Osiem lat po WTC
Wsiadając do samochodu mojego ojca, odbierającego mnie ze szkoły w dniu 11 września 2001 roku zostałem powitany stwierdzeniem: "zaatakowali Amerykę". Zaśmiałem się i spojrzałem na ojca z rozbawieniem odpowiadając, żeby nie robił sobie żartów. - "Kto byłby na tyle głupi, żeby atakować najpotężniejsze państwo na świecie?!". Wydające się być retorycznym pytanie pozostało bez odpowiedzi, jednak atak był jak najbardziej prawdziwy. W drodze do domu słuchaliśmy w radio informacji o dwóch samolotach, które uderzyły w bliźniacze wieże World Trade Center.
Po powrocie do domu spędziłem resztę dnia przyklejony do telewizora, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałem. Szok był tak wielki, że żadne słowa nie są w stanie go opisać. Pytania: "kto?", "dlaczego?", pozostawały bez odpowiedzi. Wszystko zdawało się nie mieć większego sensu. Kolejne godziny i dni przybliżyły nieco kulisy ataku, w wyniku którego śmierć poniosło blisko trzy tysiące przypadkowych osób.
Atak na WTC przyszedł w momencie, gdy nowa administracja republikańska mościła się w Białym Domu i wielu federalnych instytucjach. Prezydent Bush doszedł do władzy pod hasłem "współczującego konserwatyzmu" i wydawało się, że nie ma zamiaru skupiać zbyt dużej uwagi na polityce zagranicznej. Nowy prezydent miał swoje poglądy i umiał je wyartykułować, a także obronić. Dopiero po 11 września stał się zakładnikiem swoich współpracowników, a z biegiem lat ta zależność tylko się pogłębiała. Z drugiej strony, za współpracowników odpowiedzialność ponosi szef, więc próby wybielania Busha byłyby bardzo trudne.
Bez wątpienia jedenasty września zdeterminował amerykańską politykę i ciąży na niej do dziś. Zapewne będzie ciążyć jeszcze przez długi czas, także i po opuszczeniu Afganistanu przez zagraniczne wojska. Piętno zamachów na amerykańskiej ziemi okazało się tak silne, że wszystkie inne sprawy zostały zepchnięte na boczny tor. Grupka zmotywowanych, świetnie wyszkolonych i dysponujących odpowiednimi środkami pieniężnymi fanatyków potrafiła zmienić bieg historii.
Łatwo można zrozumieć gniew Ameryki, który został szybko skierowany na Afganistan. Interwencja w tym kraju była czymś dalece poważniejszym niż ratowaniem twarzy - była demonstracją siły i zdecydowania. Przeciwnik został zmieciony w błyskawicznym tempie, ale do sukcesu zabrakło planu "co po talibach?". Na fali entuzjazmu po zwycięskiej wojnie administracja Busha uznała, że nadszedł najlepszy moment do użycia amerykańskiej potęgi do naprawy świata i zaprowadzenia rzeczywistego Pax Americana . Na celowniku znalazł się rządzący twardą ręką w Iraku Saddam Husajn.
Czy Irak stałby się celem Ameryki nawet bez ataku na Afganistan bądź gdyby ataki z 11 września nie miały miejsca? Zapewne każda z opcji znajdzie swoich zwolenników. Jak przetłumaczono wypowiedź inspektora Callahana w filmie "Pula śmierci", " zdania są jak pośladki, podzielone ". Bez wątpienia jednak Bush, przejmując władzę, nie był jastrzębiem, a polityka zagraniczna niewiele go interesowała. Dopiero po atakach skupił na niej całą swoją uwagę i jego dwie kadencje upłynęły pod znakiem wojny.
Konsekwencje 11 września odczuwają ludzie na całym świecie. Kosztem swobód i wolności obywatelskich wiele państw zapewnia swym obywatelom "większe bezpieczeństwo". Pytanie, czy zmiana naszego stylu życia, będąca wyznacznikiem sukcesu terrorystów, nastąpiła, jest bardzo podchwytliwe. Pewne zmiany nastąpiły, ale jeszcze nie fundamentalne. Czy jednak nie zbliżamy się do granicy, która chroni nas przed zbyt intensywną ingerencją państwa w naszą prywatność?
