Powstanie Grupy Destrukcyjnej Konrada Wawelberga
Członkowie grup do zadań specjalnych Tadeusza Puszczyńskiego - ” Wawelberga” po wysadzeniu około północy 2 maja 1921r. 7 mostów i torów w celu uniemożliwienia Niemcom szybkiej dyslokacji wojsk, mieli punkt zborny w Kamieniu Śląskim. Tam wycofywali się powstańcy z Grup „A” i „UE”. Już w dniach 5-6 maja zgłosiło się 30 bojowców. Ich wyszkolenie znacznie przewyższało zwykłych powstańców, więc po krótkim odpoczynku zostali włączeni do walk. 6 maja poinformowano ich, że przeciwko powstańcom walczącym o Strzelce Opolskie od 4 maja wystąpili czynnie Włosi – strzelcy alpejscy wspierani artylerią francuską. Niemcy również uczestniczyli w tej walce. Polacy zmuszeni byli wycofać się z miasta do Warmuntowic. Włosi wzięli jako zakładników grupę polskich działaczy.
Puszczyński na czele swego oddziału natychmiast ruszył na pomoc. Okazało się, że dowódca powstańczego zgrupowania „Harden” kpt . Czesław Konwerski przyjął 5 maja zaproszenie na rozmowy z Włochami. Na pertraktacje poszedł ze swoim zastępcą i obaj zostali aresztowani. Zdołał jednak wysłać rozkaz zdobycia miasta. „Jednakże powstańcy cofnęli się bez wystrzału, bowiem Włosi ruszyli do ataku pędząc przed sobą bezbronnych zakładników” – czytamy w książce Zyty Zarzyckiej w Polskie Działania Specjalne na Górnym Śląsku 1919- 1921. s. 138.
Chaos panujący w sztabie próbował opanować przybyły tuż przed „Wawelbergiem” kpt. Roman Horoszkiewicz „Roman”. Kpt. Puszczyński przejął dowodzenie około południa 6 maja. Podzielił swoich ludzi na patrole w celu nawiązania kontaktu z innymi oddziałami powstańczymi dla skoordynowania działań i ściągnięcia posiłków. Okazało się, że wszystkie pobliskie oddziały są w boju. Rezerw brak. Udało się jednak nawiązać kontakt z Toszkiem położonym w odległości 30 km od Warmuntowic. Stacjonował tam z dwoma batalionami Ludwik Romanowski „Śmiały”. Po rozmowie telefonicznej z Wawelbergiem zarekwirowanym pociągiem przewiózł swoich ludzi do miejsca stacjonowania Wawelberga.
Atak na Strzelce Opolskie planowano pomiędzy godziną 16 a 17, nie czekając na wsparcie zgrupowania „Śmiałego”. Wierzono, że nadejdzie. „W trakcie tych przygotowań zjawił się w Warmuntowicach konsul generalny RP z Opola Daniel Kęszycki, wraz z grupą oficerów alianckich, wśród których byli Włosi i Francuzi z załogi w Strzelcach Opolskich. Rozmowa miała charakter nader burzliwy. Oficerowie alianccy żądali, aby powstańcy zaniechali natarcia na miasto. Posunięto się nawet do gróźb uśmiercenia zakładników, łącznie z kpt. Konwerskim. Konsul generalny groził oficerom degradacją i sądem polowym. Ale powstańczy oficerowie byli nieustępliwi..” – opisała Zyta Zarzycka w swej książce s. 139.
Puszczyński postanowił wywrzeć nacisk psychologiczny. Rozkazał swemu oddziałowi dywersyjnemu kilka razy przemaszerować przed kwaterą, gdzie toczyły się rozmowy. Zmierzch zapadł i nie można było rozpoznać tych samych żołnierzy. Wtedy zameldował się w kwaterze Puszczyńskiego Romanowski na czele 600 powstańców.
Wawelberg żądał natychmiastowego uwolnienia przez Włochów wszystkich zakładników, zgody aliantów na swobodny przemarsz powstańców przez miasto. Chciano też rozbroić Włochów ale zrezygnowano z tego ze względu na możliwość międzynarodowych reperkusji. Puszczyński tak opisał demonstrację swej siły: „ W tej chwili jednak wpadł do pokoju oficer z meldunkiem, że bataliony por. „Śmiałego” stoją już w szyku marszowym. Wyprowadziłem swoich gości na ganek oberży, z którego widać było uszeregowane na drodze bataliony. Długie szeregi, uzbrojonych ludzi ciągnęły się, jak okiem sięgnąć i ginęły w ciemności. Wrażenie było niewątpliwie poważne….” – Meissner, op.cit., s.354 nn. Por. Puszczyński, Studium bez tytułu, jw., Rozdział IV Bitwa o wielkie Strzelce, bs.
