Jan Tomasz Gross, złote zęby i polityka historyczna.

Obrazek użytkownika rosemann
Kraj

Całkiem przypadkiem natknąłem się wczoraj na końcówkę relacji o nowej książce Jana Tomasza Grossa. Nosić będzie tytuł „Złote żniwa” i do pieczołowicie od lat tworzonego przez tego autora obrazu Polaków – morderców i nazistowskich kolaborantów dodaje jeszcze wizerunek hien cmentarnych. Pierwszą moją reakcja była oczywiście złość. Może po części złość urażonego w swej dumie Polaka – nacjonalisty szczerze przekonanego, że jako naród w historii zapisaliśmy się wyłącznie tym, że walczyliśmy „o wolność wasza i naszą”, że jeśli już to byliśmy mordowani i cud tylko sprawiał że nie do szczętu oraz w wolnych od heroizmu chwilach przeprowadzaliśmy staruszki przez ulicę. Taka reakcja jest jak najbardziej normalna. Bo jest odpowiedzią na taką sama reakcję Grossa. Jednak w większym stopniu ma złość na autora książki związana jest z czymś, o czym pisałem dawno temu (a wpis się nie zachował bo, jak mi się zdarza, kiedyś tam wywaliłem go z całym dorobkiem). O odchodzących wraz z ich świadkami opowieściach o małych heroizmach, nad którymi nikt, żaden tam Gross ten czy inny nie pochyli się bo albo nie są tak spektakularne jak „lista Schindlera” ani tak nośne jak stodoła z Jedwabnego. Pisałem o opowiadanej mi przez mamę historii z jej wsi, gdzie w wielu domach wojnę przeżyło kilku Żydów. Nikt takich relacji już nie pozbiera. Mojej mamy ani mojej babci już nie ma. Ja mogę tylko wyrzucać sobie, że nie zdążyłem tego spisać.

Przez pewien czas uważałem zresztą, że to nie mój obowiązek lecz właśnie Jana Tomasza Grossa. Obowiązek kogoś, kto samowolnie przyjął rolę prokuratora i jest bez najmniejszych wątpliwości prokuratorem obrzydliwie wręcz stronniczym.Chcącym udowadniać winę i tylko na dowody winy zwracającym uwagę. Ale po czasie przyszła refleksja. Oparta nie tylko na przykładzie Grossa. Oto jest on kimś w rodzaju pełnomocnika swojego narodu w sporze z historią. Jest Żydem odczuwającym wyraźny dyskomfort „ciała obcego” w otoczeniu, w którym przyszło mu żyć. Troszczy się wyłącznie o interes podmiotu, którego depozytariuszem się mianował. Nie musi myśleć co czuje to wrogie w jego odczuciu otoczenie.

Możemy Grossowi wytykać błędy i przekłamania. Ścigać go (oczywiście nie sugeruję sądów lecz debaty) za tezy naciągane i nie do obrony. Ale nie możemy wymagać by swój czas i zapał angażował i po naszej stronie. No bo czemu miałby to robić? Wbrew wielu głosom, wypowiedzianym i tym, które się zapewne pojawią, uważam, że z książek Grossa płynie dla nas, Polaków jedna bardzo ważna i wyjątkowo potrzebna nam lekcja. Nie dotycząca bezpośrednio zagadnienia Holokausty, Żydów, naszego postępowania. Taka bardziej fundamentalna. Będąca przy tym takim intelektualnym „kopem w dupę” zaaplikowanym tym wszystkim przemądrzalcom odnoszącym się ze sceptycyzmem czy nawet pogarda wobec zgłaszanej potrzeby prowadzenia przez nasze Państwo polityki historycznej. Wedle nich nasza polityka rozliczania przeszłości polegać ma na objeżdżaniu świata i okolic pod wspólnym hasłem „przepraszamy za wszystko”.

Uzasadnieniem takiego podejścia jest na pierwszy rzut oka atrakcyjny i sensowny zamiar ułożenia sobie świetnych relacji z tymi partnerami, z którymi dotąd układało nam się różnie. Tyle, że przyjęliśmy bez dwóch zdań głupia koncepcję, wedle której stawiamy na defensywę. Nie wiem czy świadomie ale defensywa ta objawia się strachem przed drążeniem tematów stanowiących zadrę w relacjach z innymi. Oczywiście byłoby to od biedy do zaakceptowania gdyby nie dwie okoliczności. Pierwsza, ważniejsza jest taka, że kompromis zawsze odbija się na historycznej prawdzie oraz na czci i godności tych, którzy tę prawdę historyczną nierzadko wypisaną mają na plecach w postaci blizn. Druga zaś to brak ekwiwalentu podobnego podejścia ze strony tych, z którymi na takim fundamencie próbujemy się dogadać.

