Uchwała szkolna na dzień 17 września
Starożytne przysłowie mówi: "Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta". W szkole, do której chodził Łukaszek, miało miejsce zdarzenie, które pozwala sformułować następującą teorię: gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci wychodzi jak Zabłocki na mydle.
Zaczęło się od tego, że dnia siedemnastego września wszyscy uczniowie zostali zwołani do auli szkolnej na uroczysty apel. Niestety, uroczysta atmosfera została zepsuta już na samym początku a to za sprawą niezawodnej w tej dziedzinie klasy piątej a. Tym razem była to dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza. Kiedy wszyscy uczniowie stanęli na parkiecie auli, a pan dyrektor w otoczeniu grona pedagogicznego podszedł do mikrofonu, podniosła grzecznie rękę i odezwała się pierwsza:
- Mam pytanie. Czy my często będziemy zwoływani na te idiotyczne apele? Bo już któryś dzień z rzędu nie ma lekcji. A przypominam, że...
- A czy ja pozwoliłem ci się odezwać? - skontrował pan dyrektor.
- Nie, ale...
- Milcz, jak pan dyrektor mówi!!! - ryknęła pani wicedyrektor. Czuła, że jej pozycja w szkole słabnie, a to głównie za sprawą piątej a. Próbowała więc zyskać uznanie w oczach pana dyrektora.
Melissa, przewodnicząca piątej a podniosła rękę.
- Chcesz coś powiedzieć? - spytał pan dyrektor.
- Tak. Bo ja...
- Milcz jak pan dyrektor cię pyta!!! - ryknęła ponownie pani wicedyrektor. Pani pedagog zachichotała przesadnie, a pan dyrektor przypomniał pani wicedyrektor, że to nie wojsko. I poprosił Melissę, by kontynuowała.
- Ja uważam - powiedziała gniewnie Melissa - że najpierw trzeba takie wnioski zgłaszać do przewodniczącego klasy i tylko przewodniczący klas mogliby się odzywać w czasie apelu.
- Słuchaj no - powiedziała rozeźlona dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza. - Wiem, że marzeniem twojego życia jest zmienić i płeć i przyczepić sobie ten... wstrętny męski organ. Do tego nie trzeba się uczyć. Ale tak się akurat składa, że ja chcę się uczyć. Bo ja chcę iść na medycynę.
- Biedna kujonka - rzekła z politowaniem Melissa.
- Pójdę na chirurgię. Może nawet ja cię będę operować? Ja mam zapisanych wszystkich - oznajmiła triumfująco dziewczynka. - Ja mi ktoś z was trafi pod skalpel, to ja mu zawiążę jelitka na supełek. I jak będzie srał uszami to zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni!
- Co to za klasa? - spytał pan dyrektor.
- Moja - bąknęła młoda pani od polskiego. - Piąta a.
- Czy ktoś z was wie dlaczego się tu zgromadziliśmy? - spytał pan dyrektor.
- Jest jakaś rocznica - odparli apatycznie uczniowie.
- No, ale jaka?- zachęcał pan dyrektor.
- Ja wiem - zgłosił się Łukaszek. - Jest rocznica jak Związek Radziecki napadł na Polskę podczas naszej wojny z Niemcami. I nas pobili we dwóch na jednego.
- To było kiedyś! - krzyknął pan dyrektor.
- No, dawno, dziadek mi mówił, jakieś siedem dych do tyłu, czy coś...
- To było kiedyś - kontynuował pan dyrektor. - Kiedyś była obchodzona taka rocznica! Ale jest to niepolityczne, niepatriotyczne, niebezpieczne i niepotrzebne!
- Trzy lata temu - kontynuował pan dyrektor trzęsącym się z gniewu głosem - dzięki wielkim staraniom naszego prezydenta Konisława-Bromorowskiego nastąpiła ugoda polsko-rosyjska. I to ją dziś będziemy świętować!
- A co z napaścią? - spytał Łukaszek.
- Nie ma! Nie świętujemy! Wybaczyliśmy!
- Uważam - wtrąciła się pani pedagog - że uczniowie lepiej to zrozumieją, jeśli napiszą spontaniczny list poparcia. Albo uchwałę szkolną!
