Stoimy nadal w tym samym miejscu

Obrazek użytkownika Jaku

Ci sami ludzie, ten sam cel, te same metody. Poświęcam ten post ludziom, którzy zniszczyli osiągnięcia Solidarności i zatopili naszą ojczyznę w bagnie postkomunizmu. Ten post jest również hołdem dla ludzi, którzy nie bali się podjąć próby zmian w Rzeczpospolitej, którzy pragnęli oddać ją jej prawowitemu właścicielowi - Narodowi Polskiemu.''Ostatniewystąpienie dymisjonowanego wówczas Premiera Jana Olszewskiegopt:"Czyja Polska?" uchodzi za perełkę mów sejmowych. Pomimo upływu lat,zmieniających się ekip i przemijających koniunktur, nic nie traci naswojej aktualności. Do dziś poraża swoim wizjonerstwem i odwagą słowa.4 czerwca 1992 r.''(Blog Maryli)"Gdybym przemawiał dzisiaj rano, to przemówienie byłoby inne. Byłobypewnie dłuższe, do innych odwołałoby się argumentów, pewnie bym mówił otym, jaki był start tego rządu, jakie napotykaliśmy trudności, abychoćby ocenić zastany stan rzeczy; ile trudności kosztowałozdyscyplinowanie finansów publicznych na elementarnym choćby poziomie.Ile włożyliśmy wysiłku w przywrócenie normalnych funkcji podstawowymgałęziom tego aparatu. Jaka była linia polityczna rządu i co robiliśmy,aby przygotować całościową reformę - reformę administracji ogólnej igospodarczej. Jakie zostały przygotowane akty i dlaczego one niezostały wniesione przed budżetem.Mówiłbym pewno o tym, że ten rząd, o którym tu tyle mówiono, że żadnegoprogramu nie ma, jeden tylko potrafił sformułować wieloletnie założeniapolityki społeczno-gospodarczej, przez ten Sejm nie przyjęte, ale ijedyne, jakie zostały sformułowane i jakie są realizowane, i na którychoparty jest budżet, który wy państwo jutro przyjmiecie, bo żadnegoinnego budżetu, opartego o inne założenia, pod groźbą katastrofy tegopaństwa i gospodarki nie można skonstruować. I chociaż tego rządu niebędzie, to będzie jego budżet. I przez wiele miesięcy będziecie musielitestament tego rządu wykonywać, bo nie ma innej możliwości. Iprzekonacie się o tym.Ale to wszystko powiedziałbym dzisiaj rano. Teraz mówić o tym niewarto, bo nie o to teraz tu chodzi. Bo nie dlatego debatuje się nadtym, aby odwołać rząd natychmiast, zaraz, zanim jeszcze rozpocznie sięnastępny dzień, żeby już go nie było - nie dlatego, że był zły, bo niedawał sobie rady z gospodarką, nie dlatego, że miał złą liniępolityczną, nie dlatego, że nie miał polityki informacyjnej - o czymbardzo dużo mówiono, w czym może i źdźbło prawdy jest. I nie dla stuinnych powodów, które tutaj można by było i pewnie byłyby przytaczane,gdyby dyskusja toczyła się w normalnym trybie i w normalny sposób.Tylko dla zupełnie innej przyczyny, przyczyny leżącej w istocie pozarządem.Kiedy obejmowałem moją funkcję i wcześniej, po wielokroć wcześniej,wiele miesięcy, może lat, wiedziałem, że przyjdzie nam budować nowysystem władzy demokratycznej w Polsce, nowy ustrój, nową III nasząPolską Rzeczpospolitą. W sytuacji, kiedy będziemy obciążeni potwornymspadkiem pozostawionym przez tę dziedzinę, ten sektor komunistycznegoreżimu, który był jego istotą. A jego istotą był aparat przemocy, byłaparat policyjnej przemocy, był aparat policji politycznej. Jak tenaparat pracował, jakie były jego zasady działania - mało kto wie na tejsali tak dobrze, jak ja. Latami mogłem na to patrzeć, występując wobronie ludzi przez ten aparat ściganych. Wielu z nich jest tu dziś natej sali.Wiedziałem, jak tragiczne bywają przypadki, losy, fakty. Nikt nie wietego lepiej ode mnie. Ale też nikt lepiej ode mnie nie wie, jakstraszliwy jest ten spadek, jak rozległy, jak wielki, jak straszne możepociągać skutki dla losów jednostek w niego