Marsz i wokół Marszu

Obrazek użytkownika igorczajka
Kraj

1. Kolorowa w czerni

Na Marszałkowską dotarłem od Hożej w okolicach godziny 13. Za Wilczą widać i słychać było zgromadzenie Kolorowej

Niepodległej. Bez większych problemów wszedłem w środek festynu. Afrykańskie rytmy, piknikowa atmosfera, kolorowe dmuchane piłki odbijane w powietrzu, sielanka. Zobaczyłem znajomą, która roztańczona świętowała chyba jeszcze niedawno obchodzone 60-te urodziny. Powiedziałem jej ze śmiechem, że jesteśmy z dwu stron barykady, na co ona również ze śmiechem odparła, że przecież nie musi nam to przeszkadzać w tańcu. Zgodziłem się, ale na taniec nie miałem ochoty i rozstaliśmy się w przyjaznej atmosferze. Pokręciłem się jeszcze trochę i spróbowałem przedostać się przez kordon policji w stronę pl. Konstytucji. Niestety policjanci byli bardziej stanowczy niż zabezpieczający drugą stronę festynu bojówki antify i musiałem zawrócić.

Idąc w kierunku Wilczej dostrzegłem poruszenie po lewej stronie. Nagle używane jako barierki kolorowe transparenty poszły w dół, zza czarnych kurtek zostały wyjęte jasne kije, szereg zafalował i zaczęła się regularna młócka. Z dalszych rzędów poleciały szklane butelki z farbą. Nadbiegła policja i czarny szereg szybko wrócił na swoje miejsce.

Wyszedłem na zewnątrz kordonu. Do karetki odprowadzono trzy osoby z rozciętymi głowami. Słychać okrzyki "zajebać faszystę!!!" Jeden z poszkodowanych, zalany krwią z rozciętej na wysokim czole skóry krzyczy że jest swój. Gapie dają mu spokój, a on pozuje fotoreporterom na tle karetki. Krew obciera dopiero wtedy gdy aparaty fotograficzne i kamery się znudziły. Wracam do czoła kordonu i uświadamiam sobie, że ta Kolorowa Niepodległa jest dziwnie jednolicie czarna. Próbuję zadać pytanie zamaskowanym osobnikom, ale oni tylko kręcą głowami. W końcu wołają jakiegoś gościa, który jest w stanie coś wydukać, albo nie ma zakazu wypowiedzi. Pytam:
- dlaczego Kolorowa Niepodległa ma kolor czarny?
- głupie pytanie, głupia odpowiedź, wiec lepiej nic nie powiem.
- a ja słyszałem, że nie ma głupich pytań są tylko głupie odpowiedzi?
- to mamy innych informatorów.

2. Czarna zadyma

Na pl. Konstytucji o godzinie 14 nie było dużo ludzi. Nieco więcej niż na kolorowym festynie, ale i tak daleko było zapowiadanej liczebności Marszu. Przez ustawione na samochodzie przy wylocie na pl. Zbawiciela głośniki podawane są komunikaty organizacyjne. Apele o zdyscyplinowane i godne manifestowanie dumy z Niepodległości. Informacje o spodziewanych prowokacjach i potrzebie nieulegania im. Z biegiem czasu gromadzi się coraz więcej ludzi. Zorganizowane grupy kibicowskie są oczywiście najbardziej widoczne. Ale są też wspierające się na laskach osoby starsze i rodziny z dziećmi. Kręcę się po placu, żeby objąć wzrokiem możliwie największy przekrój ludzi. W pewnym momencie od strony Koszykowej zaczyna się ruch policji. Dodatkowe szpalery, armatki wodne, niedawno zakupione zestawy LRAD. Robią wrażenie. Ludzie zaczynają się irytować, ale inni, przedstawiciele organizatorów, uspokajają, że taka jest rola policji i taka ich praca i żeby to uszanować.