- Bardzo dobrze - pochwalił ją pan dyrektor, a pani wicedyrektor spojrzała na nią z nienawiścią. - A kto ją napisze?
- Ja wiem! - zareagowała błyskawiczni pani wicedyrektor, która wyczuła szansę dla siebie. - Piąta a!
- Nie - jęknęła młoda pani od polskiego i ukryła twarz w dłoniach. Pani wicedyrektor spoglądała na piątą a triumfującym wzrokiem mówiącym: "zniszczę was!".
- Niech się pani tym zajmie po apelu - poprosił ją pan dyrektor i uśmiech pani dyrektor zniknął niczym obietnica polityka.
Po apelu pani wicedyrektor zawołała piąta a i zasiadła nad kartką papieru.
- Musimy napisać uchwałę, jak to dobrze, że jest ugoda, bo wybaczyliśmy - przypomniała klasie.
- Co wybaczyliśmy? - spytał Gruby Maciek.
- Nnno... - zastanowiła się pani wicedyrektor.
- Uważam, że trzeba by to spisać - zaproponował Łukaszek. I pod kierownictwem pani wicedyrektor powstała piękna uchwała. Piąta a napisała, że w zawartej trzy lata temu ugodzie polska wybaczyła Rosji:
- próbę podboju w tysiąc dziewięćset dwudziestym roku
- zdradziecką napaść w tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym roku
- zabicie oficerów w Katyniu i innych miejscach
- zajęcie w tysiąc dziewięćset czterdziestym czwartym i piątym roku
- katastrofę lotniczą w Smoleńsku
- i wiele innych rzeczy
Pani wicedyrektor spisała to wszystko i zaniosła panu dyrektorowi. Pan dyrektor ładnie to przepisał do komputera i przesłał pocztą elektroniczną do kuratorium. Po kwadransie zadzwonił telefon.
- Dzwonię z kuratorium w sprawie uchwały - powiedział ktoś, a potem już tylko krzyczał:
- Co to jest?! Co to miało być?! Czy wy jesteście przy zdrowych zmysłach?! Czy wy wiecie, że takimi nieprzemyślanymi działaniami możecie podważyć przyjaźń pomiędzy narodami?! I po co to komu?! W czyim interesie?! Chcecie na nowo skłócić Polskę z Rosją?! Nie wystarczy już, że inni szatani nieustannie judzą i jątrzą?!
- Chcieliśmy podkreślić ugodę i wybaczenie - tłumaczył się pan dyrektor.
- Jakie wybaczenie?! Za co?! Przecież jeśli mielibyśmy wybaczyć to, co tam napisaliście, to oznaczałoby to, że Rosja jest temu winna!! Co wy w ogóle sugerujecie?! Że Rosja odpowiada za katastrofę lotniczą w Smoleńsku?! Albo za mord oficerów polskich w Katyniu!? Czy wy macie z gorem?!
- Tak! to znaczy nie... - pocił się przy słuchawce pan dyrektor.
- Natychmiast załatwcie tą sprawę!
Pan dyrektor poprosił do swojego gabinetu obie panie.
- Dostałem telefon z kuratorium - zaczął bez zbędnych wstępów. - Opier... Skrytykowali naszą... Waszą uchwałę. Ile ja się nasłuchałem! Za was!
- Jak to: za nas? - oburzyła się pani pedagog. - Przecież ja nie pisałam tej uchwały!
- To był pani pomysł - zauważyła cierpko pani wicedyrektor.
- Do samego pomysłu nikt nie miał zastrzeżeń - odparła z uśmiechem pani pedagog. - Jedynie co do treści niektórych zapisów. A pisała pani, koleżanko.
- Pisałam tak, jak odpowiadali uczniowie - broniła się pani wicedyrektor.
- A więc to pisali uczniowie - ucieszył się pan dyrektor. - Trzeba było tak od razu!
I pchnął do kuratorium kolejnego maila. Napisał w nim, że owa uchwała była spontanicznym wybrykiem grupki uczniów i że winni zostaną oczywiście surowo ukarani.
W tym czasie piąta a nawet nie wiedziała, że była blisko spowodowania konfliktu na skalę międzynarodową i spokojnie okładała się workami na kapcie od wuefu.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1060 odsłon