"SBalladyna", część druga, ostatnia

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Łukaszek razem z mamą wybrali się na balet, który miał pełnić rolę lektury szkolnej.
- Jaka to tam lektura - marudził dziadek.
- "Balladyna" - odparła dumnie mama.
- Po przeróbkach? Nawet tytuł zmienili...
Mama ubrała się elegancko, ubrała też elegancko syna, spakowała do torebki same niezbędne rzeczy i tata zawiózł ich na miejsce. W miarę zbliżania się do budynku liczba samochodów gęstniała, a i marki aut trafiały się coraz lepsze.
- Co tu się dzieje?! - tata, zły, szarpał za kierownicę.
- Kulturalni ludzie jadą na balet... - zaczęła mama, ale tata jej przerwał:
- Wiemy, wiemy, o Midamie-Achniku!
Kulturalni ludzie zajeżdżali sobie drogę, trąbili i jechali prosto z pasa do skrętu w prawo. Tacie udało się dotrzeć pod budynek i wysadził tam swoich pasażerów, a sam zawrócił (przez podwójną ciągłą) i slalomując pomiędzy innymi autami pognał jak szalony do domu.
Mama Łukaszka i Łukaszek weszli do środka i mama zachłysnęła się wielkim światem. Na balet przyszli nie tylko uczniowie z opiekunami. Pojawili się też i dorośli osobnicy wyglądający na autorytety, dzierżący pod pachami egzemplarze "Wiodącego Tytułu Prasowego". Były też dostojne osoby mówiące w zagranicznych językach. No i oczywiście dziennikarze.
Gdyby mama wierzyła w niebo, byłaby w niebie.
Zasiadła z synem na wygodnych fotelach i rozpoczął się spektakl. Na samym początku mama zorientowała się, że Łukaszek ukradkiem esemesuje, więc skonfiskowała mu komórkę. Zrozpaczony syn z desperacji zaczął oglądać balet i nawet mu się trochę spodobał. Wizualnie.
- Fajnie fikają - powiedział do mamy.
Mama nie słyszała. Otworzyła oczy, otworzyła uszy, otworzyła usta i chłonęła akcję całą sobą. A akcja przedstawiała się następująco:
Były sobie dwie siostry: SBalladyna (starsza) i IPeNina (młodsza). I pewnego razu do wsi, w której mieszkały zjechał piękny, młody królewicz.
- Midam-Achnik - szepnęła mama Łukaszka w ekstazie.
Królewicz nazywał się Kik-Kor. Szukał swej oblubienicy, ale kiedy zjechał do wsi z Paryża to IPeNiny nie było w najśmielszych planach. Monopol na królewicze miała tylko SBalladyna. Ale Kik-Korowi się nie spodobała. Szczerze powiedziawszy - nie wyglądała tak jak chciał. Zaproponował SBalladynie, żeby zapuściła włosy i powiększyła sobie biust. SBalladyna odmówiła - niby z jakiej racji skoro i tak była jedyną panną na wydaniu? Ale Kik-Kor wybrał celibat głosząc, że w sumie to on i tak to planował, bo on się ze złymi kobietami nie zadaje. A SBalladyna była zła. Wszystkich szpiegowała, o wszystkim wiedziała, a co więcej, przylać potrafiła albo i ukatrupić kogoś.
Kik-Kor z pozycji "ufarbuj włosy i powiększ biust" ewoluował do pozycji "idź precz oprawco". Skończyło się to tym, że SBalladyna straciła cierpliwość i uwięziła Kik-Kora w swoim domu. Nie na długo zresztą, bo SBalladyna podupadła na zdrowiu i podpadła reszcie wioski. Kik-Kor wkrótce opuścił swoje więzienie i - co ciekawe - zaczął uspokajać wzburzony tłum. Że ta SBalladyna nie taka straszna, a w ogóle ma ładny dom i fajnie się z nią rozmawia o sztuce. SBalladyna oświadczyła, że zrzeka się wszystkich funkcji w wiosce, wycofuje się z marzeń o ślubie i w ogóle żeby się wszyscy od niej odpieprzyli.
Wkrótce pojawiła się we wsi nowa przedstawicielka płci pięknej. IPeNina, młodsza siostra SBalladyny, o wiele lat młodsza. Kik-Kor poczuł do niej mięte i zaproponował wspólne zbieranie malin. Ale w maliniaku sytuacja dojrzała na tyle, że Kik-Kor zasugerował wspólne zwiedzanie jaskini. A tam w tej jaskini z IPeNiny wyszło zwierzę i zadała Kik-Korowi cios prawie śmiertelny - zakwestionowała jego przeszłość! Że niby nie walczył z SBalladyną na poważnie, a skrycie był jej kochankiem! Zażądała dowodów, potwierdzeń, papierów! Tego Kik-Kor znieść nie mógł. Wrócił do wsi i połączył swój los z SBalladyną.
- Jak ja lubię happy endy - wzruszona mama Łukaszka ocierała łzę.
- Podobało ci się? - zapytał zdegustowany Łukaszek.
- E... Y... No, nie wiem... - kręciła mama. - Najpierw muszę przeczytać recenzję w "Wiodącym Tytule Prasowym"...
- Bo napiszesz za mnie wypracowanie - oświadczył bezczelnie Łukaszek.
- Że co? Że jak? A dlaczego ty nie możesz sam napisać?
- Nie widziałem całego baletu. Przysnąłem jak ten Shrek poszedł ze smoczycą na maliny...

Brak głosów