Sowiecka agentura, prosowieckie lobbies i pożyteczni idioci. Cytat pod rozwagę.

Obrazek użytkownika KP
Historia

     "Antypolska kampania rozpoczęła się niemal jednocześnie z wybuchem wojny. 24 września 1939 roku (...) David Lloyd George, były premi (...) podpisał się pod obszernym artykułem, zamieszczonym (...) „The Sunday Express", zatytułowanym „Co zamierza Stalin?". Wyrażał w nim opinię, że obciążony klasowo rząd Pierwszego Sojusznika porzucił swój lud. Opowiadał się za zmianą wschodniej granicy, ponieważ ludzie, którzy tam mieszkają, nie są Polakami, lecz „członkami zupełnie innej rasy". Na końcu odrzucał możliwość, że hitlerowcy i Sowieci zastanawiają się nad nowym rozbiorem Polski. David Lloyd George nie mógłby się lepiej przysłużyć Stalinowi, nawet gdyby zapytał o radę w sowieckim Urzędzie Prasy. (...). 

     Poruszając kwestię terytorialną, [ krytycy Polski, KP] starannie omijali skomplikowane realia i jednocześnie używali argumentu, że rosyjskie ziemie zamieszkane przez Rosjan powinny oczywiście należeć do „Rosji". W sprawie paktu hitlerowsko-sowieckiego i jego konsekwencji najchętniej nie mówili nic. Nie mieli ochoty wspominać ani o rozbiorze z 1939 roku, ani o masowych wywózkach, ani o masakrze w Katyniu. Każdy, kto chciałby poruszać te nie nadające się do poruszania tematy, pozostawał ipso facto „antysowiecki". 

     Nie mniej pouczający był sposób, w jaki potraktowano ambasadora Pierwszego Sojusznika, gdy starał się zaprzeczyć fałszywym informacjom Lloyda George'a, docierając do opinii publicznej. Napisał on długi list do redakcji „Timesa", którego kolumny stanowiły w tym czasie forum narodowej debaty. Poinformowano go jednak zwięźle, że „Times" trzyma się zasady niepublikowania korespondencji na tematy będące przedmiotem dyskusji zainicjowanych przez inne gazety. Klasyczny brytyjski sposób na odprawienie kogoś z kwitkiem. Należy pamiętać, że przez wiele wojennych lat działem zagranicznym „Timesa" kierował Edward Hallet Carr, historyk, który był równie skłonny ugłaskiwać Niemców przed wojną, jak uspokajać Stalina w czasie wojny i po jej zakończeniu. Monumentalne dzieła Carra mówiły ich czytelnikom absolutnie wszystko na temat leninizmu i stalinizmu z wyjątkiem tego, czym one naprawdę były. 

