Urzędnikiem być!

Obrazek użytkownika Jaku
Kraj

Była odwilż, a słońce świeciło - udałem się na zakupy. Zaufawszy przeczytanej kiedyś w Newsweeku rewelacji, że to właśnie bomba energetyczna w postaci gotowanego mięsa doprowadziła do rewolucji biologicznej praprzodków człowieka i pozwoliła na rozbudowę mózgu Homo Sapiens, postanowiłem pożywić mój własny. Zdecydowałem się na szynkę. I wtedy się zaczęło.

Arcymiła Pani Krajalnica, dosyć młoda jak na swój zawód, wręcz akrobatycznie unikając spotkania się naszych spojrzeń, zagaiła staropolskim ,,dla Pana''. Wybrałem szynkę, oraz wagę, po czym Pani uspokojona, że nie próbowałem podtrzymać rozmowy, krojąc moją porcję, powróciła do konwersacji z koleżanką, której moja natrętna osoba na szczęście nie zdołała zmącić. Chyba nie pracuje długo na tym stanowisku.

- To co ty wogle (cytowane fonetycznie) skończyłaś? - zapytała ją koleżanka, krojąc coś innemu natrętowi - Ochronę środowiska - odpowiedziała Krajalnica - nic nie mogłam znaleźć w zawodzie - dodała, jakby usprawiedliwiając, zajęcie którym obecnie się para. - Aaa...no tak, bo nie było zapotrzebowania - szybko sięgając po okrągłe słówko z wiadomości telewizyjnych, skwitowała koleżanka. Wziąłem swój kawałek mięcha i udałem się w krainę socjologicznej refleksji.

To, co powiedziała jedna pani drugiej, to w gruncie rzeczy jest prawda. W Polsce nie ma zapotrzebowania na specjalistów od ochrony środowiska, bo ochroną środowiska zajmują się w naszym kraju opłacani z Brukseli urzędnicy, którym pomagają ich polscy koledzy - również urzędnicy. Kochani urzędnicy zatwierdzają żarówki i zezwalają na dobudowywanie stodół, przedstawiciele administracji opiekują się połową naszych dochodów, co więcej operują wirtualnie dochodami naszych nienarodzonych jeszcze dzieci. W Polsce do wszystkiego potrzebny jest urzędnik. Dlatego zapotrzebowanie na tak zwaną służbę cywilną, jako speców od wszystkiego, niezmiennie rośnie, w ciągu ostatnich lat zwielokratniając się kilkukrotnie.

Nie pozostaje nic innego, tylko zostać urzędnikiem. Tylko w administracji zatrudnienie jest praktycznie pewne. Co pokazały kolejne afery RP, nawet pisanie ustaw pod oligarchów, bądź łamanie procedur na szczeblu ministerialnym może ujść płazem. Zatem nie trzeba się tutaj zbytnio przejmować sumiennością i przywiązaniem do zasad. Nawet jeśli kiedyś trzeba będzie kogoś znajomego udupić, to najwyżej ktoś wyższy stanowiskiem zainterweniuje i moją decyzję zmieni. Poza tak niezręcznymi wobec znajomków sytuacjami, pozostaje jedynie komfort z realizacji drobiazgowych zapisów prawa, które służą niczemu innemu, tylko zapychaniu ośmiu godzin urzędniczej pracy jakimkolwiek zajęciem.

Ja widzę w tym stanie rzeczy konserwację komunistycznych mechanizmów, które przetrwały reformę samorządu terytorialnego, która nie ogarnęła potęgi ZUS-ów, KRUS-ów i innych komisji, za którym stoi murem armia nieusuwalnych urzędników wraz z ich rodzinami, kolegami pamiętającymi przysługi i przyszłymi interesantami stojącymi w kolejce po taką.

Z punktu widzenia opisywanej wyżej administracyjnej braci, ostatnie posunięcie legislacyjne obecnych dojców III RP można uznać za irracjonalne. Ponad połowa nowych urzędników ze szczebla centralnego, którzy znaleźli zatrudnienie w tym dziesięcioleciu, przygruchała sobie swoje synekurki dzięki dobrodziejstwom tego rządu. A tu jak nie buchnie - jebut! Ów rząd, bijąc się w swe kolegialne piersi, zdecydował się na redukcje zatrudnienia w państwowych jednostkach budżetowych.

W urzędach Rzeczpospolitej zapanowała wrzawa. Nowy akt normatywny miał zezwalać na bezprecedensową swobodę w zwalnianiu urzędników - a przecież, korzystając z tradycji wolnoszlacheckich, ta grupa wywalczyła sobie przywileje! Urzędnika nie wolno tak po prostu zwolnić! Trzeba latami szukać usprawiedliwienia dopóki nie zdarzy się jakiś mobbing, bądź molestowanie!

Ponadto ustawodawca na mocy nowego aktu mógłby ,,dyskrecjalnie'' wskazać, które urzędy będą przetrzebiane szczególnie, co by zwalniać tam, gdzie to najpilniejsze. Ale gdzie? Jak wtedy wyciągnąć urzędnicze masy na ulice w imie dyskryminowania niektórych z nich, na korzyść innych? Jak ma uczciwy związkowiec zrobić z tego interes, ups, strajk generalny?