Jest jeszcze jedno pytanie, wymagające odpowiedzi: jak poradzić sobie z praktycznie przesądzoną klęską operacji afgańskiej? Militarne zwycięstwo jest wątpliwe , choćby liczba żołnierzy zwiększyła się kilkakrotnie (co, jak wiemy, nie nastąpi). Propozycje afganizacji wojny przypominają końcówkę wojny wietnamskiej, której finał doskonale znamy . Bez przeznaczenia horrendalnych sum pieniędzy i narażenia życia tysięcy żołnierzy, nie jesteśmy w stanie pokonać talibów i innych grup zwalczających siły NATO oraz wojska amerykańskie w Afganistanie (a także uporządkować terytoriów po pakistańskiej stronie granicy, stanowiących zaplecze talibów).
Już dziś trzeba poważnie zastanowić się nad tym, jak nie dopuścić do odrodzenia się zinstytucjonalizowanego terroryzmu w Afganistanie po opuszczeniu go przez zagraniczne wojska. Wycofanie z Afganistanu zamknie kolejną kartę w historii Stanów Zjednoczonych oraz całego świata. Ważne, aby światowi decydenci odrobili lekcję, jaką była operacja afgańska oraz ataki z 11 września. Chyba najważniejsze pytanie, na które należy znaleźć odpowiedź brzmi: jak zapobiegać powstawaniu "państw upadłych" i minimalizować zagrożenie wynikające z ich istnienia? O ile bowiem rząd bądź inna silna i wpływowa instytucja nie wspiera terroryzmu w ramach swej polityki, zagrożenie płynie z obszarów spauperyzowanych, odizolowanych i zapomnianych przez świat.
Jeśli obszary, gdzie diabeł mówi "dobranoc" nie zostaną wyeliminowane, z dużą dozą prawdopodobieństwa zapuka on kiedyś do naszych drzwi i powie "dzień dobry" .
Piotr Wołejko
grafika: greatdreams.com
Więcej tekstów oraz autorów na portalu Polityka Globalna :
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4575 odsłon
Komentarze
Re: Osiem lat po WTC
11 Września, 2009 - 18:26
Niebezpieczeństwo nie zniknie nigdy tak samo jak nie znikną ,,kraje upadłe''. Pax Americana istniało bez ich likwidacji. Najważniejsze, że zdanie USA było niekwestionowalne na arenie międzynarodowej i zazwyczaj sprzyjało interesom całego Zachodu. Takie Pax Americana by się ponownie przydało.
No to jest grząski temat...
11 Września, 2009 - 18:40
... bo wkraczamy na grunty "mieszania się" w wewnętrzne sprawy państw trzecich. Niby nie należy tego robić, ale...
Poza tym warto zastanowić się z jakimi państwami "upadłymi" mamy do czynienia - to są byłe angielskie kolonie, sklecone tak, aby zdestabilizować ich sytuacje wewnętrzną i rozgrywać wewnętrzne konflikty po myśli mocarstwa kolonialnego. Państwa po prostu niestabilne z założenia.
Trzeba byłoby porozbijać poszczególne państwa postkolonialne, podzielić cały ten bałagan na nowo, troszkę bardziej zgodnie z liniami podziałów etnicznych, rasowych czy plemiennych. Tak aby wszystkie te upadające państwa nie musiały być rządzone siłowo przez jedną fanatyczną grupę przeciwko innym. Tak aby wogóle możliwa była tam demokracja.
Łatwo napisać, trudniej zrobić.
Młotek
11 Września, 2009 - 19:31
Połowa problemów w polityce międzynarodowej wynika właśnie z programowania odrębnych kulturowo społeczności na własna modłę i narzucania im swoich, "cywilizowanych" rozwiązań - demokracji, religii prawoczłowieczyzmu i tym podobnych rzeczy.