wplątanych, wtedy, kiedy tejednostki biorą udział w kierowaniu życiem politycznym. W warunkach, wktórych my działamy - jak tragiczne może mieć to skutki dla interesujuż nie publicznego, dla interesu narodowego.Mówiłem to po wielokroć. Wtedy, kiedy mówiłem w rokudziewięćdziesiątym, dziewięćdziesiątym pierwszym, w ruchu obywatelskim,kandydując do Sejmu. Kiedy mówiłem o dekomunizacji, kiedy polemizowałemz teorią "grubej kreski" miałem zawsze w pamięci ten problem. I kiedyobjąłem funkcję premiera wiedziałem, że mój rząd musi się z nimzmierzyć. Przyjąłem pewne założenia, wiedząc, jak bardzo jest toproblem ważny, jak zarazem trudny, jak ogromnie tragiczny dla wieluludzi. Więc szukałem, starałem się szukać najlepszego z tego wyjścia. Wtakich sprawach, w moim przekonaniu, spieszyć się nie należy. Ale byłemw błędzie. Są sytuacje, kiedy trzeba się spieszyć.Wydałem instrukcje, polecenia kierownictwu resortu spraw wewnętrznych,aby przygotowało akt, który będzie pozwalał bez zakreślenia pewnegoczasu, bezboleśnie, możliwie jak najbardziej humanitarnie - wycofać sięz życia publicznego ludziom obciążonym tym tragicznym spadkiemprzeszłości, bez wystawiania kogokolwiek pod pręgierz opiniipublicznej, z zachowaniem wszystkich zasad humanitaryzmu. I zzachowaniem jednocześnie i w tych przypadkach, gdzie sama osobistawłasna wola, czy własna decyzja zainteresowanych by nie nastąpiła lubbyła niewystarczająca, stworzenia rzeczywistego, gwarantującegoobiektywne rozpoznanie sprawy organu i procedur, które by takieostateczne rozliczenie zamykające tamten trudny czas i otwierającemożliwości normalnego działania w życiu publicznym III Rzeczypospolitejzakończyły.Nie doszło do tego, chociaż prace nad tym były - jak mnie informowano -zaawansowane. I ja sam muszę się przyznać tu przed Wysoką Izbą, że wnatłoku zajęć, których premierowi tego rządu, żadnego zresztą rządu wPolsce, na pewno nie brakuje i nie będzie brakowało, uważałem, że niewarto tracić czasu na czytanie akt zgromadzonych przez dawne służbybezpieczeństwa. I po niczyje akta ani własne, ani moich ministrów niesięgałem. Jeżeli byłaby sprawa, wychodziłem z takiego założenia, którawymagałaby ostatecznego rozliczenia i zakończenia, odkładałem to domomentu stworzenia takiego właśnie racjonalnego mechanizmu.To tu, na tej sali padł wniosek, zobowiązujący do zobowiązania resortuspraw wewnętrznych przedstawienia - jak ujmował ten wniosek - listyagentów. To tutaj, na tej sali został on uchwalony. I jego wykonanie,wolą tego Sejmu, obciążyło ministra spraw wewnętrznych. Mógłbympozostać poza tym. Mnie tam nie fatygowano. Uważałem jednak, że w tejtrudnej, prawie beznadziejnej sytuacji, nie mogę uchylić się odwspółodpowiedzialności. Prosiłem min. Macierewicza o to, aby zostałodokonane nie zestawienie agentów - bo takiego zrobić nikt w resorciespraw wewnętrznych nie jest władny - tylko zestawienie informacji.Takich, jakie w archiwach można znaleźć.Wszystko jest zawsze wybiórcze i wszystko może być pomówieniem. Ja otym doskonale wiem. Dlatego, dlatego podkreślam: po pierwsze -uważałem, że do momentu, dopóki sam Sejm nie zdecyduje, co z tymzrobić, nie można uchylić tajemnicy tych faktów. A po drugie - teraz jarozumiem ten wesoły śmiech, bo są przecież ludzie, dla których fakt, żecoś jest tajemnicą, jest w ogóle niezrozumiały. Ale ja zakładam -zakładałem, miałem prawo zakładać, że w tej Izbie, która gromadzinajwyższe przedstawicielstwo narodowe, takich ludzi nie ma.I ponadto, starałem się o stworzenie pewnych procedur kontrolnych, wimię czego zwróciłem się do pierwszego prezesa Sądu Najwyższego prof.Adama Strzembosza o podjęcie się funkcji