W urzędach trwoga, panika, oburzenie. Pani Kasia z Panią Jadzią wypiły w zdenerwowaniu ekstra kawę i zamiast na plotki, ten tragiczny dzień, w którym doszła do nich wieść o ustawie, poświęciły na snucie apokaliptycznych wizji przyszłości. Pan Marian zaczął się zastanawiać nad powzięciem półrocznego L4, które pozwoli mu w razie zwolnienia wycisnąć jeszcze kilka groszy. Panowie Janusz i Marek (związkowcy) zbiegli z klimatyzowanego biura do piwnicy, w poszukiwaniu strajkowych syren oraz szczekaczek.

Ale to wszystko niepotrzebne. Jawna bezczelność rządu Tuska, który choć raz wydusił projekt, mogący poprawić złą sytuację, nie pozostała długo bez odzewu. Prezydent Bronisław Komorowski, który dobrze czuje się w obcowaniu z ludem prostym, a poczciwym, pochylił się nad nieszczęściem urzędników. Bo próżno szukać ludu poczciwszego, niż nasi pracownicy służby cywilnej! Dlatego też, pracownicy Komorowskiego z Kancelarii Prezydenta (też urzędnicy - a to ci checa), odpowiednio tę czynność motywując na piśmie, skierowali ustawę o racjonalizacji zatrudnienia w państwowych jednostkach budżetowych do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał z całą pewnością ten nędzny świstek wypunktuje i strąci w niebyt, gdzie jego miejsce. Nasza Konstytucja z 1997 roku na pewno to umożliwi, bo ten gniot wydaje się być napisany tak, by żadna sensowna inicjatywa legislacyjna nie mogła być z nim zgodna.

W ten sposób bajka o urzędnikach po raz kolejny znalazła swój happy end. Masz obawy co do swojej kariery? Wstępuj w szeregi służby cywilnej. Tam Ci włosek z głowy nie spadnie, a i premię dostaniesz przed wyborami. Będziesz w uprzywilejowanej grupie, na którą pracują wszyscy uczciwi Polacy, a wszystko po to by ten elitarny klub mógł trwać w nieróbstwie i powiększać się o nowych znajomych. Aby Urząd rósł w siłę, a Urzędnikom żyło się dostatniej!

Brak głosów

Komentarze

Pisze Pan za przeproszeniem Pana - bzdury.
1. nie zna Pan nawet zawetowanej ustawy. Urzędy centralne nie podlegają wg. niej redukcji, a tylko urzędy w terenie.To tam, gdzie nie było zwiększenia zatrudnienia, w przeciwieństwie do URM, Kancelarii Sejmu, Ministerstw itp.
2. Widać ze ani Pan ani nikt z bliskich nie pracuje w urzędzie. A Pana wiadomości o pracy w tymże są z epoki PRL.
Dziż nie ma czasu na picie kawdy (choć proponuję wytrzymać 7,5 godzin bez picia i jedzenia, proszę przez cały ten czas siedzieć przy komputerze i pisać. Cały czas. Ewentualnie odbierać telefony od niecierpliwych a często i niemiłych petentów). Wtedy zmieni Pan zdanie.
3. żeby pracować w urzędzie trzeba elementarnej wiadomosci o prawie administracyjnym i prawie regulującym dany urząd.
Urzednik pracuje właśnie według tego prawa. I kropka. On go nie tworzył, on ma je tylko stosować.
4. Pogardzając urzędnikiem, pogardza Pan też naszym państwem.
5. Ja akurat nie pracuję w urzędzie, ale wiem jak tam wyglada rzeczywistość. A ta panienka po ochronie srodowiska właśnie nia ma pracy w urzędzie, bo w Warszawie jest przerost zatrudnienia, więc w terenie nie ma etatów. Ona pracuje w mięsnym, a w urzędzie petenci czekają na rozpatrzenie sprawy, bo nie ma ludzi do pracy. I to by było na tyle.

Vote up!
0
Vote down!
0

Kazia

#122289

1. Możliwe, że popełniłem błąd nie sięgając dalej niż do informacji medialnych w tej sprawie. Ustawa nie przejdzie tak samo jak żadna reforma administracji nie przejdzie. Wciskanie kitu, że w polskich urzędach mamy już New Public Management również.

2. Czy to jest coś niespotykanego? Proszę spróbować nie jeść przez 8 h i nosić meble;) Też pracuję w biurze (niestety nie urzędzie) tyle, że w nienormowanym czasie pracy który przekracza zazwyczaj 8 h. Też czasem odbieram niemiłe telefony. Ale czy to jest jakiś ewenement, że w pracy się pracuje? Litości.

3. Praca w zawodzie wymaga wiedzy o zawodzie. Wiem, że to może szokować, jako, że w naszym kraju to nadal nie jest standard.

4. Pogardzam systemem, który pozwala na działanie urzędów w taki sposób, w jaki działają. Jeśli cały ten zbutwiały, bezwolny aparat zdefiniujemy jako państwo - to tak, gardzę państwem. Ideą Polski nigdy nie pogardzę ale to nie ma nic wspólnego z tym syfem.

5. Panienka nie jest z mięsnego na terenie Warszawy - ale to nic nie wnosi w dyskusję. Jak tam wygląda ta rzeczywistość? Ja znam ją z wizyt jako ,,klient'' i nie mam dobrych wrażeń.

Vote up!
0
Vote down!
0
#124427