Unicorn ma koncepta.

Obrazek użytkownika Moherowy Fighter
Kraj

Unicorn pod notką Franka, ]]>Skuteczność – czyli co można zrobić?]]> Skomentował był:

Mnie ciekawi ta połowa, co nie głosowała. Do nich też musimy dotrzeć. Jak nie umieją czytać, to dostaną obrazki. Albo gadżety.

Ot, i są to dobre koncepta, które ja dziewięć miesięcy temu ]]>wyłuszczyłem]]> następująco:

(…) By spróbować sobie przybliżyć ów wyznacznik, to moim zdaniem trzeba zastanowić się, gdzie jakkolwiek rozumiana prawica mogłaby wydłubać brakujące jej, do pełni szczęścia, głosy. Tutaj są różne możliwości. (…) Istnieje inny wariant rozszerzenia się prawicy polegający na wyjściu poza dotychczasowe ramy elektoratu, to znaczy zagospodarowujący część, tzw. elektoratu niemego. Tutaj rezerwy są juz dość znaczne. Stąd można sporo czerpać, gdyż tego elektoratu jest blisko 13 mln. uprawnionych do głosowania. Oczywiście, dotarcie do niego jest znacznie trudniejsze, gdyż ten elektorat stanowi w dużym stopniu „odsiew” po poprzednich wyborach, i jest zrażony do polityki jako takiej. To są ogromne masy ludzi, patrzący na świat w kategoriach „my” – „oni”. Prawicę zaś, podobnie jak pozostałe siły polityczne, postrzegający jako częścią „onych”. Z tej racji, że jest to elektorat najtrudniejszy, to kluczowym tutaj czynnikiem, który może (lub wręcz – powinien) być brany pod uwagę, to autentyczność, a więc, prawdziwość, siły starającej się o poparcie. W takiej sytuacji należałoby, tą część elektoratu, długo przekonywać do siebie i za każdym razem potwierdzać każde słowo swoimi czynami. Ta część elektoratu jest bardzo nieufna do świata polityki, wobec czego praca nad jego zagospodarowaniem jest i będzie ciężka. Mimo to można starać się ją pozyskać.

Prawda, że od tamtego czasu to minęło już trochę, by móc pójść kierunkiem wskazywanym przeze mnie? Lecz do 10 kwietnia PiS dalej grał w „salonowca” i dał się zagonić w metodę, którą opisywałem jako:

(…) W związku z tym trzeba wrócić do pytania o to, skąd wziąć taki „urobek”? Od lewicy? Broń Boże, bo tego elektorat prawicy by nie zaakceptował ze względu na tożsamość prawicową, różnice doktrynalne, światopoglądowe i wszystkie inne czynniki różniące. Wzięcie stamtąd poparcia oznaczać musiałoby odpływ elektoratu prawicowego i zasilenie centrum/liberałów. Elektorat lewicowy jest dla prawicy zbyt twardą alternatywą. Wszelako więc, prawica musiałaby „posilić się” częścią elektoratu centrum/liberalnego. Przypuszczalnie taki „transfer” byłby przez prawicę łatwiejszy do zaakceptowania niż lewicowy „desant”. I jest to alternatywa miękka. To tutaj jest ten „target”, po który prawica powinna sięgnąć, by się wzmocnić, i mieć szanse na rządzenie koalicyjne lub samodzielne. Pytanie czy to jest realne. Wydaje się mimo wszystko, że tak. On się może wydawać realny o tyle, o ile prawica stanie się autentyczna oraz silnie tamten elektorat przekonywująca. Zauważ ponadto, że lewica jest siłą zstępującą. Tam się systematycznie wykrusza stary pezetpeerowski beton, z kolei nowolewicowe mołojce zazdroszczą liberalnym beniaminkom dobrej passy, znakomitej prasy i luksusów na wyciągnięcie graby. Sierakowszczyzna nie jest zdolna do skonsolidowania lewicy, i nawet wśród swoich jest traktowana jak folklor przydatny do robienia jakichś rozrób. Z kolei, różne Napieralskie mają za zadanie popezetpeerowskim dinozaurom zasuwać bajeczkę o tym, jak to lewica na nich liczy i o nich dba. Natomiast takie lub inne Olejniczaki, to chciałyby jak najszybciej stamtąd prysnąć i dołączyć do centroliberałów. Nie oszukujmy się. W nowolewicowych dołach panuje ferment, by odrzucić swój peerelowski ogon i dołączyć do tamtej kasty. To z punktu widzenia prawicy jest niezwykle korzystne, ponieważ im bardziej centroliberałowie będą zasysali postkomunistyczne „odpady”, tym bardziej prawe skrzydło tych pierwszych będzie przeciwko temu stawać okoniem. I na to powinna grać prawica, by doszło do starcia pomiędzy Tuskami a Olejniczakami, a z doskoku, by tym dokopywały różne Piskorczaki. Im większa młócka w tej części sceny będzie, tym dla prawicy lepiej. Sami centroliberałowie też podlegają ciśnieniom zewnętrznym i wewnętrznym. Zewnętrznym, bo nie są do końca pewni tego, gdzie w tej konstelacji (SLD/SDPl/SD/PO) środowiska decydenckie przerzucą swoje aktywa i poparcie. Zaś wewnętrznym, gdyż centroliberałowie ściskani w lewym narożniku tracą swoją wyrazistość jako siła stricte centrowa. To też dołom może się zacząć nie podobać. Na to tamten elektorat jest bardzo wrażliwy Nie każdy tam chciałby być drugim Celińskim. W związku z tym, dla tych, którym bliżej jest do centroprawicy niż centrolewicy może zacząć nie odpowiadać bycie w jednej „paczce” z jakimiś Olejniczakami, Celińszczakami czy tymi podobnymi. Dlatego dopóki nie dojdzie do zwarcia pomiędzy Olejniczakiem a Tuskiem dopóty tego ostatniego będą wspierać. Jeśli Olejniczak przejmie w tym „segmencie” kontrolę, to część centroprawicowa może się wykruszyć. I na to prawica musi grać. A co zrobić, by na to grać? Odpowiedź prosta. Nie tracąc nic ze swojej tożsamości ideowej, światopoglądowej i programowej z jednej strony pilnować swoich trzech podstawowych „flanek”, tzn. skrzydeł prawego i lewego oraz środka, z drugiej natomiast, systematycznie, stopniowo, konsekwentnie i przemyślanie zmiękczać swój wizerunek, by był on do zaakceptowania przez centroprawicowe skrzydło elektoratu centroliberalnego. Stąd prawica musi zassać jak najwięcej poparcia. Z tym oczywiście, że nie powinna tego robić teraz lecz wtedy, gdy doszłoby do zwarcia w „trójkącie” Tusk-Olejniczak-Piskorski. Wtedy powstanie zamieszanie, które prawica powinna wykorzystać. Do tego czasu powinna też pozwolić na to, by pryszczata miłość tamtego nieopierzonego elektoratu się wypaliła, i by zaczął działać najzwyklejszy dysonans poznawczy. Prawica na to powinna czekać i się merytorycznie, kompetencyjnie, wizerunkowo, socjotechnicznie przygotowywać, by w stosownym momencie móc się pojawić jako jedyna rozsądna alternatywa dla tamtej części elektoratu. Tutaj nie chodzi o wrogie lecz przyjazne przejęcie.

