Idee są kuloodporne - rzecz o Powstaniu Warszawskim

Obrazek użytkownika LunarBird
Kraj

„Pod tą maską kryje się coś więcej niż twarz. Kryje się pod nią też idea. A idee są kuloodporne.” Powstańcy nie zginęli od kul Niemców. Oni zginą dopiero wtedy, gdy ich idee zostaną zapomniane.

Łatwo jest nam teraz mówić, że Warszawiacy powinni siedzieć cicho. Łatwo jest nam utrzymywać obłudnie, że przecież powstańcy nie mieli szans. Łatwo to pisać rozmaitym Pińskim, Warzechom i Sikorskim i im podobnym (aczkolwiek należy zauważyć, że z wymienionego grona pan Łukasz Warzecha miał jednak na tyle wyczucia taktu by nie zakłócać rocznicy powstania swoimi wynurzeniami na temat jego celowości). Ale to zdemoralizowane, nieludzkie spojrzenie. Tak nie można. Zimne, odczłowieczone spojrzenie robota to nie jest nasz, polski punkt widzenia.

 

Kwestia rozkazów z AK

 

Łatwo jest mówić teraz, że dowództwo AK powinno zabronić, a kto by nie posłuchał, ten dureń, ruski szpieg, zdrajca i co tam jeszcze. O tak, nam jest łatwo oceniać. My nie patrzymy jak hitlerowcy pomiatają Polakami. My nie patrzymy jak zabijają kobiety i dzieci, jak wywożą miliony na śmierć. Nasze dzieci nie ryzykują codziennie śmierci z rąk zwyrodnialca w mundurze SS po prostu wychodząc na ulice. My nie wiemy jak to jest. My sobie nie wyobrażamy nawet, jaką wściekłość czuli Warszawiacy i jaką bezradność. Nie mamy żadnego prawa oceniać ich decyzji. Kto tego nie rozumie, tego trudno mi nawet nazwać człowiekiem.

 

Karność, posłuszeństwo, albo to armia, albo zbieranina. Tego typu idiotyzmy. Czy tak postrzegacie żołnierzy? Czy najlepszym żołnierzem jest pozbawiony uczuć android? Czy najlepiej walczą maszyny? Jakim prawem jedną gębą wymagacie od żołnierza bycia odważnym, wiary w zwycięstwo, walki w imię idei – a gdy naturalnym, ludzkim odruchem jest walczyć bez względu na koszty w obronie swojego miasta, w obronie dzieci codziennie ginących na ulicach tylko za bycie Polakami to wtedy co? Wtedy nagle się okazuje, że żołnierz ma być robotem bezdusznie patrzącym na wszystko, bezdusznie wykonującym rozkazy.

 

Fakty zresztą były inne niż je się przedstawia. Powstanie nie wybuchło de facto z inicjatywy dowództwa AK. Celem planowanego powstania było oswobodzenie stolicy dosłownie na chwilę przed decydującym uderzeniem wojsk radzieckich w celu udaremnienia Stalinowi zainstalowania w Warszawie marionetkowego rządu. Czyżby przeciwnicy powstania twierdzili, że to był bezsensowny cel?

 

Cała zawierucha rozpoczęła się samowolnym wydaniem przez płk. Chruściela (ps. „Monter”) rozkazu mobilizacji. Zostało to zrozumiane jako wybuch powstania. Gen. „Bór” Komorowski unieważnił ten rozkaz, ale się spóźnił. Żołnierze AK stawili się na miejsca zbiórek i ich nieobecność w pracy i w domach nie pozostała niezauważona. Gen. Komorowski musiał chronić swoich żołnierzy przed skutkami dekonspiracji. Myślę, że po prostu nie docenił tego, jak bardzo napięte są nastroje w Warszawie. Mógł już tylko albo wycofać zdekonspirowanych żołnierzy poza Warszawę, zrezygnować z powstania i prawdopodobnie całkowicie utracić szacunek żołnierzy – albo nakazać wybuch powstania.

 

Armia Ludowa kontratakuje?

 

Komuniści przez wiele lat deprecjonowali sens Powstania Warszawskiego. Utrzymywali też kłamliwie, jakoby to oni wzięli na siebie najtrudniejsze walki. Opisał to pan Leszek Żebrowski na swoim blogu. W tym kontekście ciekawą uwagę rzucił Łażący Łazarz w jednym ze swoich komentarzy.