Rokowania zostały uwieńczone pełnym sukcesem. Oficerowie alianccy przystali na wszystkie warunki powstańców. Nowym dowódcą zgrupowania „Harden” został kpt Teodor Kulik „Bogdan” od tego czasu brygada ta znana była jako podgrupa „Bogdan”.
Puszczyński ze swymi ludźmi udał się do Radzionkowa, gdzie mieli wycofać się po wysadzeniu mostów ci wszyscy dywersanci, którzy nie mogli dotrzeć do Kamienia Śl. Akcja mosty zaskoczyła Niemców bardziej niż wybuch powstania. Pierwszym opracowaniem niemieckim o polskich akcjach specjalnych było wydane w Gliwicach w 1922r. Studium W. Schustera „Ein vergewaltiges Volk. Der polnische Maiaufstand 1921 in Oberschesien”. Jest to propagandówka o wyjątkowo antypolskim nastawieniu.
Wcielenie doskonale wyszkolonych dywersantów do normalnych oddziałów powstańczych mijało się z celem. Puszczyński przewidywał, że Niemcy ockną się z zaskoczenia i przejdą do kontrataku. Potrzebni będą zatem świetnie wyszkoleni i karni ludzie, którzy w razie potrzeby są w stanie przeprowadzić dowolne akcje dywersyjne. Już 7 maja, czyli w dniu przyjazdu do Radzionkowa, Puszczyński zwołał naradę oficerów. W planach operacyjnych III Powstania był przewidziany wariant obronny. Postanowiono rozbudować były Referat Destrukcji. Ppor. Charaszkiewicz „Eugeniusz” zażądał od Dowództwa (NDWP) skierowania do dyspozycji kpt. Puszczyńskiego por. Krukowskiego byłego zastępcę Referatu do Zadań specjalnych w II Powstaniu i sporej grupy ochotników. Opracowano plan, w którym zapisano: „Referat Dywersyjny zostaje rozbudowany przez wcielenie nowych ochotników i specjalne wyposażenie ilościowe i jakościowe, potrzebne do wykonania nowych zadań w nowych warunkach. Nowa organizacja otrzymuje nazwę Grupy Destrukcyjnej Wawelberga. Grupa Destrukcyjna, mimo że działać będzie na odcinkach trzech grup liniowych, podlega przez swego dowódcę tylko Naczelnemu Dowództwu Wojsk Powstańczych. Każdy rozkaz destrukcji musi być podpisany przez Wawelberga, który wydaje go na rozkaz D-wa Wojsk Powstańczych. Zadania Grupy Wawelberga: Wzmocnienie powstańczej linii obronnej przez przeprowadzenie zniszczeń na naszym przedpolu, o ile by Niemcy silnie zaczęli przeć naprzód.” – Puszczyński, Studium bez tytułu, Rozdział VI , Przybycie do Naczelnego Dowództwa Wojsk Powstańczych.
Grupa Wawelberga musiała nie tylko odbudować stan osobowy po aresztowaniach podczas odwrotu po Akcji „Mosty”, ale musiała znacznie powiększyć swój skład. Tymczasem kolejni oficerowie opuścili oddział „Wawelberga” Kpt Pobóg - Prusinowski „Auerbach” został powołany na szefa grupy fortyfikacyjnej przy dowództwie GO „Wschód” a por. Morelowski „Schmidt”, został przydzielony do załogi jednego z powstańczych pociągów pancernych.
Do Grupy Wawelberga trafili natomiast, znani jeszcze z działalności przed II Powstaniem por. Henryk Krukowski i ppor. Stanisław Machnicki. Przybyli też nowi saperzy por. Kazimierz Biesiekierski, podporucznicy Stefan Iwański, Tadeusz Marynowski i Władysław Wyszyński. Por. Dobiesław Damięcki „Damian” nie był wprawdzie saperem ale również dołączył do wawelbergowców. Na wieść o wybuchu powstania zameldowali się u Puszczyńskiego też nieobecni w akcji „Mosty” por. Wacław Wardaszko i szer.Kazimierz Kuszell.
