O Sumlińskim dla antykaczystów - cz. II

Obrazek użytkownika kataryna

Prokuratura twierdzi, że ma bardzo mocne dowody przeciwko Sumlińskiemu i ma rację. Ma dowody, którymi będzie można załatwić nie tylko Sumlińskiego ale także pewnie Pietrzaka i parę innych osób. Tyle że te dowody nie mają nic wspólnego z korupcją. Nie ma to jednak znaczenia bo przecież śledczym nie zależy wcale na tym aby Sumlińskiego posadzić za korupcję, przeciwnie, sprawa korupcyjna jest w tym przypadku najmniej poręczna i dzisiaj już widać, że raczej nie da się z niej wycisnąć tego o co chodzi. A chodzi o skompromitowanie komisji weryfikacyjnej i "posprzątanie" wokół Sumlińskiego. Nie wiem co dla scenarzystów tej rozgrywki jest ważniejsze. *** Kto z kim "wspólnie i w porozumieniu"? Czy prokuratura sprawdza wątek możliwej współpracy Tobiasza i Lichockiego? W maju Rzepa pisała : "Giertych złożył wniosek, w którym powołuje się na publikację “Rz”. W
tym tygodniu ujawniliśmy, że wbrew sądowemu zakazowi kontaktów mogło
dojść do spotkania Aleksandra L. i Leszka Tobiasza w saloniku prasowym
warszawskiego hotelu Marriott. Giertych wniósł o zabezpieczenie nagrań
w hotelu, by potwierdzić, czy rzeczywiście do takiego spotkania doszło". Jeśli oskarżenie ma być oparte tylko na zeznaniach Tobiasza wspartych
zeznaniami i nagraniami Lichockiego to musimy mieć pewność, że ci dwaj nie są z zmowie. Ponad dwa miesiące to chyba wystarczająco dużo czasu aby zweryfikować tę informację. Czy prokuratura uwzględniła wniosek Giertycha a jeśli tak, to jakie są efekty, nie tylko analizy taśm ale także innych czynności procesowych, które powinny zostać podjęte? Czy Lichocki w ogóle miał dostęp do aneksu? Raczej nie. Oto relacja Anny Marszałek ze spotkania z Lichockim w lutym 2008. Dziennik: "P ułkownik zaoferował, że jest w stanie załatwić i sprzedać nam dokument. "Potrzebuję tydzień, półtora" - obiecywał. (...) Po dziesięciu dniach doszło do kolejnego
spotkania. "Był przeciek" - oznajmił na wstępie pułkownik. Twierdził,
że do Antoniego Macierewicza dotarły informacje, że któryś z członków
komisji handluje raportem. "W tej sytuacji będzie ciężko załatwić ten
dokument" - stwierdził.". Pamiętajmy, że działo się to w lutym 2008, kiedy Lichocki rzekomo już długie miesiące handlował aneksem. Handlował czymś czego nie miał i potrzebował tygodnia, półtora na załatwienie? Jakie były faktyczne wpływy Lichockiego w komisji w lutym jeszcze nie miał aneksu? Czy Sumliński handlował aneksem lub weryfikacjami? Biorąc pod uwagę cały zawodowy życiorys Sumlińskiego naprawdę trudno mi w to uwierzyć, tym bardziej, że nie znam żadnych dowodów czy nawet poszlak, które by łapówkarstwo Sumlińskiego uprawdopodobniały. W tej sprawie na razie nic się nie wiąże w logiczny łańcuch poszlak. Co z tego, że Sumliński był blisko z Lichockim a Lichocki powołując się na niego żądał łapówek za weryfikację skoro nie mieli faktycznego przełożenia na komisję? Sama znajomość z Pietrzakiem i Bączkiem to trochę za mało, zwłaszcza, że nawet na nagraniu ze spotkania Tobiasz-Pietrzak nie ma nic o korupcji. Osobiście przyjmuję za pewne, że żadnego handlu i tak miało nie być. Do rozstrzygnięcia pozostaje czy propozycje korupcyjne składane przez Lichockiego kolejnym osobom były tylko "blefem biznesowym" czy świadomą prowokacją. "Blef biznesowy" raczej odrzucam bo Lichocki zbyt dobrze zna bezwzględność swoich kolegów, żeby ryzykować oszukiwanie ich na 200 000 zł bez możliwości zrealizowania zlecenia. A takiej możliwości nie miał. Pozostaje zatem świadoma prowokacja, za czym przemawia kaliber osób do których uderzał: Krauze, Komorowski, Marszałek. Do takich osób nie idzie się po dyskretny wziątek za coś czym się nawet nie dysponuje ale właśnie po to, żeby się świat dowiedział. Dlaczego tylko Tobiasz? Lichocki proponował kupno aneksu lub wykreślenie nazwiska wielu osobom: Komorowskiemu, Marszałek, Grobelnemu, Krauzemu, jeszcze jakimś innym osobom. Logicznie rzecz biorąc Lichocki powinien mieć kilka spraw korupcyjnych. A ma jedną. Czy dlatego, że w żadnej z pozostałych zeznania rozmówców Lichockiego nie