Tuż przed godziną 15, od strony Pięknej zaczyna się rzucanie petard. Odpalone są race. Widzę nerwowe bieganie organizatorów wzdłuż policyjnego szpaleru, sam też podchodzę bliżej. Widać dziwnie rachitycznych ubranych na czarno "kiboli", którzy z zasłoniętymi twarzami rzucają w policję petardami. Policja zaczyna apelować o rozsądek i spokój. Gdy obserwuję to z boku, staje się jasne, że ktoś albo faktycznie nie wytrzymał, albo to klasyczna prowokacja. Czekam na interwencję samych kiboli, którzy na zdrowy rozum powinni jeśli nie uspokoić to odseparować się szybko od zadymiarzy, zrobić miejsce policji, która z kolei szybko by odseparowała zadymę tak jak w zeszłym roku. Tym bardziej że chuliganów nie jest dużo. Sam stoję niedaleko wśród kiboli, którzy absolutnie nie kwapią się do zadymy, tylko są tak jak ja zdziwieni zastanawiając się o co chodzi. Reakcji jednak nie ma. Policja zamiast wejść klinem w tłum i odseparować ewidentnie oddzielną od reszty bojówkę posuwa się tyralierą. Idą w ruch armatki wodne. W odpowiedzi oprócz petard idą tłuczone płyty chodnikowe.

Dostrzegam faceta z megafonem szybkim krokiem wychodzącego od strony zamieszek. Pytam się, co tam się dzieje, dlaczego dają się prowokować? Nie widzisz - pada odpowiedź - przecież to lewactwo udaje kiboli, nic z tym nie da się zrobić, idziemy wszyscy pod MDM!!!

Faktycznie nic z tym nie dało się zrobić. Tyraliera policji zaczęła spychać wszystkich w kierunku MDM. Zarówno demolującą chodnik bojówkę, jak i całą spokojną resztę. Gdy ludzie zaczęli kierować się w stronę Waryńskiego, bojówka została sama. Zajęci rozbijaniem chodnika zadymiarze przez moment stracili za plecami wizualne wsparcie. Dzięki temu można było zobaczyć, że tych chuliganów było wszystkiego może ze 100 osób.  

3. Marsz Niepodległości

Dopiero gdy manifestacja wyszła z pl. Konstytucji można mówić o pełnym godności i dumy Marszu Niepodległości. Komentując burdę na placu ludzie przekazują sobie także informacje o wydarzeniach pod siedzibą nawołującej wprost do terroru Krytyki Politycznej. Pobiegłem Marszałkowską wyprzedzając pochód i spotkałem czoło przy Boya-Żeleńskiego. Manifestacja nie prowokowana przez policję szła karnie, zgodnie z zaleceniami megafonu zajmując jedną jezdnię trasy. Skręciła w Goworka i Spacerową, przy Chocimskiej główny marsz spotkał się z jakąś inną grupą, która częściowo dołączyła do pochodu, a część pobiegła Chocimską dalej, twierdząc że tam są lewacy. Na szczęście obyło się tym razem bez prowokacji być może dlatego, że nie było w pobliżu żadnych kamer telewizyjnych stacji. Marsz posuwał się powoli, ale spokojnie, skandowano hasła, ale nie usłyszałem żadnego ocierającego się chociaż o cień antysemityzmu czy homofobii.

Przy pomniku Tarasa Szewczenki postanowiłem zobaczyć całość Marszu. Od jego czoła do samego końca zdążyło się całkowicie ściemnić, a ja sam zdążyłem potwornie zmarznąć. SMS-em dostałem informację od osoby mającej doświadczenie w szacunkach tłumu, że idzie co najmniej 30 tys. ludzi. Bałem się, że w ogonie będą ciągnęły się jakieś niedobitki nieszczęsnych zadymiarzy, ale pochód grzecznie zamykał transparent i nie było żadnych ogonów. Telewizyjnych kamer oczywiście też nie było. Po co pokazywać godność i dyscyplinę przywiązanych do idei niepodległej Polski manifestantów?