osoby powołującej, tak sięmogło wydawać, najbliższy tym sprawom organ, który mógłby dokonaćchoćby wstępnej pewnego rodzaju weryfikacji. Nic więcej bez woli Sejmu,we własnym zakresie rząd ani premier zrobić nie mogli. Tylko tyle.Dzisiaj, tutaj, na tej sali, dotarł do mnie dokument, który zostałdoręczony klubom poselskim i udostępniony posłom i senatorom. Dotarł domnie równocześnie, a raczej o godzinę później niż do was. Z przyczyn,jak zwykle u nas pewnych niedowładów technicznych. Przeczytałem go pozakończeniu rannej sesji. Tak, to jest lektura porażająca. Teraz wiem,dlaczego temu wszystkiemu, co się tutaj dzieje nie mam prawa się dziwić- ponieważ ta lektura była porażająca, jak sądzę, nie tylko dla mnie.Myślę, że czas, który nadchodzi, da odpowiedź na wiele pytań. Rzekłbym,że w tym, co przeczytałem, jest ogromny ładunek ludzkich nieszczęść.Wiem także, że jest w tym ogromny ładunek niebezpieczeństwa dla Polski.Trzeba te dwie sprawy, dwie wartości bilansować, w bardzo trudnymwyważeniu stawiać.Sądzę, że nie warto tutaj mówić o tym, w jakich warunkach ten rząddziałał. Sądzę, że nie warto tutaj mówić o tym, ile jego premier iministrowie spokojnie znosili potwarzy, pomówień, pogardliwych aluzji -nie ze zwykłej tam prasy brukowej w rodzaju tygodnika "Nie", tylko ztakich pozycji i od takich osób, od których naprawdę było to ciężkoznieść, a trudno było takie wypowiedzi zlekceważyć.Ale służba publiczna to nie jest przyjemność. Jeżeli ktoś się jejpodejmuje, musi być na wiele gotowy. I nie może to mnie wyprowadzić zrównowagi. Jeżeli dzisiaj mówię, że nie składam w tym momencierezygnacji - mimo że mam tych doświadczeń w ciągu ostatnich miesięcy, azwłaszcza tygodni serdecznie dosyć - to oświadczam, że nie składamrezygnacji. I z pełną świadomością stawiam przed wami posłowie tozadanie, abyście według własnego sumienia głosowali za lub przeciwodwołaniu tego rządu. Czynię tak w przekonaniu, że od dzisiaj stawką wtej grze jest coś innego niż tylko kwestia, jaki rząd będzie w Polscewykonywał ten budżet do końca roku.Że w grze jest coś więcej, że w grze jest pewien obraz Polski, jaka onama być. Może inaczej - czyja ona ma być. Jest Polska, była Polska przezczterdzieści parę lat - bo to jednak była Polska - własnością pewnejgrupy. Własnością z dzierżawy, może nawet raczej przez kogoś nadanej.Po tym myśmy w imię racji, własnych racji politycznych, zgodzili się napewien stan przejściowy. Na kompromis, na to, że ta Polska jeszczeprzez jakiś czas będzie i nasza i nie całkiem nasza.I zdawało się, że ten czas się skończył. Skończył się wtedy, powiniensię skończyć, kiedy uzyskaliśmy władzę pochodzącą z demokratycznego,prawdziwie demokratycznego, wyboru. A dzisiaj widzę, że nie wszystkosię skończyło, że jednak wiele jeszcze trwa i że to - czyja będziePolska - to się dopiero musi rozstrzygnąć. To się będzie rozstrzygałotakże w jakiejś mierze, w jakiejś cząstce dziś - tutaj, na tej sali.Ja chciałbym stąd wyjść tylko z jednym osiągnięciem. I jak do tejchwili mam przekonanie, że z nim wychodzę. Chciałbym mianowicie, wtedykiedy ten gmach opuszczę, kiedy skończy się dla mnie ten - nie ukrywam- strasznie dolegliwy czas, kiedy po ulicach mojego miasta mogę sięporuszać tylko samochodem albo w towarzystwie torującej mi drogę ichroniącej mnie od kontaktu z ludźmi eskorty, że wtedy kiedy się towreszcie skończy - będę mógł wyjść na ulice tego miasta, wyjść ipopatrzeć ludziom w oczy.I tego wam - Panie Posłanki i Panowie Posłowie życzę po tym głosowaniu."Chwała bojownikom o wolną Polskę. Historyczne potępienie dla komunistycznych kolaborantów. Za zdradę szafot, za walkę pomnik.

Brak głosów