Anioł ocalony spod sowieckiej okupacji
Trudno rozpoznać w tej twarzy anioła. Może to rezultat modnej w latach sześćdziesiątych formalnej maniery, a może w ten zaszyfrowany sposób artysta sportretował swojego ojca, więźnia politycznego socjalistycznej Czechosłowacji? Ojciec Jaroslava Hovadika skazany bowiem został za działalność opozycyjną na cztery lata więzienia, a w ramach represji i tak lubianej przez komunistów odpowiedzialności zbiorowej, syna wyrzucono z praskiej Akademii Sztuk Pięknych. Może to właśnie przeważyło o losie artysty, który jak wielu jego rodaków zdecydował się na wyjazd z Czechosłowacji, zaraz po inwazji wojsk Układu Warszawskiego.
W paradoksalny sposób, granice okupowanego i pacyfikowanego kraju były przez jakiś czas otwarte. Nie było to rezultatem szatańskiego planu pozbycia się opozycji. Zwyczajnie: służby graniczne zliberalizowanej Czechosłowacji, widząc przetaczające się przez kraj dniami i nocami czołgi, pozwalały na masowy exodus ludności. Tak prawdopodobnie wyjeżdżał Jaroslav Hovadik - samochodem, a może pociągiem, które mimo paraliżu komunikacji jakoś kursowały. Do walizki włożył zapewne plik swoich grafik, które w ten sposób dotarły do Kanady, kraju jego emigracji.
Kiedy w ulubionym sklepie komisowym, gdzie można czasem za grosze kupić piękne rzeczy, zobaczyłem grafikę zatytułowaną "Anioł", datowaną 1967 i sygnowaną czeskim nazwiskiem, byłem w kropce. Czesi przyjeżdżali do Kanady po sześćdziesiątym ósmym roku, grafika zdawała się więc nie mieć żadnej znaczącej historii, a na pewno nie pasowała do politycznej układanki epoki. Dopiero poszukiwania w internecie pozwoliły odsłonić te małe prawdy jednego losu i jednego dzieła sztuki, które w sumie tworzą wielką prawdę o dramacie i fatum całych generacji, mielonych w totalitarnym młynie jedynie słusznej ideologii.
A wywieziony w walizce anioł Hovadika jest symbolem ocalenia najwyższych wartości, za cenę utraty ojczyzny i osobistych dramatów. Emigracja jest zjawiskiem pozytywnym, ale często za poszerzone horyzonty płaci brakiem stabilnego punktu widzenia. Anioły ocalone spod sowieckiej okupacji rozpostarły skrzydła i nie mogły znaleźć miejsca, by wylądować na stałe. Jaroslav Hovadik po blisko trzydziestu latach pobytu w Kanadzie przeniósł się do Francji, a teraz dzieli miejsce zamieszkania pomiędzy Niemcami i Republiką Czeską.
Jego wywieziona po sierpniu 1968 praca pozostaje tymczasem w Toronto. Trudno rozpoznać w odbitej na pożółkłym papierze twarzy anioła. Klasyczny profil i kreska zagłuszone są współczesnym chaosem i bezmyślną litanią gazetowych fraz. Nie widać skrzydeł, ale nie ma wątpliwości, że mamy przed sobą wizerunek świętego cywilizacji łacińskiej, powoli wypieranej z europejskiej świadomości barbarzyńskim bełkotem.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1997 odsłon
Komentarze
Gratulacje i tekstu, i nabytku :-)
6 Maja, 2011 - 18:27
Jakoś mi się ten profil kojarzy z Berninim.
Nessun Dorma
6 Maja, 2011 - 18:55
Właściwie wszystko napisałeś. Ja tylko dodam, iż wierzę w wielki powrót do tradycji i wspólnoty.
Pozdrawiam i dziękuję za notkę.
jwp
Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
Wshodnia Europa
6 Maja, 2011 - 20:16
Ma "wielkie dzięki" dla ruskich.Nie wolno nienawidzieć, jednak pamiętać trzeba.Oni nigdy nie będą szczęśliwi.To tragedia.Putia myśli że zachwyci swoją sprawnością fizyczną.To karykatura człowieka mordercy.