Sequel "From Russia With Love", część 6, ostatnia
Z góry narastał gwizd. Przerażony chłopak umknął, a komandor Bomes Jand wyszedł powoli na podwórko. Ludzie miotali się w panice po wsi. Na niebie czerniał niewielki punkt, który szybko się powiększał, a nawet dorobił malowniczego wianuszka płomieni.
- Szatan! - krzyczał jakiś pan ubrany na czarno z białą wypustką pod szyją.
- Gwałcą! - darła się jakaś tęga jejmość.
- Kometa - rzekł zrezygnowanym głosem jakiś staruszek i siadł koło Janda. - I po cholerę ja przez te wszystkie lata odkładałem na najlepszej lokacie w banku (product placement)?
Gwizdało coraz bardziej aż w końcu zrobiło się ciemno i coś z potworną siłą pierdyknęło o ziemię. Kiedy opadł kurz i liście z zeszłorocznej jesieni Jand zauważył, że na miejscu jego samochodu, domu i wszystkich pilotów do tv, które były w tym domu leży kupa pogiętego żelastwa.
- Co to jest? - spytali wszyscy zaskoczeni.
- Ani chybi satelita - pomyślał Jand. - Okazało się, że ten pilot do broni działa. Może to i dobrze, że go już nie ma.
Miejscowi nieufnie obchodzili szczątki satelity, aż nagle jeden ukląkł i zaniósł się dziękczynnym modłem skierowanym gdzieś w niebiosa. Do Janda i staruszka podszedł jakiś młody facet.
- Stasiek oszalał - pokazał modlącego się. - Uważa, że Bóg wreszcie wysłuchał jego modłów. Stasiek złom zbiera...
- Żaden Bóg - włączył się do rozmowy Jand. - To rosyjski satelita. Strąciłem go przypadkowo tajną bronią do strącania...
Wszyscy zamilkli i popatrzyli w jego stronę.
- Obcokrajowiec, ani chybi - rzekł jakiś mężczyzna o piskliwym głosie. - Panie ! Proszę jako kogo, tu nie miejsce na teorie spiskowe! Ruski satelita! Tak wziął i spadł! Akurat w naszej wsi!
- To co się stało pańskim zdaniem? - zdenerwował się Bomes, bo nie lubił, gdy ktoś go lekceważył.
- Maszt od remizy się przewrócił - rzekł autorytatywnie facet. Jand spojrzał na kupę pogiętego żelastwa, potrzaskane baterie słoneczne i wyraził swą wątpliwość. Zakrzyczeli go.
- Co pan pierniczysz! Gdzie pan widzisz tego satelitę! W tym kraju nie ma miejsca na spiski, na spadające satelity! To maszt od remizy!
I tak wszyscy na Janda napierali, że ten się wreszcie zgiął mentalnie i przyznał im rację.
- No! To wreszcie możemy zaczynać weselisko! - krzyknął jakiś wąsacz i wszyscy zaczęli otwierać butelki z przezroczystym płynem marki (product placement). Janowi też dali do spróbowania. Strasznie paliło w gardle, ale zaraz też jakoś przyjemnie zaszumiało w głowie, wzrok się wyostrzył a i siostra panny młodej jakoś tak mu wpadła w oko. Romans?
- Zje pan ciasta? - zapytała siostra panny młodej podchodząc do niego z talerzem ciasta. Jand skinął głową a ona nałożyła mu jakieś ciemne ciasto. Wyjął komórkę i zadzwonił do centrali.
- Money Eurocenty? - rzekł lekko ochryple. - Powiedz szefowej, że się spóźnię. Tak. Samochód? E... Jest rozbity. Nie uwierzysz, ale przewrócił się na niego maszt od remizy. No, wiedziałem, że mi nie uwierzysz...
Siostra panny młodej zauważyła, że Jand nie je ciasta i krzyknęła:
- Szybciej, bo murzynek panu stygnie!
- Już - odparł posłusznie Jand i wyłączył telefon.
Na drugim krańcu Europy panna Money Eurocenty siedziała z pikającą komórką w ręce. Dawno temu wyemigrowała z Małego Europejskiego Kraju Pełnego Wielkiej Nienawiści i jeszcze rozumiała tamten język. Zrozumiała więc co owa kobieta krzyknęła do Bomesa Janda.
- Murzynek mu stygnie! - załkała szarpiąc zębami elegancką chusteczkę. – A ja mu byłam wierna! Co za świnia!
Film się skończył.
- Echh... - westchnęli Hiobowscy i zanim zdążyli skomentować na ekranie pojawił się spiker i zapowiedział:
- Już za tydzień kolejny sequel przygód Bomesa Janda pod tytułem "The spy who loved UE". A już za chwilę "Gwiazdy tańczą na wodzie". Czy Klmund Edich przejdzie do półfinału?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1151 odsłon