Lecz ta droga, to było tak w zasadzie pójście na łatwiznę.  Ta zaś nie okazała się wcale taka pewna, gdyż pryszczata miłość tamtego nieopierzonego elektoratu wcale się wypaliła, i nie zaczął działać najzwyklejszy dysonans poznawczy. Zwyczajnie. „Tamci” wiedzą doskonale dlaczego trzymają się razem. A przyczyn tego jest cała masa i żadne „uszminkowanie” Kaczyńskiego ich nie zauroczy. To są przecież różnorakie więzy towarzyskie, biznesowe, rodzinne itp. motane przez dekady wśród różnorakich grup zawodowych, by oni mogli (i chcieli) z tego łatwo zrezygnować. Przecież to, co robi Platforma jest dla tamtego elektoratu całkowicie naturalne i autentyczne. A o tym pisałem, że:

Autentyzm, a więc prawdziwość, produktu leberałów opiera się na zasadzie „róbta co chceta”, anarchizowaniu (słynne tuskowe proklamowanie obywatelskiego nieposłuszeństwa) oraz dezynwoltury. I co do joty się to potwierdza. Prawica nie może mieć o to pretensji do liberałów, że ich elektorat postępuje tak jak jego przywódcy, z czym się zbytnio nie kryli przed wyborami. Zwyczajnie, „jak obiecali, tak robią.” I dlatego są w oczach ich elektoratu wiarygodni. Z kolei, stronniczość mediów polegała wyłącznie na zręcznym tonowaniu tego wizerunku. Takie („w kontrakcie”) jest propagandowe zamówienie klienta, to działa się zgodnie z jego wolą. I tutaj się odzywa problem kadr oraz „kapuchy”. Dobre kadry za przyzwoitą „kapuchę” robiły produkt „pod klucz”, to dobry, bo wizerunkowo wiarygodny, produkt dostał zamawiający. Jak prawica nie może się w tym połapać, to jej strata, gdyż to oznacza, że jest intelektualnie słaba i niekompetentna. Wobec czego, skoro dalej do sprzedaży miała być oferta „gołąbka pokoju i miłości”, to zwyczajnie był na nią popyt. Jakby prawica była intelektualnie sprawna i kompetentna, to potrafiłaby wykreować popyt na Tuska z rogami i tym odstraszyć lwią część aksamitnego elektoratu. Jak prawica nie potrafi zarządzać popytem, tj oczekiwaniami, elektoratu, to jest to dowód na słabość intelektualną i niekompetencję. Na nic innego. I dalej, a cóżesz to w sferze socjotechniki zrobili Kaczyńscy, by nie przyprawiono im „buzi” „kartofli, poza samym wykrzykiwaniem, że to jest „brzydkie”, „fe” i „nieładne”? Elektorat leberałów tylko na takie reakcje czekał, by potwierdzić swoje przekonanie. Nic więcej. Do kogoś, kto stoi z bejzbolem w grabie nie wychodzi się z umoralniająco-pedagogiczną gadką szkolną lecz z innymi argumentami. Tylko, że w takiej sytuacji trzeba dysponować fenomenalną socjotechniką.

W czymkolwiek się po 10 kwietnia zmienili? A to, że Polacy (aczkolwiek nie wiem czy aż tak tłumnie) zareagowali na 10 kwietnia, to był, myślę, pewien epizodyczny impuls podobny do tego, który miał miejsce po śmierci Papieża. Wszystko, a więc prozaiczna bieżączka, wróciło już w swoje koleiny. Zaś entuzjazm się wypalił. Za pół roku, rok stanie się to już tak odległe jak „lewy czerwcowy”. Polacy przecież chcą mieć k***a „święty spokój”, a nie koktajle Mołotowa wybuchające na ulicach.

Brak głosów