Ciarki mnie przechodzą jak czytam: "Trzeba byłoby porozbijać poszczególne państwa postkolonialne, podzielić cały ten bałagan na nowo..." Niczego nie trzeba, tylko wziąć cyrkiel i linijkę i uszczęśliwić kolorowych debili.
Niech sami sobie są gospodarzami i niech zachowają swoją kulturowa tożsamość.
Poza tym najczęściej jest tak, że pod szczytnymi hasłami demokratyzacji kryją się własne partykularne interesy państw i korporacji, co jak dla mnie jeszcze bardziej psuje cały obraz.
Kuman
11 Września, 2009 - 22:29
Problemy o których piszesz wynikają z naturalnych tendencji do dominacji silniejszych państw nad słabszymi, w tym przypadku w wymiarze cywilizacyjnym. Rozszerzanie wpływu Cywilizacji Zachodu jest korzystne dla asymilowanych i zabezpiecza interesy samej cywilizacji. Tyle że teraz już ten mechanizm przestaje działać.
Nie ma sensu uszczęśliwianie na siłę ale spójrz na to z punktu widzenia interesu państw postkolonialnych.
Końcówka jest jakby żywcem wzięta z forum alterglobalistycznego. Co się z Tobą dzieje?;)
Jaku
11 Września, 2009 - 23:04
Ty z kolei uważasz, że powinniśmy tu, na Niepoprawnych bronić interesów ponadnarodowych molochów, które gardzą wszystkim co nie przynosi zysku? To ja pytam co się z Tobą dzieje? ;-)
To rozszerzanie wpływów cywilizacji zachodniej to skutek chorej ideologii, a nie zabezpieczania interesów naszej. Poza tym rozróżniam ten interes od narzucania komuś sposobu życia - tylko dlatego, że paru intelektualistów w w Europie Zachodniej wykoncypowało sobie w swoich gabinetach, że tak jest dobrze.
Ja nie patrzę na to "z punktu widzenia interesów państw postkolonialnych", bo mnie ten interes jednak średnio interesuje (przynajmniej pojmowany tak, jak Ty zdajesz się go pojmować). Nie chce tam naszej emigracji, ale tak samo nie chce, żeby oni osiedlali się u nas. Każdy niech zajmuje się swoimi sprawami.
Kuman
12 Września, 2009 - 01:02
1. Nie wiem o jakim ponadnarodowym molochu mówisz - o spisku masońskim czy Opus Dei, a może żydowskich bankierów z Wall Street?;)
2. Rozszerzanie wpływów cywilizacji zachodniej (naszej - zaznaczam, że mówię za siebie i innych przedstawicieli tej cywilizacji). Nie mówię o wciskaniu plemion Buntu w garnitury - chodzi o rzymski system prawny, grecką filozofię i chrześcijański humanizm. Wykoncypowali to oprócz europejskich i amerykańskich filozofów również ekonomiści, politycy i generałowie. Zgadzam się z ich diagnozą, że to mogło pomóc czego pięknym przykładem są np. Indie albo Filipiny.
Trzeci paragraf to apel o utopię której nigdy nie będzie.
Jaku
12 Września, 2009 - 12:05
Jakby Opus Dei robiła to oświecania to nie miałbym nic przeciwko. ;-)
Tyle, że już od dawna nie niesie się tym ludom chrześcijaństwa, a "prawa człowieka" i świecki humanizm. Z ta grecką filozofią to też wypaliłeś.
A korporacje? Naprawdę ich nie dostrzegasz? Zbrojeniowe, farmaceutyczne, inne będące zawsze tylko o krok za wojskiem? Sytuacje, że organizuje się w jakimś afrykańskim kraju obowiązkowe szczepienie, a w rzeczywistości firma farmaceutyczna testuje sobie na Murzynach eksperymentalne lekarstwa to właśnie te fakty. Polecam opartego na nich "Wiernego ogrodnika".
To co Ty piszesz to mity szerzone przez amerykańskich neokonów, nie ma żadnego podawania białej ręki uciemiężonym czarnym, nie kiedy druga ręka nie może im coś zabrać.
