Oratorium ryżego /za "Oratorium GNOM" Szpota/
To nie ranne wstają zorze
jeno wstał gospodarz nasz
ponad ziemie, ponad morze
rzuca blaski ryża twarz!
Promienisty i złocisty,
pewnie nowe ma pomysły
pewnie miał proroczy sen
jak podwyżkę zrobić cen.
Jaki rześki, jaki świeży
wstał z pościeli dziś nasz wódz!
Do PO prędziutko bieży
by rządzenia podjąć trud.
Prędzej! — krzyknął na Niesioła —
Bo mi myśl ucieknie" - woła.
TY Myszkiewicz, prędzej pisz
jak w sondażach zrobić wyż!”
I już niskie czoło marszczy
by do pracy zmusić mózg.
Słychać odgłos sapki starczej
słychać wody w głowie plusk.
Wtem genialny pomysł błyska:
„To śmiertelność jest zbyt niska.
Ach, od dawna tom już czuł!
Krzywa zgonów idzie w dół!
Kiedy wszystko rośnie wokół —
ceny i te nowe ZOMO
musi wzbudzać to niepokój
że wciąż skarbca widać dno.
Teraz rzecz się prostą staje
że zbyt wolno wymierają
teraz mamy na wokandzie:
więcej zgonów w Tuskolandzie!
Hej, staruszku emerycie
zbyt wesoły jest twój los!
Musisz sobie skrócić życie
by ogólny podnieść wzrost.
Tuskolandia młodym krajem
starość państwu nic nie daje
ciebie nic nie czeka już
więc czym prędzej kładź się wzdłuż!
A gdy znikną źli renciści —
Ty Myszkiewicz, prędzej pisz —
to przedpole się oczyści
i my nań wpuścimy wyż.
Gdy wydajność jest do kitu
wiek POdwyższę emerytów —
większy będzie płacy koszt
za to jaki zgonów wzrost!
Ale to jest, mój Niesiole
mego planu tylko pół
bo zapewnić nieboszczykom
teraz trzeba minimum.
Gdy wśród żywych cię nie stanie
w grobie dam ci wyrównanie
lecz że dziś jest drogi grób
więc na raty wpierw go kup!
Zapamiętaj to, młodzieży
że choć dziś ze śmierci kpisz
wkrótce możesz w ziemi leżeć
więc się do Platformy wpisz.
Na Powązkach i na Bródnie
jest o miejsce coraz trudniej
chcesz pochować ciało godnie
składaj forsę w Ambergold-nie
Lecz się na tym nie urywa
Myszkiewiczu wielki plan:
gdy wystrzeli zgonów krzywa
gdzież pochować tyle ciał?
Liczyć z tym na kwaterunek
kiepski byłby to rachunek.
Choćbyś zmniejszył normę stóp
ciężko będzie wciąż o grób.
Lecz i na to ja mam radę
zróbmy w kraju olimpiadę
przy okazji ze dwie nowe
elektrownie atomowe!
Jak pierdykną spalą ciała
popiół miejsca zajmie mało
mój Niesiole, szkoda słów
jam najtęższa z polskich głów!”
I uśmiechnął się jak słońce (Peru)
dobroczyńca nasz i wódz
on, co troszczy się bez końca
jak urządzić polski lud.
Wreszcie znalazł rozwiązanie
mądre, trafne oraz tanie:
choć nie będzie raju w kraju
wkrótce wszyscy będziem w raju!
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1337 odsłon
Komentarze
Szpotański jest ponadczasowy:
8 Czerwca, 2013 - 17:08
Pieśń Czerwonych
Do jasnej cholery
my chcemy opery!
Operę, operę nam daj!
Niech dzwonią ordery
niech pędzą Humbery
czerwony niech złoci się raj!
Niech skończą się ględy
już renty, procenty
o dupę czas potłuc i kwita.
Socjalizm w sam raz
dla ciemnych jest mas
a dla nas rycerska jest kita!
Niech boją się chamy
na chamów my sramy
cham jesteś, bydlaku, to cierp!
Ten kraj jest dla szlachty
co z Tuły i Kiachty
na tankach przywiozła swój herb.
Zabawą wesołą
utwórzmy więc koło
i Gnoma otoczmy pierścieniem.
Hej, nasza różyczko
z mizerną twarzyczką
czas skończyć z tym wiecznym bredzeniem.
Niech zaczną się bale
niech jarzą się sale
muzyka, muzyka niech brzmi!
Zostanie wszak po nas
pustynia czerwona
lecz dzisiaj panowie — to my!
Lament wysokiego dygnitarza - także Szpota
8 Czerwca, 2013 - 17:13
W sekrecie, towarzyszu, powiem wam,
nie bawią już idee mnie ogromne!
W szwajcarskim banku małe konto mam,
że o londyńskim nawet już nie wspomnę.
Mieszkanko niezłe mam w Alei Róż,
na Szucha zaś rozkoszną garsonierę,
przed oknem luksusowy stoi wóz
i wrastam tak powoli w lepszą sferę.
Małżonka, z domu Blikle, damy wzór,
kobieta piękna i niepospolita.
Co czwartek literacki u nas żur,
na którym sama zbiera się elita.
W Oxfordzie kształci się mój starszy syn,
a młodszy jeździ konno i poluje.
Radziwiłł Krzysztof bywa w domu mym
i z lekka żonę moją emabluje.
I nagle — proszę was — on robi wrzask,
że ktoś do kogoś listy pisze!
A cóż ja z tym wspólnego mogę mieć?
Ja o tym wcale nie chcę słyszeć!
Przez ośli upór towarzysza G.
w kabałę niebywałą wpadam!
Spotykam Leszka, wołam: „Leszku, cześć!”,
a on mi, proszę was, nie odpowiada!
I w jakim — proszę was, powiedzcie mi —
w jakim mnie on postawił położeniu!
Mnie, co do Kotta mówię: „Cher ami”,
a ze Słonimskim jestem po imieniu!
Że sam nie bywa, żonę klempę ma,
że nikt nie pragnie znać go z lepszej sfery,
ze złości na margines też nas pcha,
chce nas wyalienować, do cholery!
Ja służę partii już dwadzieścia lat
i różnie, towarzyszu, tam bywało.
Tu człek zarządzał, ówdzie troszkę kradł,
a czasem nawet w nery się kopało!
Lecz dziś — powiedzcie sami — kiedy ślad
tych czasów już zaciera się w pamięci,
człek z każdym w zgodzie żyć by rad,
a on nam znowu zachachmęcił!
Ach, po cóż robić taki wrzask i szum,
jak byśmy byli zagrożeni?
A cóż mi zrobi literatów tłum,
kiedy ja nagan mam w kieszeni?
Rozumiem, że gdy któraś z łap
niepowołanych sięga do koryta,
to trzeba po tej łapie: trach!
Koryto dla nas jest i kwita!
Lecz kiedy wszystkich trzyma się za pysk,
gdy się jak bydło naród doi,
to ja się pytam: „Jakiż on ma zysk,
że poobraża gości moich?”
Ach, towarzyszu drogi, mówię wam,
że się tym wszystkim tylko nerwy zdziera…
Mieszkanko, towarzyszu, prima mam,
ale — paluszki lizać — garsoniera!