Walą młoty o burtę... 13 grudnia
Napisałem to sześć lat temu. Przypomniałem wielką tragedię z 13 grudnia 1961 roku. Dokładnie 20 lat po tym bolszewia wprowadziła stan wojenny.
A ta tragedia dobitnie pokazuje, jak to za PRLu było i czym był dla komunistów zwykły człowiek. Robotnik stoczniowy...
Postanowiłem przypominać rokrocznie, by rocznica stanu wojennego nie wytarła z pamięci tamtej, o 20 lat potworności bolszewizmu.
Łatwo zapomnieć...
Taka tragedia mogła się tylko wydarzyć za komuny. Bo taki właśnie był ten system. To memento dla tych, co jeszcze czasami za komuną wzdychają
***********************************
Walą młoty o burtę
Nasze morskie tragedie. Ten statek jeszcze nie wypłynął w rejs, a już zebrał śmiertelne żniwo.
13 grudnia. W społecznej świadomości, raz na zawsze zakodowana data. Ponury niedzielny poranek. Nie ma telewizji,córka chce obejrzeć program dla dzieci... W milczeniu patrzymy w końcu na ruskiego buca w polskim generalskim mundurze, który nas informuje, że właśnie zamienili kraj w obóz o zaostrzonym rygorze.
Taką pamięć i skojarzenia z 13 grudnia ma większość z nas. Lecz dla kilkudziesięciu rodzin z Wybrzeża, 13 grudnia to przede wszystkim dzień tragicznej śmierci ojców, braci i synów. Dokładnie 20 lat wcześniej – 13 grudnia 1961 roku.
[*]
Wykańczaliśmy jednostkę, plan się walił, liczył czas
A tych paru pracowało tam, na dnie,
Wtem się ogniem zajął mostek, ewakuowali nas,
A od tamtych na dnie odwrócili się.
Władza komunistyczna skutecznie zadbała, że by pamięć o tej tragedii została wymazana i nie pozostała w powszechnej świadomości. Pamięć o tragicznym pożarze na nowym drobnicowcu M/S Maria Konopnicka w gdańskiej Stoczni im. Lenina.
------------------------------------------------
Nowo zbudowana jednostka wróciła właśnie z prób morskich (sea trial). Przechodzą takie próby wszystkie statki, bez przerwy. Na nowo wybudowanych, próby morskie trwają nawet dwa tygodnie. Grupa inspektorów i kilkudziesięciu stoczniowców sprawdza, czy wszystko, co wybudowali i zainstalowali, sprawuje się jak należy. Statek jest goły, nie ma jeszcze mebli. Nie ma też podłóg i sufitów. Ludzie śpią gdzie popadnie, na rozrzuconych materacach. Na wykończenie i kosmetykę przyjdzie czas, jak statek po próbach wróci do stoczni.
Za komuny zawsze pracowało się na hura. Lokalny kacyk, czy to sekretarz wojewódzki PZPR, czy sekretarz Stoczni, chcieli się pochwalić przed Warszawą, jacy to oni prężni i wspaniali i wydawali polecenie, że statek ma być wykończony i oddany armatorowi przed Bożonarodzeniowymi Świętami. Oczywiście takie polecenie było bezdyskusyjnym rozkazem. Na statek rzucano rezerwy ludzi. Na dole spawacze spawali sufity, a nad nimi stolarze kładli podłogi. Kompletne pandemonium. Nikt tego nie ogarniał. Setki ludzi kręciło się po statku, byle tylko wyszykować go i radośnie odbić o burtę butelkę ruskiego szampana, zgodnie z życzeniem Komitetu Wojewódzkiego.
Dodać do tego trzeba, że wszystko było byle jakie, prowizoryczne. Właśnie na hura. Najgorzej było z zarządzaniem i nadzorem. Kierownictwo kompletnie nie panowało nad robotami. Wkraczał majster ze swoją ekipą i robił co chciał. Przyspawał rurę, którą miał w planie, a po chwili drugi majster ją odcinał, bo on w swoim planie w tym miejscu miał zawór.
