VIRTUAL HISTORY

Obrazek użytkownika rolex
Kraj

Dzisiaj będzie beletrystycznie, bo idzie weekend, a właśnie odświeżyłem sobie znakomity zbiór esejów pod redakcją Nialla Fergusona „Virtual History”.

Urodzenie się tylko jednego dziecka spośród miliardów urodzonych dzieci w tym mnie, wywołało skutek w postaci datowania. U mnie jest 29 października 2011, u państwa też; taka sama data jest w Turcji i w domu Kazimiery Szczuki. Na skutek jajowatości globu i jego zamiłowania do kręcenia, na świecie jest zawsze dzień „x” danego miesiąca i roku i dzień „x + 1” danego miesiąca i roku. Wiem, że dla niektórych z państwa jest to irytujące, bo – nie ukrywajmy, jest to europocentryzm, chrześcijańska dyktatura, cywilizacja białego człowieka wraz z jego malarstwem i nietolerancja. I globalizacja.

Pierwsi globaliści w swoich synoptikonach pogodzili się ze smutnym faktem ciśnienia kalendarzowej tradycji, ale osunęli oznaczenia, dzięki którym wiemy, że 340 i 340 rok to czasami ten sam rok, a czasami dzieli je lat 678, i zastąpili własnymi: p.n.e. i n.e., co wyszło trochę niefortunnie, ale ciężko było coś innego wymyślić, bo co? D.e. i naszą d.e.? No jakoś głupio. Na datowanie nic się nie poradzi, tak jak na fakt urodzenia dziecka, który wywołał skutek w postaci datowania.

Niemniej czasami dla własnych celów jakoś liczbowo oznaczamy rózne epoki. Na przykład epokę I Rzeczpospolitej, II Rzeczpospolitej, Rzeczpospolitej II i pół, III Rzeczpospolitej, IV Rzeczpospolitej – 70%, i „tera”.

Jak to zwykle bywa, mamy problem z tym „tera”. Problem ze zdefiniowaniem „tera” mają wszyscy. Nikt do końca nie wie, jakie to „tera” jest. Waldemar Pawlak ma duży problem, Grzegorz Schetyna ma duży problem, bo okazało się, że nie żadne tam drużynowe fajne kopanie balona, jak im się wydawało, i załatwianie klawych interesów, ale „zdejmij spodnie i przodem do ściany”. Miał być marszałek i wicepremier, a tu może być oskarżony i zadłużony po uszy.

Mnie wygląda na to, że obydwaj panowie myśleli, że po IV Rzeczpospolitej, wróciliśmy do Rzeczpospolitej III, gdzie wszystko szło gładko, dopóki A nie zasypał L. Wtedy była „padaczka”, ale po tym jak wszyscy zobaczyli czym kończą się kłótnie, a kończyły się pakowaniem kompletów bielizny, pasty do zębów i szczoteczki, żeby było na rano, to wrócimy do tego, co było już robione, a tu takie zaskoczenie.

Po prostu każdy etap ma swoją prawdę i dwa razy nie wchodzi się do tej samej wody. Powołanie towarzysza Millera w formie przypomnienia krajowi i światu, że chcemy III RP, spotkało się z zimną obojętnością, bo pamiętamy, że końcem końców środowiska post-pezetperowskie zawiodły Wielkie Oko, choć sam premier Miller nie zawiódł nigdy, nawet jak go wyduśdali w Langley.

Wielkie Oko ma swoje zasady, których się trzyma, znane nam zresztą z filmów Scorsese: jeśli twój gang zawiódł, a ty nie, to najpierw wymierza się karę twoim kolesiom, którzy zawiedli, a potem spektakularnie niszczy się ciebie, za to, że nie przewidziałeś i nie zapobiegłeś zdradzie porządkując sprawy sam. Żeby się inni pilnowali.

Mentalność post-peerelowskich elit jest zawsze taka sama i nie zmieniła się od czasów PRL-u. Gomułka musiał udowodnić, że jest lepszy od grupy Minca i Bermana, Gierek, że jest lepszy od Gomułki, a Ludowe Wojsko dowodzone przez agenta NKWD, że jest lepsze od Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Niby odnajdujemy tu jakieś prawdy dziejowe, ale wymyka nam się tutaj casus Bieruta i przedwojennej KPP. Bo przecież i Bierut i KPP robili co mogli w ówczesnych warunkach, ten pierwszy na etapie umacniania władzy sowieckiej nad Polską, ta druga lafirynda w osłabianiu struktur II Rzeczpospolitej, co jej się ostatecznie udało w takim stopniu, w jakim było to możliwe biorąc pod uwagę powszechną pogardę żywioną wobec bolszewii; uwiodła parę tych słabszych środowisk, wykorzystując ich zamiłowanie do kobiet upadłych, mocnych trunków, a czasami słabość intelektualną.

