14 lipca 2009

Obrazek użytkownika kataryna
Kraj

Przedstawiając w Sejmie kalendarium
prac rządu nad nowelizacją ustawy hazardowej, minister Boni zapomniał o
jednej dacie, która ma zasadnicze znaczenie dla zrozumienia kontekstu
decyzji Donalda Tuska o wyrzuceniu poprzedniej ustawy do kosza. Ta data
to 14 lipca 2009.

14 lipca 2009 na posiedzeniu rządu minister Boni przedstawił przygotowany przez siebie "Program prac rządu na II półrocze 2009" ,
w którym na okres lipiec-wrzesień przewidziano zakończenie prac nad
nowelizacją ustawy o grach losowych, jako jej cel wskazano "zapewnienie
skuteczniejszego nadzoru nad rynkiem gier i zakładów (...) wprowadzenie
dopłat na niemalże wszystkie gry, nieznaczne zmiany podatkowe".
Na stronie Kancelarii Premiera wciąż znajdziemy przyjęty wtedy przez
rząd dokument, zapowiadający zakończenie prac nad ustawą hazardową
najpóźniej we wrześniu. Zgodnie z nim, dzisiaj powinna być już dawno w
Sejmie, a kto wie, może nawet u prezydenta, z dużą szansą na finisz
przed 30 listopada. Tak w każdym razie musiał myśleć Michał Boni,
wpisując tę ustawę do planu pracy na trzeci kwartał bieżącego roku. Nic
dziwnego, bowiem od maja była uzgodniona.

Data 14 lipca ma kluczowe znaczenie,
tym bardziej, że jest potwierdzona dokumentem, dowodzącym, że jeszcze
14 lipca intencją rządu było uchwalenie ustawy Kapicy, i zrobienie tego
w miarę szybko. Stenogram z posiedzenia Rady Ministrów powiedziałby
nam, czy i jaka dyskusja odbyła się nad tym punktem przedstawionego
przez Boniego harmonogramu.

Co więc się stało między 14 a 30
lipca? Jeśli wierzyć Boniemu, dwa tygodnie po tym jak rząd przyjął
harmonogram prac, szef rządu osobiście polecił usunąć z niego jedną
pozycję.

Michał Boni: 30
lipca 2009 r. odbyło się spotkanie poświęcone pracom nad budżetem na
rok 2010, w którym to spotkaniu wzięli udział pan premier Donald Tusk,
pani wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska oraz minister szef
komitetu stałego Michał Boni. Dyskusja dotyczyła konkretnych prac nad
budżetem, ale również wniosku, jaki zgłosił pan premier Donald Tusk, aby w trybie pilnym wobec przedłużającej się pracy nad ustawą o grach i zakładach wzajemnych podjąć działania, by przygotować szybko nową ustawę
(...) W wyniku tego spotkania z 30 lipca 2009 r. na początku sierpnia
przez ministra Kapicę, mnie, w połowie sierpnia także przez pana
ministra Cichockiego ze względu na potrzebę zapewnienia swoistej tarczy
antykorupcyjnej dla całego procesu przygotowywania tych rozwiązań prace
zostały rozpoczęte. (...) Chcielibyśmy bardzo szybko wszystkie te rozwiązania, które na spotkaniu 30 lipca pan premier Donald Tusk postulował , wprowadzić w życie.

Przytaczam to chyba trzeci raz, ale w
zestawieniu z tym co się stało 14 lipca, z udziałem premiera przecież,
stawia w jeszcze ciekawszym świetle polecenie z 30 lipca. Tusk
wiedział, bo dowiedział się od samego Boniego dwa tygodnie wcześniej,
że ustawa jest na ukończeniu, wpisana w harmonogram na najbliższe trzy
miesiące, wszystko jest więc na dobrej drodze. Polecenie polecenia
pisania ustawy od nowa, bo prace nad nią się przedłużają było więc 30
lipca całkowicie nieuzasanione, bo Tusk (i jego rozmówcy) świetnie
wiedzieli, że to już finisz. Przyspieszenie zakończenia pracy poprzez rozpoczęcie jej od nowa? Oryginalne.

Najciekawsze jest jednak to, że na
spotkaniu 30 lipca Tusk przedstawił swoją własną koncepcję nowej
ustawy, konkretne propozycje rozwiązań. Z sejmowego wystąpienia Boniego
odniosłam wrażenie, że Tusk zaproponował konkretny kierunek prac, a
nawet postulował rozwiązania. Dzisiaj już znamy założenia, i wiemy, że
nowa ustawa idzie w zupełnie innym kierunku niż stara, nie jest jej
modyfikacją, ulepszeniem lub zaostrzeniem, to zupełnie inna ustawa. I
bardzo jestem ciekawa czyja. Nie Kapicy, bo wizja Kapicy była inna i
walczył o nią półtora roku, zresztą i Boni, i Cichocki przypisują
autorstwo koncepcji Tuskowi. Na pewno on jako pierwszy ją zgłosił
kolegom z rządu, ale pytanie o inspirację i faktycznego autora
pozostaje na razie bez odpowiedzi, wygląda na to, że nie był to nikt z
rządu. Nie był to też raczej sam Tusk, bo chyba nikt nie uwierzy, że po
14 lipca usiadł nad projektem Kapicy, przemyślał go dogłębnie i doszedł
do wniosku, że on jednak widzi to inaczej.