Znamienite są przykłady czy to niemieckich prób relatywizowania swych win pod hasłem „Widomy znak”, rosyjskiej paranoi w ocenie Katynia czy kultu Bandery na Ukrainie wobec których staramy się chodzić na palcach i cieszyć byle czym.

W efekcie trudno się dziwić, że coraz częściej musimy interweniować w sprawie kolejnych „polskich obozów zagłady”. Sami jesteśmy temu winni. Przypomnę tu choćby sprawę punktu A sławetnej „Rezolucja Parlamentu Europejskiego w sprawie pamięci o Holokauście, antysemityzmu i rasizmu” z 2005 r. w którym „zapomniano” wymienić wśród ofiar Polaków. Kiedy podniosły się w kraju głosy oburzenia pierwszą reakcją ze strony naszej elity było nawoływanie o wstrzemięźliwość i (można tak to nazwać) nie robienie „z igły widły”. Później wielokrotnie w podobnych sytuacjach jak mantra pojawiało się zdanie o tym, żeby „zostawić historie historykom” i zając się teraźniejszością i przyszłością. Przywiązanie do historii Lecha Kaczyńskiego było jednym z najczęściej stawianych mu zarzutów o anachronizm.

Nikt z tych ukierunkowanych futurystycznie krytyków traktowania historii jako nieodłącznego elementu bieżącej polityki nie odnosił się (a może nawet nie zauważał tego) do roli, jaką przeszłości przypisują choćby narody ościenne. Im jakoś nie przeszkadza ciągłe kręcenie się wokół rocznic, wokół obrony spraw zwałoby się nie do obrony. Robią to i tyle!

Wniosek z tej naszej „mądrości patrzenia w przyszłość” jest bardzo smutny. Jeśli „politykę historyczną” pozostawimy Niemcom, Rosjanom, Ukraińcom to za jakiś czas cała nasza troska o miejsce w świecie przyniesie opłakane skutki. Okaże się, że wśród dumnych (wliczając w to nawet Niemców!) narodów Europy jesteśmy jedynym narodem jakichś zawstydzonych szmaciarzy co z innymi rozmowę muszą zaczynać od przyjętej formułki „bardzo przepraszam”. Z czasem ten i ów, gdy znajdzie się nad Tamiza, Renem, Tybrem czy Sekwana szybko wykombinuje, że woli raczej nosić trójkolorową kokardkę synów De Gaulle’a, czuć dumę stojąc w cieniu Union Jacka albo szlifować podróbkę szwabskiego dialektu zamiast przyznawać się do związków z narodem szmaciarzy znad Wisły.

Nie łudźmy się. To nie Gross, nie Davis ani nikt inny ma obowiązek robienia z nas „sprawiedliwych wśród narodów świata”. Oni maja swoje narody i swoje interesy. To, żeby oddać sprawiedliwość naszemu rzeczywistemu wkładowi w walkę by na świecie rzadziej działo się źle jest naszym świętym (czy jak kto woli „pism”) obowiązkiem. Zaniedbaliśmy zbyt wiele. Pisze „my” bo sam mam na sumieniu utraconą pamięć mojej mamy i babci.

Nie dumajmy więc tylko nad tym co Gross zrobił i robi dla Polski i Polaków. Zapytajmy raczej o to siebie. I o to czego nie zrobiliśmy choć mogliśmy. Z Grosem pogadamy jak sami zrobimy swoje.

http://www.tvn24.pl/-1,1687622,0,1,wszyscy-ze-wsi-chodzili-kopac,wiadomosc.html

Brak głosów

Komentarze

Tylko, że jak się pojawiają tacy ludzie (Lech Kaczyński) to są właśnie szufladkowani jako ciemnogród, anachroniczni tudzież parę innych epitetów.
Jak się pojawiają historycy, to się albo o nich nie mówi (profesor Wieczorkiewicz) albo zapędza do pracy w magazynie w Tesco (Zyzak), albo wywala z pracy (Cenckiewicz)
Przy czym oczywiście zero dyskusji merytorycznej.

Pan Gros to może by się najpierw rozliczył ze swojego tatusia, który po wojnie był ubekiem.