 

(…) co by było gdyby AK nie rozpoczęło Powstania, a w gorącej Warszawie (podjudzanej dodatkowo przez Moskwę) sygnał dała Armia Ludowa? [źródło]

 

No właśnie. Powstania chciała wtedy Warszawa. Więc gdyby nie wywołała jej AK, to zapewne wywołałaby Armia Ludowa. I przy okazji powstania wcieliłaby w życie swój zbrodniczy plan wyrżnięcia w pień konkurencji pod przykrywką walki z Niemcami. Czy ktoś na serio jest taki naiwny by twierdzić, że warszawiacy nie poszliby za komunistami? A gdyby tak się stało, jak by się to odbiło na dalszych wydarzeniach? Czy na pewno bylibyśmy teraz wolnym krajem? Czy na pewno ZSRR by upadł?

 

Jak by wpłynął na nasze postrzeganie II Wojny Światowej fakt, że powstanie w Warszawie wywołali komuniści? Bez wątpienia o oddziałach AK które by się przyłączyły potem, nikt by dziś nie pamiętał. A jeśli, to raczej by dominowało przekonanie, że AK nie chciała walczyć z Niemcami.

 

Sytuacja w Warszawie była tak napięta, że tak czy inaczej wybuch powstania był nieunikniony.

 

Powstanie Warszawskie przyniosło śmierć minimum około 215 tys. Polaków i zniszczenie całej stolicy.” [źródło]

 

Czy zimnokrwiści przeciwnicy Powstania Warszawskiego mogliby mi wyjaśnić, jakiż to interes miałby Hitler w pozostawianiu stolicy znienawidzonej Polski nietkniętej w obliczu nadciągających Rosjan? Po co? Żeby Rosjanie mieli gdzie się ogrzać, odpocząć i odnowili siły? To przecież oczywiste, że Warszawa i tak by została zniszczona. Nie ma powodu, by tak się nie stało.

 

Istnieje naiwny pogląd, że Hitler nic by nie zrobił, gdyby go nie rozdrażniono powstaniem. Jest w tym mniej więcej tyle sensu, ile byłoby w twierdzeniu, że wystarczyłoby oddać Hitlerowi ten korytarz eksterytorialny i nie byłoby II Wojny Światowej. Zaskakujące, ludzie uznający za oczywiste to, że Stalin i tak by nie pomógł powstańcom jednocześnie pomijają całkowicie oczywistość tego, że Hitler i tak by zrównał z ziemią Warszawę, a mieszkańców by wybił.

 

Zdrajcy

 

Kierownictwo AK podejmując w sierpniu 1945 decyzję o wyjściu z konspiracji argumentowało to podobnie, jak teraz przeciwnicy Powstania argumentują jego bezsensowność. Zbędny rozlew krwi. Sowieci chcą się dogadać, więc po co z nimi walczyć. Na te argumenty dobitnie odpowiedział Stanisław „Warszyc” Sojczyński w liście do Komendanta Obszaru Centralnego Armii Krajowej w Warszawie.

 

Po dokładnym zanalizowaniu treści deklaracji Pana z dnia 8.08.1945r. o wyjściu z konspiracji AK, dochodzi się do tragicznego wniosku; powtórzył się wrzesień 1939 r., a wodzowie znów uciekli lub zdradzili. Okazuje się, że pewien procent wyższych oficerów AK jest faktycznie, jak nam to czerwoni zarzucają, zdeprawowanymi „sanatorami”, którzy ponad wszystko przedkładają żłób. Za co i w jakiej sytuacji usiłuje nas Pan, Panie Pułkowniku, sprzedawać? Nawet nie poczuwa się Pan do najelementarniejszej wdzięczności w stosunku do podwładnych. Wszak to, że czerwoni chcą z Panem pertraktować, że zrezygnowali z wytwarzania „linii podziału między górą a dołami AK”, nie jest zasługą Pana, ani też żadnego z generałów czy pułkowników AK, tylko osiągnięciem tych tysięcy szarych bojowników, którzy wbrew blamażowi wyższych dowódców nie zrezygnowali z walki o słuszne postulaty Narodu Polskiego, a którym chce Pan podstępnie odebrać broń. Czyn Pana jest najzwyklejszą zdradą, trudno bowiem przypuszczać, aby Pan nie umiał myśleć, nie orientował się w wewnętrznej sytuacji Polski i AK, nie zdawał sobie sprawy z zadań, jakie się nam same w jaskrawy sposób narzucają. Mówi Pan w deklaracji o Honorze, o rozumnym kierownictwie, o dobru Państwa, o pracy dla Sprawiedliwej i Demokratycznej Polski - i jednocześnie przekreśla Pan się swym czynem dla tych wszystkich wzniosłych ideałów. Bardzo żałujemy, że podstępne aresztowanie 16-tu czołowych działaczy AK i osadzenie ich w Moskwie wśród okoliczności wołających o pomstę do nieba, niczego niektórych Panów majorów, pułkowników i generałów AK nie nauczyły, że jedynym naturalnym odruchem u nich było nierycerskie poddanie się panice i rezygnacji.

