Prezent
Któż z nas nie lubi otrzymywać prezentów?
Pytanie to jest czysto retoryczne gdyż obdarowywani lubimy być wszyscy. Dlatego też ucieszyłem się niezmiernie zapowiedzią wyposażenia nas przez rząd w nowe biometryczne dowody osobiste z mikroprocesorami, za które, jak twierdzi nasza władza, nie zapłacimy ani grosza.
Ludzkie paniska ta nasza władza, wszak koszt wprowadzenia takiego centralnego systemu to około 230 milionów złotych, a wydawanie nowych dowodów ma kosztować rocznie około 200 milionów. Być może ta cała afera hazardowa i związana z nią hucpa wywołana przez PiS okaże się zwykłą burzą w szklance wody. Wszystko na to wskazuje, że prominentni politycy PO szukali tylko funduszy, aby przychylić nam nieba i zaopatrzyć nas za zupełne friko w te nowoczesne cacuszka.
Przytoczone powyżej kwoty wyraźnie nam mówią, że rząd nie byłby w stanie sfinansować nam tego daru ze swoich uposażeń włączając w to nawet pobory sekretarzy i podsekretarzy stanu włącznie z pensją Władysława Bartoszewskiego.
Dużą część radości i przyjemności z tego prezentu psuje mi fakt, że pomysł ten nie jest autorstwa naszego rządu, lecz unijnych decydentów, którzy myślą już od dawna o centralnym, ogólnoeuropejskim systemie ewidencji ludności, który pozwoli w jednym chipie zgromadzić potrzebne dane o nas, takie jak stan zdrowia czy konta. Czy tylko takie informacje będą gromadzone? Chyba nie, skoro wiemy już dzisiaj, że ten niebywały skok technologiczny przewidział sporo wolnego miejsca w mikroprocesorze na jakieś tajemnicze dodatkowe dane.
Jak zwykle w przypadkach takich nowości odzywają się głosy jakiś oszołomów szukających dziury w całym i wyszukujących jakiś wyimaginowanych zagrożeń.
Myślę, że w propagowaniu tego przedsięwzięcia pomogliby nasi górale, którzy pierwsi chyba zauważą zbawienne skutki tego pomysłu. O ileż mniej pracy i znoju wymagałby wiosenny redyk gdyby takie owce i barany wyposażyć w mikrochipy? O ile łatwiej byłoby zapanować nad stadem i przeprowadzić jego strzyżenie i dojenie?
Do tej pory wyglądało to tak:
Aby tak do końca zapanować nad bezmyślnym wydawałoby się stadem już dużo wcześniej czynione są pewne sprawdzone przez wieki zabiegi.
Jak wiemy owce pochodzą od różnych gospodarzy i z różnych wsi, co powoduje, że różnią się zapachem i przyzwyczajeniami. Najpierw, więc dochodzi do tak zwanego mieszania owiec. Baca na chwilę znika gdzieś wśród drzew by za chwilę pojawić się ze ścięta młodą jodłą. Po zaostrzenia jej na końcu wbija ją w ziemię. Tak przygotowany słupek zwany jest mojką.
Następnie stado za pomocą krzyków, gwizdów juhasów i ciągłego psiego ujadania i szczekania zbijane jest w jeden ciasny i niesamowicie beczący kierdel, by następnie ruszyć wokół mojki kilkakrotnie ją okrążając, jak jakiś zaczarowany krąg. Podczas tego szalonego biegu psy i juhasi bacznie uważają, aby żadna owca nie wypadła poza krąg.
Po tym rytuale owce stają się spokojniejsze, mniej beczą i już nie jest im w głowie tęsknota za własnym gospodarzem, owczarnią czy ucieczką do własnej wsi.
Dalej stado zapędzane jest do koszaru - ogrodzenia, w którym przebywają nocą. Baca z zawiniątka wydobywa kadzidło i je podpala. Wonnym dymem okadza teraz wszystkie owce w koszarze, aby nadać im jeden wspólny zapach, by trzymały się razem i nie rozchodziły po hali.
Po tych wszystkich zabiegach, które mimo rytualnego charakteru maja bardzo praktyczne znaczenie można strzyc i doić owce do woli.
Myślę, że już tylko krok dzieli nas od wszczepienia nam owych chipów pod skórę na czole lub przedramieniu, co wyeliminuje taką oto niedogodność, że nie zawsze dowód osobisty nosimy przy sobie. Zawsze lepsze to i wygodniejsze od wytatuowanego na ręce numeru, jakiegoś symbolu naszywanego na wierzchnim odzieniu czy biometrycznego dowodu osobistego..
Apokalipsa św. Jana
„I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia - imienia Bestii lub liczby jej imienia”
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 889 odsłon