mogłyby posłużyć za punkt zaczepienia do uderzenia w Sumlińskiego lub w komisję, a o to właśnie a nie o ściganie żądającego łapówek Lichockiego od początku chodzi? Czy ktoś mi może logicznie wytłumaczyć dlaczego prokuratura z licznych propozycji korupcyjnych składanych na prawo i lewo przez Lichockiego zajmuje się tylko tą jedną. I to akurat taką gdzie świadek jest z różnych względów najmniej wiarygodny? Chciałabym aby ktoś spytał prokuratora co się dzieje w pozostałych sprawach. I czy prokuratura wyjaśnia przy okazji dlaczego w swoim czasie ani przewodniczący sejmowej komisji ds. służb specjalnych Zemke (rok temu), ani marszałek Sejmu Komorowski (pół roku temu) nie złożyli doniesień o popełnieniu przestępstwa przez Lichockiego. Jak to jest, że ze wszystkich licznych korupcyjnych propozycji Lichockiego liczy się tylko ta jedna? Czy dlatego, że tylko Tobiasz chce pomóc dorwać Sumlińskiego i skompromitować komisję weryfikacyjną? Czy prokurator ma dowody na korupcję? Choć obstawiam, że korupcji - ani weryfikacjami, ani aneksem - nie było, zakładam, że prokurator dysponuje czymś co można za dowód takiej korupcji uznać. Pamiętajmy, że większość dowodów - choćby nagrania, smsy, biligi - zostaną opatrzone komentarzem przez świadków Tobiasza i Lichockiego. Nietrudno sobie wyobrazić ile tu można zrobić, zwłaszcza jeśli prawdą jest, że Lichocki naciągał na dziwne rozmowy i nagrywał. Wyszkolony w Moskwie WSI-ok z łatwością poprowadziłby rozmowę w taki sposób aby na taśmie zostały same dwuznaczności w rodzaju "Wojtek, załatwiłeś mi to o czym wczoraj mówiliśmy?" . Myślę, że prokurator znalazł lub znajdzie sporo poszlak, choć raczej nie obronią się w sądzie ale to akurat najmniej istotne bo wcale nie o to chodzi, żeby się obroniły. W jednym z wywiadów Ćwiąkalski się chwalił, że sąd aż 5 godzin obradował nad pierwszym wnioskiem prokuratury o areszt Sumlińskiego i Lichockiego. Ćwiąkalski: " Proszę zwrócić uwagę na to, że sąd obradował
bardzo długo - od godziny 10 do 15. Nie jest więc jak dawniej, że sąd w
pół godziny decyduje o zastosowaniu środka zapobiegawczego" . Ćwiąkalski swoim zwyczajem chciał tu wbić szpilę Ziobrze (sugerując przy okazji niedwuznacznie, że za czasów Ziobry "niezawisłe" sądy robiły co chciała prokuratura) ale znowu trafił tą szpilą we własny zadek bo jeśli po pięciu godzinach obrad sąd odrzuca wniosek prokuratury o areszt to znaczy chyba, że te dowody raczej nie były powalające i oczywiste. Inna sprawa co wyjdzie z analizy zaaresztowanych komputerów, ABW jest tak zdesperowana, że wcale się nie zdziwię jeśli robiąc analizę twardych dysków poprzerzuca trochę pliki między nimi. Ani trochę Bondarykowi i Mące nie wierzę w tej sprawie. Czy prokurator w ogóle coś ma? Ma, ma tyle, że starczy mu na kilka kolejnych śledztw, dużo poważniejszych niż ta dęta afera korupcyjna i dużo łatwiejszych do wygrania. Sumlińskiemu wyniesiono z domu sterty tajnych dokumentów dotyczących różnych spraw, dokumentów, które dostał nielegalnie i nie miał prawa czytać, przetrzymywać ani ujawniać. Oczywiście Ćwiąkalski nie jest samobójcą i raczej nie odważy się na ściganie dziennikarza śledczego za posiadanie tajnych dokumentów (choć prokuratorzy i służby mają na to wielką ochotę) bo tego nawet Tomasz Wołek mógłby nie zdzierżyć, tu trzeba się będzie zadowolić samym pozbawieniem Sumlińskiego materiałów i solidnym nastraszeniem. Sumliński: "Z tajnymi dokumentami obcowałem od lat (...) Umożliwiali mi to ludzie – prokuratorzy, policjanci, funkcjonariusze
służb specjalnych, a bywało, że także politycy - którzy mi ufali i
zawierzyli, że z nabytej wiedzy zrobię dobry użytek" . Sumliński jest w sprawie tajnych dokumentów o wiele cenniejszy jako świadek niż jako skazany, tylko on może wskazać zdrajców przekazujących opinii publicznej wiedzę nie dla niej przeznaczoną i pomóc oczyścić służby, prokuraturę, policję z osobników nielojalnych i wylewnych. I tylko on może pomóc skompromitować komisję weryfikacyjną ujawniając źródła i skalę przecieków. Niestety, ponieważ chroni go tajemnica dziennikarska po dobroci tego nie zrobi. Czy ćwiąkalszczyzna chce wsadzić w sprawie, której jeszcze nie ma? W liście pożegnalnym, Sumliński pisze: "[Prokurator Michalski] położył nacisk na fakt, że śledztwo jest rozwojowe, a w moim mieszkaniu