Jeszcze fragment nieocenionego Jungera:
12 Września, 2009 - 12:14
"Również upowszechnienie zasad narodowej demokracji zapoznało kolorowe ludy z nowymi i skutecznymi środkami emancypacji. Weksle pożyczek wojennych w formie krwi i siły roboczej, które u tych ludów zaciągnięto, są teraz okazywane przy wykorzystaniu tych samych zasad, na które powoływano się podczas ich zaciągania.
Istnieje zasadnicza różnica, czy konfrontacja przebiega z buntowniczymi książętami, kastami wojowników, z ludami górskimi i bandami rabusiów, czy też z wykształconymi na europejskich uniwersytetach adwokatami, członkami parlamentów, dziennikarzami, laureatami Nagrody Nobla i ludnością, u której obudzono zmysł humanitarnego frazesu i abstrakcyjnej sprawiedliwości. Również mniejsze skrupuły towarzyszą wymianie strzałów w północnoindyjskich kotlinach albo na egipskiej pustyni, niż wymianie uprzejmych frazesów na kongresach, które dzięki nowoczesnej technice przekazu informacji, mogą liczyć na odzew światowy"
Dla mnie perełka.
Kuman
12 Września, 2009 - 12:33
Jak dla mnie nic odkrywczego. Pożyczysz mi przy okazji Jungera jak już odzyskasz to podebatujemy.
Kumanie
12 Września, 2009 - 14:23
ale wyjechałeś tekstem o międzynarodowych korporacjach. Jaku miał rację, że jak z forum jakiś alterglobalistów. Jakby Murzyni wprowadzili tam w Afryce normalne przepisy, to problemów by nie mieli. A tylko dlatego, że istnieją tam prawnicze absurdy, to mają problem z różnymi hochsztaplerami, którzy w innych częściach świata poszliby z torbami.
Obowiązkowe szczepienia... tych moim zdaniem nie powinno być w ogóle. To sprawa rodziny czy szczepi dziecko, czy też nie. Wówczas problem testowania eksperymentalnych leków na Murzynach lub na kimkolwiek innym skończyłby się.
pozdrawiam
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker
12 Września, 2009 - 15:21
Śmieszą mnie argumenty typu, że coś jest rodem z forum alterglobalistycznego - czyli, że już nawet dyskutować nie trzeba i można walić "prawicową" pałką? Ruszyłoby mnie jakbyś mnie nazwał kapitalistą, określenia antyglobalisty poczytuję sobie za honor.
Międzynarodowe korporacje i globalizację w ogóle uznaję za wrogie, tak więc bardzo możliwe, że tym alterglobalistą jestem, a może nawet jeszcze kimś innym. W sumie całkiem dobrze mi z tym - polecam spróbować.
To, że nie współgra to ze "Świętym Prawem Własności" mało mnie raczej obchodzi.
Kumanie
12 Września, 2009 - 16:49
dla mnie te ponadnarodowe korporacje to jest element mitologii. Różni socjaliści, którzy generalnie patriotyzm mają mocno w poważaniu, próbują grać na tej nucie. (Pojawia się tu przy okazji błąd powiązania etatyzmu z patriotyzmem). Chodzi im tak naprawdę o to, żeby więcej swoich kolegów mogli umieścić w radach nadzorczych państwowych przedsiębiorstw. Tak samo to miły pretekst do tego, żeby uzasadniać działania, które w rzeczywistości wielkim korporacjom pomagają. Ludziom natomiast wciska się ciemnotę, że międzynarodowe korporacje chcą ich wykorzystać.
A kto przyczynia się do wielkości tych ponadnarodowych koncernów? To właśnie same państwa wprowadzają szereg przepisów, które prowadzą następnie do takich jaj. Wyjaśniłem to w tekście:
http://kirker-zoologicznieprawicowy.blogspot.com/2008/08/mit-wielkich-korporacji.html
Czyli socjaliści i populiści kręcą tak naprawdę bicz na własny tyłek.
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker prawicowy ekstremista
Bóg?
11 Września, 2009 - 19:41
Ciekawe kto miałby być tym obiektywnym i bezstronnym rozbijaczem/sklejaczem?