     W gruncie rzeczy sympatycy komunizmu tworzyli w Wielkiej Brytanii istotny element sowieckiego lobby. Znaleźli się wśród nich głównie lewicujący intelektualiści; wprawdzie zaprzeczali oni głośno, jakoby mieli cokolwiek wspólnego z marksizmem-leninizmem czy z polityką sowiecką, ale mimo to uważali sowiecki komunizm za interesujący i godny szacunku element politycznego spektrum. Ludzie ci nie usiedliby wprawdzie przy jednym stole z faszystą, ale jednocześnie nie widzieli nic złego w przyjmowaniu u siebie komunistów ani we wpuszczaniu sowieckich agentów na łamy swoich czasopism i do swoich sal seminaryjnych. Najbardziej typowymi przedstawicielami tej grupy byli Sidney i Beatrice Webbowie z Towarzystwa Fabiańskiego; ich głupia i bezkrytyczna książka pod tytułem Soviet Communism: a new civilisation? („Komunizm sowiecki: nowa cywilizacja?", 1935) poważnie wprowadziła w błąd całe pokolenie. Sympatyków nie brakowało - byli wszędzie, od George'a Bernarda Shawa i Herberta George'a Wellsa po wpływowego dyrektora London School of Economics Harolda Laskiego, Victora Gollancza i Johna Boyntona Priestleya. Zaliczało się też do nich niemało członków parlamentu, takich jak Tom Driberg czy Ellen Wilkinson. (...). Do walki włączył się nawet czołowy brytyjski historyk, znawca historii Rosji, sir Bernard Pares, kierując ogień artyleryjski swoich dział tam, gdzie mówiło się o istnieniu niepodległej republiki Pierwszego Sojusznika. Na łamach „Guardiana" odwoływał się do okresu pod koniec pierwszej wojny światowej, kiedy Rosja rzekomo utraciła swoje zachodnie prowincje „niemal przez przypadek" i kiedy - rzekomo - „dziesięć milionów Rosjan" znalazło się po niewłaściwej stronie międzywojennej granicy. Ciekawe, że jego 14 tomowe dzieło History of Soviet Russia nigdy nie dotarło do Stalina. Wcześniej łączyły go bliskie związki z kadetami, czyli z Partią Konstytucyjno-Demokratyczną, która pod koniec epoki carskiej odegrała wybitną rolę w Rosji i której Rząd Tymczasowy obalili bolszewicy. (...). W sposób oczywisty aprobował zarówno zajęcie wschodniej Polski przez Stalina we wrześniu 1939 roku, jak i ujarzmienie przez Sowietów państw bałtyckich w roku 1940.  (...). Jego interwencja jest dobrym przykładem dziwnego zjawiska: oto ludzie Zachodu, najróżniejszej proweniencji i orientacji, nie mający nic wspólnego ze Stalinem, wspierali i popierali jego grabieże. (...).  
     Brytyjscy komuniści tworzyli małe ugrupowanie, za to oferowali mnóstwo z reguły niepopularnych propozycji. Byli szczerymi wyznawcami zrzeszonymi w sekcie politycznej i zobowiązanymi przysięgą do bezwzględnego posłuszeństwa rozkazom przekazywanym z góry, a górze - z samego szczytu w Moskwie. Przejawiali superuwrażliwienie na niewątpliwe wady społeczeństwa brytyjskiego, ale instytucjonalnie pozostawali całkowicie ślepi na wady Sowietów. Ponieważ uczono ich działać w myśl zasady, że „partia ma zawsze rację", wpadli w całkowite osłupienie, kiedy wiatach 1939-1941 Moskwa zaczęła wychwalać Trzecią Rzeszę, którą przecież do niedawna kazano im potępiać. Odzyskali jednak dawny entuzjazm, gdy Hitler i Stalin znów zostali wrogami.(...). Wśród jej członków było kilku intelektualistów - na przykład pisarz Kingsley Amis czy historyk Eric Hobsbawm - którzy później twierdzili, że nic nie wiedzieli o masowych zbrodniach Stalina
(...). Rzeczą niezwykłą, jeśli idzie o lata wojny - szczególnie po 1941 roku - było to, że władze brytyjskie nie uważały ich za element mogący budzić jakieś podejrzenia. Podczas gdy brytyjskich faszystów sadzano do więzień, brytyjskim komunistom pozostawiano swobodę i pozwalano im propagować wywrotowe plany we wszystkich sferach życia kraju. Pewien towarzysz miał później przyznać, że w latach 1943-1945, kiedy służył jako czynny oficer w brytyjskiej armii, spędzał wolny czas na pisaniu broszur, w których oczerniał polskich „militarystów", „faszystów" i „imperialistów", rzekomo siejących ziarno niezgody w demokratycznych szeregach Wielkiego Sojuszu
(...). 
     Pewien brytyjski autor, osobiście zainteresowany zagadką brytyjskich intelektualistów, którzy dali się zwieść stalinizmowi, zadał pytanie: „Ile towarzysze z Oksfordu wiedzieli" podczas wojny? (...). Publiczne protesty na Zachodzie przeciwko sowieckim obozom pracy pojawiały się już w roku 1931. Istniało też wiele godnych zaufania doniesień na temat pełnego przemocy chaosu kolektywizacji (1929-1934) i wielkiego głodu z roku 1933 (choć nie padały jeszcze wtedy sugestie, że za klęską głodu stał terror). Były moskiewskie procesy pokazowe z lat 1936-1938, otwarte dla zagranicznych dziennikarzy i obserwatorów i udostępniane za pomocą środków przekazu całemu światu. W tych pompatycznych i histerycznych grach towarzyskich renomowani starzy bolszewicy „przyznawali się", że przez całe życie byli wrogami reżimu (a także do innych równie oczywiście śmiesznych przestępstw, o które ich oskarżano). (...) Mimo to świat na ogół przyjmował odmienny punkt widzenia i dalej akceptował pełne oburzenia zaprzeczenia Sowietów w sprawie głodu, pańszczyźnianej niewoli chłopów i przymusowej pracy.  Nie istniały żadne sensowne usprawiedliwienia, pozwalające ignorować inne, bardziej szczegółowe oznaki sowieckiej rzeczywistości: Oksfordzcy komuniści musieli wiedzieć o sowieckim dekrecie z 7 kwietnia 1935 roku; stwierdzał on, że dzieci w wieku od lat dwunastu mają podlegać „wszelkim środkom karnym w sprawach kryminalnych", w tym karze śmierci. Ten dekret, który został opublikowany na pierwszej stronie „Prawdy" i wywołał powszechną konsternację (skłaniając partię komunistyczną we Francji do wysunięcia argumentu, że w socjalizmie dzieci bardzo szybko dorastają) (...). 
     Christopher Hill, kierujący w roku 1944 działem spraw Związku Sowieckiego w Departamencie do spraw Północy Ministerstwa Spraw Zagranicznych(...) był sowieckim szpiegiem i członkiem Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii, który to fakt skrzętnie ukrył. Jego przyjaciel Peter Smollett, zajmujący analogiczne stanowisko w Ministerstwie Informacji, był czynnym agentem sowieckim i w odpowiednim czasie zbiegł z kraju. Natomiast kolega Smolletta Kim Philby, szpieg sowiecki par excellence, stał na czele wydziału do spraw Związku Sowieckiego w kontrwywiadzie - w podległym Ministerstwu Spraw Zagranicznych MI-6, osłabiając w ten sposób możliwości obrony Wielkiej Brytanii przed sowiecką penetracją. (...). Ich kontaktem i jednocześnie zwierzchnikiem w ambasadzie sowieckiej był prawdopodobnie Grigorij Saksin, który opuścił Londyn w pośpiechu we wrześniu 1944 roku.
     Zdanie na temat poglądów tych ludzi można sobie wyrobić na podstawie książki napisanej przez Hilla i noszącej tytuł Two Commonwealths: the Soviets and Ourselves („Dwie Wspólnoty: Sowieci i my"). Wydał ją w 1945 roku pod pseudonimem K.E. Holme; utrzymywał, że Związek Sowiecki jest krajem w pełni demokratycznym, w którym obowiązuje powszechne prawo głosu, oraz że czystki z lat trzydziestych były - w porównaniu z żądaniami czartystów - „wolne od przemocy". (...)
 
