Brakowało "woli politycznej" - czy to się teraz zmieni?

Obrazek użytkownika elig
Historia

  Dokładnie dwa miesiące temu opisywałam debatę na Foksal zatytułowaną  "Od konfidenta do terrorysty. Źródła współczesnego jądra ciemności" {]]>TUTAJ]]>}.  W  mojej relacji znalazł się następujący fragment:

 "Ja jednak poruszyłam inny temat, a mianowicie tzw. "władzę szaf".   Wojciech Sumliński opowiadał kiedyś, jak pewien ubek, jego informator, pokazał mu swoją szafę i powiedział, iż z papierów, które tam trzyma utrzymuje siebie i całą swoją rodzinę.  Spytałam obecnych, co wiedzą o procedurze wykradania przez funkcjonariuszy akt SB i szantażach.  Odpowiedzial mi płk  [Piotr] Wroński.  Oświadczył, że istotnie miało to miejsce, ale tych "sprywatyzowanych" dokumentów nikt nigdy nie szukał, bo nie było "woli politycznej".".

 Problem ten stał się niezwykle aktualny przedwczoraj, 16 lutego 2016 roku, kidy to kierownictwo IPN ujawniło, że na przełomie stycznia i lutego bieżącego roku pani Maria Kiszczak, wdowa po gen. Czesławie Kiszczaku, przyniosła do Instytutu dokument z teczki TW "Bolka".  Dopiero po ponad dwóch tygodniach IPN zdecydował się na przeszukanie mieszkania pani Kiszczak i według ostatnich informacji zebranych przez red. Cezarego Gmyza {]]>TUTAJ]]>}:

 "– Są dwie teczki dotyczące T.W. "Bolka". 90 stron liczy teczka personalna, a teczka pracy liczy 200 stron. W biurku Czesława Kiszczaka znaleziono 50 kg dokumentów, w tym pokaźną kolekcję zdjęć z willi Zawrat i ośrodka w Magdalence, gdzie przygotowywano porozumienie Okrągłego Stołu. Pierwsza lustracja tych dokumentów wskazuje na to, że są to oryginały.".

 Zestawienie innych wczorajszych [17.02.2016] informacji na ten temat sporzadził bloger Roman Andrzej Śniady {]]>TUTAJ]]>}.  Czy znalezisko w domu Kiszczaka spowoduje, że nareszcie, po ponad ćwierć wieku zacznie sie poszukiwanie dokumentów skradzionych i nielegalnie przechowywanych przez ubeków?  Niestety, wczorajszy wywiad dr Piotra Gontarczyka dla portalu Wpolityce.pl {]]>TUTAJ]]>} każe w to wątpić.  Dr Gontarczyk mówi:

 " IPN jest instytucją państwową, która musi działać w oparciu o prawo. Instytut nie może łazić po domach i szukać archiwów. Tu potrzebne są dowody, potrzebne są działania Policji, służb. Jednak, żeby wejść do kogoś do domu, potrzebne są naprawdę solidne przesłanki.

W tej sprawie nie było do tego przesłanek?

Z tego co wiem, nie było. Pretensje do IPN czy prezesa IPN w tej sprawie są zupełnie bezzasadne. (...)

 Jednak nie można sporządzić listy dygnitarzy komunistycznych i chodzić im po domach. Żyjemy w państwie prawa. IPN nie miał wcześniej możliwości, by takie rzeczy robić. Decyzja pani Kiszczakowej, która przyszła sprzedawać dokumenty do IPN, zmieniła zupełnie sytuację.".

 IPN wyraźnie nie ma ochoty na zajmowanie się dawnymi bonzami z SB.  Dwutygodniową zwłokę w reakcji na ofertę pani Kiszczak można by tłumaczyć tym, iż kierownictwo IPN upewniało się w jakiś sposób [u kogo?], czy wolno mu się tą sprawą zająć.  O tym, że Kiszczak ma swoje prywatne archiwum - wiedzieli wszyscy i było nawet wszczęte śledztwo w tej sprawie, ale przerwano je po śmierci Kiszczaka.

 Wypowiedzi Gontarczyka świadczą o tym, iż IPN i prokuratura nadal boją się dotykać tych spraw.  Strach przed SB i "hakami", które ona zgromadziła, nadal jest bardzo silny.

 

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (9 głosów)