Ludzie robili co im polecono. Jednakże kierownictwo i nadzór były iluzoryczne. I tak do prawdy, nikt się tym nie przejmował. Zawsze to jakoś będzie.
------------------------------------------------------
Pamiętnego 13 grudnia 1961 roboty były prowadzone na całym statku. Od mostku na szczycie, do maszynowni na samym dnie.Do terminu zakończenia i przekazania statku armatorowi pozostały trzy dni. Wszyscy wiedzieli, że to nierealne, ale podobnie jak z autostradami Tuska, najpierw się odda, a potem wykończy, Dodatkowo do pracy na statku skierowano 300 robotników, pogłębiając jeszcze chaos, który tam panował.
Na pokładzie stał dieslowski agregat, który, jak to w stoczni, zasilał różne narzędzia elektryczne. W pewnym momencie zatrzymał się, a właściwie to go zastopowano, bo rura doprowadzająca paliwo przeciekała, więc postanowiono ją szybko zaspawać. Inny robotnik, który o tym nie wiedział, a któremu ręczna szlifierka przestała nagle działać, podszedł do agregatu, stwierdził, że nie ma paliwa, więc odnalazł zawór i go otworzył. A w tym czasie spawacz już spawał uszkodzony przewód paliwowy. Gdy paliwo doszło do miejsca gdzie spawał, wybuchło mu prosto w twarz. Spawacz zginął na miejscu. Tymczasem płonące paliwo, pod ciśnieniem wydostawało się na pokład i zaczęło zalewać pomieszczenia. Zapanowała panika. Nikt nie pomyślał o zakręceniu zaworu. Ogień i dym rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Pierwsi ludzie, którzy pracowali wewnątrz , przedarli się przez ścianę ognia i wydostali na zewnątrz, bezmyślnie przy tym zamykając luki i drzwi wodoszczelne i nie myśląc o tym, że wewnątrz mogli pozostać jeszcze ich koledzy.
Tak to w sekundach rozpoczęła się ta tragedia.
Co było potem, to jeden wielki chaos, niekompetencja i indolencja. Natychmiast wezwano stoczniową straż ogniową. I co z tego! Kierownictwo i dyspozytor nie wiedzieli, gdzie statek stoi i skierowali ją w zupełnie inny zakątek stoczni. Gdy wreszcie strażacy zjawili się na miejscu, ogień szalał pełną mocą. A wewnątrz, schronieni w maszynowni, odcięci przez ogień i zaryglowane drzwi, byli ludzie. Ponadto straż nie miała odpowiedniego sprzętu do tego typu akcji. Po co więc była stoczniowa straż pożarna?
Okręt płonie - krzyczą - plan! Trzeba gasić co się da!
My po jeszcze żywych, dalej kadłub ciąć,
Wtedy wojsko zawezwali i ratować zakazali:
Kula w łeb, kto zechce w rękę palnik wziąć!
I słyszeliśmy jak młoty o stal walą,
Coraz wolniej, jakby z czasem zwlekał czas,
Oni biją tam na alarm, że się żywym ogniem palą,
My stoimy, i nie robi nic nikt z nas.
Mimo wszystko, można było wówczas jeszcze szybko uratować, jak się później okazało, 21 uwięzionych stoczniowców. I to bardzo łatwo. Trzeba tylko było od nabrzeża wyciąć palnikiem dziurę w kadłubie. W stoczni to prosta, parominutowa operacja. Uwięzieni walili młotami i kluczami w blachy wskazując dokładnie miejsce, gdzie się znajdują.
Cóż z tego... Wśród kierownictwa na zewnątrz statku nie znalazł się taki odważny, by w nowej jednostce, prawie wchodzącej do eksploatacji, wyciąć dziurę w burcie.