List ten daje ponury obraz rzeczywistości w AK. Przecież w Powstaniu Warszawskim nie ginęli członkowie dowództwa. Ginęli w nim szarzy żołnierze. Gdyby nie Powstanie Warszawskie i bezczynność Armii Czerwonej to należy przypuszczać, że dowództwo AK byłoby jeszcze bardziej skłonne do rozmów z komunistami.

 

Znane są przynajmniej dwa nazwiska stronników Stalina w dowództwie AK. Były oficer rosyjskiej piechoty gen. Albin „Łaszcz” Skroczyński oraz były podporucznik rosyjskiej artylerii gen. Stanisław „Erazm” Tatar. Ten drugi przypieczętował swoją zdradę przywożąc Cyrankiewiczowi część zdeponowanego w Wielkiej Brytanii przedwojennego Funduszu Obrony Narodowej.

 

Powstanie Warszawskie było aktem odwagi, oddolną inicjatywą prawdziwych patriotów w celu dania jasnego sygnału, że o Polskę trzeba walczyć do końca. Jak zauważył słusznie Łażący Łazarz, my Polacy nie mamy silnego lobby, nie mamy banków, mediów i megakoncernów w swoich rękach. Nas nie stać na wielką armię.

 

Łazarz ma rację. Dla nas jedynym sposobem wywierania presji na wielkich tego świata jest się bić, bić się do ostatniego żołnierza, do ostatniej kropli krwi. Dla nas najlepszą taktyką obrony jest danie do zrozumienia, że będziemy walczyć do końca, że każda ulica i każdy dom będą naszą twierdzą, że słowa „Roty” traktujemy śmiertelnie poważnie. Niemcy i Rosja nie chcą nas zniszczyć, ale przejąć nasz kraj. Jeśli będą przekonani, że nie da się Polski podbić w racjonalnym stanie, nie będzie im się opłacało wydawać pieniądze najpierw na wojnę, a potem na odbudowę podbitego kraju i do tego na walkę z partyzantką.

 

Kto wie, gdyby kierownictwo AK nie zdradziło swoich żołnierzy, gdyby nie było rozkazu dekonspiracji tylko płynne przejście z walki z Niemcami do walki z sowieckim okupantem, być może Stalin w końcu by stwierdził, że nie warto. Być może nie byłaby konieczna ofiara Kopalni „Wójek” i Stoczni Gdańskiej. Być może nie oplatałaby teraz Polski siatka układów, znajomości, pokątnych interesów i niejawnych powiązań. Być może żylibyśmy w innym kraju gdyby komuniści bali się, że w każdej chwili może przyjść ktoś z AK i strzelić im w łeb za zdradę.

 

Naród żyje legendami. Legendarni ludzie, wydarzenia, heroizm powstańców i bohaterstwo żołnierzy są dla Narodu niczym powietrze do oddychania. Wielu ludzi zginęło w Powstaniu Warszawskim, być może z militarnego punktu widzenia niepotrzebnie. Ale dzięki temu powstał mit, którego zniszczyć się nie da.

 

Więc zakończę słowami bohatera filmu „V jak Vendetta”. „Pod tą maską kryje się coś więcej niż twarz. Kryje się pod nią też idea. A idee są kuloodporne.” Powstańcy nie zginęli od kul Niemców. Oni zginą dopiero wtedy, gdy ich idee zostaną zapomniane.

Brak głosów