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

Vote up!
0
Vote down!
0

Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A

#119495

I Oni dobrze o tym wiedzą.
Dlatego "reformują" szkolnictwo.
www.naszdziennik.pl/index.php

www.rp.pl/artykul/242374.html

news.money.pl/artykul/za;malo;historii;w;szkolach;prezydent;chce;zmian,24,0,518936.html
Czy 11dniowy magister historii uPOmni się o to?

Remek.

Vote up!
0
Vote down!
0

Remek

#119528

Ale jednak nie można takich ludzi jak Gross rozgrzeszać - bo kłamią, a usiłują swoje tezy przedstawiać jako obiektywną prawdę historyczną. Oczywiście Gross ma prawo do swoich ocen, ale nie ma prawa naciągać i fałszować faktów. Czego robić nie omieszka. I ja bym jednak go za kłamstwa ścigał sądownie. Bo raczej Żydzi w takich sytuacjach nie ograniczają się do debat i polemik.
Niestety faktem jest, że polscy historycy, filmowcy, pisarze nie tworzą dzieł, które pokazywałyby piękne karty polskiej historii. Czesi robią filmy o swoich lotnikach - a gdzie polskie filmy o dywizjonie 303, o Enigmie itd., Niemcy tworzą film o Stauffenbergu (postaci wcale nie świetlanej) a gdzie są polskie filmy o Armii Krajowej, Powstaniu Warszawskim, cichociemnych, itp, itd. Przecież te historie to gotowe scenariusze na trzymające w napięciu filmy. A polscy "twórcy" są w stanie wyprodukować co najwyżej takiego gniota jak "Katyń" Wajdy i przygotowywać film przedstawiający obrońców Westerplatte jako bandę ochlajtusów. Świat się dowiaduje o "bohaterskich" partyzantach Bielskich, którzy grabili okolicznych chłopów (ale to w porządku, bo przecież miejscowi chłopi to byli antysemici), a kto wie o Żegocie, o rzeszach Polaków ratujących Żydów z narażeniem własnego życia (a nie dla biznesu jak Schindler). Dlaczego nie ma polskiego filmu o Odsieczy Wiedeńskiej, o Bitwie Warszawskiej? Pytania możnaby mnożyć. Bohaterami II wojny będą Czesi, którzy poddali się bez jednego strzału a Polacy, którzy mieli największą armię podziemną będą robić za czarne chraktery.
oszołom z Ciemnogrodu

Vote up!
0
Vote down!
0

oszołom z Ciemnogrodu

#119530

dobrej na temat Powstania Warszawskiego,Żegoty,Enigmy czy wielu innych pięknych kart historii Polaków też nie ma,kolejne pokolenia polonistów uczą o holokauscie ,czytając "Campo di Fiori"Młosza czy "Zdążyć przed Panem Bogiem "Krall,w mojej szkole jedna polonistka jeżdzi ze sztandarem szkoły na grób Edelmanna/a niewiele mówi/czy też wie o Powstaniu Warszawskim!

Vote up!
0
Vote down!
0
#119584

Zgadzam się z wydźwiękiem notki, ale najpierw musimy sami wyprostować, to co wyprostować należy. Zacznijmy od rządu, przekaziorów, przedstawicieli administracji terenowej aby reprezentowali i zaspakajali nasze potrzeby, tak abyśmy mogli się z nimi identyfikować. Aby to było możliwe, to również nam musiałoby się chcieć działać, głosować, monitować, a w skrajnych wypadkach nie tolerować pewnych zachowań, potępiać je lub nawet zgłaszać organom ścigania, czyli współrządzić.

Jak potrafimy sobie odpuszczać niech tylko zaświadczy Michnikowa hucpa wokół "Strachu" Grossa i jego wystąpienie na spotkaniu autorskim Grossa na UJ w Krakowie.

Owa hucpa zahaczyła biskupa Kaczmarka i polski Kościół, kiedy guru Gazówy stwierdził, że "Polacy są jak ich Kościół, a Kościół uczy obłudy". [...] "Dlaczego dziś Kościół i jego biskupi w Polsce nie mówią językiem Jana Pawła II, nie mówią językiem, który zaproponował biskup częstochowski Kubina po pogromie kieleckim. [...] Polska będzie taka, jaki będzie polski kościół rzymsko-katolicki. Jeżeli będzie w kółko te sprawy zamiatał pod dywan i uczył nas konformizmu, obłudy, zakłamania, hipokryzji, to tacy właśnie będziemy – konformistyczni, oportunistyczni, zakłamani hipokryci."