Czy ktoś jest w stanie pojąć tą całą sytuację? Uwięzieni w ciemnej czeluści ludzie, w pomieszczeniu pełnym dymu i już bardzo gorącym, którzy zdają sobie sprawę, że ich życie jest zaraz poza tą cienką blachą, tylko ją wyrwać, pokroić. I którzy w desperacji walą tymi młotkami, bo przecież wszyscy muszą ich tam na zewnątrz słyszeć i muszą pomóc.... A tu nic...
Bo jest komunizm. Bo ludzie już dawno nie mają wolnej woli i jaj. Brygadzista sra ze strachu przed kierownikiem, kierownik przed dyrektorem, dyrektor przed sekretarzem partii, ten przed województwem, województwo przed Warszawą, a Warszawa przed Gomułką. Czyli w tamtej logice tylko Gomułka mógł uratować tych ludzi.
Stukanie młotami w burtę było coraz słabsze. Cichło... W końcu zapanowała cisza. Ogień zebrał swe żniwo.
I ucichło to ich bicie, długo zanim pożar zgasł.
Milczał statek ocalony, wojsko, my.
Ale premię za przeżycie wyfasował każdy z nas
I urlopu strachowego po dwa dni.
Oczywiście odbył się proces. Komuna dbała o pozory. Nie znaleziono winnych wśród kierownictwa i nadzoru.
ZA ŚMIEĆ 22 STOCZNIOWCÓW, GŁUPIĄ I BEZSENSOWNĄ, NIE ODPOWIEDZIAŁ NIKT.
Komuna zadbała by opinia publiczna nic nie wiedziała o tym zdarzeniu. Pożar na „Konopnickiej” w gdańskiej Stoczni im. Lenina długo trzymano w tajemnicy.
Mała tablica upamiętniająca tą tragedię została powieszona przy stoczni 13 grudnia 2004 roku.
************************
W 1985 Jacek Kaczmarski przebywał w Monachium w rozgłośni Radia wolna Europa. Tam po raz pierwszy dowiedział się od Bogdana Żurka o stoczniowej tragedii. Był wstrząśnięty. Następnego dnia przyniósł tekst piosenki.
Wykańczaliśmy jednostkę, plan się walił, liczył czas
A tych paru pracowało tam, na dnie,
Wtem się ogniem zajął mostek, ewakuowali nas,
A od tamtych na dnie odwrócili się.
Okręt płonie - krzyczą - plan! Trzeba gasić co się da!
My po jeszcze żywych, dalej kadłub ciąć,
Wtedy wojsko zawezwali i ratować zakazali:
Kula w łeb, kto zechce w rękę palnik wziąć!
I słyszeliśmy jak młoty o stal walą,
Coraz wolniej, jakby z czasem zwlekał czas,
Oni biją tam na alarm, że się żywym ogniem palą,
My stoimy, i nie robi nic nikt z nas.
I ucichło to ich bicie, długo zanim pożar zgasł.
Milczał statek ocalony, wojsko, my.
Ale premię za przeżycie wyfasował każdy z nas
I urlopu strachowego po dwa dni.
Zwodowaliśmy jednostkę i o burtę szampan prysł,
Zaspawany na dnie wieczny grób wśród braw.
W chorągiewkach nowy mostek, flag biało-czerwonych błysk
Płyń po morzach, imię polskiej floty sław!
I słyszymy wciąż jak młoty o stal walą,
Coraz wolniej jakby z czasem zwlekał czas,
Oni biją tam na alarm, że się żywym ogniem palą,
My stoimy, i nie robi nic nikt z nas.
Jacek Kaczmarski
***********************
jazgdyni
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1928 odsłon
Komentarze
Jakie to smutne.
15 Grudnia, 2019 - 04:08
Jakie to smutne.
Piszę o wyjątkowej tragedii. Wielu trudno to sobie wyobrazić. Ale chyba każdy powinien to uszanować.