Słynni bojowcy PPS Stanisław Dubois, Bohdan de Nissau i Michał Kaczorowski zwerbowali studentów, członków Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej. To właśnie dzięki studentom zwiększyła się ilość podoficerów i szeregowych. Do Wawelberga trafiło też 12 kadetów z dwóch istniejących wtedy w Polsce korpusów - we Lwowie i Modlinie. Nic nie znaczył dla nich rozkaz MSWojsk. powrotu kadetów do szkół. Na wieść, że Ślązacy po raz trzeci chwycili za broń, uciekli z koszar i podążyli do powstania. Byli Polakami i nie mogli swoich ze Śląska zostawić w potrzebie. Jan Kazimierz Wiszniowski późniejszy płk artylerii tak wspominał po latach: „ z kwater w Modlinie wyruszyliśmy bardzo wcześnie, obładowani w plecaki i chlebaki. Prawdopodobnie nikt naszej ucieczki przed pobudką nie zauważył. Wyskoczyliśmy przez okna i łatwo dotarliśmy na dworzec. Szczęśliwie dojechaliśmy do Warszawy, a potem do Sosnowca…. Przy przejściu granicznej Przemszy nie było żadnych kłopotów….” – relacja przedstawiona przez Zytę Zarzycką. s. 144.
W sumie 120 kadetów zameldowało się w Naczelnej Komendzie Wojsk Powstańczych (NKWP). Do grupy Wawelberga trafili: Henryk Szilagyi, Heliodor Romanowski i Jerzy Eiserman z korpousu Kadetów Nr 1 we Lwowie i Bohdan Danecki, Feliks Dutkiewicz, Tadeusz Horodeński, Piotr Humnicki, Tadeusz Karśnicki, Witold Kopytyński, Tomasz Piotrowski, Jan Kazimierz Wiszniowski i Mieczysław Zóbek z Korpusu Kadetów nr 2 w Modlinie . Dwunastu dzielnych kadetów przechodziło razem z innymi ochotnikami szkolenia saperskie. Bardzo młodzi ochotnicy z Wojska Polskiego uczyli nie wiele młodszych od siebie kursantów. Zdarzały się przeto różne niespodzianki. „Pierwszy pokaz miał się odbyć na małym jeziorku, które wytworzyło się w nieużywanym od lat szybie górniczym. Zapakował instruktor kilka kg melinitu w gruby papier i do tej paczki przywiązał spory kamień. Do paczki dołączony był lont długości ca 1-1,5 m . Paczka miała utonąć i wybuchnąć pod wodą, powodując fascynującą fontannę. Ten pokaz się nie udał, bo kamień się urwał, a materiał wybuchowy pływał po powierzchni, lont syczał i po chwili nastąpił wybuch. Ale nas już nie było w pobliżu. Inną atrakcją było wysadzenie w powietrze dużego komina fabrycznego, który od lat nie był używany. Ten pokaz się udał. Wyglądało to zazwyczaj malowniczo…”- wspominał po latach płk. J.K. Wiszniowski. ( Zyta Zarzycka, Polskie Działanie Specjalne s. 145)
Grupa Wawelberga miała być użyta na tyłach wroga w przypadku, gdyby oddziały powstańcze musiały się cofać. Chodziło o dezorganizację w niemieckich szeregach i opóźnienie posuwania się ich wojsk do przodu. Dowódcami oddziałów w Grupie Wawelberga byli uczestnicy akcji „Mosty”. Byli oni świetnie obeznani z terenem i działalnością tego typu. Wzmocniono „wawelbergowców” przez skierowanie do oddziałów, doradców technicznych - saperów przybyłych ochotniczo z polskiego wojska. Byli oni na stanowiskach zastępców dowódców. „Nierzadko, z racji na ochotniczy nabór do powstańczej armii, zdarzało się, iż oddziałami dowodzili podchorążowie, a ich zastępcami byli oficerowie (właśnie ci saperzy ochotnicy – przyp. red.), np. w oddziale pchor. Tadeusza Meissnera („Tadek”) zastępcą był por. sap. Kazimierz Biesiekierski, w oddziale pchor. Janusza Meissnera („Orski”) funkcje te pełnił ppor. sap. Władysław Wyszyński, a w oddziale por. Henryka Krukowskiego – ppor. sap. Tadeusz Marynowski” – napisała w swej książce Zyta Zarzycka s.146. Warto tutaj zwrócić uwagę na to, że w szeregach pełni poświecenia powstańców, nie liczyły się ambicje – liczyła się skuteczność. Nie zaszczyty - a walka.
Grupa Wawelberga nie stała się jednak oddziałem inżynieryjno–saperskim. Szefem Inżynierii i saperów przy w NKWP był kpt. Marszałek. („Rynkowski”). Przy każdej z trzech Grup Operacyjnych istniały oddziały saperskie i tak w GO „Wschód” dowódcą kpt. Prusinowski, GO ”Północ” mjr Meżyński („Kościeka”) a w GO „Południe” por. Karol Levittoux.
