Nie debatuje się z „indywiduami” pozbawionymi zdolności honorowych
Kampania wyborcza w pełni, a ostatnie dni to niekończąca się medialna dyskusja, w której padają głośne pytania, które stawiane są tak nachalnie, jakby od odpowiedzi na nie zależały dalsze losy naszego kraju.
„Debatować czy nie debatować?”, „Kto i z kim ma debatować?”, „Gdzie maja odbywać się debaty?
W kampanii wyborczej w 2005 roku, co pewnie dawno już zapomniano, Platforma Obywatelska naciskana była przez opozycję o ujawnienie programu swojej partii i po długim okresie molestowania przedstawiła jakieś luźne kartki papieru, jako ów program.
Formacja polityczna hołubiona i osłaniana przez media uważała i słusznie, że przy takim nadymaniu nie musi się wysilać i zawracać sobie głowy pisaniem jakiś programów.
W tym roku sytuacja się powtarza i partia Donalda Tuska nagabywana o program obiecuje jego prezentację dopiero na drugą połowę września.
I mamy to, czego łatwo można było się domyślić. Realną politykę ma zastąpić postpolityka, czyli wirtual zamiast realu.
Gdybym to ja był doradcą Jarosława Kaczyńskiego to na natrętne pytanie, którym bombardują nas media podpowiedziałbym mocno i zdecydowanie panu prezesowi „NIE DEBATOWAĆ!”.
Nie debatować zwłaszcza, że stacja TVN, jak w kabaretowym skeczu stręczy siebie samą, jako neutralne miejsce takiej debaty. To samo czyni przejęta przez rządzących telewizja publiczna, a także druga stacja zaprzyjaźniona z Wajdą i Tuskiem, czyli Polsat.
Jeżeli dodamy do tego Polskie Radio, którego prezesem został Andrzej Siezieniewski, w latach 1976-82, korespondent IAR, w Moskwie to mamy jasność.
Nie zasiada się do pokera z szulerami i nie chodzi się na mecze, przy których krzątał się słynny „Fryzjer”.
Po drugie, nauczeni doświadczeniem wiemy doskonale, że nawet gdyby sytuacja wymknęła się z pod kontroli różnym medialnym suflerom, pokątnym scenarzystom i zakulisowym reżyserom i ich faworyt puścił na antenie bąka, czy się posmarkał to zwycięzca tak, jak w polskich „niezawisłych” i rozgrzanych sądach może być tylko jeden.
Zawsze w telewizyjnych szatniach istne zatrzęsienie rozgrzewających się politologów i socjologów; Markowskich, Maliszewskich, Rychardów, Kików, Jabłońskich i im podobnych, czekających tylko na sygnał startera by ogłosić oczywistego zwycięzcę, co natychmiast potwierdza ekspresowo przeprowadzony telefoniczny sondaż, komentowany z powagą przez jakiegoś Knapika czy Morozowskiego.
A co z tym bąkiem czy posmarkaniem się?
Nic prostszego by przekonać publikę, że nasz idol to swojak, jeden z nas, wuluzowany, naturalny, swobodny aż do „bulu”, w przeciwieństwie do spiętego i sztywnego „kaczora”.
To dzięki takim właśnie klakierom wmówiono opinii publicznej, że przedstawiciele Platformy Obywatelskiej wypadają w mediach znacznie lepiej niż „pisowski lud”.
Jak bezradny jest Tusk, kiedy z marszu, nieprzygotowany wcześniej przez speców od PR-u, zostaje czymś zaskoczony, mogliśmy się niedawno przekonać.
Stał jak zwykły niezbyt rozgarnięty uczniak, kiedy prosty plantator papryki w miejscowości Sady Kolonia przez długie minuty mówił mu prawdę o jego rządach. Mieliśmy do czynienia ze świetnym przykładem, który można streścić słowami : „ani be, ani me, ani kukuryku”.
I tak gospodarska wizyta wyreżyserowana przez otoczenie PR-owe Tuska, została kompletnie zniweczona przez grupę rolników, których nie uwzględniał scenariusz Ostachowicza.
Jest jeszcze jeden, najważniejszy powód, dla którego do debat z pewnymi osobnikami nie powinno dojść. Jak wiemy owe debaty to swoistego rodzaju bezpośrednie pojedynki i nawet tak dosłownie są często nazywane przez dziennikarzy i polityków.
Otóż warto tu cofnąć się do czasów międzywojennych i przypomnieć sobie tak zwany Kodeks Honorowy Boziewicza. Dzięki lekturze tego kodeksu możemy się dowiedzieć, że są pewne „indywidua”, które nie posiadają zdolności honorowej i nie zasługują na dawanie im satysfakcji.
