MACKINDER, POŻAR W DOMU WARIATÓW I RULETA

Obrazek użytkownika rolex
Świat

Po pierwsze – chiałbym zaapelować, żebyśmy unikali strzelania do rzutek. Rzutki, to są tematy, które nam rzucają do żucia po to, żeby odwrócić naszą uwagę od spraw, które mają dla nas znaczenie. Rzecz jasna kusi, żeby się odnieść, choć krótko... Więc dobrze, poświęcajmy rzutkom najwyżej jedno zdanie. A jakie jest to moje jedno? Voila! Dlaczego doszło do wyjścia „grupy Jacka i Zbyszka” z partii Jarosława? Proste. Jarosław (wujek) kazał Zbyszkowi uczyć się języków i w tym celu zasponsorował Zbyszkowi szkołę językową w Brukseli. Po powrocie Zbyszek miał się pochwalić, ile mu do głowy weszło. Za dużo nie weszło, więc zrobił to, co robią nastolatki nie wytrzymujące poziomu stresu z powodu pały w szkole – uciekł z domu. Tomek Sawyer i Huckleberry Finn. Miłej zabawy na „gigancie”!

A teraz do poważnych tematów. Od tygodnia siedzę i nie mogę się oderwać od czytania, bo pomyślałem sobie, że głupio jest przeoczyć dziejowy moment. Dziejowe, przełomowe momenty, zdarzają się niezwykle rzadko, bo zazwyczaj stoi z przyzwyczajenia. Jak przewidział najwybitniejszy polski geopolityk – Zbigniew Niziurski, rozpoczęła się wielka kołomyja elementarna, a twierdza „Persil” okazuje się być ostatecznie tym, czym zawsze była – ruderą z tajemniczym napisem.

Mina Andżeli Merkel, z której należy kpić, bo stanowi wraz z Sarkozym najzabawniejszy historyczny duet od czasów Laurela i Hardy’ego, choć brakuje mu tej klasy, w zderzeniu z zupełnie poważnym Hu Jintao powinna zostać zapamiętana i pokazywana na wszystkich uniwersyteckich wydziałach nauk politycznych, które pozostaną po wielkiej kołomyi. A cytat: „Nikt nie chce dać pieniędzy...” w zasadzie powinien kończyć historię nowożytnej Europy, bo jest doskonałą puentą.

Dokładnie tak. Nikt nie chce dać pieniędzy, nikt nie chce wysyłać chłopców, żeby po raz kolejny robili porządek w domu wariatów, a przynajmniej od czasu, od kiedy dom wariatów postanowił połączyć się z domem publicznym. To że lafiryndy z wariatami zaprószą pożar było więcej niż pewne, a marines odmówili udziału w akcji, bo jest dym, ciężko się połapać, kto jest kim, a wariaci poprzebierali się za baby i wrzeszcząc latają po zakładzie razem z paniami lekkich obyczajów potęgując zamieszanie.

A przed zasnutym domem wariatów połączonym unią z domem publicznym stoi oddział Czerkieskich Kozaków z mongolskimi posiłkami i czeka. Oferta złożona Kozakom i Mongołom przez "szefową", żeby zakupili przybytek w stanie, w jakim on się teraz znajduje, byłaby śmieszna, gdyby nie była żałosna. Się dopali, to się wyzbiera, co cenne, poza tym jarłyk się bierze, a nie daje.

W takich czasach zazwyczaj odgrzewa się tak zwane „wizje geopolityczne”. Już w kilku miejscach widziałem odgrzane. Dla tych z państwa, którzy się nie zetknęli, krótkie wyjaśnienie. Jest jakoś tak, że ludy prymitywne potrzebują dla objęcia jakiegoś nowego obszaru magicznego uzasadnienia. Potem się to objeżdża z pochodniami, ale najpierw musi być ten magiczny moment. Człowiek współczesny, podobnie jak wszyscy poganie, zgina kark przed niezliczoną ilością bóstw, a jednym z nich jest nauka. Nie twierdzę, że nauka nie jest istotna, twierdzę tutaj, że współczesny, niewyedukowany poganin połknie każdą bzdurę, jeśli mu się solennie zaręczy, że „naukowa”. Dlatego kandydaci do objęcia schedy podpierają się „nauką”. Nie będę zanudzał, do sedna. Otóż czym geopolityka jest? Jest paranaukowym (magicznym) uzasadnieniem „objęcia we władanie” napisanym dla Chana. Jest racjonalizacją jego chęci posiadania, która wcale racjonalna być nie musi. Może chcieć mieć, bo tak.