znaleziono tysiące stron dokumentów, w tym setki opatrzonych klauzulą
tajne, bądź ściśle tajne (...) Dlaczego zatem prokurator Michalski poszedł dalej niż ktokolwiek inny i
informacji o znalezieniu u mnie tajnych dokumentów użył, jako argumentu
dla zastosowania wobec mnie aresztu?" . To dobre pytanie. Czy prokuratura chce wsadzić do aresztu tymczasowego w sprawie, której nawet jeszcze nie ma? Sumlińskiemu nie postawiono przecież zarzutu posiadania tajnych dokumentów, co więcej, prawdopodobnie nikt nie ma takiego zamiaru a Sumliński będzie co najwyżej świadkiem. Jak się go uda "zmotywować". Czy był robiony "portret psychologiczny" Sumlińskiego? Mam nadzieję, że dziennikarze to ustalają bo to jest pytanie absolutnie kluczowe. Sumliński: "Dobrze poinformowani koledzy dziennikarze mówili nam, że prokuratura i
ABW, które z trudem przełknęły pierwszą porażkę, nie odpuszczą, dopóki
nie znajdę się w areszcie. Jeden z kolegów dziennikarz i dokumentalista
filmowy powiedział mi, że w ABW opracowano mój portret psychologiczny.
Miało z niego wynikać, że kluczem do sukcesu jest osadzenie mnie w
areszcie wydobywczym. Za wszelką cenę. Według informatorów tego
dziennikarza skonstatowano, że jestem człowiekiem wrażliwym, który
kocha rodzinę i zrobi wszystko, powie wszystko – nie tylko to, co wie,
ale także to, czego się domyśla i czego będą chcieli prokuratorzy – by
wrócić do żony i dzieci". Jeśli służby faktycznie robiły tego rodzaju podchody pod Sumlińskiego to przecież nie po to, żeby się przyznał w jakiejś naciąganej sprawie o płatną protekcję. Wątek opracowywania portretu psychologicznego dziennikarza śledczego, żeby go złamać i zmusić do wsypania źródeł jest porażający i musi zostać rzetelnie wyjaśniony. Podsumowując. To co się dzieje w sprawie Sumlińskiego naprawdę trudno uznać za normalne, bez względu na to czy się go lubi czy nie, czy jest winny czy nie. Jeśli służby pod naciąganymi pretekstami zabierają dziennikarzowi śledczemu wszystkie materiały, korespondencję, dane osób z którymi się kontaktował to jest bardzo źle, jeśli przygotowują portrety psychologiczne i kombinują jak go złamać, żeby wsypał informatorów to jest tragicznie. Zazdroszczę pewności tym, którym wystarczy zapewnienie Ćwiąkalskiego i Bondaryka, że wszystko gra. *** <b>Anna Marszałek, Dziennik: </b>Prowadziliśmy śledztwo
dziennikarskie. Wyszło nam, że dziennikarz za bardzo się zbliżył do L.,
który powoływał się na znajomości z dziennikarzem, a nie, że
dziennikarz był łapówkarzem. <b> Wojciech Czuchnowski, Gazeta Wyborcza:</b> Jestem
ogromnie rozdarty. Areszt to brutalny środek zapobiegawczy, więc jego
zastosowanie musiało mieć jakieś podstawy, ale Wojtek ideowo podchodzi
do swojego zawodu. W najgorszym razie został w coś wplątany. *** W tej sprawie jest mnóstwo znaków zapytania. Jeśli się zgodzimy, że niewygodni dziennikarze patrzący władzy na ręce i wyciągający na wierzch to co ta chce ukryć są nam potrzebni to zanim zamilkniemy o Sumlińskim musimy mieć stuprocentową pewność, że to co się teraz z nim dzieje nie ma żadnego związku z jego pracą. Że nie jest próbą ukarania go za to co robił jako dziennikarz, że nie jest próbą wykorzystania go do rozprawy z komisją Macierewicza, że nie jest próbą dotarcia do chętnych do ujawniania nieprawidłowości informatorów z kręgów władzy, że nie jest wreszcie próbą zdyscyplinowania innych niepokornych dziennikarzy. Macie komfort takiej pewności? Zazdroszczę bo ja nie mam. A przecież jeśli okaże się, że pozwoliliśmy zniszczyć porządnego człowieka za to co (dla nas przecież) robił to wstyd i wyrzuty sumienia będą dużo większe niż gdyby się miało okazać, że daliśmy się nabrać, naiwnie uwierzyliśmy i napisaliśmy parę postów za dużo w sprawie niewartej naszej obrony.   Inne moje teksty o tym dlaczego nie bardzo wierzę: "Afera czy prowokacja" "Prywatna gra operacyjna Tobiasza" "Zemke wiedział, nie powiedział"

Brak głosów