Norman Davies, Powstanie '44 str. 217-220
 
"Typową postawę brytyjskich dyplomatów wobec Związku Sowieckiego w tym czasie porównywano do stanowiska powojennych „rewizjonistycznych" historyków, którzy wprawdzie nie byli całkowicie pozbawieni wiedzy, ale nie potrafili się zmusić do uwierzenia w podstawowe fakty. Stan ten można by najlepiej określić jako zakłopotanie spowodowane zmiennymi uczuciami na przemian podziwu i przerażenia oraz „izolacją od jakiegokolwiek prawdziwego pojęcia o rzeczywistości życia" w ZSRS" 
 
Norman Davies, Powstanie '44 str. 222
 
"Lobby prosowieckie w USA miało strukturę podobną do swojego odpowiednika w Wielkiej Brytanii, choć znajdowali się w jego szeregach bardziej krzykliwi entuzjaści, a występowali przeciwko nim zażarci konserwatyści. (...). Nikt jednak nie mógłby dorównać zapierającej dech w piersiach głupocie Josepha E. Daviesa (...), który był amerykańskim ambasadorem w Moskwie w latach 1936-1938, u szczytu stalinowskiego terroru (...). W 1941 roku Davies wydał wspomnienia zatytułowane Mission to Moscow (...); z pomocą wytwórni Warner Bros, przerobił je później na film fabularny, (...) i z całym bezwstydem przystąpił do podboju amerykańskiej publiczności swoją wizją szczęśliwej, zamożnej i przyjaznej Rosji. 
[S]tworzył ekranową baśń, która wychwalała czystki, oczerniała ofiary pokazowych procesów, usprawiedliwiała pakt Ribbentrop-Mołotow i uznawała inwazję na Polskę i Finlandię za akty „samoobrony".
 
Norman Davies, Powstanie '44 str. 224
 
Na koniec zaznaczam, że powyższe cytaty z książki Normana Daviesa "Powstanie '44" w żadnym wypadku nie należy łączyć z wydarzeniami we współczesnej Polsce. A już na pewno nie można powyższych opisów sowieckiej agentury w Wielkiej Brytanii traktować jako mojej sugestii, że w dzisiejszej Polsce mogą istnieć podobne środowiska i że współczesna Polska pod rządami Słońca Peru może być w równym lub nawet większym stopniu zinfiltrowana przez wrogie służby. Od wszelkich tego typu sugestii jednoznacznie się odcinam.      
 
 
 
 

 

Brak głosów