Beljung - czyli jak oszwabić Szwabów

Obrazek użytkownika Jadwiga Chmielowska
Historia

Łączniczka ZWZ, Elżbieta Orlińska ps. „Kinga”, pracowała w zakładzie fryzjerskim. Zobaczył ją przez szybę Mikołaj Beljung - to była miłość od pierwszego wejrzenia. Zaczęli się spotykać. W rozmowach Mikołaj nie ukrywał, co myśli o Hitlerze i wojnie. Był Węgrem, pochodził z Siedmiogrodu z mieszanej węgiersko – francuskiej rodziny. „Kinga” powiadomiła swoich zwierzchników o nowej znajomości.

Rozpoczęto procedurę sprawdzającą. Okazało się, że był z niego niezły „gagatek”. Urodził się w 1914 r. w Loguj. Ojciec był Francuzem, prowadził interesy, a matka Katarzyna z domu Schering, Węgierką. Mikołaj skończył szkołę handlową i miał przejąć rodzinną firmę. Podczas pobytu we Francji wdał się w jakąś większą awanturę, połączoną z bójką. Groził mu areszt. Aby uniknąć konsekwencji, wstąpił na ochotnika do Legii Cudzoziemskiej. Zwyczaje tam panujące nie były do pogodzenia z temperamentem dumnego Węgra. Zdezerterował i trafił do więzienia, najpierw w Hiszpanii, a później we Francji. Udało mu się uciec. Przedostał się do Niemiec. Błyskawicznie nawiązał kontakt z przeciwnikami Hitlera. Został aresztowany i trafił do wiezienia w Saarbrucken. Uratował go paszport węgierski, ale nie na długo. Zaliczył kolejne wiezienie - na Pankracu w Pradze Czeskiej. Tam zastał go wybuch wojny. Nie przyznawał się do winy, więc otrzymał nakaz wyjazdu do Katowic. Został zatrudniony jako pracownik niemieckiego biura przesiedleńczego.

Orlińska dostała zgodę na zwerbowanie swego nowego przyjaciela do ZWZ. Beljung złożył przysięgę w 1941r. Przyjął pseudonim „Miki”. „W towarzystwie „Nowiny” i innych Polaków „Miki” odnalazł siebie” – napisał J. Niekrasz w Z dziejów AK na Ślasku” s.200.
Znał perfekt język niemiecki, francuski i rumuński. Posługiwał się też dialektem saksońskim, berlińskim i wiedeńskim.

Pierwszym zadaniem „Mikrego” było zamówienie w sosnowieckiej drukarni stu sztuk blankietów „Der Reichsfűhrer SS und Chef der Deutschen Polizei, Reichsminister de Innern". Po podrobieniu podpisu, można było te formularze wykorzystywać nie tylko do podróży i przeprowadzania operacji finansowych, ale nawet do zakupu broni.

„Do najśmielszych jego akcji zaliczyć trzeba zakup broni dla polskiej konspiracji w ówczesnym Protektoracie Czech i Moraw w Ostrawie. „Miki” wyjechał tam w przebraniu – jako Obersturmführer SS Karl Heimbach. Miał nie tylko sfałszowane dokumenty osobiste, ale również pełną dokumentację, pozwalającą na zakup broni krótkiej. W Ostrawie była tzw. Waffenverkaufstelle – miejsce zakupu broni dla administracji i organizacji o charakterze wojskowym. Broń miała być rzekomo przeznaczona dla organizacji Todta we Lwowie. W czasie dokonywania transakcji okazało się, że poza dokumentami umożliwiającymi zakup, które nie wzbudziły żadnych podejrzeń, konieczne jest nadto zezwolenie władz policyjnych na wywóz broni z Protektoratu. Tego nie przewidziano, ale Beljung nie zrezygnował z wykonania zadania, udał się do prezydenta policji i tam zdołał uzyskać uzupełnienie dokumentacji. Prezydent pożegnał Beljunga kieliszkiem koniaku.” – opisał Niekrasz w swojej w książce s.200.

Tak w ręce Śląskiej AK trafiło 500 pistoletów. Grażyna Kuźnik w artykule „Śląski kapitan Kloss”, "Dziennik Zachodni" nr 204, 1 września 2006, s. 21, podaje więcej szczegółów tej akcji. Okazuje się, że Beljung do Ostrawy pojechał jako Karl Heimbach ze Lwowa. „Wcielił się w rolę wściekłego esesmana, któremu bezczelnie się odmawia i pomaszerował wprost do szefa policji. Tam stwierdził, że pismo wykonał jakiś inwalida wojenny trafiony w głowę, z takimi ludźmi musi na Wschodzie pracować, a oni są łatwym celem dla wrogów, więc potrzeba im dużo broni.” „Miki” był wyśmienitym aktorem. To ułatwiało mu wychodzenie z wielkich opresji. Był pewny siebie i szedł na pewniaka, wręcz na bezczelnego. W sytuacjach zagrożenia przechodził do ataku, gromił nieporządki, był zasadniczy, straszył rozliczeniem i wysłaniem karnie na front wschodni! Kiedy był w mundurze wysokiego ranga SS-mana, robiło to wrażenie. Wiedział, jak traktować Niemców, kiedy tulą uszy po sobie. Podczas wizyty w mysłowickim więzieniu towarzyszył Beljungowi w charakterze adiutanta - dowódca inspektoratu katowickiego, Stacherski ps.„Nowina”.