Obydwa te przypadki nam się wymykają, co więcej: są bardzo niepokojące, bo znaczą, że nie wystarczy być dobrym, żeby zachować apanaże i życie, trzeba umieć przewidzieć, jaki jest następny etap, zrozumieć jego mądrość i zawczasu znaleźć się w awangardzie. A Wielkie Oko nie dzieli się swoimi planami etapów, więc trzeba wyczuć, dokładnie tak jak nasi bracia mniejsi od aportowania, kiedy patrzą nam w oczy próbując w lot uchwycić, czego od nich oczekujemy.

Jak widać, lekko nie jest.

Ale spróbujmy, patrząc z pozycji zewnętrznego obserwatora zrozumieć, na jaką nutę nam grają. Napisałem już wcześniej, że teraz będzie tak jak było, ale dużo bardziej. To znaczy zmierzać będzie od fasady do stopniowego i powolnego usuwania fasady, żeby wyszło, co za nią tak naprawdę stoi, bo nie ma już potrzeby, żeby utrzymywać fasady, konserwacja kosztuje.

Nie przewidują jakichś gwałtownych ruchów, raczej starannie zaplanowaną strategie salami. Paralele są zawsze zawodne, ale podejmijmy ryzyko pamiętając, że to tylko „Virtual History” i „political fiction”: jest po procesie w Moskwie, a Mikołajczyk przegrał wybory. Bierut jednak ciągle pojawia się na mszach i lubi spędzać wolne chwile w otoczeniu sarenek, a premier Osóbka Morawski nie może się nachwalić: Nie ma słów, którymi można by wyrazić ogrom szczęścia, jakie przepełnia serce każdego z nas, nie ma słów, którymi można by wyrazić w całej pełni podziękowanie i hołd naszej wyzwolicielce, bohaterskiej Armii Rosyjskiej, i jej genialnemu wodzowi, Pułkownikowi Putinowi... (cytuję z pamięci, więc mogłem coś pokręcić).

Czekamy już tylko na kropkę nad „i”, a więc na przemówienie Churchilla w Fulton, który wyjaśni Amerykanom, w czym tkwią po uszy po epoce Roosevelta. Zacytujmy fragment, ku uciesze (cytuję z pamięci, więc mogę coś pokręcić):

"Rządy policyjne przenikają z Moskwy. Już tylko Ateny, choć zbankrutowały chwalebnie, mogą swobodnie decydować o swej przyszłości w wyborach pod nadzorem brytyjskim, amerykańskim i francuskim. Zachęca się rząd polski, będący pod wpływem rosyjskim, do dokonania olbrzymich i niesłusznych zajęć terytorium Niemiec i teraz jesteśmy świadkami masowych wydaleń milionów Niemców w stopniu, o jakim nigdy się nie śniło.

Partie putinistyczne, które były bardzo nieliczne wpaństwach Europy Wschodniej, otrzymały pozycję nadrzędną, władze o wiele przewyższająca ich liczebność i dążą wszędzie do zdobycia wpływów totalitarnych. Prawie wszędzie panują rządy policyjne, i z wyjątkiem Czech - bo te mają zbilansowany budżet i Rumunii – bo ta ma amerykańskie instalacje obronne, nie ma już prawdziwej demokracji.

Turcja i Iran są głęboko zaalarmowane i poruszone z powodu żądań wysuniętych pod adresem tych obu państw oraz z powodu nacisku wywieranego na nie przez rząd moskiewski. Rosjanie w Berlinie próbują stworzyć partia quasi-putinistyczną w strefie okupacyjnej Euro w Unii Europejskiej przez udzielanie przywilejów grupom lewackim i anarchistycznym. Po wielkiej fali kryzysu w w tym roku armie amerykańska i brytyjska po raz pierwszy od 1945 roku wycofały się na granicę niemiecko-francuską. żeby umożliwić wojskom rosyjskim zajęcie rozległych obszarów, zdobytych w 1945 roku przez zachodnie demokracje, a teraz oddawanych bez protestu.”

Najciekawszy jest fragment o masowych wtargnięciach Polaków na tereny opanowane przez partię quasi-putinistyczną. Powiedzmy, że rzeczywiście przesiedlilibyśmy ostatnie tradycyjne polskie skupiska ludności Małopolski, Podlasia, Podkarpacia, Białostocczyzny do wyludnionego post-enerdówka, dodając ze dwa miliony najbardziej banderowskich Ukraińców, żeby wszyscy mieli zajęcie...

Że niemożliwe deportacje w takiej skali? Jakie deportacje? Niemcy sami wyjadą uciekając przed Putinistanem na dostępne resztki Zachodu i do USA, a Polakom i Ukraińcom się powie, że tam piękne pustostany stoją, a poza tym to już jedyna szansa, żeby wyjechać za Odrę i osiedlić się, byle do Renu. ;)

No i ciekawe, kto będzie Gomułką?

Brak głosów