Kto jest autorem koncepcji i jak trafił do Tuska? Pewnie się nie
dowiemy, choć niewykluczone, że jakieś wskazówki będą w podsłuchach
CBA. W tych, które już znamy, nie ma żadnej rozmowy z lipca, ale są z
maja i sierpnia, a to znaczy, że z czerwca i lipca też będą. Tylko
jeszcze nie teraz. Sądząc po błyskawicznym odbiciu CBA i linczu
prewencyjnym na Mariuszu Kamińskim, nie jest to jeszcze taki trup,
jakim by go chcieli widzieli. A lista pytań jakimi można zapędzić w
kozi róg Donalda Tuska skróciła się do jednego. Dlaczego dwa tygodnie po przyjęciu planu pracy podjął pan decyzję o wyrzuceniu z niego pozycji nr 7?
Tylko kto je zada? Na pewno nie dziennikarze, bo nikt Tuska teraz nie
wypuści do takich, którzy by go mogli skrzywdzić niewygodnymi
pytaniami. I chyba nie komisja śledcza, bo nawet autorytet
prawno-moralny w osobie Kwaśniewskiego wyszedł z cienia na tę
okoliczność i już Tuskowi radzi, żeby lepiej na komisję nie szedł, bo
nie musi. Tusk jest na razie bezpieczny, ale wcale nie dlatego, że się
ze wszystkiego będzie w stanie przekonująco wytłumaczyć, tylko dlatego,
że na razie nikt od niego tłumaczeń nie oczekuje.

***

Rzuciłam okiem na założenia nowej ustawy, nie bardzo chce mi w nie
wgryzać, bo jestem przekonana, że ustawę w takim kształcie nieprędko
zobaczymy. Oprócz różnych mniej lub bardziej sensownych rozwiązań,
wrzucono do niej coś, co szybko okaże się kotwicą tej ustawy. Chodzi mi
o delegalizację hazardu internetowego, która w wersji zaproponowanej
przez Tuska ma jedną niewątpliwą zaletę. Jest całkowicie nierealna i
skutecznie opóźni, jeśli nie uniemożliwi, wejście w życie ustawy. Nawet
jeśli nieszczęśnikowi Kapicy uda się wymyślić odpowiedni zapis,
pierwsze problemy pojawią się na etapie uzgodnień międzyresortowych, bo
okaże się, że wiąże się to z rozmaitymi problemami, od technicznych do
prawnych, a kontrola przelewów jest nieuzasadnioną inwigilacją. Pojawi
się więc mnóstwo różnych, i zazwyczaj uzasadnionych, uwag do tego
zapisu, a każdą trzeba będzie rozważyć, uwzględnić lub nie, a czas
ucieka. Szybko też okaże się, że przepis ten jest niezgodny z prawem
unijnym, a na pewno jest problematyczny, o czym Kapica musia wiedzieć,
bo w jednym z wywiadów powiedział:

Jacek Kapica: Z
ministrem Bonim rozmawiałem przez telefon na początku sierpnia, kiedy
to przekazał mi swoją prośbę o to, abym przeanalizował całą legislację
w obszarze gier, wzorce unijne, i że tak powiem przemyślał to, jak
należałoby uregulować ten rynek kompleksowo. Taką analizę podjąłem i
tylko tyle.

Jeśli Kapica dostał polecenie przyjrzenia się przepisom unijnym i je
wykonał, musiał trafić na informacje o tym, jak Unia traktuje takie
ograniczanie wspólnego rynku. To, że przyczepi się do nowej ustawy mamy
jak w banku. Wsadzenie do ustawy, którą rząd chce przepchnąć w trybie
superekspresowym przepisu, który nie przepchnąłby się nawet w zwykłym,
sprawia wrażenie celowego zamontowania hamulca, tym bardziej, że
delegalizacja hazardu internetowego jest nie tylko nierealna i bardzo
droga, ale przede wszystkim nie ma merytorycznego uzasadnienia, bo to
branża wyjątkowo niekryminogenna. Jedyne co sobie rząd załatwia tym
przepisem, to gwarantowane problemy z uchwaleniem ustawy. I nie
zdziwiłabym się gdyby Kapica o tym Tuska uprzedzał.

Nowa ustawa jest za to bardzo dobrze przemyślana z punktu widzenia
interesów Tuska, wręcz idealna. Po pierwsze, pozwoli tworzyć wrażenie,
że Tusk wyrzucił poprzednią ustawę wcale nie dlatego, że tak chcieli
lobbyści, ale dlatego, że była za łagodna, a on, Tusk, chce się z
hazardem rozprawić ostro i po całości. Po drugie, gwarantuje mnóstwo
krytyki ze strony opozycji, a każde złe słowo z jej strony posłuży do
wskazania ich jako tych, którzy grymaszą i nie chcą ramię w ramię z
odważnym i stanowczym premierem walczyć z hazardem, widać są na pasku
lobbystów. Po trzecie wreszcie, założenia są tak opracowane, że przejść
ma szansę tylko w wersji dla cmentarnych kontrahentów Chlebowskiego
niegroźnej. Ze zmianami podatków nie zdąży się w tym roku, więc nie
wzrosną, zdąży się za to z delegalizacją wideoloterii, no i z
usunięciem automatowym potentatom drobnicowej konkurencji, która się
będzie stopniowo wykruszać, a właściciele kasyn będą korzystać z tego,
że uzależnieni od automatów będą mieli coraz mniej miejsc, gdzie będą
mogli na nich grać.

Golden Play, jeden z biznesów Sobiesiaka, ma całkiem świeżutkie
koncesje, jeszcze 5 lat na automaty, i 6 na salony gry. Mniej
konkurencji, więcej klientów, podatki bez zmian. Każdy by tak chciał.

Unia Europejska a hazard

Brak głosów