszerują ulicami w togach na swoich uroczystościach, lecz nie w pochodach niepodległościowych. Utrzymują dystans wobec Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych i nie wywieszają flag narodowych na gmachach uniwersytetów. Nie widzą potrzeby rozliczenia się z wyklinania swoich kolegów z podziemia niepodległościowego.

W wyniku transformacji systemowej zachowano zarówno ciągłość prawną, jak i personalną, a także moralną, ze stanem zarazy czerwonej, dlatego funkcjonowanie ustawowych i pozaustawowych rozwiązań służących wzmacnianiu wolności akademickiej i odpowiedzialności nauczycieli akademickich nie może być satysfakcjonujące. Skoro – jak wielu zauważa – na uczelniach ludzie boją się mówić, a nawet myśleć, to o jakiej wolności można mówić i jaką odpowiedzialność mogą brać na siebie? Polska cierpi na słabość elit sformatowanych na uczelniach. Podnoszenie problemu plag akademickich, które obezwładniają uczelnie, spotyka się z przemilczeniem świata akademickiego, z małymi wyjątkami. Akademicy zachowują (nie)należyty dystans wobec chorób akademickich, stąd nadzieje, że te zostaną opanowane, są raczej płonne.

26 lutego br. Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP )zorganizowała seminarium, aby przedstawić instytucjonalny i prawny kontekst wolności i odpowiedzialności, a także by umożliwić wymianę dobrych praktyk i doświadczeń na drodze do osiągnięcia zarówno wolności, jak i uświadomienia odpowiedzialności. W seminarium, rzecz jasna w trybie zdalnym (webinarium), brylował guru rektorów polskich prof. Jerzy Woźnicki, znany z tego, że po latach regulowania systemu akademickiego złapał się za głowę, uznał, że system jest przeregulowany i został skierowany na odcinek deregulacji. Zawsze na pozycji rozgrywającego. Na seminarium dokonał przeglądu spraw akademickich począwszy od średniowiecza. Omówił wolności akademickie w ustawach akademickich, i to od czasów II RP, taktownie marginalizując ekscesy ustawowe z epoki zniewolenia jaruzelskiego i ich skutki dla systemu akademickiego trwające do dziś. No cóż, skoro w historiach uniwersytetów stan wojenny nawet nie jest wzmiankowany, to po co o tym mówić? Podniósł europejski kontekst zasad wolności, które winny prowadzić do swobody myślenia, zadawania pytań, dzielenia się pomysłami, ale to w polskim systemie natrafia na bariery trudne do przezwyciężenia. Dlatego KRASP widzi konieczność uzupełniania swoich zasad etycznych i kodeksu dobrych praktyk, których co prawda od lat jest urodzaj, lecz zebrane plony (spadający poziom etyki, wzrost złych praktyk, także u twórców kodeksów) raczej nie potwierdzają skuteczności zasiewów.

Prof. Woźnicki zaznaczył, że „KRASP stoi na straży tradycyjnych wartości akademickich, a w tym zasad etyki zawodowej, odpowiedzialności i konstytucyjnej zasady autonomii szkół wyższych” taktownie nie wspominając, że ta straż owych wartości nie zabezpieczyła.

Prof. Łętowska poruszyła paradoksy ochrony wolności nauki, odnosząc je do działań obecnego rządu, ale nie nawiązała do własnych poczynań (obojętności) jako pierwszego RPO, wobec naruszania wolności akademickiej zniewalanej czystkami akademickimi epoki jaruzelskiej.

Rzecznicy akademiccy jakoś nie wspomnieli, czy ich rola jest wykorzystywana w ochronie przed dyskryminacją pracowników przez rektorów, przy których są umocowani. Mój pomysł – zgłaszany w Sejmie 10 lat temu – instalacji w systemie niezależnych od rektorów rzeczników, w ramach autonomicznego Centrum Mediacji Akademickiej, nie został wprowadzony w życie. Seminarium wykazało słuszność moich spostrzeżeń, że na uczelniach przedmiotem zainteresowania jest odmienna orientacja seksualna, gdy dyskryminacja osób o odmiennej orientacji moralnej i intelektualnej jest jakby nie był zauważana. Świat akademicki wobec takich zachowuje dystans.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 10 marca 2021 r.

Brak głosów