Ignacy Sikora ps. "Tur" tak wspominał akcję, w której współuczestniczył z „Mikim”: "Dostałem polecenie udziału w poważnej operacji. Z Generalnej Guberni nadeszły pieniądze. Nasz człowiek, Miki, występujący jako oficer SS, miał je wymienić w Banku Rzeszy na marki. Otrzymałem zadanie ubezpieczać „Mikiego”. Bank mieścił się w bocznej uliczce koło kościoła w Katowicach. Obserwowałem, jak Miki w przebraniu esesmana wchodzi do banku. Po pewnym czasie wyszedł niosąc walizeczkę. Doszliśmy za nim aż do ulicy Teatralnej i tu przejąłem walizkę u całą zawartością".

Raz tylko o mało nie wpadł w Gliwicach. Urzędniczka bankowa włączyła alarm, ale udało mu się uciec, zanim zamknęła się krata.
W wywiadzie udzielonym w 1969r, Tadeuszowi Flisiakowi, Beljung wspominał: "Dostałem fałszywą legitymację służbową na nazwisko SS oberscharfűhrera Karla Heimbacha, urodzonego 5 marca 1914 roku w Petrowitz, Kreis Kattowitz. Drugi Dienstausweis miałem na nazwisko Peter Andron, z tą samą datą urodzenia. Byłem więc oficerem SS, pracującym w administracji, na co wskazywały otoki na kołnierzu, srebrno-czarne. Patrole z Waffen SS nie interesowały się administracją".(cykl „Wcielenia Mikego”. „Trybuna Robotnicza” 20-21 XII; 27-28.XII.1969, 3-4 I 1970r)

Peter Andron był eleganckim biznesmenem, przemysłowcem - można powiedzieć wiedeńczykiem z wyższych sfer. Zmiana akcentu nie stanowiła dla „Mikego” problemu. Mógł też udawać Francuza.
„Czasem Andron zlecał operacje dewizowe Heimbachowi lub odwrotnie. Pieniądze trafiały do kasy śląskiego ruchu oporu. Z Heimbachem spotykali się esesmani, z Andronem wysoko postawieni Niemcy. Ginęły im dokumenty, pisma, nigdy jednak nie podejrzewali o to zasadniczego Karla czy wytwornego Petera.” – pisała w swoim artykule Grażyna Kuźnik (Śląski kapitan Kloss, "Dziennik Zachodni" nr 204, 1 września 2006, s. 21.
http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/536815,hans-kloss-istnial-naprawde-to-mikolaj-beljung,id,t.html)

Niemcy nigdy nie podejrzewali Karla Heimbacha ani Petera Androna. Gestapo natomiast zaczęło interesować się samym Bejungiem. „Miki” był głównym wysłannikiem śląskiej AK na teren Rzeszy. W pewnym momencie musiał przenieść się jako Andron do Wiednia. Na krótko przed zakończeniem wojny zamówił z Wiednia „błyskawiczną rozmowę telefoniczną z szefem Gestapo w Katowicach, Johannesem Thümmlerem, powiadomił go, że jest w Wiedniu i wyjeżdża do Budapesztu ( faktycznie udawał się w tym dniu z łączniczką Elą Orlińską na Śląsk). Zawiadamiał Thümmlera, że już niedługo role się odwrócą i że on, w imieniu polskich władz, będzie jego poszukiwał.” – podaje J. Niekrasz w swojej książce s.200,201).

Rzeczywistość okazała się inna. Thümmler, który nie tylko był szefem Gestapo, ale i z urzędu przewodniczącym sądu policyjnego, po wojnie zamieszkał w Oberkochen w Badenii – Wirtembergii. Pomimo, że jego dokładny adres był znany Centrali Ścigania Zbrodni Hitlerowskich w Ludwigsburgu, jeszcze w 1982 r. żył sobie spokojnie, nie nękany przez nikogo.

Natomiast Beljung do końca wojny ukrywał się w Rudzie Śląskiej. Później przesiedział kilka lat w PRL-owskim więzieniu za działalność w AK. Gdy odzyskał wolność, to nie chwalił się już swoją przeszłością. Był trenerem piłki nożnej, pierwszym dyrektorem Stadionu Śląskiego, kierował gminnymi spółdzielniami Samopomocy Chłopskiej, zakładem budowlanym, a nawet restauracją "Hungaria" w Katowicach.

Dobrze rozszyfrował nowych władców PRL, dalej zdolności aktorskie się przydawały. Dzięki temu mógł przeżyć. Doskonale wcielał się w role i udawał, że na wszystkim się zna. W końcu aparatczycy PRL nie różnili się mentalnie od sługusów Hitlera. Zmarł w 1974 r. w Katowicach. Nie jest na Śląsku postacią znaną. Nikt nie zrobił o nim filmu. Wszak młodzież w III RP ma się wstydzić historii swojego narodu i ma brać przykład z nihilistycznych celebrytów. A może bracia Węgrzy pomogą? To w końcu też ich bohater, walczący o „naszą i waszą wolność”.

Jadwiga Chmielowska

Opublikowano w Gazecie Śląskiej 11 stycznia 2012r.

Brak głosów

Komentarze

Tylko że Polską rządzą Niemcy mający przydziały
Wiec odroczyć trzeba czas tego filmu kręcenia
Jednak temat filmu jest nie do zapomnienia
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#329869