Pochwała postawy arcybiskupa Teodora Kubiny i przygana biskupowi kieleckiemu Czesławowi Kaczmarkowi, który za raport na temat Pogromu Kieleckiego przekazany ambasadzie USA w Warszawie i za podanie w nim przyczyn pogromu oraz wskazanie mocodawców zapłacił bardzo wysoką cenę. Opisów traktowania w śledztwie biskupa oszczędzę co wrażliwszym.

Trzeba być człowiekiem wybitnie złej woli, aby księdza, płacącego poniewieraniem własnej godności przez "wymiar sprawiedliwości" PRL, stawiać zdecydowanie niżej niż biskupa Teodora Kubinę, który był kimś na kształt ówczesnego Życińskiego. Michnik posunął się w ocenie raportu jeszcze dalej twierdząc, że "Nie znam dokumentu bardziej kompromitującego mentalność antysemicką istotnej części ówczesnego episkopatu niż ten memoriał."

A kim jest Michnik, jak nie konformistycznym, oportunistycznym i zakłamanym hipokrytą, który w kontekście oceny działań biskupa Czesława Kaczmarka unika wzmianki o haniebnej roli Tadeusza Mazowieckiego (redaktora Wrocławskiego Tygodnika Katolickiego) i jego paszkwilanckiego artykułu uwiarygodniającemu działania sadu.

Dzisiaj Tadzio Mazowiecki robi za ikonę opozycji i autorytet moralny, a jego synuś odwołuje się ostro do ówczesnej twórczości dziennikarskiej ojca.

Vote up!
0
Vote down!
0
#119535

życiorys Kosińskiego b. znamienny - w czasie WWII  zadekowany na prowincji zdychał z nudów bujajac się na bramce od ogrodu (romuś Polański dokładnie to samo). Później jak znalazł się w USA pisał te swoje "ptasiory" z pozycji jakoby "cudem ocalałej ofiary holokaustu" ;/

z Grossem było tak - w 1968 jak w PZPR banda "chamów' pogoniła bandę 'żydów" wyemigrował do USA i zaczął od pisarstwa mocno podlanego patriotycznymi akcentami. Okazało się niestety że na tym kasy się zbić nie da i pewnego dnia eureka!!

za plucie na wszystko co polskie płacą niezłą kase i jest popyt - no to sie załapał na ten nurt i żarliwie pluje na Polske i zbija kasę.

ponoć nie jest żadnym historykiem (takim jak Bartoszewski profesorem) ale to nie przeszkadza, by GWnianie kręgi hołubily go jako supereksperta.

"Nie odzywając się w towarzystwie ryzykujesz uznanie za głupka, odzywając się rozwiejesz wszelkie wątpliwości" O. Wilde

Vote up!
0
Vote down!
0

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, a*ldd meg a Magyart

#119552

Wyjaśnienie można znaleźć w żydowskim filmie o rodzinie wychowanej w nienawiści do Polaków w której jeden zaczyna jednak drążyć i pytać rodziców oraz teściów o ich wojenne losy w Polsce i o to jak udało im się wojnę przeżyć. Postanawiają przyjechać do Polski i poznać historię swojej rodziny. Dziadek kłamie, kręci i się wymiguje a dopiero na końcu przyznaje że został wraz z braćmi uratowany przez Polaków którzy z narażeniem własnego życia i ogromnym wysiłkiem ukrywali i karmili ich przez prawie 3 lata. Gdy młodzi wtedy żydzi wyjeżdżali z Polski obiecali że odwdzięczą się swoim wybawcom i zapłacą im za te lata gdy musieli się z nimi dzielić ostatnią kromką chleba. Ale gdy już wyjechali to natychmiast uznali że nic Polkom nie dadzą w zamian za ich heroizm. nienawiść była po stronie żydów a Polskiej rodzinie było tylko żal że nawet nie dali nigdy znaku życia.

Vote up!
0
Vote down!
0
#119606

"Złote żniwa" to kolejne antypolskie "dzieło" polakozercy Grossa. Dziwić może tylko, że po doświadczeniach z "Sąsiadami" Wydawnictwo Znak ma to w planach wydawniczych. Ludzie - opamiętajcie się! Od tego jest Gazeta Wyborcza!

Vote up!
0
Vote down!
0

Jerzy Zerbe

#119658