Podaję te informacje tak szczegółowo by pokazać prawdziwych bohaterów i uzmysłowić jak potrafią się Polacy szybko i wspaniale organizować. Zbudować armię błyskawicznie, jak szybko podoficerowie Ślązacy po przeszkoleniu stali się oficerami i sprawnymi dowódcami. Mieliśmy wiele doświadczeń i powstań za sobą. Jesteśmy jako Polacy mistrzami konspiracji. Nigdzie na świecie nie było też odpowiednika Armii Krajowej, która na Śląsku była silna i doskonale zakonspirowana.
Gdyby nie głupota przywódców- polityków podejmujących decyzje w powstaniu, Niemcy nie mieli by nami szans a niemal cały obszar plebiscytowy, gdzie zwyciężyli Polacy, byłby w Polsce już od 1922r.
W pierwszych dniach drugiej dekady maja odziały powstańcze zakończyły ofensywę. Zgodnie z planem operacyjnym umocniły się na linii Odry, od Olzy, przez Gogolin , Kamień Śląski – Izbicko – Krośnica – Staniszcze Wlk. –Myślina - Radawie – Chcianowice – Gorzów Śląski aż do granicy z RP. Wywiad powstańczy doniósł, że Niemcy koncentrują się pod Krapkowicami.
Wiadomo było, że uderzenie pójdzie na Kędzierzyn nie wiadomo było tylko, z którego kierunku i gdzie wróg uderzy. Niemcom chodziło o oswobodzenie Gliwic, bo tam znalazły się duże ich siły, blokowane przez powstańców przez cernowanie miasta. Połączenie tych sił sprawiłoby, że droga do okręgu przemysłowego byłaby otwarta. Wszystko to uwzględniono w planach i zadaniach Grupy Wawelberga. Podzielono ją na trzy podgrupy zgodnie z nazwami Grup Operacyjnych. Dowódca podgrupy pozostawał na etacie dowódcy pułku, dowódca podgrupy destrukcyjnej na etacie dowódcy batalionu, dowódca oddziału na etacie dowódcy kompanii a dowódca obiektu na etacie dowódcy plutonu. Tak więc Niemcom przyszło się bić z armią powstańczą a nie pospolitym ruszeniem. Trzeba pamiętać, że zaledwie 2 lata wcześniej skończyła się wojna i powstańcy mieli kilkuletnie doświadczenie frontowe w szeregach Reichswery.
11 maja 1921r. oddziały grupy destrukcyjnej „Wawelberga” opuszczały Radzionków i wyruszały na front. Przed odejściem każdy dowódca oddziału otrzymywał od kpt. Puszczyńskiego szczegółową instrukcję, której fragmenty warto zacytować: „Punktem honoru oddziałów destrukcyjnych powinno być, aby odłamki wysadzanych obiektów padały na głowy atakujących Niemców.
Ambicją tak dowódców oddziałów, jak i ich członków powinno być dokonywanie zniszczeń w ten sposób, aby doraźna ich odbudowa była niemożliwością….” - podała Zyta Zarzycka w swej pracy s.147.
Instrukcja NKWP nakazywała dowódcom oddziałów dywersyjnych opracowanie planów zniszczeń nawet do 30 km za linią frontu. Zabraniano natomiast wysadzania mostów przed powstańczymi oddziałami, aby nie blokować ewentualnego odwrotu. Kpt. Tadeusz Puszczyński wydał też polecenie, by dywersje o charakterze politycznym wykonywali jedynie członkowie Grupy Wawelberga, natomiast przy dokonywaniu zniszczeń o charakterze militarnym mogły uczestniczyć też liniowe oddziały.
Popularny na Śląsku stawał się wiersz z 1920r. napisany przez Jana Nikodema Jaronia w I rocznicę I Powstania Śląskiego.
"Zaledwo na niebie zakrwawił się świt…"
Zaklinam was, Bracia, wracajcie przebóg!
Zagłada was czeka: przemożny jest wróg.
Po trzykroć was wzywam, rozważcie swój czyn:
Niechybnie stracony i ojciec i syn.
A choćby nad nami się zapaść miał świat:
Nie będzie już dłużej urągał nam kat.
A choćby pod nami miał rozpaść się grunt:
Na wroga idziemy, na zemstę, na sąd!
Zaledwo na niebie zakrwawił się świt,
Roiło się w polu od strzelb i od dzid.