Przebiegłem szybko Klonową pod Belweder i pomnik Piłsudskiego. Tutaj ponownie dołączyłem do czoła Marszu i razem dotarliśmy na pl. Na Rozdrożu. Zająłem miejsce w Al. Szucha na przeciwko Dmowskiego. Przedstawiciel organizatorów przez megafon co chwilę prosi wszystkich o przechodzenie w kierunku pl. Trzech Krzyży, żeby zrobić miejsce wszystkim manifestantom. To zbieranie trwa długo. W 1/3 pochodu jedzie samochód z nagłośnieniem. Samochód właśnie dotarł, czyli można przyjąć, że upłynie jeszcze sporo czasu zanim wszyscy się zbiorą, zostaną wygłoszone przemówienia i manifestacja się zakończy.

4. Przedwczesny koniec.

Od strony Al. Szucha nadjeżdża armatka wodna wraz tłumem policjantów. Pierwsza myśl, że nadciągają lewacy i policja ich odgradza. Ale samochód się nie zatrzymał. Komunikaty wzywające do spokoju i klin policji przedzielił ten duży już tłum na pół. Od Szucha aż po barierki przy Parku Ujazdowskim kordon. Tłum skanduje "prowokacja! prowokacja!" Bo to jest klasyczna prowokacja. Jeśli coś się działo po przeciwnej stronie placu Na Rozdrożu, to można było przysłać policję od tamtej strony. Od strony Szucha był całkowity spokój i oczekiwanie na przemówienia. Tymczasem zaczął płonąć samochód TVN.

Po demonstracji znajomy opowiadał o dziwnych sytuacjach. Gdy pochód wychodził z pl. Konstytucji próbowano podpalić samochód Polsatu. Zaczęli go gasić z jakimś przygodnym "kibolem". Tymczasem dwaj podpalacze zniknęli jak kamfora. Spalenie Samochodu TVN już w trakcie manifestacji było komentowane na miejscu jako kolejna prowokacja. Potwierdzają to nagrania, na których jeden z organizatorów próbuje bronić tych aut przed wandalami. 30 tysięcy ludzi przechodzi koło kompleksu ambasady rosyjskiej i poza okrzykami nie ma żadnych prowokacji. Podobnie pod Belwederem, ale tam nie ma też kamer.

Trudno nie mieć skojarzeń z relacjami z demonstracji w latach 80-tych, gdy rzecznik rządu Jerzy Urban opisywał bandyckie wybryki Solidarności, zrywany na ulicach bruk, pijani chuligani, pobite matki i dzieci. Na koniec Marszu, gdy ku zaskoczeniu wszystkich włącznie z organizatorami, zostało ogłoszone jego rozwiązanie, ten 30-tys. "agresywny tłum" po prostu się rozszedł w ciągu ok. 30 min. Jeszcze wszyscy nie dotarli na miejsce gdy policja zdelegalizowała Manifestację po wcześniejszej brutalnej prowokacji. Nie było końcowych przemówień, podziękowań, bo ktoś najwyraźniej zdecydował, że nie można dopuścić do podsumowania tej najliczniejszej niepodległościowej manifestacji w ciągu ostatnich lat.

Wracałem z bólem w sercu. Ze świadomością, że brak dostatecznego organizacyjnego zabezpieczenia tyłów przed wewnętrzne służby porządkowe umożliwił nagłośnienie ekscesów i kolejny raz skompromitowanie idei polskiej niepodległości. Świetna policyjna organizacja w zeszłym roku pozwoliła łudzić się, że policja jest wystarczającą siłą do ochrony manifestantów przed bandytami. Niestety stało się inaczej. Bandyci wmieszali się w tłum, a tłum okazał się nieprzygotowany na wewnętrzne prowokacje. Jednak było tam ok. 30 tys. świadków, którzy na własne oczy widzieli to, co się działo i jak te wydarzenia zostały pokazane w mediach. 30 tysięcy osób zaszczepionych na medialne kłamstwa w stylu Jerzego Urbana. Niech relacje uczestników Marszu roznoszą się szeroko. Polska jest dla wszystkich.

Brak głosów