Sposób na szpital

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Łukaszek nie wracał.
- Już dawno powinien przyjść ze szkoły! - irytowała się babcia Łukaszka. - Ile razy można odgrzewać zupę?!
- Raz? - spytała niepewnie siostra Łukaszka, po czym została wyrzucona za drzwi. Ale ze względu na jej rozpaczliwe krzyki pozwolono jej wrócić i dokończyć obiad.
- A Łukasza nadal nie ma - zasępiła się mama. - To wszystko wina opozycji. Gdyby partie, które rządziły dawno temu pobudowały autostrady...
- Zaraz będzie ciemno - zaniepokoił się tata Łukaszka. - Może zadzwonię na policję...
- Oj, lepiej nie! - wystraszyła się babcia Łukaszka. - Jeszcze go zastrzelą!
I kto wie jak ta dyskusja by się potoczyła, gdyby nie to, że wszedł Łukaszek.
- O której to się wraca do domu? - zapytał niezdowolony tata Łukaszka. - Nie będę za tobą czekał nie wiadomo ile czasu, żeby ci odrobić matematykę!
- Nie wiedziałem która godzina...
- Co? Przecież masz zegarek! I komórkę!
- No właśnie nie mam. Okradli mnie.
Hiobowscy zaniemówili. Pierwsza ocknęła się mama Łukaszka.
- Co za skandal! Do czego doprowadziła ta opozycja! Żeby w dwudziestym pierwszym wieku dzecko okradało dziecko!
- Jakie dziecko???
- No to ze szkoły, przecież w szkole cię okradli, prawda?
- Nic podobnego! W szpitalu! - zakrzyknął Łukaszek.
Hiobowscy zamilkli skonsternowali.
- No i masz - odezwała się scenicznym szeptem babcia Łukaszka. - Zawsze mu przepowiadałam, że od tego wszystkiego sfiksuje.
- Który szpital??? - chciał wiedzieć dziadek Łukaszka. - Mam nadzieję, że nie zakaźny?!
- To klinika dla długo chorych na sąsiednim osiedlu - wyjaśnił Łukaszek.
- Coś ty tam robił??? Kto cię okradł??? Lekarze???
- Poszliśmy całą klasą. I okradli nas pacjenci. Nas wszystkich. Wszyscy pacjenci.
- Przecież ci pacjenci są w śpiączce - wtrąciła się babcia Łukaszka.
- Rozumiecie coś z tego? - mamie Łukaszka czaił się pytajnik w oczach.
- Ja chyba zaczynam rozumieć - tata Łukaszka siadł powoli w fotelu po czym gwałtownie wstał i skrzyczał siostrę Łukaszka za odstawianie talerzy po zupie gdzie bądź.
- Czy ja się wreszcie dowiem co to za idiotyczna historia z tym szpitalem? - zdenerwował się dziadek Łukaszka.
- Sprawa jest bardzo prosta - tata Łukaszka wzruszył ramionami. - Taaaak... Słyszałem o takim przypadku. Podobno tak zrobiła przychodnia w Pawełkowicach... Orientujecie się ile na przykład wynosi miesięczna stawka żywieniowa w szpitalu?
- Pięćdziesiąt euro - odparła głuchym głosem babcia Łukaszka, która z racji swego wieku była z tematyką zdrowotną bardzo na bieżąco.
- Więc robi się tak... Zaprasza się jakąś grupę ludzi do szpitala i pacjenci ich okradają, a po tym przestępstwie...
- Momencik - wciął się dziadek Łukaszka. - Ale u nas kradzież to nie przestępstwo!
- Jest - odparła mama Łukaszka. - Po wakacjach była nowelizacja ustawy. Obecnie kradzież poniżej stu euro to przestępstwo, a powyżej to wykroczenie.
- ...a zatem - kontynuował tata. - A zatem wszyscy pacjenci powinni być aresztowani i osadzeni w więzieniu. Ale się nie da. Więzienia przepełnione, pacjenci są poza tym chorzy i muszą się przecież leczyć na miejscu. Zatem jedynym wyjściem jest zamiana szpitala w więzienie. Wtedy szpital przechodzi spod gestii samorządu pod zarząd służb więziennych. A ile wynosi miesięczna stawka żywieniowa w więzieniu?
- Pięćset euro - odpowiedziała mama Łukaszka.
- Tak jest! Niezły plan ktoś wymyślił!
- Mam nadzieję, że coś z tego wyniosłeś - powiedziała babcia.
- O tak, ja nie taki głupi - zapewnił z uśmiechem Łukaszek. - Dostałem kupon upoważniający do wizyty u endokrynologa... Państwowej... Z funduszu... Jeszcze w tym roku.
Mamie i babci zaświeciły się oczy.
- Ciężko się namęczyłem, aby go zdobyć i teraz nie oddam go tak łatwo - kontynuował Łukaszek. - Robimy licytację.

Brak głosów