Kategorie „nauki” geopolityki są całkowicie nienaukowe, a najbardziej kojarzą się z magiczną teorią czakramów. Są jakieś „punkty mocy”, które trzeba odpowiednio połączyć, a wtedy się stabilizuje i rozkwita. Że „nauka” geopolityki jest niczym innym jak narzędziem propagandy widać jasno, jeśli się propagandowa siatkę przyłoży do historii. Przyłożona do przełomu er nakazuje sojusz Rzymu z Chinami, pomija natomiast zupełnie takie miejsce jak Nazaret w zapyziałej Palestynie, analiza geopolityczna końca VI wieku nie odkrywa prowincjonalnej Mekki, po której szlajają się beduini, etc...

W świetle polityki Polska historia toczy się wokół osi konfliktu Kaszubów (ludy morskie) z Góralami (ludy ziemskie :)

Słowem, jest „geopolityka” narzędziem uzasadniania przesuwania się pułków, od biedy można to uznać za in intelektualne zaplecze jakiegoś biuletynu dla tych biedaków w okopach.

A skoro ostatnimi czasy wyciąga się Duginy, Mackindery („Wielka Brytania to grudka węgla otoczona przez ryby”) to znaczy, że jest zapotrzebowania na literaturę okopu.

A zapotrzebowanie jest, bo istotą obecnego kluczowego momentu w dziejach jest wielki transfer własności, który dokonuje się na podstawie przesunięcia zobowiązań wynikających z nieistniejących, wirtualnych walorów. Pewna (i olbrzymia) masa abstrakcji (realizującej się na ekranach komputerów w postaci numerycznej) została powiązana z realnymi składnikami ogólnie rozumianych, ale materialnie istniejących „dóbr”. Abstrakt rozwiał się jak dym złoty, bo ktoś wyłączył komputer i pozostały zobowiązania i dobra. I teraz następuje wielkie przesunięcie, bo pacta sunt servanda.

Ale nie wszystkim się to podoba. Nikt nie lubi być zrobiony na szaro przy pomocy abstraktu, a już zwłaszcza jeśli się siebie postrzega jako zwornik światowego ładu (amerykańska doktryna geopolityczna po poczciwym Mackinderze, wymieszana z bajaniami millenarystów), a już tym bardziej, jeśli „na szaro” zrobili nas Mongołowie przy wsparciu Chazarów i Kałmuków.

I następuje taki moment, znany nam z filmów, kiedy oszukany przy stoliku w portowej melinie marynarz wbija nóż w stół, potem stół wywraca razem z talią znaczonych kart i rozpoczyna „zmianę płaszczyzny prowadzenia dyskusji”.

I to nas czeka. Ale czy są tutaj jakieś elementy pocieszające? Masa elementów i pocieszających i atrakcyjnych w percepcji. Na przykład możemy sobie wygrzebać różne stare gazety i poczytać, co mądra głowa nam opowiadała o różnych rzeczach. Na przykład mnie, akurat w trakcie pisanie, przypomniała się słynna teza (naukowa) serwowana Polakom w czasie wyprzedaży ich banków, że „kapitał nie ma narodowości”. Ciekawe, czy ten kapitał (np. depozyty – owoc ciężkiej harówy) przepłynie do francuskich, włoskich i portugalskich central, żeby pokryć starty wynikłe z gry w ruletę, czy nie? Hę?

I tak to się tam plecie. Wracam do śledzenia.

Brak głosów

Komentarze

Kapitał nie ma narodowości.
Własność społeczna, to własność niczyja.
Zakrzyknęli światli reformatorzy, i puścili
40-to milionowy Naród z torbami.
Ale,żeby nam smutno nie było, na starcie drogi za chlebem,
zbudowali nam mumię i wołają "pamiętać o długach" i "Polsce w budowie".
Ile to już? 80000 na głowę?
Niech żyją reformy!
Krzyknął Urban, wychodząc zza pleców.
Pozdrawiam

"My nie milczymy, my rośniemy,zmieniamy w siłę gorzki gniew- I płynie w żyłach moc tej ziemi, jak sok w konarach starych drzew" Yuhma

Vote up!
0
Vote down!
0
#198325