Oj żeby nas ktoś niedługo nie porozbijał i kawałków po „nowemu” nie poprzyklejał.
"prawda przeciw wszystkim"
"prawda przeciw wszystkim"
Młotku
11 Września, 2009 - 19:49
dla mnie dekolonizacja była jedną wielką głupotą. Gdyby nie to, Trzeci Świat zostałby zindustrializowany i byłby tam znośny poziom życia. A tak to, co jest? Bród, smród i ubóstwo. W Zimbabwe tęsknią na przykład za Rodezją i władzą białych...
pozdrawiam
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker
11 Września, 2009 - 21:23
Wystarczy popatrzeć na kraje byłego Imperium Brytyjskiego. Anglosaski model cywilizacji będący największym dorobkiem Zachodu każdemu z tych krajów wyszedł na dobre poza rejonami Afryki bo wszystko wskazuje na to, że te ludy nigdy nie potrafiły czerpać korzyści z wpływu zewnętrznego.
Re: Osiem lat po WTC
11 Września, 2009 - 20:15
Bez watpienia takim sztucznym państwem jest Irak; sklecony z częsci sunnickiej, szyickiej i kurdyjskiej.
@
11 Września, 2009 - 20:21
Krzysztof J. Wojtas
Zwróććie uwagę Szanowni Dyskutanci, że jak ktoś zaatakuje Afganistan, to jak dotąd zawsze kończy się upadkiem agresora.
Anglia zaatakwała - - ibył to pierwszy element jej upadku.
Ostatnio ZSRR - największa ówczesna potęga - i zrobił się upadek imperium. Teraz USA włożyło łapę do nocnika. I widać symptomy upadku.
Po kiego grzyba są tam polscy najemnicy? Też mamy włączyć się w "dostanie po dupie"?
Krzysztof J. Wojtas
KJ Wojtas
11 Września, 2009 - 22:16
carska Rosja też chciała sobie podporządkować Afganistan. Bezskutecznie.
A z dawnych dziejów, przecież przodkowie obecnych Afgańczyków powstrzymali również Mongołów...
pozdrawiam
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker prawicowy ekstremista
Krzysztof J. Wojtas
11 Września, 2009 - 22:18
Czasem dla pierwszorzędnych korzyści można ponieść drugorzędne straty.
Myślę, że ta analogia to przypadek bo upadek Anglii nie zależał od Afganistanu tylko od zmian na świecie po I wojnie światowej i potem.
ZSRR rzeczywiście wiele stracił na operacji w tym kraju. Miejmy nadzieję, że Zachód (nie sama Ameryka) na niej skorzystają.
Ex-kolonie brytyjskie
11 Września, 2009 - 23:40
Ciekawy wątek dotyczący ex-kolonii został poruszony w komentarzach. Szczególnie uwaga, żebyśmy trzymali się z daleka od wszelkich prób zmian granic. One są, na moje oko (wsparte wiedzą historyczną), nieuniknione. Państwa będą upadać, powstawać, odradzać się - takie są koleje historii. Brytyjczycy swoją arbitralnością zrobili wiele złego, ale korekty granic i krwawe waśnie o podłożu narodowościowym nie są wyłącznie domeną ex-kolonii Jej Królewskiej Mości. Zgadzam się, że nie powinniśmy się mieszać w przypadku niepokojowych prób zmian granic - dość uszczęśliwiania innych wbrew ich woli.
Krótka uwaga dotycząca klęsk w Afganistanie - kiedyś udowadniano, że pogłoska o niepodbitych nigdy Afgańczykach jest mitem. Nie pamiętam niestety kto i kiedy podbił ten kraj, ale z pewnością dla zainteresowanych nie będzie problemem sprawdzenie tego w kilka minut korzystając z zasobów sieci.
dziękuję za komentarze i pozdrawiam :)
PW
Re: Ex-kolonie brytyjskie
12 Września, 2009 - 09:39
Kolonialne imperium francuskie też nie rozpadło się pokojowo. Pamiętacie Wietnam, Algierie i Liban?