Nim sygnał we wiosce raz pierwszy dał kur,
Ku strażom grencszuców zaciągnął się sznur.
Kto padł niechaj leży! Dziś pomścić się trza!
Dzikiego grencszuca ubijem jak psa!
Hej naprzód, junacy! Tam czyha nasz wróg:
Dziś hasłem nam będzie: Ojczyzna i Bóg!
Łoskoty od salw uderzają jak grzmot:
Tu Donar, tu Perun, rzucają swój młot-
Dla dwóch tych żywiołów za ciasny jest gmach:
Dwa światy się zwarły: tu German, tu Lach.
Rozpierzchnął się grencszuc przez pola tam w bok,
Junacy powstańcy ścigają go w skok,
Kto w biegu jak zając nie umknął gdzieś w rów,
Legł kulą trafiony „Tam leż i bądź zdrów”!
Zwycięscy Polacy wracają przez wieś,
Chorągwie ich z domów witają gdzieś – gdzieś.
Radości prawdziwej ogarnął ich szał,
Gdy sztandar nasz polski z ratusza już wiał.
I z wieży kościelnej sztandary z wszech stron,
Spiżowym językiem hymn niebios grzmiał dzwon.
Rozlega się radość wśród śląskich tych ziem:
Już wróg zwyciężony, to czuję i wiem.
Zgrzytając zębami kraj polski brał kat,
A bagnet torował mu drogę do chat.
Pancerne pociągi zagrały po wsiach,
Armaty zdusiły powstanie w trzech dniach.
Kto polskie miał imię, ten poszedł na rzeź;
I starców i dzieci pędzono przez wieś;
Kolbami ich bito i pluto im w twarz;
„Hoch Deutschland” precz z Polską” – to śmierci był marsz.
Precz poszli oprawcy, co siali tu strach.
Nasz Śląsk, co się znurzył we krwi i we łzach,
Przez czyn bohaterski wolności wziął chrzest,
Dał poznać się światu, że polskim wciąż jest.
Bóg i Ojczyzna! Nasze hasło i zew.
Za wolność da Ślązak swe życie i krew:
Niech kwitnie ten kwiat górnośląski wśród wiąsk-
Niech żyje nam Polska, niech żyje nam Śląsk!
Jadwiga Chmielowska
Tekst ukazał się w GAZECIE ŚLĄSKIEJ z 2.03.2012
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3693 odsłony
Komentarze
Autorka
4 Marca, 2012 - 16:24
Tekst bardzo przemawiający do wyobraźni.
Piękny patriotyczny wiersz.
Na marginesie: W Warszawie w latach 1946/47 otwarta
została Wyzsza Szkoła im.Wawelberga,która w latach późniejszych
weszła w skład Politechniki Warszawskiej.
Pozdrawiam.
@ ALI
5 Marca, 2012 - 02:47
Konrad Wawelberg był pseudonimem Tadeusza Puszczyńskiego dowódcy grupy dywersyjnej, zwanej też Grupą Wawelberga. Używał też innych pseudonimów: Zapała, Konrad.
Średnią Szkołę Mechaniczno-Techniczną w Warszawie ufundował w 1895 r. Hipolit Wawelberg wraz ze wspólnikiem Stanisławem Rotwandem, przekształconą w 1906 r. w Szkołę Mechaniczno-Techniczną H. Wawelberga i S. Rotwanda.
Od 1919 do 1939 Szkoła posiadała status uczelni wyższej, choć jej absolwenci nie mieli prawa do tytułu inżyniera. Przyznano im natomiast prawo do zajmowania stanowisk I kategorii w państwowej służbie cywilnej.
Szkoła jako jedna z nielicznych działała w czasie II wojny światowej. Niemcy skrócili naukę do 2 lat i zmienili nazwę na Państwowa Szkoła Techniczna II stopnia.
Po zakończeniu wojny Szkoła wznowiła nauczanie, a w grudniu 1945 roku ministerstwo przyznało jej prawo nadawania absolwentom tytułu inżyniera i ustaliło nazwę: Szkoła Inżynierska im. H. Wawelberga i S. Rotwanda w Warszawie.
Rozporządzenie Rady Ministrów z 24 października 1951 r. przyniosło decyzję o likwidacji Szkoły i włączeniu jej do Politechniki Warszawskiej. W opinii środowisk „wawelberczyków” przyczyną takiej decyzji były głównie względy polityczne.
Re: @ ALI
5 Marca, 2012 - 12:43
Dziękuję serdecznie za wyjaśnienie. Jak wiele ciekawych rzeczy z naszej historii można się dowiedzieć!
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart