Na marginesie rozważań o bydle
Do dzisiejszych rozważań „Rolexa” o bydle, dołączam swoje myśli dość chaotyczne, ale nie opuszczające mnie od kwietnia ubiegłego roku…
Trzydzieści parę milionów istnień ludzkich, składających się na tzw. społeczeństwo polskie w czasach obecnych to w żadnym razie nie naród. I nie mam tu wcale na myśli tego nieszczęsnego pokolenia dzisiejszych licealistów, którzy słabo kojarzą cokolwiek. Naród polski stał się zjawiskiem niszowym, jeszcze nie musi konspirować, ale już zmuszany jest do emigracji, na razie wewnętrznej, z jej wszelkimi atrybutami: szklanką herbaty, książką, kocem, jakąś płytą, starą fotografią na ścianie. Potem w końcu każą nam wyp…lać, jak pewna fejsbukowa grupka Kaczyńskiemu. Jak Ministerstwo Kultury zimie. Jak minister Fedak swemu partyjnemu koleżce. Tak to się może skończyć, w tym kierunku to wszystko zmierza. Chyba że uda nam się odwojować jakoś to miejsce pośrodku Europy, ale jakim cudem, pojęcia nie mam…
Okazuje się bowiem, że porządki, zaprowadzone w Polsce we wrześniu 1939, i późniejsza sowiecka okupacja usankcjonowane przez tzw. społeczność międzynarodową pod postacią PRL-u, oraz jej „zeuropeizowana” postać - III RP - jest na rękę nie tylko kręgom niejako „zawodowo” z nią związanym. Obrońcy status quo to nie tylko familie esbeckie, ludzie ze WSI oraz potomkowie komunistycznych aparatczyków (choć w tym zbiorze jakże wielu z nich się mieści, zwłaszcza gwiazdy mainstreamowego tzw. dziennikarstwa mieszczą się idealnie).
Jest jednak rzesza obrońców niejako z wolnego naboru, i – chociaż każdy ich zna, bo pełno ich wszędzie, i rozglądać się specjalnie nie trzeba, to jakoś wymykają się definicji. Pisze o nich właśnie dzisiaj „Rolex” : „jeszcze nigdy z taką mocą nie ujawniły się całe pokłady tej ludzkiej szumowiny, tego marginesu” … Powiedziałabym, ze ten niegdysiejszy margines w czasach nam współczesnych rozlazł się jak kolonia insektów po wszystkich możliwych obszarach życia społecznego, margines awansował, sam siebie uczynił wzorcem z Sevres i wzorzec ten umieścił na szczycie społecznej hierarchii, unieważniając tym aktem hierarchię dawniejszą. Taki prawdziwy bolszewicki przewrót w wymiarze społecznym dokonał się tak naprawdę w ostatnim dwudziestoleciu. Istna rewolucja kontrkulturowa. Spójrzmy na przykład, no, choćby kątem oka, na karierę „królowej” rodzimego szołbiznesu. Od tzw. „wieśniary” z małego miasteczka,o uderzająco złym guście, epatującej publiczność programu „Bar” wulgaryzmami używanymi w charakterze znaków przestankowych, poprzez wspinającą się na szczyt (i nie rozstająca się bynajmniej z wulgaryzmami) „blacharę” aspirującą do roli śpiewającej gwiazdki muzyki pop, aż po obecną na salonach (i ciągle nie rozstającą się z wulgaryzmami) „królową”, „najlepiej ubraną kobietę w Polsce”, laureatkę „prestiżowej” statuetki w kategorii „Artystka Roku”. Kariera ta – jakże charakterystyczna dla naszych czasów – ukazuje zakres owej rewolucji obyczajowej, z jaką mieliśmy w minionych latach do czynienia. Jedyne wartości, o jakich marzą i do których dążą szumowiny wszelkiej maści, to sława i pieniądze. Drogi wiodące do ich zdobycia są nieistotne, metody – bez znaczenia. Tradycyjny podział na dobro i zło – nie istnieje. Symbolem wartości tradycyjnych jest babcia w moherowym berecie, która może być nawet zabawna, o ile zna swoje miejsce. Na marginesie życia, na obrzeżu wielkiego świata. Na wszelki wypadek dobrze jest zabrać jej dowód. A potem pod rękę z Kasią Tusk można wybrać się na zakupy. Ta właśnie hołota, ta awangarda ludzkości wyzwolonej z okowów dobrego obyczaju i zwykłej przyzwoitości wyznacza społeczne trendy. I nie po drodze im z Kaczyńskim, choć nie do końca wiedzą, dlaczego.
Często próbowałam dociec, co decyduje o politycznym guście motłochu. Bo przecież nie wszystko można przypisać wpływom osławionych mentorów, których nazwisk pozwolę sobie tym razem nie wymienić… Co więc sprawia, że wszystkie te młode i niemłode geszefciary z mniejszych i większych miast, wszystkie blachary, włączając w tę liczbę nawet te w stanie spoczynku, wszystkie galerianki i wszyscy cwaniaczkowie od najmniejszych nawet interesów reagują na wzmiankę o Kaczyńskim jak byk na czerwona płachtę? Czułam to jakoś intuicyjnie, ale dziś rolex chyba trafił w dziesiątkę. To uwarunkowana genetycznie nienawiść do państwa polskiego, połączona z dziwnym sentymentem do obcego munduru: szkopskiego, sowieckiego, nie ważne, do każdego, który zapewni (zapewniał zawsze) bułkę, wódkę, słoninę i ochronę. Przy czym dziś bułkę ze słoniną zastąpiły bliny z kawiorem lub sushi serwowane w fajnej knajpce za rogiem.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2273 odsłony
Komentarze
Re: Na marginesie rozważań o bydle
3 Marca, 2011 - 11:29
Taki stan rzeczy wywodzi się z tego, iż Polska po IIWŚ była poddana procesowi komunizacji.
Ze zwykłych wsiowych głupków, pomiotów folwarcznych praczek dającym ruskim szwejom za szare mydło, porobiono sekretarzy, oficerów i dyrektorów.
W okresie swojej świetności ORMO skupiało 400 tys. debili w swoich szeregach.
PZPR to 3 miliony członków.
Dodajmy do tego ZSMP i inne satelity jedynej słusznej partii, to robi się dość duża liczba.
Dzieci z domów gdzie tata był ORMOwcem, miały jednoznacznie wyrobiony światopogląd (Olejnik).
Kołchoźniane elity rozmnażały się, produkując masowo swołocz, która to za elity uchodzi dzisiaj.
Dodając do tego wszystkiego medialny lans wszelkich wynaturzeń oraz wściekłą walkę z jakimikolwiek przejawami moralności, mamy odpowiedź na pytanie "skąd się to bydło bierze".
Wysyp tego gnojstwa dzisiaj spowodowany jest tym, iż za sprawą pewnego idioty od bigosowania, WSI przeżywają swoją drugą młodość.
Jeżeli się dobrze przyjrzeć gajowemu, to łatwo stwierdzić, że to on jest głównym czynnikiem powodującym reinkarnację bolszewii.
Zrobić bandytę jaruzela swoim doradcą, to jest taniec morderców na grobach swoich ofiar.
Na linii Warszawa-Moskwa, to ten pajac gra pierwsze skrzypce.
Tusk już w zasadzie się nie liczy.
Jego to już nawet Angela olewa, nie mówiąc o członkach PO.
A.Ścios w jednym ze swoich wpisów nazwał gajowego najbardziej niebezpiecznym dla Polski człowiekiem od IIWŚ i ja z tą tezą się zgadzam.
Pozdrawiam.
Gajowy
3 Marca, 2011 - 12:30
Z druzgocącą oceną Gajowego zgadzam się jak najbardziej - mimo iż odgrywał rolę "konserwatysty", i przywlókł się do PO pod rękę z Rokitą gdzieś z rejonów Stronnictwa Konserwatywno - Ludowego (chyba, że się mylę), zawsze wydawał mi się mocno podejrzany, zwłaszcza że to on właśnie pierwszy podniósł publiczny lament po zwycięstwie wyborczym Pisu, wypowiadając pamiętną frazę: "szkoda Polski..." z bazyliszkowym uśmieszkiem na ustach. Był jednak mimo wszystko dość zakonspirowany, razem ze swoją małżonką o arcyciekawej genealogii, jakie to dziwne swoją drogą, że nikt nie zainteresował się ubeckimi korzeniami tej familii prze aktem głosowania, przy tych dzidziach z bezpieki dziadek z Wermachtu to pikuś.
Pozdrawiam
Dama Pik
Dama Pik
Na marginesie rozważań o bydle
3 Marca, 2011 - 13:31
Wybory były przeprowadzone do kitu.
Kaczyński ma rację.