Jeżeli przytoczę tu pewne artykuły z tego kodeksu to łatwo się zorientujemy, że nie tylko Donald Tusk, Bronisław Komorowski, Radosław Sikorski czy Jerzy Miller, ale i spora część pozostałych polityków oraz dziennikarzy, mediów czy nawet „profesorskich autorytetów” III RP pozbawiona jest zdolności honorowych. Bardziej oczywiste stało się to po 10 kwietnia 2010 roku, jak i podczas wydarzeń i zakulisowych gier ten dzień poprzedzających.
ROZDZIAŁ I.
Osoby zdolne do żądania i dawania satysfakcji honorowej
Art. 8.
Wykluczonymi ze społeczności ludzi honorowych są osoby, które dopuściły się pewnego ściśle kodeksem honorowym określonego czynu; a więc indywidua następujące:
denuncjant i zdrajca;
notorycznie łamiący słowo honoru;
zeznający fałsz przed sądem honorowym;
gospodarz łamiący prawa gościnności przez obrażanie gości we własnym mieszkaniu;
oszczerca
paszkwilant i członek redakcji pisma paszkwilowego;
rozszerzający paszkwile;
szantażysta,
przywłaszczający sobie nieprawnie tytuły, godności lub odznaczenia;
obcujący ustawicznie z ludźmi notorycznie niehonorowymi;
podstępnie napadający (z tyłu, z ukrycia itp.);
Tak zwane wiodące media prąc i namawiając do debaty, Tusk-Kaczyński, bardzo często w przerwach między podziwianiem nurkującego czy dokarmiającego bieługę Putina, jako przykład podają nam Stany Zjednoczone i tamtejsze debaty. Zapominają jednak, że przed tym kulminacyjnym momentem i ukoronowaniem kampanii wyborczej w USA, jaką jest starcie kandydatów na prezydenta, sprawująca władzę administracja jest dosłownie maltretowana przez dziennikarzy i politycznych konkurentów niemalże przesłuchaniami.
U nas jak przystało na fasadową demokrację, TVN jak się okazało wymyślił pomysł debat tematycznych, a dopiero Tusk, trzy godziny później przekazał ten pomysł w mediach jako swój autorski.
Mało tego, szef sztabu wyborczego PO, Jacek Protasiewicz, posunął się dalej i zaczął wyznaczać osoby, które z ramienia PiS mają w tych debatach uczestniczyć. Następnie publicznie ogłoszono z kolei, komu nie wolno występować w debatach i wskazano na Zytę Gilowską.
Po kompromitującej wpadce, TVN utracił pierwszeństwo, i doszło do „debaty” w Polsacie gdzie Pawlak wystąpił, jako „Pawlak”, a Tusk, jako Kargul. Wiadomo spór naciągany, a pod płotem, już poza kamerami musi dojść do uścisków.
Ja jestem przeciwny debatom z ludźmi, z którymi jako pierwszy powinien porozmawiać prokurator.
Jestem również przeciwny takiej hipotetycznej sytuacji i demokratycznym nowoczesnym trendom, gdzie o losie państwa może decydować pojedynek, w którym po jednej stronie stoi jakieś kompletne moralno-etyczne zero przeszkolone, jak pies przed konkursem piękności, przez tabuny różnych Mistewiczów i Tymochowiczów, a po drugiej polityczny wizjoner, geniusz i patriota, który niestety się jąka i kuleje na jedną nogę.
Z góry można przewidzieć wynik takiej debaty skoro każdy komiwojażer czy ubezpieczeniowy agent wie, że to, co się mówi, dla statystycznego widza to zaledwie 10 procent tego, czym się on kieruje podczas oglądania takich widowisk. Reszta to tak zwane doznania wizualne.
Może to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego dawno nie objawił się w Europie żaden prawdziwy mąż stanu i dlaczego nasz kontynent pogrąża się w kryzysie, nie tylko ekonomicznym, ale przede wszystkim moralno-etycznym.
Nie dajmy sobie wmówić, że głównym i wiodącym motywem obecnej kampanii mają być wymyślone przez walterownię, wyreżyserowane „ustawki”.
A Jarosławowi Kaczyńskiemu jeszcze raz sugeruję; NIE DEBATOWAĆ z Tuskiem po tym, co się stało 10 kwietnia 2010 roku. To tylko może tego jegomościa w jednych oczach uwiarygodnić, a przez innych zostać zupełnie niezrozumiane i odrzucone choćby ze względu na pamięć po zamordowanym prezydencie, jego małżonce i pozostałym 94 ofiarom zamachu.
Z pewnymi „indywiduami”, że znowu posłużę się Boziewiczem, po prostu się nie rozmawia.
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (35/2011)
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 843 odsłony
Komentarze
Indywidua
3 Września, 2011 - 15:50
Zostały jak dotąd trafnie potraktowane.
Warunkiem podjęcia dyskusji jest przedstawienie programu.
A kto z parady oszustów miałby cokolwiek napisać?
Przecież od kręcenia lodów całkiem im palce zgrabiały.
I co? nosem na tabletach mają pisać?
Albo pokazać oryginał programu?
A kto w Polsce umie czytać cyrylicę?
Pozdrawiam myślących.