Niestety. U wielu nienawiść jest tak wielka, w tym wypadku do mnie, co mnie nie dziwi, bo potrafię czynić wiele by taką nienawiść wzbudzać, że opisanemu dramatowi, pewnie nawet bez czytania, choć precyzyjnie to mnie stawiają pałę. O moim charakterze zresztą uczciwie ostrzegam na moim profilu. Powinienem chyba dopisać - wdajesz się w kontakt na własne ryzyko, Możesz oberwać. Tak to jest, jak ma się alergię na niektóre ludzkie słabości, samemu mając swoje.
Jednak tutaj widzę, czym jest ludzka małostkowość. To wydawałoby się cecha trudna do zdefiniowania. Lecz teraz sądzę, że to niemożność odpuszczania swojej pogardy i gniewu, nawet wobec wielkich ludzkich dramatów.
Kaczmarski chwycił za pióro i gitarę, a mały człowiek po prostu na to pluje.
.
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
"taką nienawiść wzbudzać"...
15 Grudnia, 2019 - 12:27
Komunistyczno-bolszewiccy zbrodniarze żyli w nienawiści do uczciwych ludzi - a nauki pobierali u komunistycznych zbrodniarzy takich jak Lenin, Dzierżyński czy Stalin. Część z tych bandziorów Stalin skierował do stworzenia tzw. PRL. Dlatego ich progenitura ciągle jest w Polsce.
Niestety, duża część z nich została wychowana na bandziorów oraz nauczona nienawiści do Polaków i prawdy.
Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.
I kto mógł dać minus za
15 Grudnia, 2019 - 21:13
I kto mógł dać minus dla jazgdyni za opisanie tragedii ludzkiej. Chyba ze służył w tym wojsku i wydawał taki rozkaz. Wyrzuty? Dobrze przypominać bo ulega zapomnieniu jak straszny system i podłość ludzka.
Zacytowałem twój tekst, dziękując za jego opublikowanie,
16 Grudnia, 2019 - 10:29
podałem też [link] z adresem do felietonu "Walą młoty o burtę... 13 grudnia 1961". Informacja o komunistycznej zbrodni popełnionej 13 grudnia 1961 roku ma wielkie historyczne znaczenie, ponieważ niesie w sobie dramatyczną wiadomość o ogromnym, totalitarnym szyderstwie, o drwinie z godności całego polskiego Narodu oraz o szczególnej nienawiści do polskich stoczniowców.
Przecież nie jest możliwe, aby zbieżność dat 13 grudnia 1961 i 13 grudnia 1981 była przypadkowa. Nie jest możliwe, aby dokładnie 20 lat po pogrzebaniu polskich stoczniowców pod pokładem "MS Maria Konopnicka", w dwudziestą rocznicę ich tragicznej śmierci, decyzja o dacie wybuchu stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku była przypadkowa.
michael
Klasa robotnicza - czyli fachofcy (tak ma być: fachofcy)
17 Grudnia, 2019 - 19:08
Tak wyglądały rządy "klasy robotniczej", która robiła z inżynierów pośmiewisko "bo zarabiali połowę tego co robotnik".
A jak przyszło co do czego to było albo pośmiewisko z klasy robotniczej albo (rzadziej) tragedia.
10 lat miałem z tym do czynienie, oczywiście nie w formie takiej tragedii, jak przy budowie MS Konopnicka.
panMarek
Panie Marku
18 Grudnia, 2019 - 01:34
Tak sie sklada, ze w Polsce troche ocieralem sie o budonictwo - wodne zreszta. Najwieksze problemy mialem z mlodymi, zielonymi inzynierami, ktorzy dopiero na budowie uczyli sie zarzadzania i organizacji pracy. Dlatego tez mialem wiecej zaufania do starych, doswiadczonych robotnikow niz do utytulowanej mlodziezy.
Serdecznie.
To się zaczeło od likwidowania polskości, od wyśmiewania i lżenia naszej przeszłości, naszych bohaterów i naszej wiary. To jest pierwszy krok, drugim będzie likwidacja Polski. J.M.Rymkiewicz